Oni

Dni mijały, a ja nie miałam co ze sobą zrobić. Wizje miałam bardzo rzadko a Dark Shadow w ogóle nie dawał znaku życia. Prawie cały czas poświęcałam na czytanie „zakazanych" ksiąg i zaklęć z pamiętnika.

Tego dnia jednak postanowiłam zrobić wyjątek. Przez praktycznie cały tydzień siedziałam w rezydencji i się uczyłam. Ubrałam zwiewną sukienkę i kurtkę. Poszłam przejść się w bardziej nieznajome mi miejsca, a konkretniej w głąb lasu. Przechodząc przez ścieżkę obejrzałam się za siebie, żeby sprawdzić czy nikt na pewno za mną nie idzie. Zboczyłam z niej i zaczęłam przedzierać się przez chaszcze. W końcu wyszłam na jakąś mniej porośniętą drzewami wysepkę i usiadłam na niej. Dzisiejszego dnia postanowiłam przetestować swoją wiedze z zaklęć. Według wskazówek Shadow starałam się je zapamiętać i wypowiadać tylko w myślach. Największy kłopot miałam z żywiołem ziemi, ale stwierdziłam że nie wszystko musi przychodzić z łatwością.

Trzeba było przyznać, że zaklęć było nie wiele. Nauczyłam się może z pięćdziesięciu, bo tylko na tyle pozwolił mi pamiętnik. Mimo to starałam się też kontrolować żywioły bez pomocy zaklęć. Nie wychodziło to najgorzej, ale jeśli moje życie miałoby od tego zależeć, to byłabym martwa.

Po dwóch godzinach zaczęłam się zbierać do rezydencji. Niebo zaczęło robić się czerwone od zachodzącego słońca, a dzisiejsze zajęcia w szkole rozpoczynały się wcześniej. Szybko przebrałam się w mundurek i spakowałam do szkoły. Z braćmi miałam ciche dni. Nie wiem dlaczego ale ostatnio między nami panuj cisza, a na wspólnych obiadach czuję jak wręcz pożerają mnie wzrokiem. Nie wiem czym może być to spowodowane, ale chyba się domyślam....

Po pół godzinie byliśmy w szkole. W niej też dużo się nie wydarzyło. Jednak miałam nadzieję że ten nudny dzień będzie miał drugie dno.

Siedziałam z dziewczynami na parapecie. Gadałyśmy o typowo damskich problemach, kiedy nagle mój wzrok padł na Marcusa. Przeprosiłam na chwilę moje przyjaciółki i poszłam w stronę obróconego do mnie tyłem bruneta. Klepnęłam go w ramię na co on odwrócił się gwałtownie. Spojrzałam przerażona na jego twarz. Miał trzy szwy nad brwią, podbite oko i rozdartą dolną wargę. Widział że przyglądam się jego raną z przejęciem, on jednak nic nie powiedział...

- C-co ci się stało? – brunet odwrócił się i zaczął przedzierać przez tłum dziewczyn. Poszłam za nim. – Poczekaj!- krzyknęłam ale nie reagował. – Mógłbyś mi odpowiedzieć?!- Po chwili dołączył do swoje paczki. Nie wytrzymałam...- Marcusie Hurikuchi! – przystanął. Cała jego paczka popatrzyła na mnie. – Mógłbyś mi to wytłumaczyć?!

- Co? – warknął.

- To co ci się stało. –widziałam że nie był skory do rozmowy w tak licznym gronie, więc podeszłam do niego bliżej. –Porozmawiajmy o tym na osobności. Koło biblioteki przed piątą lekcją. –powiedziałam półszeptem żeby inni nie usłyszeli. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do dziewczyn.

