Halucynacja?

- Włóż w to więcej uczucia! – krzyknęła nauczycielka siedząca na krześle przed sceną. Machając chaotycznie plikiem kartek ze scenariuszem. – „ROMEO!!!! Oh, ROMEO!!!" Akcentuj jego imię! Wykrzycz je! Jakbyś pragnęła go teraz, w tej chwili! – patrzyłam na nią jak na idiotkę. Kiedy w końcu zrozumiała, że ma przestać, bo i tak zrobię to po swojemu usiadła zmachana swoją wypowiedzią z powrotem na krzesło. – No, Asumi. Do dzieła.

- Romeo, czemuż ty jesteś Romeo...

Stałam na scenie trzecią godzinę. Miałam już serdecznie dość. To była generalna próba przed spektaklem, który odbywał się dzisiaj. Z tej okazji odwołano nawet zajęcia, z czego wszyscy się niezmiernie ucieszyli.... No, dopóki nie powiedziano im, że obecności na przedstawieniu jest obowiązkowa. Nie stresowałam się, raczej cieszyłam, że nareszcie będzie po wszystkim.

Przez kolejne dwadzieścia minut chodziłam w kółko i powtarzałam kwestię. Postanowiłam podejść do tego na chłodno.

- Stresujesz się Laleczko? – zapytał mi się Laito. Wydawał się w ogóle niezainteresowany tym całym spektaklem.

- Nie tylko powtarzam kwestię. Ty też mógłbyś to zrobić! – przystanęłam i rzuciłam mu oskarżycielskie spojrzenie.

- Wiesz gdzie mam to przedstawienie, prawda?

- Nie musisz dwa razy powtarzać. Ja też się tym zbytnio nie przejmuję, ale zależy od tego imię naszej szkoły, więc postaraj się choć ten jeden raz, dobra?

- No dobrze, skoro tak ładne prosisz Laleczko... - podszedł do mnie i chwycił w talii. W tym samym czasie nauczycielka stojąca za kotarą zaszczyciła nas swoją nieoczekiwaną wizytą...

- Ooo! Jak słodko razem wyglądacie... Ale zostawcie czułostki na później i skupcie się na przedstawieniu. – kobieta patrzyła na nas jak na obrazek. Szybko odepchnęłam od siebie wampira.

- Pani myśli że my...- wskazała nerwowo na siebie i na Laito – NIE! To wcale nie tak!!! – machałam rękami na wszystkie strony z głupawym uśmiechem. Moje tłumaczenie przerwały nam głośnie oklaski. Światło powoli zaczęło gasnąć.

- To do dzieła zakochańce! – krzyknęła nauczycielka tym samym wypychając wampira zza kulis na scenę. Mnie zaprowadziła na platformę. Stanęłam na niej i pokornie czekałam na swoje wejście. Miałam z tamtą idealny widok na kulisy. Po dłuższej chwili stania stwierdziłam, że mi się nudzi. Usiadłam i obserwowałam galimatias. Z dołu usłyszałam tylko „-Gdzie jest trucizna dla Julii?-'', „Tutaj!-''. Brunetka podeszła do małego stoliczka i położyła na nim coś. Gdy już przestała przy nim majstrować, odeszła. Na stoliczku była mała fiolka ze złotawym płynem położona na srebrnej tacy.

Po dłuższej chwili większość ludzi zza kulis wyszła i zostało tylko parę osób zajmujących się strojami. Kątem oka dostrzegłam jak ktoś kręci się koło pseudo „trucizny". Trudno było mi określić kto to jest, bo jego twarz była zasłonięta czarnym kapturem. Chwycił fiolkę i zamienił ją na inną. Kiedy już chciałam zejść na dół i nakryć sprawcę na gorącym uczynku, usłyszałam głos nauczycielki.

- Asumi, wchodzisz! – platforma poruszyła się i wyszłam, a raczej wjechałam na scenę. Na wejście oślepiło mnie światło. Zaczęłam mówić swoją kwestię, ale nie mogłam się skupić. O co chodziło z tym podmienieniem fiolek?

Wszystko szło dobrze, dopóki scena z wypiciem trucizny nie nadeszła. Próbowałam parokrotnie powiedzieć, że ktoś podmienił fiolkę ale nikt mnie nie słuchał.

- Asumi, to tylko sok jabłkowy... -oznajmiła spokojnie nauczycielka.

- Pani nie rozumie, ktoś ją podmienił!

- Oh, gdybyś wcześniej powiedziała że wolisz sok pomarańczowy to byłby pomarańczowy. Teraz już nie marudź i wychodź na scenę!

Czemu nie mogli trzymać się innej wersji? Mogli mi dać ten sztylet i kazać się nim „dźgnąć", ale nie. Woleli dać mi jakiś płyn, który nie wiadomo czym jest! Powoli wyszłam na scenę która była podzielona na dwie części. Ja i Laito mieliśmy jednocześnie „umrzeć" na scenie.

