9. Przeszłość - Kageyama

Minęło już dobrych parę tygodni od naszego powrotu do codziennych zajęć, jak i również od daty, rozpoczęcia naszego oficjalnego związku. Stosunki między nami nie uległy jednak większym zmianom, Hinata nadal denerwował mnie swoimi dziecinnymi poczynaniami, natomiast ja nie zaprzestawałem kierować w jego stronę irytujących docinek. Mimo wszystko, uwielbiałem jego naburmuszoną minę, gdy zwracałem mu uwagę na mało istotne szczegóły robiąc z nich niewiarygodnie wielki problem. On także śmiał się głośno uciekając przede mną gdy, umyślnie wyprowadzał mnie z równowagi.

Dłuższe przerwy codziennie spędzaliśmy jedząc razem lunch na szkolnym dachu, który został otwarty ze względu na panujące wokoło coraz to większe upały. Zazwyczaj wymienialiśmy się zawartością pudełek, ze względu na to, że rudzielcowi wyjątkowo smakowały specjały, które sam przygotowywałem. Z czasem szykując jedzenie dla siebie zacząłem również uwzględniać większą porcję dla niego, którą zazwyczaj pochłaniał z niezwykłą szybkością.

— Znowu masz to pyszne bento* — krzyknął uradowany, zaciskając jeszcze mocniej, trzymane w rękach pałeczki. — nadal nie wiem, gdzie nauczyłeś się robić takie pyszności Kageyama.

— Mówiłem ci, żebyś mówił mi po imieniu, wkurzasz mnie już — podałem mu małe pudełko z zawartością lunchu. Podziękował, obdarowując mnie uroczym, szerokim uśmiechem, na widok, którego zawsze miękło mi serce. — musiałem sam nauczyć się gotować. Jak chcesz to możesz przyjść kiedyś do mnie i ci pokaże jak je zrobić.

— Serio? — powiedział niewyraźnie, przegryzając większy kawałek kurczaka, który i tak ledwo mieścił się w jego wypełnionych po brzegi ustach.

— Ej, jedz powoli łajzo, już cały się wybrudziłeś — przewróciłem oczami, widząc jak po jego podbródku zaczyna spływać kropla ciemnego mięsnego sosu. Chwyciłem przygotowaną już wcześniej chusteczkę i dokładnie wyczyściłem jego twarz, jakby był kilkuletnim, niezdarnym dzieckiem znajdującym się pod moją opieką. W minimalnym stopniu zacząłem czuć się odpowiedzialny za jego istnienie oraz bezpieczeństwo, w końcu dał mi siebie bez najmniejszej zapowiedzi, wchodząc prywatne życie i obracając je całkowicie do góry nogami.

Położyłem się delikatnie na chłodnym podłożu dachu, opierając głowę o masywne uda chłopaka. Wpatrywałem się w puchate obłoki kłębiące się po niebie, tworzące nieregularne kształty, z których można było wyczytać tak wiele i za razem kompletnie nic. Błękitną kopułę w jednej chwili przysłoniła mi, kudłata czupryna, falująca pod wpływem szalejącego, letniego wiatru. Niezwykłe, w jaki sposób kolor jego włosów kontrastował z turkusowym odcieniem nad naszymi głowami. Ostatnio dość często błądziłem w myślach rozprawiając się nad urodą rudowłosego chłopaka, co było dość nietypowe, a nawet momentami wydawało się być zbyt dziewczęce, przez co zawsze czułem się nieco zażenowany. Oczywiste było ukrywanie przed Hinatą, faktu że wieczorami wpatruje się w nasze zdjęcia ukryte w odmętach telefonu i rozprawiam się nad niezbadaną ilością iskierek tańczących w jego oczach. W moich myślach istniał on jak narkotyk, którego mogłem kosztować z ograniczeniami, tylko w niewielkich ilościach dlatego też często wydawało mi się, że potrzebowałem go o wiele bardziej niż powietrza w płucach. Zastanawiałem się, czy w jego rozmarzonej, często beztroskiej głowie prócz miłości do siatkówki istnieje równie mocne uczucie w stosunku do mojej osoby.