Nie obawiałam się tego że nie przyjdzie. Bardziej tego co mi może powiedzieć. Przed dwoma dniami wszystko było dobrze, rozmawialiśmy... A teraz nawet nie chciał na mnie spojrzeć. Kto mógł mu zrobić taką krzywdę? Wiem że ma wrogów, ale z tego co słyszałam Marcus zalicza się w szkole do najsilniejszej dwudziestki. Czyżby Subaru mógł coś mu... Nie! Niemożliwe! Poprosiłam Subaru żeby zostawił go w spokoju. Po za tym wytłumaczyłam mu, że nic do niego nie czuję i nie musi się obawiać.

- Panno Komori! – gwałtownie wyprostowałam się na krześle, gdy coś wąskiego i długiego naglę trzasnęło w moją ławkę. Podniosłam niewinnie wzrok do góry. Ujrzałam twarz Oni (nauczycielki japońskiego, naprawdę nazywa się Onikachi, ale „demon" pasuje do niej w stu procentach)

- Tak Sensei?

- Widzę że całą lekcję nad czymś intensywnie myślisz, może podzielisz się z klasą swoimi przemyśleniami? – popatrzyła na mnie z pod okularów czarno-zielonymi tęczówkami.

- Sądzę że zanudziłabym ich na śmierć... - usłyszałam cichy chichot rozchodząc się po klasie. Oni obrzuciła wszystkich morderczym spojrzeniem.

- Ja jednak jestem bardzo ciekawa o czym tak zawzięcie rozmyślisz. Cała klasa pewnie też nie pogardziłaby odpowiedziom. – nie mogę jej odpowiedzieć czegoś niestosownego, bo miałabym kłopoty... i to dość sporę. Żeby się czymś poratować spojrzałam na tablicę. „Kwitnąca wiśnia w utworze kontrastu„ Bingo!

- Myślałam właśnie nad tym, jakby to nasz przepiękny kraj wyglądał, gdyby kwiaty wiśni był w kolorze błękitnym... - uśmiechnęłam się do niej lekko. Nauczycielka patrzyła chwilę na mnie w milczeniu.

- Asumi właśnie podała piękny przykład kontrastu... - odwróciła się i zaczęła swój wywód na temat drzew. Odetchnęłam z ulgą.

Nadchodził właśnie koniec czwartej lekcji. Poszłam we wcześniej wymienione przeze mnie miejsce. Pokornie czekałam koło drzwi biblioteki. Poczułam jak ktoś za mną staje. Odwróciłam się i ujrzałam rozkwaszoną twarz bruneta.

- Przyszedłeś... - odpowiedziałam posyłając mu zachęcający uśmiech. On jednak nic nie odpowiedział i rozejrzał się nerwowo po korytarzu. Chwycił mnie za łokieć i zaczął ciągnąć za sobą. – Co ty robisz?! – krzyknęłam, bezskutecznie próbując mu się wyrwać.

- Zamknij się i nie zadawaj pytań. –wycedził przez zęby.

Ciągnął mnie aż do kantorka w którym sprzątaczki chowają miotły i różne inne. Zamknął za nami drzwi i zapalił światło. Mój wzrok chyba mówił sam za siebie, bo brunet od razu spieszył z wyjaśnieniami.

- Posłuchaj... przepraszam że cię unikam, ale... ale pojawiły się pewne komplikacje... - podniosłam pytająco brew.- Nie mogę się do ciebie zbliżać... oni mi tak kazali... - przeczesał nerwowo włosy palcami. Przez głowę przeleciał mi najczarniejszy scenariusz.

- Czyżby Subaru cię pobił?

- Nie! Nie w żadnym razie! – zaczął nerwowo machać rękoma. – On nie jest takim potworem w porównaniu do nich... mimo że go nienawidzę... - później go spytam dlaczego nienawidzi Subaru.

- Jacy „oni"? – chłopak opar się o ścianę plecami i schował ręce w kieszeniach.

- Asumi... oni zakazali mi się z tobą spotykać... Zagrozili że jeśli będę się z tobą zadawał, jeśli się do ciebie zbliżę, to oni... pozbędą się mojej rodziny...

- Ale KTO!?

