🌎Kryzys na nieskończonych Ziemiach 🌍
Na początku czasów wszechświat został podzielony na wiele alternatywnych wszechświatów istniejących obok siebie w różnych wymiarach. W każdym z nich historia potoczyła się nieco inaczej...
Góra Sprawiedliwości 21 Stycznia 2017 11:09
-Ale tu jest syf, ale tu jest syf!-mruczał Kaldur upychając brudne naczynia w zlewie jednocześnie przedzierając się przez stare puszki po Coli i makaronie, jedno pudełko po pizzy i resztkach oliwek z wczorajszej sałatki- mamy tu przecież kobiety! Czemu one tego nie sprzątnął?!
Niestety ani krzesło, ani blat kuchenny nie odpowiedziały Atlancie na jego pytania.
-Gdzie są wszyscy?-spytał sam siebie obracając się w okół własnej osi z płynem do naczyń w ręku .
Z braku innych przyzwoitych zajęć Kaldur w przeciągu godziny zwalczył cały brud panujący w kuchni. Dumny z siebie zmył keczup z rąk i usiadł na kanapie.
-A ty znowu siedzisz i nic nie robisz!-do salonu weszła Megan z kilkoma młodszymi członkami drużyny- Mógłbyś czasem zrobić coś przyzwoitego a nie tylko oglądać telewizję!
Mężczyzna zamarł tylko z otwartymi ustami wpatrując się w dziewczynę.
-Spójrz, Mały posprzątał kuchnię tak jak go prosiłam! Nawet na niego można liczyć, a ty?
-To ja tu posprzątałem!
Kaldur zacisnął pięści, nie dość, że kosmitka mu nie wierzyła, to jeszcze odwalił całą robotę tego rudego palanta, który nawet stopy w kuchni nie postawił aby posprzątać! Machnął tylko ręką, uznał, że wytłumaczy dziewczynie co się stało, kiedy już ochłonie.
***
Nightwing rozdzielał drużynę na mniejsze grupki przygotowując do misji.
-Alfa to Robin, Impuls i Bestia-chłopcy wznieśli okrzyk radości, dostali najlepszą grupę- Beta to Wonder Girl, Superboy i Wilk, Gamma... Lagoon boy, Static i Niebieski Żuk. Ja koordynuję wszystko ze Sfery...
-Świetnie- Lagaan kopnął fotel znajdujący się przed nim- Jak zwykle Gamma, łatwo i nudno!
-Nie narzekaj- Odezwał się Bart jakby chciał go pocieszyć, jednak po chwili posłał mu łobuzerski uśmiech- nie każdy może być tak fany aby trafić do Alfy, zwłaszcza ktoś taki jak ty- wskazał na niego palcem, po czym przybił piątkę ze swoją drużyną.
Chłopak założył ręce na piersi i mruknął pod nosem krótkie, Atlantyckie przekleństwo. Dick udawał, że posyła Impulsowi reprymendę, ale po chwili uśmiechnął się nieznacznie podnosząc kąciki ust.
-Alfa gotowa? Będziemy nad strefą zrzutu za trzy minuty-powiedział Nightwing obserwując z góry opuszczoną fabrykę.
-Alfa gotowa.-potwierdził Robin mocniej akcentując nazwę swojej grupy i patrząc z wyższością na niezadowoloną Gammę.
Chłopcy wylądowali przed siedzibą Ligii Niesprawiedliwości, po sprawdzeniu czy aby na pewno teren jest czysty otworzyli właz prowadzący do kanałów.
-Ale tu jest smród- Bart natychmiast zatkał sobie usta.
Bestia zmienił się w niewielkiego drozda i usiadł na ramieniu Impulsa.
-Temu to dobrze-mruknął Tim przez zaciśnięty nos-idziemy.
Wędrówka przez zagnojony kanał ciągnęła się niemiłosiernie. Bart'owi wydawało się, że idą już tak ponad godzinę. Jednak gorsze było to, że przestał odczuwać dyskomfort z powodu smrodu.
-Chyba się zgubiliśmy-mruknął do Robina- Czekaj! Słyszysz to?-spytał łapiąc przyjaciela mocno za nadgarstek i cofając kilka kroków. Przez chwilę stali w głuchej ciszy.
