Prawo jazdy

31 Maja Góra Sprawiedliwości 

19:00

-Szwagier, gdzie jest białe wino?

-Spytaj swojego męża, Arti

-Mój mąż nie pije.

20:00

-Panowie, temu trzeba przywalić w ryj 

21:00

-Jak to? Ja nie zrobię? Ja?!

-Conner odłóż ten wałek 

-Potrzymaj mi piwo!

23:59

-Artemis już wychodzisz?

-Tak, Wally proszę przypilnuj, żeby ta hołota się nie pozabijała

2:00

-Nazywali go marynarz, bo opaskę miał na oku... 

2:30

-Zakład, że zmieszczę się cały do piekarnika?

-O dwie flaszki!


1 Czerwca Happy Harbor 4:30

Wally zmęczony po kilku godzinnej imprezie (na której jak to oczywiście przystało na dorosłych alkoholu nie zabrakło) położył się zmęczony w łóżku starając się nie zbudzić małżonki.

-Śmierdzisz alkoholem - jednak się nie udało...

-Ciesz się, że tylko tym. Conner prawie narzygał mi na buty - odpowiedział odwracając się w jej stronę.

-Nie wiem jakim cudem chce ci się siedzieć z tymi pijakami tak długo, no zrozumiała bym gdybyś jeszcze sam mógł...

-Artemis - mruknął Wally obejmując ją - narobiłem telefonem mnóstwo kompromitujących fotek i filmów. Tak łatwo ich nie usunę. 

-Wieczne dziecko...

-Mogę ich tym szantażować do końca życia, a kredyt za mieszkanie musimy jakoś spłacić - zaśmiał się.


1 Czerwca Góra Sprawiedliwości 11:43

Rozpoznano: Cyborg A 27

Victor włączył z powrotem swoją komórę. Takie słabe urządzenia strasznie się przegrzewają, gdy przechodził się z nimi przez platformę ZETA. Na umówione spotkanie z Dickiem przyszedł trochę wcześniej, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało.

Obaj mili jechać w miejsce o którym marzy każdy mężczyzna... do salonu aut. Nie byle jakich, Batman zgodził się, aby młodsza Liga została zaopatrzona w nowiutki sprzęt. Dwa samochody terenowe, kilka sportowych, helikopter i dwie łodzie podwodne. Za resztę jaka zostanie Vic i Dick uznali, że nakupują bezzałogowe drony, trochę sprzętu szpiegowskiego i może jakich spadochrony. Nigdy nie wiadomo co może się przydać.

-UWAGA!

Jego radość z nadchodzących zakupów przerwał chłopięcy krzyk dochodzący zza jego pleców. Wyćwiczony latami treningów kucnął w mgnieniu oka i wycelował działo w ręce w stronę wroga.

Jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić nad jego głową przeskoczyła biała, włochata masa lądując tuż za jego plecami. Gigantyczny Wilk, przypominający groźnego mutanta wbił zęby w niczego nieświadomą piłkę od rugbów.

-Koleś, uważaj! - krzyknął Victor wymachując działem plazmowym. 

-Wybacz - zaśmiał się Garfield - Wilk nie dawał mi spokoju, postanowiłem mu trochę porzucać - chłopiec na chwilę przerwał mrużąc lekko oczy - podobne jesteś niezły w rugby.

Propozycja młodego była nie do odrzucenia. Zielony jakimś cudem wyrwał zwierzęciu piłkę i podrzucił kilka razy ewidentnie wyzywając go na pojedynek. 

-Dzieciaku... nie masz ze mną szans. Zniszczę cię tak, jak ostatnio.

-Przegrany stawia pizzę!

Trafił w czuły punkt. Victor spojrzał jeszcze raz na piłkę w jego rękach. Właściwie to dawno tego nie robił.

-Ja poproszę peperoni - zadeklarował.


1 Czerwca Góra Sprawiedliwości 12:07

Po wiadomej przegranej Garfielda zjawił się Nightwing. Kidy chłopiec dowiedział się jaki jest cel wizyty Cyborga udało mu się ubłagać chłopaków, żeby zabrali go ze sobą. Cała trójka ubrana po cywilnemu właśnie przechodziła przez portal.

-Dick, a właściwie kto będzie pilotował te wszystkie helikoptery i łodzie podwodne - spytał Bestia.

-Jakoś się tego nauczymy - zaśmiał się.


1 Czerwca Góra Sprawiedliwości 12:07

-Artemis! - Jaime wydarł się na całą kuchnię rzucając plecak w kąt - ZDAŁEM!

Blondynka podniosła się z krzesła odstawiając kubek z kawą.

-Serio?! Gratulacje! - ucieszyła się i przytuliła chłopaka.

-Czy ja o czymś nie wiem? - zdziwił się Bart.

-Zdałem na prawko - pochwalił się chłopak. Od kilku tygodniu Artemis pomagała mu przygotować się do kursu pożyczając swój samochód

Bart tylko wzruszył ramionami i mruknął krótkie "świetnie". Kiedy można biegać z prędkością światła poruszanie się po Szczęśliwym Porcie samochodem nie jest dla niego niczym niezwykłym. 

-Co robicie - spytał nastolatek patrząc na stół zarzucony jakimiś paczuszkami i cztery duże kartony w rogu kuchni.

-Dzień dziecka - powiedziała biorąc kolejnego łyka kawy - Pomagam Bartowi w pakowaniu ubrań, jedzenia i jakichś słodyczy dla biednych rodzin.

-Ta, wielka mi pomoc. Stoisz nade mną i mówisz co mam robić - mruknął niezadowolony - chcę to roznieść jeszcze przed wieczorem więc nie wchodźcie mi w drogę.

Chłopak w kilka sekund spakował jeden karton i wybiegł zostawiając za sobą kolorową smugę i silny podmuch wiatru. 

-Dziwię się, że jeszcze wszystkiego nie zjadł... gdzie reszta - Jaime rozejrzał się po pomieszczeniu. Zwykle było tu o wiele głośniej.

-Kac - westchnęła Artemis.

Bart znowu wpadł do pomieszczenia z tą samą prędkością.

-Jaime, skoro masz prawko to pojedziemy na pizze? - spytał.

Chłopak wzruszył ramionami. Może i maił prawo jazdy, ale z samochodem pewnie będzie musiał jeszcze długo poczekać. W takich momentach lepiej mieć pancerz z wbudowanymi skrzydłami. 

-Właściwie to nie jadłam nic od rana - stwierdziła Artemis - może być.





Rozdział wyszedł bardzo słabo, ale yolo żal mi już usuwać te 700 nudnych słów jakie napisałam :/ najbliższy pojawi się...

w bliżej nie określonej przyszłości

ale będzie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top