- Nie wiem! Byli zamaskowani. Mieli na głowach czarne kaptury. Powiedzieli że nie mam się wtrącać do nie swoich spraw. Asumi oni chcą za wszelką cenę nie dopuścić cię do prawdy!

- Co masz na myśli?- wszystko zaczyna nabierać niepokojącego tępa.

- Może zacznę od początku... Kiedy wracałem od kumpla, na parkingu dostałem czymś w głowę. Kiedy się ocknąłem, byłem przywiązany do krzesła i siedziałem w jakiejś norze. W pomieszczeniu było dwóch zakapturzonych mężczyzn. Wypytywali mnie jak dużo sobie przypomniałaś i co ci powiedziałem. Pobili mnie i zagrozili, że jeśli będę się wtrącać zamordują moją rodzinę!

Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Ktoś chcę krzywdy jego rodziny... i to z mojej winy!

- Widziałeś jakieś znaki charakterystyczne? Na przykład jakieś tatuaże, znamienia, kolor włosów?

- Jeden z nich miał opaskę na oku... - to nic mi nie mówiło... - Ale było coś co ich łączyło... mieli złote oczy.

- To i tak nam nie pomaga. Jest tysiące osób, które mogą nosić opaskę na oku, nie wspominając już o złotych oczach... - chwilę wpatrywałam się w bruneta. Nie chciałam żeby cierpiał z mojej winy...- Marcus... ja przepraszam... - schowałam twarz w dłoniach. –Przepraszam że w ogóle zgodziłam się na twoją pomoc.

- Przestań... - usłyszałam cichą prośbę.

- Przepraszam że cię w to wciągnęłam...

- PRZESTAŃ! – wydarł się na mnie brunet. Podszedł do mnie i objął mocno. –Sam chciałem ci pomóc i wcale tego nie żałuję. I obiecuję, że ci pomogę , ale na razie musimy się ograniczyć do widzenia na korytarzu. – oznajmił uwalniając mnie z uścisku. – Czuję że oni chcą ci coś zrobić... a ja nie będę mógł im w tym przeszkodzić... Nie wychodź nigdzie sama i zawsze się trzymaj z tymi szujami!

- Szujami?

- Z Sakamakimi. Mimo że ich nie cierpię, widzę że ciebie tolerują... z niewiadomych mi powodów. – kiwnęłam głową, zza drzwi usłyszałam głos dzwonka na lekcje. Marcus powoli zaczął zmierzać w stronę drzwi, kiedy je lekko uchylił zatrzymałam go...

- Marcus... mam do ciebie jeszcze jedno pytanie, zanim zaczniemy się unikać...

- Tak Różyczko?

- Gadamy ze sobą, śmiejemy się, dbasz o moje bezpieczeństwo, nawet włamujesz się ze mną do szkoły tylko po to żeby mi pomóc... Nie zapytam cię dlaczego... bo wiem co mi odpowiesz. – uśmiechnęłam się lekko wbijając wzrok w podłogę. – Tylko, dlaczego robisz to dla takiej zwyczajnej dziewczyny jak ja? – brunat zamknął drzwi.

- To nie jest odpowiedni moment na wyjaśnienia. Po za tym, za długa ta historia... - podrapał się po głowie. Zmarszczyłam czoło i przybrałam zawiedzioną minę. – No dobrze... - westchnął głośno. –Kiedyś mi pomogłaś i to bardzo. Pomogłaś mi się pozbierać i w przeciwieństwie do innych, zadeklarowałaś mi swoją pomoc. Już w tedy zacząłem cię podziwiać za silną wolę i determinację. Stałaś się dla mnie inspiracją do życia. Ale do tej pory nadal nie wiem dlaczego chciałaś pomóc takiemu śmieciowi jak ja. Od początku naszej znajomości wiedziałem że jesteś wyjątkowa... I to w sensie dosłownym, jak i przenośnym.

