#1 Rozdział 3

Myśli zadręczały mnie cały czas od dziwnego wypadku. Co się właściwie stało?
Zaatakowały nas wrogie czołgi. Co się stało z Wallym?
Przyspieszył mu puls, był straszliwie zmęczony i jakby chory.
Dlaczego Robin zerwał połączenie i biegł najszybciej jak potrafił, jakby kogoś życie wisiało na włosku?
Bo chyba właśnie tak było..
Ale dlaczego nie podzielili się tym z resztą drużyny? Rozumiem- byłam tu nowa, ale reszta też była nieuświadomionia. Rob celowo zerwał połączenie, żeby nikt się o czymś nie dowiedział. Ukrywali jakiś sekret, ale skoro Mały był chory, czemu nadal był w Lidze? Przeprowadzanie krwi było niebezpieczne, lecz po specjalnej rurce do tego stworzonej, zaczęłam się wszystkiego domyślać.
To nie była jednorazowa akcja, robili to już kilka razy. Dick doskonale wiedział co robi
"Ratuje mu życie"- przebiegło mi przez myśl
Skąd znałam imię Robina? Chodziłam do jego szkoły, oczywiście nie do tej samej klasy. Podopieczny Batmana był dwa lata młodszy, ale bardziej rozgarnięty od nas.
Coś przebiegło w krzakach obok, więc szybko napięłam łuk. Jednak to tylko królik. Wstałam żeby rozprostować kości. Przeszłam kawałek przez spowity czernią las, po czym wróciłam do chłopaków. Mały spokojnie spał, ale jego przyjaciel nie odpuszczał.
- Robin odpocznij! Teraz moja kolej..
-Nie. Jestem jego przyjacielem i powinienem
-Odpocząć-przerwałam chłopakowi w masce
- Przydasz mu się wypoczęty, nie ledwo żywy. Nie wiem co ukrywacie- zaczęłam kładąc mu rękę na ramieniu
-Ale dajcie sobie pomóc
Dick nie był przekonany, ale zgodził się. Nie mam pojęcia czy trafiłam w czuły punkt, czy po prostu był zmęczony. Zgodził się i byłam zadowolona, że mnie posłuchał.
Usiadłam przy śpiącym Wallym. Miał czerwone policzki i był strasznie zgrzany. Sięgnęłam po wodę i nasączając nią moją rękawiczke przetarłam mu twarz. Czemu nosiłam w plecaku rękawiczki? Ponieważ nie lubiłam zimna.
Chłopak wydał z siebie dźwięk przypominający mruczenie kota i odwrócił się na bok. Uśmiechnęłam się na myśl że wszystko w porządku. Oparłam się o konar drzewa i zapominając o mojej misji zasnęłam.
Obudził mnie dźwięk łamanych gałęzi. Łuk leżał daleko, więc zza paska wyciągnęłam nóż. Momentalnie wstałam i przydusiłam postać do drzewa, zaciskając ostrze na jej krtani. Widząc soczyście zielone oczy, odsunęłam nóż
-Chciałem Ci tylko podziękować, za uratowanie mi życia. Nie sądziłem, że mogę cię przestraszyć
- Powinieneś podziękować Robinowi
-Już to zrobiłem...z jakieś dwadzieścia razy temu
Zaśmiałam się cicho. Rudowłosy podrapał się po głowie z bananem na twarzy
-Chcesz wody?- spytałam, modląc się w duchu żeby na dnie butelki coś jeszcze zostało
-Nie, tu niedaleko jest strumień przed chwilą tam byłem i..
-Nie powinieneś teraz biegać- przerwałam mu gwałtownie poważniejąc.
-Spokojnie, szedłem. Poza tym- powieddział wskazując punkcik na ramieniu- Robin wczepił mi czip. Kiedy użyje szybkości, będę miał nieźle przerąbane..
-Nie tylko od niego- powiedziałam uderzając go delikatne w drugą rekę. Tym razem to on obdarzył mnie widokiem białych zębów.
-Sadzisz, że powinniśmy odszukać drużynę? Pójdę po D..Robina
-Mały-zawołałam za nim- Chodzę z Dickiem do tej samej szkoły
Kiwnął głową i poszedł po przyjaciela. Byłam szczęśliwa że nic mu nie jest i czuję się normalnie. Zadowolona zarzuciłam plecak i ruszyłam do chłopaków.
~Robin~
Czułem się fatalnie zbliżając do jednej z trzech kropek. Wiedziałem, że będę musiał im to wszystko jakoś wytłumaczyć, ale nie będzie to łatwe. Cieszyłem się że Wally wypoczął, ale dla pewności dałem mu czip. Zachowywałem się jak zmartwiona mamusia z bzikiem na punkcie jedynego synalka, ale po prostu chciałem być pewnym czy Mały mnie posłucha. Dlaczego go właściwie brałem? Powinien zostać w domu i odpocząć. To wszystko moja wina..
Szliśmy na spotkanie Marsjance. Superboy byłby za bardzo rozdrażniony bez jej towarzystwa, a tłumaczenia się Wodnikowi..wolałem uniknąć. Wiedząc że i tak będę musiał się z tym zmierzyć, wolałem zostawić go na koniec.
*Megan*
-Chłopaki! Tak bardzo się o was martwiłam- zgniotłam Małemu narządy
-Dasz..mi..oddychać..?-wydusił
-A, no tak..- powiedziałam rumieniąc się. Dziwne, ale akurat tego nie potrafiłam ukryć
-Co się stało?- w moich oczach można było dopatrzyć się nutki.strachu i współczucia
-Źle się poczułem i..musiałem odpocząć. Naprawdę przepraszam, że tak was wystraszyłem- Wally zrobił minę zbolałego psa i rozszerzył oczy. Gdybym go nie znała, teraz pomyślałabym że ma tylko 12 lat.
Miał bardzo dziecinny, przepraszający wyraz twarzy. Ale to nie zniszczyło mojej czujności.
-Dobrze, ale nadal nie rozumiem czemu właściwie kazałeś mi przerwać połączenie?
-No bo..- Robin przygryzł wargę, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Pałeczkę przejęła stojąca w ciszy Artemis.
-Rob bał się, że mówienie w myślach może się jakoś odbić na Wallym.- blondynka przełknęła ślinę -Poza tym, ja napewno zwymiotowałabym kiedy usłyszałabym pięć głosów w głowie, które pytają jak się czuję.
Zamyśliłam się. To były bardzo przekonujące argumenty. Poza tym czemumieliby kłamać? Uśmiechnęłam się, wszystko było w porządku
-To co? Szukamy reszty?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top