Drozd zerwał się z ramienia Impulsa i zamienił w nietoperza. Prawdopodobnie Bestia również coś usłyszał i postanowił wykorzystać do tego echolokację zwierzęcia. Odleciał kawałek i zawisł pod sufitem, po chwili znowu był w powietrzu i zaczął coś skrzeczeć przed nosem Barta.
-Nie mówię po Batmaniemu, Tim o co mu chodzi-spytał kolegę.
Garfield wrócił do swojej naturalnej postaci.
-Spadamy! Ktoś tu idzie!-ostrzegł przyjaciół
Chłopcy wybrali pierwszy lepszy właz prowadzący na górę. Wychodząc ze ścieków znaleźli się w słabo oświetlonym pomieszczeniu, ściny wyglądały jak zrobione z najtwardszego metalu świata.
-To chyba nie jest miejsce o którym mówił Nightwing-jęknął Impuls.
W pokoju byli sami. Robin zaczął rozważać powrót do kanałów, ale Bart miał chyba inne plany. Używając swojej mocy obejrzał każdy kąt pomieszczenia, zatrzymał się przed dziwnym urządzeniem dryfującym w powietrzu po między podłogą a sufitem. Było wielkości telefonu, tylko trochę grubsze, zbudowane z lśniącego metalu. Powoli wyciągał rękę aby dotknąć maszyny.
-Zostaw-powstrzymał go Tim podchodzące do przyjaciela razem z Garfieldem-nie wiemy co to maże być. A patrząc na okoliczności, że jesteśmy na terenie wroga zostawił bym ich maszynki w spokoju.
Impuls uznał, że tym razem chyba jednak warto posłuchać Robina. Cała trójka odwróciła się od nienaturalnego promienia światła utrzymującego urządzenie w powietrzu. Coś jednak poszło nie tak, Bestia zahaczył ogonem o promień, który zaczął migać. Zanim któryś z chłopców zdążył by zareagować urządzenie spadło na ziemię.
Zapadła długa chwila ciszy którą przerywało tylko pikanie jakie zaczęła wydawać maszyna. Następnie błysk światła oślepił całą trójkę. Bart poczuł tak silny ból głowy, że upał na ziemie. Nie widział ile tak leży, ale w końcu ktoś szarpnął go za ramię tak, że wrócił do rzeczywistości.
-A to co było?-spytał przerażony Bestia.
-Nie wiem-odpowiedział Robin pomagając wstać Impulsowi- ale na pewno nic dobrego.
Chłopcy znajdowali się w tym samym pomszczeniu, ale wyglądało ono zupełnie inaczej.
-Zemdleliśmy? Serio?- Garfield podrapał się po głowie- tylko baby tak robią. Jak myślicie która godzina?
-Tego też nie wiem- Tim wzruszył ramionami, zauważył drzwi w rogu pomieszczenia- ale dam głowę, że tych drzwi tam wcześniej nie było!
Cała trójka wyszła z dziwnego pomieszczenia zarachowując wszelkie środki ostrożności. Tim zabrał ze sobą również urządzenie, tak na wszelki wypadek. Wyszli na ulicę przed opuszczoną fabryką z Gotham.
-Wracamy do Góry?-spytał Bart.
-Nightwing się nie źle wkurzy, chyba możemy zapomnieć o Alfie na najbliższy czas.
Uznali, że wrócą autobusem, to raptem trzy przystanki. Było ciemno, a ulice Gotham wydawały się jeszcze bardziej opuszczone niż zwykle. Robinowi zaczęło się wydawać, że coś tu nie gra. Usiedli w prawie pustym autobusie. Droga trwała dziesięć minut. Wysiedli na przystanku Happy Harbor, jednak krajobraz jaki zobaczyli zwalił ich z nóg
-Ludzie-jęknął Bart- gdzie jest Góra Sprawiedliwości?
Wszyscy stali z otwartymi ustami wpatrując się w puste pole gdzie jeszcze parę godzin temu stała wielka Góra.
-To nie może być to...-Tim trzęsącą się ręką wyjąc z jednej z kieszeni swojego pasa urządzenie.
Zanim jednak zdążył wytłumaczyć przyjaciołom o co chodzi ktoś stanął, a raczej wylądował tuż za nimi. Odwrócili się gwałtownie.