Jego palce z gracją muskały pasma moich włosów, przeplatając je na zmianę między sobą. Wyjątkowo lubiłem tą czynność, dlatego też zawsze poddawałem się jej w zupełności. W jego oczach zauważalne było rozkojarzenie, które również malowało się na jego śniadym obliczu. Powolnym ruchem zacząłem unosić swoją twarz, chcąc wyrwać go z istniejącego transu. Przeszkodził mi jednak odgłos zatrzaskujących się z ogromnym impetem metalowych drzwi, który zwrócił uwagę naszej dwójki. Gwałtownie odskoczyłem od Hinaty, jakby nagle stał się płonącym obiektem, z którym żadna osoba nie miałaby odwagi się zmierzyć. On również niezwykle zmieszany tą sytuacją zaczął nerwowo pakować rozłożone jedzenie do swojej niewielkiej, pomarańczowej torby, którą następnie zarzucił na ramię odwracając się do mnie plecami.

— Co jeśli ktoś nas widział? — zapytał mocno ściskając dłonie w pięści. — co powiemy?

— Opanuj się — starałem się zapanować nad wzburzeniem chłopaka, choć sam ze spokojem w obecnej chwili nie miałem wiele wspólnego. — nikt nas nie widział, a nawet jakby to może najwyższy czas powiedzieć o nas chłopakom?

— Chyba upadłeś na głowę — wykrzyczał w moim kierunku. — oni by nie zrozumieli, przecież oboje jesteśmy, no wiesz, mężczyznami.

— Nie szukaj problemów tam gdzie ich nie ma, to nasi koledzy z drużyny, muszą zrozumieć —uniosłem wysoko jedną brew w akcie zdziwienia na słowa wypowiedziane przez rudzielca. — poza tym nie wiedziałem, że przeszkadzało ci to że oboje jesteśmy facetami — minąłem jego sylwetkę tkwiącą w ciągle w tym samym miejscu i skierowałem się ku wyjściu.

— Dlaczego ty zawsze rozumiesz mnie w taki sposób i strzelasz focha — usłyszałem niosące się z echem słowa będąc już na schodach prowadzących do szkolnego korytarza.

* * *

— Zrobili co?! — po całej hali rozległ się hałas od krzyku dwójki siatkarzy, którym z niedowierzania na usłyszane przed sekundą słowa zrobiło się niezwykle duszno.

— To co powiedziałem — wysoki, dość szczupły blondyn z założonymi rękami przyglądał się swoim kolegom ze zdobiącym jego twarz perfidnym uśmiechem. — Yamaguchi widział ich dzisiaj w dwuznacznej sytuacji - chłopak doskonale zdawał sobie sprawę, z faktu, iż jego piegowaty przyjaciel prosił go o zachowanie dyskrecji, jednak nie byłby sobą, gdyby nie podzielił się tą pikantną informacją z innymi.

— To znaczy jakiej dokładnie? — spytał Libero, już z nieco większym opanowaniem.

— Jeśli chcesz nać szczegóły może się sam ich zapytasz — okularnik zaśmiał się drwiąco odchodząc na drugi koniec hali, aby kontynuować trening.

— Hej! Do roboty? O czym tak plotkujecie? — kapitan zespołu zdecydowanie nie był zadowolony z krótkiej przerwy jaką zrobili sobie jego podopieczni. Karcącym ruchem ręki wskazał na leżącą na ziemi siatkę. — sama się nie rozwiesi.

— Słyszałeś już? Hinata i Kageyama są razem — wykrzyczał Tanaka, nadal sklejając ze sobą poznane chwilę temu fakty, równocześnie siadając na podłogę z nadmiaru emocji.

