14. Prezent- Kageyama

Hinata przesunął dłonią po blacie jednej z ławek znajdujących się w pomieszczeniu i odwrócił się ponownie w moją stronę.

- Dlaczego chciałeś przyjść akurat w to miejsce?- chłopak zmarszczył brwi i oparł się o krawędź stolika.

Odpowiedź z mojej strony była banalnie prosta. Znajdowaliśmy się na najwyższym piętrze w budynku naszej szkoły ponieważ, było to jedno z niewielu pomieszczeń, do których woźna o tej porze już nie zaglądała.

- Bez powodu - odburknąłem, zdając sobie sprawę z niewielkiego kłamstwa.

Objąłem chłopaka wzrokiem widząc jak pięknie jego włosy wyglądały na tle popołudniowego słońca. Wydawać by się mogło, że próbują przybrać identyczny kolor do nieba pokrytego pomarańczowo żółtymi barwami. Kochałem patrzeć w błękit, w to jak każdego dnia przybiera inne, nowe barwy, lecz jeszcze bardziej kochałem Hinate Shōyō i to z każdą minioną sekundą coraz mocniej.

- Pewnie znowu zrobiłeś coś głupiego i chcesz mi się teraz przyznać? - rudzielec skrzyżował ręce na piersi i uniósł brew ku górze.

- Można tak powiedzieć- dotknąłem nerwowo mojego karku i zacząłem przesuwać po nim otwartą dłonią- bo tak się składa, że jeszcze ja kupiłem ci prezent.

Wyjąłem z plecaka kolorowy pakunek niewielkich rozmiarów i nie łapiąc kontaktu wzrokowego z Hinatą mocno pchnąłem go w jego kierunku. Tęczówki Shōyō obserwowały badawczo całą sytuacje co chwila spoglądając na prezent oraz na mnie nie wiedząc jakich ma się teraz zachować. Niepewnie złapał torebkę w ręce i bez słowa wyciągnął z niej małe pudełeczko obwiązane ozdobna nitką, której zaraz potem się pozbył. Gdy zobaczył jego zawartość mógłbym przysiądź, że usłyszałem parę szybszych bić jego serca rozbrzmiewających na całą klasę. Chłopak przebierał w palcach czarną bransoletkę z wygrawerowaną cyfrą 9. Nikt nie musiał tłumaczyć mu co ona oznacza, on doskonale znał jej wartość.

- No powiedz coś wreszcie głupku- wycedziłem przez zaciśnięte zęby czując, jak podłoga robi się coraz bardziej miękka, a moje nogi powolnie się pod nią uginają. Zaraz zapadnę się pod ziemię.

- Kocham cię- rudzielec powiedział to bardzo cicho, niemal szeptem, lecz słowa te udało mi się usłyszeć z ogromną łatwością.

- Co powiedziałeś ? – chciałem usłyszeć to ponownie, choćby jeszcze jeden raz.

- Ja – chłopak przerwał i spojrzał na mnie oczami pełnymi łez – kocham cię Tobio.

Wyciągnąłem ramiona przed siebie, w które rudowłosy szybko wpadł. Złączyliśmy się w długim i ciepłym uścisku. Wciągnąłem delikatnie nosem zapach jego ulubionych perfum czując dobrze mi znaną nutę cynamonu zmieszaną z pomarańczą. Pogładziłem go lekko po gęstych lokach, zatapiając się w ich strukturę. Mimo, że nie widziałem teraz twarzy rudzielca, wiedziałem, że jest ona pokryta jasnym rumieńcem, a usta wykrzywiają się w cudownym uśmiechu.

- Tęskniłem za tym – wymruczał, jeszcze bardziej przylegając do mojego torsu.

- Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo – ucałowałem czubek jego głowy chwytając dłoń, na której zawiesił swoją bransoletkę – zobacz, ja mam taką samą – odsunąłem rękaw białej koszuli i splotłem przed sobą nasze palce.

Jego ręka była nieco mniejsza, lecz za to bardziej delikatna. Swoimi opuszkami badał teraz odpowiednik swojego prezentu, na którym wyżłobiony był numer znajdujący się na jego sportowej koszulce.

- Teraz mamy amulety – podniosłem kąciki ust ku górze – nieważne jaka ilość kilometrów będzie nas dzieliła, od dzisiaj będziemy zawsze blisko siebie.

Lekki uśmiech nie schodził mi z ust, gdy widziałem tańczące iskierki w czekoladowych oczach rudzielca wlepiających się w moje oblicze.

- Nie wiedziałem, że mój chłopak to taki romantyk – zachichotał unosząc się na palcach chcąc skraść mi całusa.

Odsunąłem głowę w tył w akcie zdenerwowania drwiącym docinkiem z jego strony i puściłem nasze splecione dłonie, aby odwrócić się plecami do chłopaka. Ten roześmiał się jeszcze głośniej i nie dając za wygraną objął mnie od tyłu w talii.