-Oh... Superman, szczęście że pan tu jest-Bart jęknął z ulgą- Gdzie jest Góra i... pański symbol nadziei-spytał znowu przestraszony wskazując na klatkę piersiową gdzie niegdyś znajdowało się wielkie, czerwone S.
-Ultramanie, co to za dzieciaki? Nowi członkowie ruchu oporu?-spytał inny głos. Z cienia wyłonił się prawie dwumetrowy mężczyzna w stroju i masce sowy.
-Nie wiem, Owlmanie, ale z chęcią się z nimi policzę-powiedział zakładając gardę i atakując.
Chłopcy stanęli do obrony, przygotowując się na atak. Jednak w kolejnym zwrocie akcji ktoś przerwał ich walkę posyłając wroga mocnym uderzeniem kilkaset metrów dalej.
-Luthor...-mruknął Ultraman.
Na polu walki pojawiły się dwie nowe postacie. Lex Luthor siedzący w maszynie o kształcie wielkiego robota zaatakował Ultramana. I drugi mężczyzna w garniturze, czerwonej pelerynie i dziwnym czerwonym hełmie. Dzięki bitwie jaka właśnie miała miejsce chłopcom udało się uciec i skryć daleko między blokami.
-Co. To. Było-spytał Impuls na którym bieg nie zrobił większego wrażenia.
Wszyscy spojrzeli wyczekująco na Tima.
-Ja... ja nie jestem do końca pewien ale...
-Ale co?-przerwał mu Bestia.
Robin wziął głęboki oddech. Obawiał się, że tym razem niestety ma rację.
-Dobra Bart, skup się przynajmniej raz w życiu. Liga Sprawiedliwych od dawna badała coś... takiego-zrobił krótką przerwę- Alternatywne wszechświaty.
-Altera... Alternaty... co?-zdziwił się Bestia
-Coś innego niż nasza Ziemia...ale no... Na początku czasów wszechświat został podzielony na wiele alternatywnych wszechświatów istniejących obok siebie w różnych wymiarach. W każdym z nich historia potoczyła się nieco inaczej...
Bestii rozszerzyły się oczy z podniecenia, ale po chwili jego mina znowu zrzedła.
-Ale jak wrócimy do domu?-to proste pytanie sprawiło że Tim zaczął się bać, nie miał pojęcia jak to odkręcić. Spojrzał na dziwne urządzenie które ich tu przyniosło
-Mówisz że wszechświaty istnieją równolegle?-spytał Impuls marszcząc brwi- Może po prostu spróbujemy przejść przez wszystkie i wrócić do naszych czasów?
Tim schował twarz w dłoniach. Pomysł Barta był tak bardzo głupi, że aż... logiczny.
-To się może udać-powiedział z nadzieją.
Męczył się chwilę nad ponownym włączeniem urządzenia. Po chwili poczuł ból głowy i oślepiający błysk. Podniósł się z ziemi i przetarł twarz. Spojrzał na swoją rękę, na opuszkach palców maił trochę krwi.
-Stary, krew ci leci z nosa-stwierdził Bart-kurde, mnie też!
-Patrzcie! Góra wróciła!-wykrzyknął uradowany Bestia.
-Przecież nigdzie nie szła-zaśmiał się Bart.
Był ranek, mimo tego, że o tej porze na ulicach nie ma za dużo ludzi kostiumy bohaterów i tak przyciągały uwagę.
-Czy tamci goście to byli Superman i Batman-spytał Impuls Tima.
-Ich alternatywne wersje, złe wersje-zrobił pauzę-pewnie mi nie uwierzysz, ale ten w czerwonym to był Joker... znaczy odpowiednik naszego Jokera.
-Masz rację, przyjąłem, nie uwierzyłem, ale przyjąłem-powiedział splatając palce za głowa, ale w głębi duszy uznał to za całkiem logiczne.
Po chwili wszyscy zadowoleni weszli do Góry i skierowali się w stronę salonu. Jednak to co zobaczyli sprawiło, że oczy niemal wyszły im z orbit, Kaldur właśnie całował się z Megan!
-Heeej-powiedział nieśmiało Garfield podchodząc do pary i przedłużając samogłoski tak jak robił to zawsze gdy się denerwował.
Megan uśmiechnęła się do brata a Kaldur rozczochrał mu włosy.
