Dzień Pierwszy- Static
Rozpoznano Static B26
-Witaj w zespole Virgil- powiedziała Cassie z uśmiechem.
-Mów mi Statc- odpowiedziałem poprawiając czapkę.
-Niezłe-zaśmiał się Robin.
Sobota.
Oficjalnie przyjęli mnie do Ligii, jestem na maska podjarany, zajebiście! Idę za Nightwingiem prowadzącym mnie w stronę, jak to nazwał "ich centrum dowodzenia".
-Hej- przywitał się - wy się już pewnie znacie, Virgil twoja ekipa, chłopaki to jest Virgil.
Dzięki za pomoc w nawiązywaniu nowych znajomości... Może nie należę do gatunku introwertyków, ale ich widok trochę mnie speszył. No i nici z pierwszego dobrego wrażenia. Usiadłem na jednym z krzeseł.
-Garfield Logan- zielony chłopak od razu wyciągnął do mnie rękę- to ty razisz wszystko prądem? Nie spinaj się tak- uderzył mnie delikatnie w ramię.
-No... można tak powiedzieć, wiązki elektromagnetyczne- nie wiedziałem nawet o czym rozmawiać, na szczęście oni chyba kończyli jeszcze poprzednią rozmowę.
-No i co jej powiedziałeś?-spytał Bart Tima.
-No, że mi się podoba i jest ładna-odpowiedział.
-I co dalej- rudy chłopak podpierał sobie brodę i patrzył na kolegę wzrokiem znawcy powoli kiwając głową w zamyśleniu.
-Serio myślisz, że Bart jest odpowiednim kandydatem do dawania porad dotyczących związku- spytał ze śmiechem Jaime- ten co półgodziny temu wyznawał miłość salsie od naczosów?
-Kobieta, Żarcie? Nie ma różnicy, oba musisz po prostu kochać- rozmarzył się, powoli kręcąc się na krześle w okół własnej osi .
Minęło parę chwil
-Tak, to jest jeszcze lepszy pomysł!- prawie wykrzyczał Jaime do swoich pleców- powiedziałem to na głos?-zdziwił się, gdy wszyscy na niego spojrzeli.
-Spokojnie, czasami tak ma- uspokoił mnie Bart.
-Często gadasz do siebie?-spytałem.
-Zdecydowanie za często- powiedzieli równocześnie Garfield, Tim wzdychając.
Poniedziałek.
Po apokalipsie z zeszłego tygodnia udało mi się jakoś wytłumaczyć rodzicom moje długie zniknięcie. Siedziałem teraz przy stole jedząc płatki i zastanawiając się, jak powiedzieć im, że zostaję w Lidze na dłużej... Do kuchni weszła moja starsza siostra, jak na prawie osiemnastolatkę jest całkiem spoko, nieźle się odgadujemy.
-Może odłożysz ten telefon przy śniadaniu, już od rana musisz na nim siedzieć?-spytał dość agresywnie zdenerwowany ojciec.
-Dzień dobry tatusiu- zaśmiałem się gdy siostra mu odpowiedziała.
Ogólnie relacje w naszej rodzinie wyglądały tak, że ja i moja siostra po jednej stronie i ojciec po przeciwnej, wygrywała ta po której stanęła mama. Mimo złośliwego taty to ona miała tu decydujący głos.
Mama jest na prawdę spoko, z wyglądu niska i pulchna kobieta z długimi dredami i dużymi ustami która czasami mówi o wiele za głośno, ale wewnątrz jest bardzo wyrozumiała i wrażliwa. Tata pracował w jakieś dużej korporacji której nazwy nigdy nie potrafiłem zapamiętać.
Siostra usiadła, cały czas wpatrzona w ekran swojego smartfona, posłała mi krótkie pytające spojrzenie.
-Wiedzą?- szepnęła nachylając się w moja stronę.
-Jeszcze nie- mruknąłem.
-Widzą o czym?!- aż podskoczyłem gdy moja mama usiadła między nami z Wypłoszem, jej kotem na kolanach- które z was znowu oblało sprawdzian?!- jak już wspominałem, mówiła o wiele za głośno.
Wziąłem głęboki wdech i wytłumaczyłem im propozycję Nightwinga (na którą i tak już się zgodziłem). Mama podczas całej opowieści uśmiechała się półgębkiem co jakiś czas kiwając głową z aprobatą. Ubarwiałem trochę niektóre szczegóły, aby wyjść na bohatera i przymknąłem oko na zagrażające życiu upadki i ataki ze strony kosmitów pomijając najcięższe sceny. Wydawała się zadowolona. Jednak kiedy przeniosłem wzrok na tatę wyglądał jakby miał lada chwila eksplodować.
-Nie. Ma. Mowy- wycedził przez zęby gdy skończyłem.
-Ale jak to- spytaliśmy jednocześnie ja i mama, siostra ulotniła się z kuchni od razu po pytaniu o oblane sprawdziany... no dzięki za wsparcie, nie ma to jak rodzeństwo- uważam, że to bardzo dobry pomysł - dodała mama, bardzo dobrze, mam pięćdziesięcio procentowe poparcie.
-Nie będę płacić jakimś wariatom za uczenie mojego syna skakania przez płotki!- mogłem się tego spodziewać, rodzice mojego taty zginęli gdy zawalił się jeden z mostów. On od zawsze obwinia o to Ligę Sprawiedliwych, ma przez to wielki uraz do bohaterów.