— Może głośniej?! Mieliśmy nikomu o tym nie mówić palancie! — na plecach poczuł silne uderzenie, wymierzone przez Nishinoye, który był wyraźnie zażenowany zachowaniem swojego kolegi. Równie zmieszany był Tadashi, który siedział na ławce nerwowo przebierając w miejscu stopami. Niezwykle obwiniał się, że nie zostawił zauważonej dzisiejszego dnia sceny dla siebie, bądź po prostu nie skonfrontował się z przyłapanymi na gorącym uczynku osobami. Oczami wyobraźni widział, jak jego rudowłosy kolega obarcza go winą, za wypowiedziane słowa, a jego partner mimo, że nie wymienia z nim żadnego zdania przeszywa go piorunującym spojrzeniem, jakby należącego do samego szatana.

— Co z tym zrobimy? Powiemy im, że wiemy, że się domyśliliśmy? To takie stresujące — siedzący nadal na podłodze częściowo łysy mężczyzna wypowiadał swoje myśli na głos tocząc przed sobą piłkę jakby od niechcenia. W jego ślady poszedł także kapitan, który zajął miejsce tuż obok podpierając dłonią swój obszerny podbródek.

— Co tu się dzieje? — w dużych drewnianych drzwiach od hali pojawił się srebrnowłosy chłopak, nie ukrywając goszczącego na twarzy zdziwienia wynikającego z widoku drużyny będącej w całkowitej rozsypce. — dlaczego nie trenujecie?

— Wszyscy udają zdziwionych, że wykurzająca krewetka oraz jej pan i władca migdalą się od pewnego czasu — wtrącił blondyn z kamienną miną przerywając jako jedyny odbijanie kolorowej piłki o ścianę. — jakby to była dla nich nowość i nigdy nie widzieli cię z kapitanem.

Sugawarga zerwał się z miejsca, w którym obecnie stał wypluwając niemal całą zawartość butelki z wodą, na podłogę. 

— Tsukishima Kei ! — Daichi nie wytrzymując napięcia, również wstał na równe nogi oraz wskazał na chłopaka w okularach. – 30 okrążeń, widzę, że rozpiera cię dzisiaj energia — barczysty mężczyzna odetchną głęboko i przymykając oczy rozmasował delikatnie obolałe skronie. Miał niewiele czasu, aby wymyślić konkretną strategię działania swojej grupy tak, aby należąca do niej dwójka nie poczuła na sobie zbyt dużej presji reszty. — słuchajcie wszyscy, ta tą chwilę zostawiamy tą informację dla siebie — swój wzrok skierował głownie na blondyna, który szykował się właśnie do odbycia swojej kary. — jeśli będą chcieli nam o tym powiedzieć to zrobią to osobiście — swoją wypowiedź zakończył głębokim westchnieniem, które dosadnie podkreśliło sens jego słów. Wszyscy obecni, zgodnie przyznali rację swojemu mentorowi, postanawiając tym samym nie informować swoich kolegów o zaistniałej sytuacji. Byli oni zgraną drużyną i starali się nie mieć przed sobą tajemnic, co dodatkowo utrudniało to i tak już skomplikowane zadanie.

* * *

— Czemu na mnie nie poczekałeś? — do moich uszu dobiegł pretensjonalny ton rudzielca, który zdążył mnie dogonić, jadąc na swoim czerwonym rowerze. — po treningu wystarczyło, że dosłownie obróciłem się na ułamek sekundy, a ciebie już nie było — ignorując jego słowa nonszalancko wywróciłem oczami i schowałem niedbale ręce do kieszeni czarnych dresów.

— Znowu się mnie czepiasz? — rzuciłem sucho starając się przyśpieszyć kroku, aby ten nie zdołał zauważyć zmartwienia malującego się na mojej twarzy. Skarciłem się w duchu, że być może za bardzo wchodzę w szczegóły rozmyślając nad sensem kierowanych do mnie zadań. Ciężko jest się odzwyczaić do tego typu zachowań, które towarzyszą mi już od naprawdę dłuższego okresu. Z biegiem czasu wypracowałem sobie metodę, która pomagała mi w najlepszy sposób zamaskować emocję i umiejętnie przybierać maskę obojętności. Przy Hinacie było jednak inaczej.