-I jak misja?-spytała dziewczyna, Kaldur stał za nią i obejmował ramieniem.
-Dobrze- Garfield wymienił przerażone spojrzenie z Timem i Bartem- a co tam u was? A może wiecie gdzie Conner?
-Kto?- Megan wyglądała na zdziwioną a Kaldur zmarszczył brwi.
Garfield zdenerwował się. Connera traktował jak członka rodziny, znali się od dawna i nie wyobrażał sobie żeby Megan mogła go zdradzać!
-No klon Supermana, znacie się jakieś sześć lat, uwolniony z Cadmos byliście, raz...-jednak Tim w porę zakrył mu usta.
-Pomylił się bidulek-zaśmiał się nerwowo- skończył serial i teraz gada takie rzeczy.
-Gar, dobrze się czujesz? Nigdy nie byliśmy w Cadmos, laboratorium i wszystko co się tam znajdowało spłonęło sześć lat temu.
Tim uznał, że to najwyższy czas na ewakuacje. Siłą wyciągnął chłopaków z kuchni i wepchnął do salonu tak aby para nie mogła ich usłyszeć. Musieli znaleźć jakieś ustronne miejsce aby znowu móc uruchomić urządzenie.
-Tu jesteście!-usłyszeli za sobą znajomy głos- szukamy was od rana!-Do pokoju weszli Virgil razem z Cassie-idziemy jeść?
-A gdzie Jaime-spytał zdziwiony Bart, zastanawiał się co dzieje się z jego przyjacielem w tej rzeczywistości.
-Kto?-spytał Virgil.
Cassie szturchnęła go w bok i spojrzała smutno na Barta.
-Nie pamiętasz? Skarabeusz przejął nad nim kontrolę kilka miesięcy temu... przykro mi.
-Tak nam też, musimy coś załatwić zaraz wracamy!
Tim znowu siłą wyciągnął ich na korytarz i nie zatrzymał się do póki nie weszli do męskiej toalety i nie mięli całkowitej pewności, że są sami. Wyjął z kieszeni urządzenie i włączył. Znowu poczuł ten okropny ból głowy i oślepiający błysk.
Podniósł się z ziemi i wytarł krew z nosa.
-Kiedy zdążyłeś się przebrać za Wallego?-spytał Bestia Impulsa.
Chłopak spojrzał w dół na strój Kid Flasha.
-Nie mam pojęcia...
-Do trzech razy sztuka-mruknął Tim wychodząc z łazienki.
Szli chwilę a Bart zaczął obgryzać paznokcie u rąk, zawsze tak robił kiedy się denerwował. Jednak nie zostali na korytarzu długo. Na pierwszym zakręcie spostrzegli Artemis... a raczej Tygrysicę. Tim wiedział, że w tej rzeczywistości Wally nie przeżył misji na biegunie, Dick odszedł z drużyny a Artemis...
-Wracamy siku!-powiedział Bart po czym znowu wrócili do toalety-kurcze, gdybym za każdym razem kiedy ktoś prosi mnie o naprawienie kontinuum czasoprzestrzennego dostawał złotówkę miał bym teraz jakieś-zaczął liczyć na placach- prawie dychę! Myślicie, że starczyło by na chrupki?
Tim znowu włączył urządzenie. Po chwili podnosił się z ziemi i wycierał świeżą krew z nosa której tym razem było więcej.
- W porządku?-spytał Garfielda i pomógł mu wstać, rozejrzał się po pomieszczeniu-gdzie Bart?
Jeszcze raz sprawdzili toaletę, ale chłopaka nigdzie nie było. Robin zaczął panikować.
-Może już wyszedł?- próbował uspokoić bardziej siebie niż przyjaciela.
Chłopcy w pośpiechu wyszli na korytarz, jednak niespodzianką nie było końca. Tuż koło wejścia do salonu zobaczyli stojącego (dotąd martwego) Niebieskiego Żuka, ale nie Jaime. To był Ted Kord. Chłopcy minęli go starając nie zwracać na siebie uwagi.
Na szczęście kuchnia tym razem była pusta. Garfield usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach.
-Co jeżeli za każdym razem coraz bardziej oddalamy się od domu? Co jeżeli już nigdy tam nie wrócimy? I w ogóle co to za miejsce?-spojrzał na Tima jakby on miał to wiedzieć- po za żyjącym Tedem zmieniło się coś jeszcze?