-Ale nie trzeba za to płacić ani grosza!-zaprotestowałem broniąc swojego.
-NIE VIRGIL! MYŚLISZ, ŻE CAŁE ŻYCIE BĘDZIESZ GANIAĆ W TRYKOTACH!? DOROŚNIJ! NIE I KONIEC! Marsz do szkoły!- warknąłem na niego, zabrałem plecak i szybko wyszedłem do przedpokoju- i masz zakaz potykania się z resztą tych psycholi! Jeszcze ci na mózg padnie albo co...
Mruczałem niezadowolony przekleństwa pod nosem, nie powstrzyma mnie. I tak dziś pójdę na trening z Cannary.
-Ocho, to jest mina zbuntowanego nastolatka- siostra stanęła obok mnie kiedy wiązałem buty i podała mi klucze- wyluzuj młody, mama powiedziała że jakoś go przekona. W kuchni właśnie trwa debata wagi państwowej.
-A żebyś wiedziała.
Wyszła z domu. Poczułem się lepiej po tym co mi powiedziała, skoro mama obrała moją stronę jest jeszcze jakaś nikła szansa na wygranie tej wojny.
-Superboy, Marsjanka, Bestia to Grupa Alfa, Zielony Żuk dzwonił z Marsa, potrzebuje pomocy- Kaldur podyktował zadanie pierwszej grupy- Tygrysica, Tszmielica, Mały Flash, Impuls, Strażnik to Grupa Beta, Lex Corp wprowadza Siengański napój pod nową nazwą, potrzebujemy dowodów. Niebieski Żuk, Batgirl, Static, Robin to Grupa Gamma musimy...
-Słuchasz mnie w ogóle?- spytał poddenerwowany mój przyjaciel Rick, bardziej kolega niż przyjaciel, ale w klasie trzymam się głównie z nim- Stary, wyjeżdżasz z rodziną na drugi koniec stanów na kilka tygodni, zarywasz szkołę, a jak już wracasz to nie da się z tobą dogadać! Co się z tobą dzieje? I czemu wszystko co dotkniesz podlega naładowaniu elektrycznemu?
-Tak- odpowiedziałem mimowolnie faktycznie go nie słuchając, pisałem z chłopakami na grupie o misji drużyny Beta, nie miałem głowy do tego, by jeszcze rozumieć do Rick do mnie mówi i to jeszcze przy zgiełku przerwy na korytarzu szkolnym.
-CHOLERA VIRGIL, CZY TY MNIE W OGÓLE SŁUCHASZ?!- spytał opuszczając mi telefon sprzed nosa- i znowu poraziłeś mnie prądem! ZNOWU!
Wzruszyłem ramionami. No bo co miałem zrobić? Chłopaki mają swoich... mentorów? Chyba tak na nich mówią, Robin ma Batmana, Superboy Supermena, Lagaan Aquamena Wonder Girl ma Wonder Women, a ja? Właściwie to Black Light... nie, to nie miało by sensu.
Jednak powinienem zacząć panować nad mocą, jeszcze nieświadomie zrobię komuś krzywdę.
Po lekcjach ruszyłem prosto na przystanek a z niego autobusem do Happy Harbor. W drodze coś sobie postanowiłem, spytam się Black Lightning czy chce zostać moim mentorem, jak nie to trudno. Słyszałem jak komputer automatycznie wyczytuje moje imię i numer.
W salonie, jak zwykle o tej godzinie było tłoczno i wesoło. Grający telewizor, roześmiane głosy zapach lawendy wybrany przez Artemis na ostatnich zakupach rozpościerały się po całym pomieszczeniu. Plecak rzuciłem obok sterty innych należących do reszty chłopaków z drużyny. Najwidoczniej wszyscy już byli na miejscu. Jednak za nim przywitałem się z przyjaciółmi musiałem przynajmniej spróbować, pognałem pędem w stronę centrum Góry, gdzie Liga Sprawiedliwych przygotowywał się do misji.
Dopiero teraz ogarnął mnie stres, w Górze była cała Liga (oczywiści nikt na mnie nie zwracał uwagi, co mimo wszytko dodało mi trochę pewności siebie) nogi miałem jak z waty gdy ruszyłem przed siebie.
Batman tłumaczył coś na wyświetlających się hologramach zgromadzonym w pomieszczeniu członkom. Na szczęście Black Lightning stał z boku między Kapitanem Marvelem a Plastic menem, gdy mnie zobaczył powoli ruszył w moją stronę tak aby nie ściągnąć na siebie wzroku Czarnego Pana.
- Ja tak tylko na chwilę- zawahałem się - w sprawie... mentora.
- Zdecydowany?- spytał uśmiechając się.
- Jeśli mógłby pan...
Przerwał kładąc mi rękę na ramię.
-Mów mi Jeff.
Ostatni rozdział z serii dzień pierwszy, jak się podobało? Wyżej wstawiłam ci również amv z ligi młodych więc obejrzenie jest totalnie obowiązkowe.
Jak się podobała cała seria? Rozdział z kimś konkretnym (poza Jasonem i Dickiem bo oni są już w planach) ci się marzy???
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top