—Jesteś zły o to co wcześniej powiedziałem, tak? — jego głos był wyraźnie przygnębiony, dało się odczuć, że w obecnej chwili jego sumieniem targają ogromne wyrzuty, których przyczyny sam dokładnie nie znał.

— Nie jestem zły — pokusiłem się o niewielkie kłamstwo. – nie rozumiem tylko dlaczego się nas wstydzisz ?

— Jak to czemu? Przecież to dziwne, dwóch chłopaków razem to niecodzienny widok – lekko speszony, opuścił siedzisko swojego pojazdu kontynuując dalszą drogę pieszo ze spojrzeniem wbitym w asfaltową, szerzącą się przed nami drogę.

— Dla mnie to nie jest dziwne — niezauważalnie, skierowałem swój wzrok na smutną czuprynę rudych loków idącą tuż obok. Ze spuszczoną głową wydawał się jeszcze niższy niż do tej pory, mógłbym nawet pokusić się o stwierdzenie, że teraz sięgał mi ledwo do ramienia.

Dotarliśmy do rozwidlenia dróg, na którym odbywała się nasza codzienna rutyna pożegnań, jak i miejsce oddawania sobie namiętnych pocałunków do utraty tchu. Tym razem było jednak inaczej, gdyż widoczna aura bijąca od chłopaka nie zwiastowała dobrego zakończenia naszego dnia. Wiedziałem, że nie mogę rozstać się z nim w takiej atmosferze, postanowiłem więc podjąć inne kroki.

— To może dzisiaj przyjdziesz do mnie? Co prawda nie mam składników żebym nauczył cię gotować, ale możemy zamówić pizzę — podrapałem się nerwowo po karku jednocześnie uśmiechając się w niezręcznie, co okazało się jednak, bardzo skutecznym zagraniem, aby wydobyć z chłopka na chwilę zapomnianą radość. Podskoczył on beztrosko parę razy i ogarnięty uczuciem euforii ponownie wsiadł na dwukołowy pojazd ruszając z ogromną prędkością przed siebie. Zaśmiałem się pod nosem wiedząc, że rudowłosy nie ma pojęcia, gdzie znajduje się mój dom i prawdopodobnie zaraz skręci w błędną uliczkę gubiąc się pomiędzy budynkami.

Hinata od samego progu zachwycał się wyglądem mojego mieszkania, jego wystrojem, a nawet wielkością, która z pewnością nie należała do najmniejszych. Dotykał marmurowych ścian w kamiennym kolorze oraz złotych poręczy prowadzących na górne piętro budynku. Przestrzenna jadalnia, utrzymana również w chłodnych odcieniach, nieposiadająca większej ilości dekoracji również zaparła mu dech w piersiach. Największą uwagę jednak przykuł olbrzymi telewizor zawieszony na jednej z salonowych ścian, oprawiony ledowymi lampkami, których ja osobiście nie cierpiałem.

Do moich stóp przybiegł radośnie merdający ogonem, średniej wielkości kundelek z zamiarem powitania swojego pana. Zauważywszy w późniejszym czasie naszego gościa podbiegł również do Hinaty, którego niemalże nie przewrócił plącząc się figlarnie pod jego nogami. 

— Nie wiedziałem, że masz psa — powiedział zdziwiony drapiąc pupila za uszami, gdy ten ochoczo lizał jego pulchne, rumiane policzki.

— Przygarnąłem go niedawno z ulicy, gdy było jeszcze chłodno, błądził obok mojego ogrodzenia, więc postanowiłem go nakarmić i tak już został — wróciłem wspomnieniami do chwili, gdy czworonożny przyjaciel został stałym mieszkańcem mojego domu, co później okazało się jedną z najlepszych podjętych przeze mnie decyzji. — jak mnie nie ma w domu opiekuje się nim sąsiadka, która też ma klucze do drzwi mieszkania.

— Ale super! Jak się nazywa? — spytał kierując ogromne, ciemne oczy w moją stronę z wyraźnym zaciekawieniem.