Tim zmarszczył brwi. Starał przypomnieć sobie wszystko co pamiętał sprzed śmierci Teda.
-Ted Kord zginął w wybuchu w laboratorium, tak?-zaczął chodzić wzdłuż wyspy kuchennej w te i wewte.
-Przez wybuch Skarabeusz wylądował na plecach Jaime-sprostował Bestia- Czyli Skarab nie wywoła wojny ze Sienganami! To chyba dobrze, tak?
-Nie bardzo, nie ma Siengan... nie ma Virgila, a skoro Jaime nie został Skarabeuszem, nigdy nie wywoła apokalipsy, czyli Bart nigdy nie będzie musiał cofnąć się w czasie i go powstrzymać!
-No i nie jesteś z Cassie-dodał Garfield.
-To nie jest teraz takie istotne!
-To może powiemy komuś o tym?- Bestia wpadł na pomysł- Ten Nightwing na pewno będzie wiedział co robić. Wrócimy do siebie, Bart będzie żył i wszytko będzie cacy.
-Nie możemy mieszać się w sprawy tego wszechświata... słuchaj Garfield to jest bardzo skomplikowane, Bart...
W kuchni pojawił się Wally w najlepsze zjadający chrupki.
-O czym tak burzliwie gadacie?-spytał- Jaki Bart?
-Nikt ważny- szepnął cicho, bał się coraz bardziej, co jeżeli plan nie zadziała? Naprawdę zaczynał tęsknić za Impulsem.
Bez słowa wyszli z kuchni wracając do toalety i ponownie wsączyli maszynę.
Chłopcy znowu włączyli urządzenie. Minęli mnóstwo alternatywnych wszechświatów, o jakich nawet nie śnili. Kiedy zaczynało się wydawać, że wszytko jest w porządku coś zaczynało się walić. Brak Shazama, Arrow nigdy nie wrócił do Star City, wojna między Amazonkami a mieszkańcami Atlantydy, Dick dołączył do Trybunał Sów i został Szponem... Robin zaczął się bać, że zagłębiając się w inne wszechświaty coraz bardziej oddalają się od domu.
Tim po raz kolejny użył tego ustrojstwa które tak bardzo zniszczyło mu weekend. Ból który przeszył jego głowę był najgorszy ze wszystkich. Upadł na podłogę w pozycji embrionalnej, jednak to nie zniwelowało strasznego odczucia.
Obudził się w łóżku... W swoim pokoju! Nigdzie nie widział Barta ani Garfielda. Nie był tutaj od kiedy Joker.... zabił jego rodziców. Spojrzał na zegarek, nadal było sobotnie popołudnie. Starał się zrozumieć co się teraz stało, czyżby nie był Robinem? Usiadł na krześle przy biurku mocno przecierając oczy... Potrzebował czyjejś pomocy, potrzebował Dicka.
Otworzył komputer leżący na biurku i wpisał w przeglądarkę Marie Logan, od razu wyskoczył mu obrazek farmy i uśmiechniętego chłopca klęczącego przy antylopie gnu...
-Garfield...
Przynajmniej jego przyjaciołom nic nie jest.
Wszedł na stronę z newsami z miasta Gotham, jako pierwszy wyskoczył nagłówek: Pomocnik Batmana żyje! Niepokonana dwója znowu w akcji!...
Jason Todd żyje.
Teraz już wiedział- jest Jason, niema Tima. Dick go nie pamięta, Bruce go nie pamięta, Alfred go nie pamięta! Nikt go nie pamięta! Jest tylko zwyczajnym dzieckiem chodzącym do szkoły! Potrzebuje wsparcia.
Minęło kilka godzin, Tim zorientował się, że maszyna która jest wszystkiemu winna została w męskiej toalecie... Musiał to odkręcić, i to szybko. Stał pod jedną z Meksykańskich szkół właśnie usłyszał dzwonek. Po chwili dostrzegł kogoś kto mógł mu pomóc o wszytko odkręcić.
Jaime Reyes wychodził właśnie z budynku razem z Tye'em.
-Żu... Jaime czekaj!-podbiegł do dwójki nastolatków- możemy pogadać?
-Znasz go?-spytał Tye.