- Niech płyn ten, niczym złoto, uczyni życie me wiecznym. – powiedziałam z największą dawką przejęcia na jaką było mnie stać w tej chwili. Czułam jak mi się unosi w żołądku, gdy pomyślałam sobie o tym że mówię to do Laito.

- Niech płyn ten, niczym lek na me rany uzdrowi rozdartą duszę mą i serce me. – rozległ się donośny głos Laito po drugiej stronie.

- Niech pozwoli mi ujrzeć twarz mego ukochanego, jeszcze raz skosztować jego ust...

- Niech pozwoli jeszcze raz dotknąć anioła, który stąpał po ziemi i odebrał sobie życie z mój winy...

- Niech połączy nas w wiecznej miłości! – powiedzieliśmy równocześnie. Otwarłam fiolkę i chwilę jej się przyglądałam. Wahałam się... Nabrałam cieczy w usta, miała dziwny posmak. Nie przeszła mi przez gardło. Spojrzałam na publikę i ujrzałam na trybunach tą samą zakapturzoną osobę w towarzystwie postaci w takim samym kapturze i opaską na oku. Upadłam teatralnie na podłogę. Kurtyna opadła.

Szybko wstałam z niej i wyplułam ciecz z ust. Tarłam wargi przez dobrą minutę, gdy nagle przerwał mi Laito...

- Coś nie tak? – popatrzyła na mnie pytająco.

- To nie był sok! To było coś innego! – oznajmiłam zmachana od wycierania ust.

- To znaczy co? – wyciągnęłam z kieszonki sukienki flakonik. Na dnie znajdowało się jeszcze odrobina płynu. Podłożyłam ją wampirowi pod nos. – Dziwnie pachnie...

- Wszyscy aktorzy na scenę! – krzyknęła nauczycielka pchając nas na scenę. – A tak po za tym, to byliście świetni moi kochani. Aż się popłakałam na sam koniec. – powiedziała posyłając nam znaczący uśmiech.

Ponownie wszyscy zostaliśmy oślepieni przez światło. Głowa pękała mi od hałasu oklasków i okrzyków. Cała sytuacja i otoczenie przestało się liczyć gdy mój wzrok utkwił w zakapturzonych postaciach. Stały jak cała reszta tłumu, ale nie klaskały. Po krótkim czasie zaczęły kierować się do wyjścia. Szybko zbiegłam ze sceny i pobiegła za nimi, ale nie mogłam ich dogonić. Gdy miałam je już złapać w powietrzu poczułam jakiś dziwny zapach. Miał przyjemną i hipnotyzującą woń. Nabrałam w płuca powietrza. Usłyszałam czyjś głos, męski głos. Delikatny... Jakby rozlegał się echem w mojej głowie.

- Niedługo będziemy już razem... Asumi... Wkrótce się spotkamy... i będziesz tylko moja... - po tych słowach upadałam na kolana i chwyciłam się za głowę. Czułam jakby coś chciało siłą wyrwać z niej wszystkie myśli. Ten ból wydawał się być bardzo znajomy. Zamknęłam oczy i ukazała mi się scena...

Stałam w lesie. Naprzeciw siebie ujrzałam dwie postacie. Mnie i mężczyznę w kapturze. Trzymał mnie jedną ręką w talii a drugą za rękę. Przywarł do mojej szyi. Pił moją krew.

- Już niedługo... - powiedział szeptem do mnie mężczyzna.

- T-ty j-jesteś w-wampi... - nie dokończyłam bo w tym samym momencie straciłam przytomność. Powoli osunęłam się na ziemię. Mężczyzna ukląkł przy mnie. Wyciągnął z kieszeni jakiś wisiorek, a konkretnej biały kamień umieszczony w złotej, zdobionej obwolucie. Położył mnie na ziemię. Zaczął coś szeptać pod nosem. Chwycił moją rękę. Nagle z mojego ciała jakby z serca zaczęła wydobywać się smuga błękitno-fioletowego dymu. Wisiorek zdawał się go pochłaniać. Kamień powoli zaczął nabierać barwy dymu. Po chwili mężczyzna schował wisior do kieszeni.

- Niedługo zrozumiesz. Tak będzie lepiej. Do zobaczenia ukochana... - mężczyzna złożyła na moich ustach delikatny pocałunek. Koło niego pojawiła się postać w czarnym kapturze. Po głosie rozpoznałam że to mężczyzna. - Doskonale się spisałeś. - oznajmił wstając. - Co z Daymonem?

- Zgubiłem tego kretyna w lesie. Nawet się nie zorientował. - zaśmiał się pod nosem mężczyzna. Chciałam podejść do nich bliżej, ale moje stopy były jakby przyklejone do ziemi. - Myślisz że się nie domyśli?