— Nazwałem go Hinata.

— Żartujesz? – zaśmiał się chłopak. – dałeś mu po mnie imię?

— Oczywiście, że żartuje palancie, nigdy bym tak nie skrzywdził psa. Nazywa się Toby — wyraźnie ostudziłem zapał rudowłosego, który po raz kolejny uwierzył bez zastanowienia w moje słowa, co rozbawiało mnie za każdym razem w niezmienny sposób.

— To nie było miłe — posłał srogie spojrzenie w moją stronę, do którego dołączył również wystawiony język. — twoi rodzice nie mieli nic przeciwko? Moja mama nigdy nie zgodziłaby się na żadne zwierzęta — powiedział pochmurnie nadal skupiając całą swoją uwagę na psie, który widocznie polubił się z nim z resztą ze wzajemnością.

— Jakoś nic nie mówili — chciałem jak najszybciej zejść z tematu ojca i matki, który bezustannie powodował uczucie przygnębienia ogarniające moje całe ciało. — pójdę zamówić pizzę, za ten czas nakarm go, w górnej szafce jest jedzenie — wskazałem palcem jedną z wysokich półek kuchennych i odszedłem trochę dalej wyszukując w telefonie numeru do pobliskiej restauracji.

Wiedziałem, że długo nie uda mi się utrzymać tych informacji w tajemnicy. Prędzej czy później chłopak zacznie podejrzewać najgorsze i zadawać niewygodne pytania, na które będę zmuszony szczerze odpowiedzieć. Tworzyliśmy zgraną i dobrze funkcjonującą parę w sporcie, jak i w prywatnym życiu jako kochankowie. Kiedyś wyjawię mu prawdę. Teraz muszę przeciągnąć naginanie rzeczywistości tak długo jak tylko będzie to możliwe.

— Jedzenie będzie za jakąś godzinę, może za ten czas pooglądamy jakieś nagrane mecze, co?

Niestety, tego wieczoru nie było nam dane spędzić w spokojnej i luźniej atmosferze. Rudowłosy chłopak stał przede mną, trzymając w rękach małą, buteleczkę z dużą zawartością białych tabletek. Nitrazepam tak brzmiała nazwa leku, który obracał teraz pomiędzy palcami. Leku od którego jestem uzależniony już od dłuższego czasu, bez którego nie wyobrażałem sobie przeżyć choćby jednego dnia. Kto by się spodziewał, że chłopak znajdzie je w jednej z szafek w mojej ogromnej kuchni.

— Tobio — zaczął delikatnie ochrypłym głosem. — co to są za tabletki? — na to pytanie odpowiedziała mu tylko, rozbrzmiewająca na całe pomieszczenie głucha cisza. Zacisnąłem z całych sił dłonie w pięść. — tutaj jest napisane, że są to leki na sen, może nie byłbym, aż tak zdziwiony, gdyby nie to, że w szafce masz takich pudełek, aż dziesięć.

— Cholera jasna — rzuciłem gniewnie, wyrywając moją własność z jego drobnych rąk. Chwila, którą za wszelką cenę chciałem zatrzymać, postanowiła zaskoczyć mnie znacznie szybciej, nie dając mi ani minuty dłużej na przygotowanie trafnego wytłumaczenia.

— Z resztą, gdzie są twoi rodzice? Robi się coraz ciemniej powinni już dawno wrócić do domu — było coraz gorzej. Nadszedł czas na zmierzenie się z demonami przeszłości i przebycia z nimi życiowej bitwy.

Zająłem miejsce na stojącej obok mlecznej sofie i zakryłem twarz w dłoniach starając się opanować rozregulowany i niestabilny oddech. Zastanawiałem się od czego mam zacząć moją opowieść, tak aby później mogła zmienić się w logiczną, zrozumiałą całość dla chłopaka, który siadając tuż obok odruchowo złapał mnie za rękę.

