6. Spokój- Kageyama

Nocna aura na dobre zagościła w pomieszczeniu sypialnym naszego apartamentu. Zza lekko uchylonego okna słychać było ponure pohukiwanie sowy oraz towarzyszący jej szelest poruszanych przez wiatr liści. Wydawać by się mogło, że każdy mieszkaniec tego ponadwymiarowego miasta, przepadł w sidłach bezkresnej nocy poddając się jej bez najmniejszego oporu. Nie zdążyła jednak uwieść jednej osoby, która w obecnej chwili przewracała się niespokojnie z boku na bok szukając odpowiedniej pozycji, aby móc odprężyć się po dniu pełnym emocji. W głębi siebie wiedziałem jednak, że nawet najbardziej wygodne łóżko i pachnąca pościel niemal przesiąknięta duszącym zapachem lawendy nie jest w stanie wygonić z mojego umysłu najbardziej uporczywych myśli i sprawić, ze moje długotrwałe problemy ze snem odeszły w niepamięć. Starałem się nie odwracać w kierunku chłopaka, który znajdował się obecnie w świecie sennych  marzeń. Niestety nawet tak prosta czynność wydawała się być dla mnie awykonalna, gdy to właśnie on dzielił ze mną sypialnie.

Długo utrzymująca się duchota zaczęła zajmować moje płuca, przyczyniając się do postawienia mojej osoby na równe nogi. Chwyciłem cienką bluzę wiszącą na wieszaku przy drzwiach wejściowych i zdecydowanie zamknąłem je za sobą.

Błąkałem się pośród otaczających mnie cudów przyrody pod płachtą gwieździstego nieba, łapczywie wdychając każdy kęs świeżego powietrza. Zająłem miejsce pod jednym z rozłożystych drzew, co ostatnio niezmiernie polubiłem. Podkurczyłem nogi pod siebie, otaczając je rękoma i wraz z westchnieniem ukryłem w nich brodę.

— Co tu robisz? — usłyszałem nad sobą znajomą barwę głosu, którą w pierwszej chwili pomyliłem ze snem na jawie. — płaczesz? — niestety, po wyprostowaniu niechętnie głowy ujrzałem małą, rudowłosą osóbkę przecierającą swoje zaspane jeszcze oczy.

— Już ci kompletnie odwaliło — wtrąciłem oschle. — chyba nadal śpisz.

— Niestety nie, bo ktoś postanowił urządzić sobie nocne schadzki — chłopak zacisnął dłonie w pięści i nerwowo tupną nogą w ziemię. Jego zamiar wzbudzenia we mnie grozy nie powiódł się. Widok takiej pozycji wywołał jedynie delikatny uśmiech na mojej twarzy — poszedłem za tobą i postanowiłem dotrzymać ci towarzystwa.

— Chyba coś ci się pomyliło,  jesteś ostatnią osobą, którą chciałbym widzieć w tej chwili —skłamałem. Robię to już od bardzo dawna, staram się wmówić mu coś co kompletnie mija się z prawdą, okłamując przy tym samego siebie.

— Wiem, że to nie prawda! — chłopak w podskokach oddalił się od dorodnej wierzby pod którą zajmowałem dotychczas miejsce. — ty po prostu mnie lubisz! — wykrzyczał zadowolony, schował ręce za plecami i splótł ze sobą palce.

— Chyba ktoś dawno nie spuścił ci porządnego łomotu Hinata — zakasałem rękawy bluzy i ze złowieszczą miną udałem się w pogoń za skaczącą, rudą kulką.

W rzeczywistości bardzo ucieszył mnie fakt, że był zdolny do wyjścia o tak później godzinie tylko po to żeby dotrzymać mi towarzystwa. Szukał mnie, co jeszcze bardziej dołożyło się do uczucia ciepła wypełniającego moje lodowate serce.

W tej chwili zajęty był jednak opowiadaniem mi z zawziętością historii, która zdarzyła się gdy ten uczęszczał jeszcze go szkoły gimnazjalnej. Uwielbiałem ekspresję w wypowiadanych przez niego słowach, każde jedno wydawało się mieć inne znaczenie, gdy wydobywało się z jego drobnych ust.

— Hinata posłuchaj — przerwałem niechętnie jego entuzjastyczną wypowiedź. — odkąd no wiesz, zdarzyła się nasza kłótnia, ja nie mogę — czułem jak moje gardło w jednej chwili zasycha, a w jego wnętrzu gromadzi ogromna gula. To tak jakby wszystkie słowa, które chciałem z siebie wydobyć, zatrzymały się i skumulowały wzajemnie wytwarzając przeszkodę nie do pokonania. —nie mogę przestać o tobie myśleć.

— To zupełnie tak jak ja — jego odpowiedź wprawiła mnie o zawrót głowy. Serce zatrzymało się na krótki moment, aby rozpocząć nowy, nieregularny trans.

— Co powiedziałeś? — wykrztusiłem, nie dowierzając, w to co słyszę.

— Patrz plac zabaw — wskazał nerwowo palcem na huśtawki znajdujące się tuż przed naszymi oczami, tym samym pokazowo zmieniając temat rozmowy.