-Nie...-szepnął- niech ci będzie, Tye poczekaj tu na mnie chwilę.
Chłopcy oddalili się od ludzi.
-Jaime wiem wszytko, o Skarabeuszu, Sienganach i Lidze Sprawiedliwych. Musisz mi pomóc, to bardzo...
-Ej, silencio! Nie znam cię tak? Ale uwierz mi, mój przełożony łeb mi urwie jeśli wprowadzę obcego do... Właściwie skąd ty tyle wiesz?
Tim wyczuł, jak Skarabeusz na plecach Latynosa przygotowuje się do działania.
-Wiem, to bardzo skomplikowane! Twój przełożony to Dick Greyson, a ja jestem twoim kumplem więc wysil ten swój hiszpański móżdżek i- zatrzymał się w pół zdania, gdyby był na miejscu Jaime to uwierzył by sobie? Musiał zastosować inną taktykę, rozpiął zimową kurtkę pokazując co znajdowało się pod spodem, nowiutka bluza z logiem Justice League.
Jaime poniósł jedną brew, jednak z jego oczu zniknęła chęć mordu.
-Będę tego żałować...-mruknął.
Rozpoznano Blue Beetle B22
Upoważniono do wprowadzenia gościa
-Mamy dziesięć minut zanim zjawi się tu Liga i wyrzucą mnie z tej bezpłatnej roboty-powiedział Jaime idąc tuż za Timem.
Kiedy stanęli przed drzwiami toalety Robin zatrzymał przyjaciela.
-Daj mi trzy minuty, jak zniknę wszytko powinno wrócić do normy-powiedział wchodząc do pomieszczenia.
Na szczęście urządzenie było tam gdzie je zostawił, Tim delikatnie otworzył klapkę i zaczął majstrować przy malutkich kabelkach. Jeżeli uda mu się odwrócić moc w drugą stronę powinien wrócić do siebie.
Skończył majsterkowanie i niepewnie włączył maszynę która zaczęła niebezpiecznie pikać.
Włączył urządzenie jeszcze raz.
Chłopcy wylądowali na korytarzu, rozpoznali że są w Górze Sprawiedliwości. Robin zorientował się, że nie ma w kieszeni urządzenia. Spojrzeli po sobie, tym razem nie doznali przykrego skutku jakim była krew z nosa. Tim ucieszył się, że znowu widzi przyjaciół. Skierowali się w stronę salonu z którego wydobywały się odgłosy kłótni.
-Nie sprzątnąłeś kuchni!- Megan wycelowała w Kaldura ubijaczką do jajek
-Sprzątnąłem!
-Nie!
-Tak! Wally powiedz jej-zwrócił się do rudego chłopaka, który od jakiegoś czasu przysłuchiwał się tej burzliwej wymianie zdań-powiedz, że nie sprzątnąłeś tej kuchni!Powiedz, że to byłem ja!
-Nie wiem co mu odbija, ja wszystko zrobiłem sam-powiedział zakładając ręce na piersi i patrząc wyczekująco na Megan, jemu to było najbardziej na rękę.
Kaldur wyglądał jakby miał się rzucić na Wallego z pięściami.
-Tak? Osz, ty mały rudzielcu! Idziemy do Dicka i zobaczymy nagrania z kamer!- Atlanta tupnął nogą, a jego mina sugerowała, że ma zamiar coś rozwalić i oby to nie była głowa Małego.
Tim rozejrzał się po salonie. Wszystkie drużyny z którymi był na misji krzątały się właśnie po pomieszczeniu. Kłótnia zaostrzała się coraz bardziej, jednak nikt na to nie zwracał uwagi. Wyglądało na to, że wszystko jest tak jak powinno. Bart pomachał do Jaime siedzącego przy stole razem z Cassie i Virgilem. Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie do Tima, chłopak odwzajemnił gest.
-Jesteśmy w domu.
https://youtu.be/yrW6a7CCjZ0
Dobra... chyba tym można podsumować kilkanaście godzin mojego życia spędzonych na pisaniu tego rozdziału. Nie wiem, pewnie już było to amv
Pomysł ( a raczej tylko tytuł) zapożyczony z komiksu ,,Kryzys na nieskończonych ziemiach"...
Liczę na komentarze i twoje refleksje :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top