— To wszystko zaczęło się pod koniec gimnazjum — zawiesiłem mój wzrok na drewnianych panelach, błyszczących niemal tak bardzo, że mógłbym dostrzec w nich swoje odbicie. — zdałem sobie sprawę, z tego, że dziewczyny z żaden sposób mnie nie pociągają. Koledzy przynosili różne gazetki z kobietami w roli głównej, zachwycali się nimi, a ja zawsze zastanawiałem się co takiego oni w nich widzą — westchnąłem. – zauważył to jeden chłopak z mojej klasy, który zaczął ze mną rozmawiać. Później, coraz częściej widywaliśmy się po szkole i zbliżyliśmy się do siebie do tego stopnia, że moje głupie dziecięce serce zaczęło czuć wobec niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Kiedy zebrałem się w sobie, aby mu o tym powiedzieć, on tylko głośno mnie wyśmiał i wyznał, że cała nasza znajomość opierała się na zakładzie z jego przyjaciółmi. Rozumiesz założyli się o jakieś pieprzone lody — zrobiłem dłuższą przerwę, aby upewnić się, że ciepło na mojej dłoni na pewno jest prawdziwe, a chłopak z moich marzeń nadal wysłuchuje moich raniących słów. Siedział ciągle obok, wpatrując się we mnie bajecznymi oczami, w których kątem oka zauważyłem ogromne zmartwienie tym co przed chwilą dotarło do jego uszu.

— Ja, nie wiem co powiedzieć — wydusił z siebie po chwili i pogłębiając uścisk dłoni, splótł ze sobą dodatkowo, nasze drżące palce. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że dalsza część mojej opowieści będzie szła tylko w gorszym, o wiele bardziej przykrym kierunku.

— Zacząłem szukać pomocy u moich rodziców, którzy byli wtedy dla mnie najbliżsi. Gdy tylko mój ojciec dowiedział się, że podobają mi się mężczyźni wściekł się tak niesamowicie, że celował w moją twarz otwartą ręką. W porę powstrzymała go matka, która nie mogąc pogodzić się z tym co usłyszała przez kolejne tygodnie zalewała się łzami. Pamiętam jakby to było wczoraj. Staliśmy dokładnie tu — wskazałem palcem na przestrzeń dzielącą jadalnie od salonu, w którym obecnie się znajdowaliśmy.

— Co było dalej? Pomogli ci ostatecznie prawda? — w głosie chłopaka wyczuwalna była nadzieja, z którą z resztą nie rozstawał się od najmłodszych lat. W każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji, potrafił zauważyć światełko w tunelu, które miało być zbawiennym wyjściem z każdego, fatalnego stanu rzeczy.

— Pomogli, a przynajmniej im się tak wydawało — parsknąłem pod nosem z zażenowania nad poczynaniami rodziców, którzy w nieudolny sposób próbowali szukać odpowiedzi na trapiące ich pytania podczas, gdy była ona na wyciągnięcie ręki. Tą odpowiedzią była akceptacja. — zapisali mnie do psychiatry, który rzekomo miał mnie wyleczyć z „choroby". Oczywiście tego nie zrobił, stwierdził za to rozległą depresję, na którą przypisał leki. Matka, nie mogła tego wytrzymać, powiedziała, że musimy się przeprowadzić do innego miasta. Nie zgodziłem się. Jedyne co miałem to siatkówka i wiadomość, że udało mi się dostać do Karasuno. Pojechali oni więc beze mnie, zostawiając mi jedynie ten ogromny dom oraz szerzącą się depresję, do której dołączyła się później bezsenność — poczułem jak moje spojówki zaczynają nieprzyjemnie piec, a do ich kącików napływają małe, słone łzy. Szybkim ruchem ręki otarłem oczy rękawem od bluzy, tak, aby siedzący obok mnie rudzielec nie zorientował się, że nadal nie poradziłem sobie z tym co wydarzyło się już dobry rok temu. — wszystko się zmieniło odkąd poszedłem do liceum i poznałem chłopaków i przy tym na nowo spotkałem ciebie — powtórnie poczułem, jak powoli napływające ciepło wypełnia w całości moje rozżalone serce. — radość z tego jakie postępy zrobiliśmy razem, z każdego wygranego meczu i przede wszystkim z twojej obecności przy mnie, przyczyniła się do tego że depresja powoli zaczęła znikać. Jednak tego cholerstwa nie mogę się pozbyć, potrzebuje tego, żeby móc codziennie wieczorem zasnąć i rano rozpocząć normalny dzień — wskazałem na pudełko z zawartością leku, który wcześniej odłożyłem na stojący przed nami niewielki szklany stolik. — proszę cię Hinata, nie, Shōyō, nie myśl sobie o mnie źle — odważyłem się pierwszy raz od rozpoczęcia konwersacji spojrzeć na jego twarz, którą chwilę później ująłem dłońmi, wpatrując się tym samym w głębię bijącą z jego oczu.

