#1 Rozdział 4

Chyba sobie żartujesz! - odkrzyknęłam trochę za szybko - Myślałam właśnie jak mu się odegrać za wystraszenie nas wszystkich!
- Wybaczcie. Nagle źle się poczułem, to pewnie z przejedzenia.. - westchnął Wally - Nie chciałem zrobić z tego takiej afery.
- Nikt cię nie obwinia - Superboy położył mi rekę na ramieniu - Każdemu mogło się zdażyć - wzruszył ramionami.
- Ma ktoś coś do jedzenia?
Wybucheliśmy śmiechem. Musiałam złapać się za brzuch, by nie upaść z bólu. Nie byłam przyzwyczajona do tak dużej dawki śmiech.
West zrobił zbolałą minę - No co, jestem głodny! - Krzyknął ze śmiechem.
Teraz już nawet Robin stanął w miejscu cicho chichocząc. Śmiał się bardzo rzadko, a kiedy w pobliżu był ktoś z poza naszej szóstki przybierał opanowaną postawę. Mój żołądek wydał z siebie bulgot, jakbym była głodna, ale to nie było to. W środku czułam miliony motylków delikatnie gładzących mi brzuszek.
Robin - Wybacz Artemis, ale nie mamy nic do jedzenia.. Musimy iść dalej..
Wodnik - Tu jest strasznie gorąco.. Może zrobimy przerwę? Chce mi się spać.

Naszą rozmowę przerwał huk wystrzeliwanych naboi. Stałam jak skamieniała, zanim zobaczyłam karabiny

- Rozproszyć się! - Robin cisnął w żołnierzy bombą dymną i schował się za którymś z drzew. 

Ja stałam nie rozumiejąc. Zobaczyłam jak pocisk kieruję się w stronę mojej głowy i wylądowałam w ramionach Wally'ego. Kula wbiła się w drzewo za mną, a ja odetchnęłam. Zatrzymaliśmy się minutę dalej i schowaliśmy za drzewem.

- Nic Ci nie jest

- Nic - jęknęłam - Dlaczego ja?

- Bo prawie dostałaś w czoło. Artemis, to że mnie nie lubisz nie znaczy 

- Ja Cię nie lubię? To ty ze mną nie gadasz! - krzyknęłam.

Zakochałam się w Tobie głupku! Ja się w tobie zakochałam..

- Artemis.. Myśli - na jego twarz wstąpił rumieniec - Jesteśmy połączeni.

Zaklęłam pod nosem. 

- Przepraszam, ja - nie dokończyłam bo znów wziął mnie na ramiona. Strzały były tuż za nami, a my pędziliśmy przedzierając się przez drzewa.

- Mały, zwolnij nie możesz tyle biec!

Posłusznie zrobił co mu kazałam. Zeskoczyłam z jego ramion i przykucnęłam przy drzewie z łukiem. Zza pleców usłyszałam jak chłopak dyszy ze zmęczenia. Kiedyś tak nie było, kiedyś mógł biec 4 godziny byleby miał coś do jedzenia. A teraz? Męczył się po 10 minutach..

Zza krzakami coś się poruszyło. Prawdopodobnie był to królik, bo polana była niezwykle cicha i spokojna. Jednak moja ciekawość wzięła górę - przeszłam kilka kroków do przodu i usłyszałam poderwanie się spod ziemi. 

~Po lewej! - Mały krzyknął w myślach~

Odwróciłam się w lewą stronę i zamarłam. Otoczyło mnie pięciu żołnierzy, którzy celowali we mnie. Mały poderwał się i to ich wystraszyło - wystrzelili serię pocisków. Czas zwolnił.

Kid Flash otoczył mnie kilka razy tworząc wiatr odpychający pociski - trafiały w ziemię, drzewa i także w jego nogę. Wally jęknął i upadł z tyłu mnie. 

Mężczyźni wystrzelili znowu, ale tym razem Wally nie mógł odepchnąć kul wiatrem - miał za mało czasu. Zobaczyłam jak kule lecą i jak wtapiają się w jego ciało. Jak Mężczyzna z tyłu krzyczy coś i podbiega do Kid Flasha. Jak pozostała piątka unosi chłopaka na ramiona i prowadzi do ambulansu. A ja stałam widząc jak kule wtapiają się przez jego żółty strój. 


*Wally*

Otworzyłem oczy. Zobaczyłem Artemis siedzącą na krześle obok mnie, kryjącą twarz w dłoniach. Byłem w białym pokoju i leżałem na szpitalnym łóżku. Na bank byłem w jednostce szpitalnej.

- Ar? - to nie był żaden skrót, po prostu nie potrafiłem powiedzieć więcej.

Dziewczyna podniosła na mnie wzrok i zerwała się ze szczęścia, przytulając się do mojego obolałego ciała.

-Ał, ał i ał!

- Oh, wybacz - oderwała się ode mnie - Ty głupku! Mogłeś zginąć!

- Ale w słusznej sprawie - mrugnąłem i zapadłem w sen. 

*Artemis* 

Poczekałam aż pielęgniarka będzie wychodzić, a następnie celowo na nią wpadłam. Jej taca upadła na podłogę a kule rozsypały się po podłodze.

-Przepraszam - jęknęłam - Niezdara ze mnie - uklękłam i zaczęłam zbierać naboje, tak szybko że nie mogła się połapać.

- 2, 4, 5 i 6 - nuciłam - 7, 8 oraz 10 - proszę ułożyłam jej naboje na tacy, tak by się kręciły. 

- Dziękuję - odburknęła wychodząc.

Po chwili zajrzałam za drzwi, ale ona dalej szła korytarzem. Schyliłam się jeszcze raz i przeczesując podłogę podniosłam srebrną kulkę.

- Na pamiątkę - westchnęłam i usiadłam przy moim Bohaterze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top