- Nie ma takiej siły na świecie, która mogłaby się do tego przyczynić. A nawet jeśli, to jest TO w posiadaniu najsilniejszych istot na świecie. - zaakcentował wyraźnie słowo "TO" i pokazał diabelski medalion swojemu towarzyszowi. Mężczyźni zniknęli tak szybko i tajemniczo jak się pojawili. 

Zostałam sama w lesie. Ale nie na długo. Niespodziewanie koło mnie pojawił się Richter. Naciął delikatnie mój nadgarstek i wylał na niego inną krew. Coś mi w głowie świtało. Usłyszałam ciche słowa „ – Połączyłem jej duszę, z duszą Cordeli.-" Wizja zaczęła nabierać szybszego tępa i po chwili pojawił się koło mnie Dark Shadow. Nie usłyszałam co mówiliśmy, ale domyślam się.

To znaczy że moją pamięć ktoś „porwał"? Ten wisiorek... ten mężczyzna... muszę go znaleźć! Musze się obudzić. Dałam sobie w twarz, ale to nie pomogło. Zamiast tego poczułam jakby ktoś szarpnął moje ramię.

Odzyskałam panowanie nad własnym ciałem. Klęczałam. Czując że ktoś kurczowo ściska mnie za ramie obróciłam się szybko i napotkałam zielone tęczówki.

- Coś ci się stało? – zapytał się spokojnie Ayato.

- Ja... - spojrzałam na pusty korytarz. – Już nie ważne, myślałam że kogoś widziałam... - chłopak puścił moją rękę. A ja zaczęłam zastanawiać się jak długo musiała trwać ta wizja. Może to nie była wizja, może była to halucynacja? Może to wina tego dziwnego zapachu, albo przez przypadek połkniętej odrobiny tego dziwnego płynu?

- Nie powinnaś świętować?

- Co tu świętować? To tylko przedstawienie... są ważniejsze rzeczy...

- Mimo tego to twój dzień, powinnaś się bawić, mimo że ten debil Laito grał tak samo ważną rolę. – zaśmiałam się na jego słowa. Starałam się udawać jak najbardziej ogarniętą.

- Masz rację...

- W takim razie chodźmy. – powiedział i wziął mnie pod ramie. Po chwili znaleźliśmy się w pokoju pełnego wiwatujących ludzi.

W ciągu godziny wszyscy przestali nam gratulować. A ja w tym czasie zastanawiałam się kto był zamaskowaną postacią w mojej wizji i gdzie może znajdować się wisiorek. Po całym tym zamieszaniu pozwolono nam w spokoju się przebrać i udać do limuzyny. Zabrałam ze sobą ten flakonik. Zajęliśmy wszyscy swoje miejsca w pojeździe.

- No muszę przyznać, że masz talent aktorski Laleczko... - powiedział Laito posyłając mi przy tym uśmiech.

- Zgadzam się. – dopowiedział Reji.

Byłam nieobecna kiedy to mówili. W głowie cały czas miałam obraz dwóch zamaskowanych postaci, smak tajemniczego płynu w ustach i wisiorek.

- Hej! Jesteś tam? – pstryknął mi palcami przed twarzą Ayato. Otrząsnęłam się.

- Tak, tak. Tylko... jest jedna sprawa.

- To znaczy? – Reji zamknął książkę którą czytał. Postanowiłam powiedzieć im o fiolce z płynem.

- Jak byłam za kulisami, tuż po tym jak Laito pierwszy raz wyszedł na scenę, zauważyłam jak ktoś się pałętał koło mojej fiolki z ową „trucizną"

- No i? – zapytał się Subaru.

- Widziałam jak ją podmieniał. Normalnie miał być to sok jabłkowy, ale to nie był sok.

- Widziałaś jak wygląda? – spytał Reji.

- Niestety nie. Kaptur zasłaniał mu twarz. Ale kiedy wyszłam na scenę zauważyłam jak siedzi na trybunach. Koło niego siedziała jeszcze jedna osoba i też miała kaptur.

- A co to był za płyn? – brnął czarnowłosy.

- Tego też nie wiem... Ale go nie wypiłam, tylko od razu wyplułam. – sięgnęłam po torebkę i wyciągnęłam flakonik. – W tym był płyn. Zostało go jeszcze trochę na dnie.

- Zostaw go. Jak wrócimy do rezydencji od razu się tym zajmę. – powiadomił mnie wampir. Trochę mnie to uspokoiło. Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. A mnie nurtowały w kółko pytania...

Kim były zamaskowane postacie?

Co to był za płyn?

Kim jest tajemniczy mężczyzna z wizji?

Gdzie znajduję się ów wisiorek?

Tego miałam się dopiero dowiedzieć wkrótce...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mamy kolejny ^^ Przepraszam że tak długo musieliście czekać, ale tak jakoś wyszło.

Jak myślicie, kto może być zamaskowaną postacią?

9 gwiazdek + 25 wyświetleń = kolejny rozdział *-*

Miłego czytania i do nexta wampirki *3*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top