Zdziwiła mnie jego wypowiedź. Na twarzy poczułam rumieniec... stałam się dla niego inspiracja do życia.

- Co masz na myśli?

- Nie codziennie widuje się dziewczynę na najwyższym budynku wieżowca. Która powstrzymuje gówniarza przed zakończeniem życia. – wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. – Tylko mi tu nie omdlej z szoku.

- Nie spokojnie... To dla mnie norma. – uśmiechnęłam się szeroko. Odwzajemnił ten gest, ale po chwili mina mu zrzedła.

- Nie zdradziłaś mi nigdy kim naprawdę jesteś... powiedziałaś że dowiem się wszystkiego w swoim czasie. Miałaś mi już to wyjawić ale...

- Ale? – nasza znajomość naprawdę musiała być ciekawa. Szkoda że tego nie pamiętam...

- W przed dzień moich szesnastu urodzin urwałaś ze mną kontakt. Próbowałem się z tobą skontaktować ale bezskutecznie... i nagle spotkałem cię w tej szkole... - westchnął.

- Dlaczego przestałam się do ciebie odzywać?

- Właśnie nie wiem ale myślę że przyczyniło się do tego... - nie dokończył, bo nagle drzwi do kantorka otwarła sprzątaczka.

- A wy co tu robicie?! – krzyknęła waląc Marcusa ręką po głowie. Szybko uciekliśmy jej i rozdzieliliśmy się na korytarzu.

Na szóstej lekcji nie zauważyłam na zajęciach ani Ayato, ani Kanato. Stwierdziłam że poszli na wagary, jak to mieli w zwyczaju.

Dwie godziny zajęć na szczęście szybko przeleciały. Kierowałam się właśnie do limuzyn. Pożegnałam się z przyjaciółkami i wsiadłam do pojazdu. Oczywiście wszyscy w niej już byli. Tylko ja zawszę się spóźniam...

- Asumi, znowu gadałaś z tym idiotą... - stwierdził Reji. Ale skąd oni to w ogóle wiedzą? Przecież byłam z nim w kantorku.

- Ja wszytko wytłumaczę... - wolałam załatwić to polubownie.

- Nie musisz nic nam tłumaczyć. On nam wszystko powiedział. - że co proszę?

- Nie było nas na zajęciach, bo chciał z nami porozmawiać. – oznajmił cicho Kanato.

- Co wam powiedział? – spytałam lekko niezaspokojona.

- Opowiedział nam tą całą sytuację z napadem... - wyjaśnił Shu przy tym lekko wzdychając.

- Powiedział, że mamy na ciebie uważać. – ciągnął Ayato.

- Nie wiem co zrobiłaś Laleczko, ale to na pewno nie jest taka prosta sprawa do rozwiązania... - dodał Laito

- Ten dupek przynajmniej raz wpadł na dobry pomysł... -odezwał się Subaru.

- O czym mówisz?

- Powiedział nam że mamy połączyć siły i zrobić wszystko żeby cię chronić. – dokończył Subaru.- Ale z tym pierwszym może być dość spory problem. – spojrzał na mnie znacząco. Trudno jest sobie ich wyobrazić jako zgrany zespół.

I pomyśleć że tyle kłopotów mogła wyrządzić moja amnezja. W głębi serca miałam cichą nadzieję, że wszystko w swoim czasie się poukłada, ale jest na odwrót... wszystko się sypie. Jedyną pozytywną stroną tego wszystkiego jest to, że bracia nareszcie w czymś się zgadzają i chcą połączyć swoje siły w wspólnej sprawie. No, przynajmniej się starają.

Ale obawiam się finału tej historii...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mamy kolejny wampirki ^^ Mam nadzieję że i tym razem wam się spodoba.

Niestety nie wiem kiedy wrzucę kolejny rozdział... .-. Ale postaram się jak najwcześniej. Mimo to 9 gwiazdek + 29 wyświetleń = kolejny rozdział *3*

Miłego weekendu! (=^.^=)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top