— Idealne miejsce dla takich małych gówniarzy jak ty — Hinata znów się naburmuszył, lecz niezbyt przejął docinkiem z mojej strony. Zdecydowanie bardziej atrakcyjna była propozycja zabawy na huśtawce. Usiadł na jednej z nich i rozpoczął bujać się na zmianę w przód i tył. Tymczasem ja oparłem się o metalową barierkę, która przekazała mi swoją zimną temperaturę i przyprawiła o gęsią skórkę. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej zastanawiając się, gdzie udała się moja pewność siebie i dlaczego zdania, które ćwiczyłem w głowie, tak szybko z niej uciekły.

— Myślałem, że po tym co mi powiedziałeś w złości nie będziemy się już przyjaźnić i przestaniesz mnie lubić — powiedział pod nosem rudzielec, z trudem chowając narastający rumieniec na swoich policzkach. — bo ja nadal chce się z tobą kolegować i grać w siatkówkę jak wcześniej.

Narastająca we nie konsternacja nagle dosięgnęła swojej górnej granicy. Chwyciłem za metalowe łańcuchy huśtawki, gwałtownie je zatrzymując i jeszcze mocniej przyciągając siedzącego na niej Hinatę ku sobie.

— Jesteś głupi czy tylko udajesz?! — krzyczałem mu prosto w twarz. — chodziło mi o to, że lubię cię bardziej niż tylko przyjaciela czy partnera w grze! Lubię cię tak, że mam ochotę spędzać z tobą każdą wolną chwilę i robić z tobą rzeczy, których nie robi się z byle kim — oddech znacznie mi przyśpieszył, biorąc przykład z serca, które w danym momencie wywijało, przeróżne salta w mojej klatce piersiowej. Chłopak odwrócił głowę w przeciwnym kierunku i spojrzał w bok.

— Zastanów się co mówisz, najpierw, że nie chcesz mnie widzieć teraz nagle chcesz, kto jest tutaj głupi — powiedział niemal szeptem.

— Oj zamknij się już — złapałem skrawek jego koszulki i jeszcze bliżej przysunąłem go do siebie. 

Nasze torsy, poruszające się w nierównomiernym tempie teraz wymieniały się wspólnym ciepłem. Spojrzenia utkwiły w jednym punkcie na krótką chwilę, głęboko przeszywając się nawzajem. Gwałtownie złączyłem nasze usta w długim i namiętnym pocałunku. Jego wargi miały delikatnie słodkawy pomarańczowy posmak. Wszystko było dokładnie takie jak sobie wyobrażałem. Zamknąłem powieki, chcąc jeszcze bardziej oddać się tej przyjemności. Moje dłonie powędrowały w kierunku jego dużych rumianych policzków, które przycisnąłem jeszcze bardziej do siebie, aby pogłębić pieszczotę. Ku mojemu zdziwieniu ręce chłopaka złączyły się na mojej szyi, czym dał mi znak, że mogę posunąć się o krok dalej. Skorzystałem z okazji, gdy rozszerzył subtelnie swoje wargi, aby móc dostać się do ich wnętrza. Poczułem jego wilgotny i słodki język, który teraz delikatnie łaskotał moje podniebienie. Trwaliśmy tak delektując się nawzajem swoim smakiem, do czasu gdy zaczęło nam brakować powietrza. Powoli odsunęliśmy się od siebie, starając uspokoić nasze oddechy.

— Jesteś w tym całkiem dobry —wydusił Hinata, zakrywając jedną ręką dół twarzy. — gdzie nauczyłeś się takich rzeczy?

— Jak możesz w takim momencie pytać się mnie o coś takiego? — wycedziłem przez zaciśnięte zęby, nie odwracając jednak w jego kierunku wzroku, aby nie dostrzegł wypieków na moich policzkach — czy to oznacza, że też mnie lubisz?

— Ja — spuścił rękę w dół i poszedł w moje ślady wbijając wzrok w ziemię. — sądzę, że czuje to samo co ty, bo jak cię widzę to moje serce robi takie „bum-bum", a w brzuchu czuje takie „Gwaah" — wypowiadając to zdanie gestykulował rękoma we wszystkie kierunki świata chcąc opisać, jak ogromne znaczenie mają dla niego te słowa.

— Jesteś beznadziejny w wyznawaniu uczuć — dotknąłem wskazującym palcem jego czoła, wywracając oczami.

— To tak jak Ty — uśmiechnął się szeroko i przypomniał mi jak wygląda najpiękniejszy widok na ziemi. Z jego tęczówek zniknęła, pustka, która wymieniła się teraz z błyszczącymi iskierkami.

— Wracajmy już — ściągnąłem z siebie bluzę, którą zawiesiłem na ramionach Hinaty. Ten wariat wybiegł za mną ubrany tak jak położył się spać, czyli w spodenkach od piżamy i naciągniętej koszulce. — jak będziesz chodził bez okrycia to zachorujesz, nie wiem co wpadło ci do głowy, żeby wychodzić tak z pokoju — powiedziałem ironicznie i łapiąc go za rękaw pociągnąłem w kierunku drogi do hotelu.

— Co!? Ciekawe kogo to był pomysł, żeby włóczyć się po nocach!

— na mnie nie patrz.

Po raz pierwszy od dawna moim ciałem zawładnęło uczucie spokoju, którego źródłem był idący za mną chłopak, w za dużej o dwa rozmiary bluzie.

_____________________

Hejka, hejka ! :D

mamy kolejny rozdział, w którym NARESZCIE doszło do większego zbliżenia pomiędzy naszymi bohaterami ! :D W kolejnych rozdziałach ich relacja będzie się jeszcze bardziej rozwijała, co poskutkuje wyjawieniem sekretów z przeszłości.

Do następnego ~~!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top