— Nigdy nie pomyśle o tobie źle, zawsze będę po twojej stronie — jego usta utworzyły się w piękny, szeroki uśmiech, który był dla mnie warty więcej niż wszystkie kosztowności z całego świata. — w końcu jestem twoim chłopakiem.

Zarzuciłem swoje ręce na jego ramiona, zastygając w silnym i zarazem bardzo ciepłym uścisku, którego tak bardzo w tej chwili potrzebowałem. Jego drobne dłonie oplatające ciasno moją szyję, zdawały się być zbawienne od całego otaczającego nas zła. Chude palce wchodziły pomiędzy strukturę moich włosów, gładząc delikatnie ich powierzchnie, a płytki oddech szumiący w moich uszach działał w uspokajający sposób. Zaciągałem się jego intensywnymi perfumami o słodkim i kojącym zapachu mandarynki połączonej z cynamonem.

Przed żadną ze znanych mi osób do tej pory nie miałem odwagi się otworzyć i opowiedzieć skrywanych głęboko w czeluściach pamięci sekretów. Cieszyłem się, że to jednak on dowiedział się o tym jako pierwszy i zarazem jako jedyny. Zaufanie. To było to co połączyło nas na boisku i znalazło swoje ujście przy wyjawianiu sobie wzajemnych rozterek.

— Ale musisz mi obiecać, że tabletki pójdą od dzisiaj w odstawienie — rozkazał groźnym tonem nie przerywając jednak łączącej nas bliskiej więzi. — nie mogę uwierzyć, że je bierzesz jednocześnie będąc sportowcem, przecież to cię wykończy — był zmartwiony, a wina leżała po mojej stronie. Gryzło mnie sumienie, że przyczyniłem się do kolejnej zmiany nastroju mojego ukochanego, do którego żywiłem uczucia rosnące z każdą minioną sekundą w coraz to większy sposób.

— To nie jest takie proste, jak ci się wydaje — odparłem — bez tego czuje się nikim.

— Nie, kiedy ja tu jestem — i znów ten zadziorny uśmiech, rozbrajający mnie na miliony kawałków. — obiecaj, że już nigdy tego nie weźmiesz.

— obiecuje — odparłem po dłuższej chwili namysłu.

Nie mogłem się oprzeć, wiedziałem, że odmowa będzie tylko początkiem kolejnej ostrej wymiany zdań, której ku mojemu zdziwieniu nie chciałem kontynuować.

Kiedy jego głośno bijące serce jest tuż obok, wszystko wydaje się możliwe.





* Bento- jednoporcjowy posiłek składający się z ryżu, ryby lub mięsa oraz z marynowanych lub gotowanych warzyw.



_________________________

Hej, Hej

Tak XD do tego rozdziału prześledziłam tradycyjne japońskie lunche oraz wszystkie rodzaje leków nasennych na receptę XD mam nadzieje, że szukanie ich nie przyjdzie wam do głowy XD

Perfumy Hinaty też nie są zmyślone, serio istnieje taka nuta połączeń :D Jakoś tak niezwykle mi do niego pasują :D

Dajcie znać jak wam się podobało i co o tym sądzicie

Do następnego ~~!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top