Hinata doskonale wiedział, jakie słowa, gesty czy nawet spojrzenia wyciągają ze mnie głęboko skrywane emocje. Często robił to nieświadomie, łapiąc mnie za rękę czy ocierając się bokiem o moje biodra podczas treningu, czasem jednak wykorzystywał wiedzę na temat słabych punktów tylko po to żeby czerpać satysfakcje z moich żenujących reakcji. Tak było i teraz. Wiedział, że nie będę w stanie mu się oprzeć. Był taki niewinny i uroczy, a zarazem pełen tajemnic proszących się o odkrycie.

- Swoją drogą dalej jestem zły, że to ty pierwszy powiedziałeś o nas chłopakom – rudzielec udając obrażonego zsunął swoje ręce na moje biodra po czym skierował swoje kroki ku ogromnej tablicy wiszącej na ścianie – ja naprawdę długo myślałem nad moją przemową, a ty wszystko zniszczyłeś.

- Widzisz, w sumie nie wyszło tak źle jak myślałeś. Mówiłem ci, że to nasi kumple i przyjmą to bez żadnego problemu – podszedłem za plecy chłopaka i obserwowałem jego drobne ruchy kreślące jakiś napis na białym obszarze.

- Oprócz Tanaki, który później płakał, że nawet my w końcu jesteśmy w związku, a on od dwóch lat stara się o względy Kiyoko i mu się nie udaje – parsknął pod nosem – teraz jak o tym myślę to nie jest dla mnie dziwne, wiele dziewczyn się wcześniej za mną uganiało.

- Ciekawe, które? Te z gimnazjum czy może z przedszkola? – zadrwiłem z jego słów, przez co zarobiłem mocnego kuksańca pod żebra, podając się przy tym morderczemu spojrzeniu Hinaty – S plus T? – spojrzałem na napis widniejący na tablicy – co to niby znaczy?

- Cofam to co powiedziałem o romantyzmie – chłopak złapał się za czoło i pokręcił przecząco głową – jesteś jednak totalnie nieogarnięty.

- Ej, ile razy już w ciągu dnia mnie obraziłeś co? To zawsze była moja działka.

- Dobra, dobra to był już ostatni raz – chłopak podniósł w górę obydwie ręce na znak, że się poddaje widząc jak mierzę w jego tył otwartą ręką – to nasze inicjały przecież. Shōyō i Tobio.

Chyba kolejny raz w tym dniu moją twarz oblał wyraźny rumieniec. Robiąc te wszystkie rzeczy chłopak przypominał mi powód codziennego wstawania rano z łóżka i pokazał dlaczego czasami naprawdę warto się szczerze uśmiechać. Gdzieś ciągle w tylu głowy miałem jego słowa, gdy chwalił mój wygląd, który zdobił niewymuszony uśmiech. Powtarzał, że jest mi w nim wyjątkowo do twarzy i to dzięki niemu zakochuje się we mnie ponownie z każdym dniem.

- Jesteś głupkiem Shōyō – odburknąłem skrywając rumiane policzki w jego zagłębieniu pomiędzy szyją, a barkami.

- Ty też – odpowiedział i tym razem to on zaczął bawić się sterczącymi przed nim, czarnymi kosmykami.

- To może teraz powiemy o nas twoim rodzicom? – zażartowałem.

- N-nie ma opcji – wyjąkał nawijając kolejne pasmo włosów na palec – jak taki jesteś to może powiedzmy twoim?

- Już dawno to zrobiłem- wzruszyłem dwuznacznie ramionami i kładąc ręce na talii rudego przycisnąłem go nieco bliżej siebie.

- Serio? – zapytał zdziwiony – i jak zareagowali?

- Eh- westchnąłem biorąc jeszcze jeden głęboki oddech – szkoda strzępić sobie na to języka.

Zapadło kilka sekund ciszy, które w mojej głowie wydawały się być godzinami. Nie przeszkadzało mi to jednak w najmniejszym stopniu. Poddałem się uczuciu przyjemnej bliskości z chłopakiem, jak i jeszcze bardziej skupiłem się na wykonywanej przez niego czynności.

- W sumie – Hinata wyrwał się z zamyślenia – Natsu i tak coś podejrzewa. Ciągle chodzi i gada „braciszek ma chłopaka, braciszek ma chłopaka" – rudzielec zmienił ton głosu na bardziej dziecięcy, przedrzeźniając tym samym swoja młodszą siostrę, co naprawdę wyszło mu bardzo dobrze.

- Jakim cudem ona może to wiedzieć? – drążyłem zaciekawiony tematem.

- Ciągle kradnie mój telefon i patrzy w historie przeglądarki.

- Ciekawe, co w takim razie tam wpisujesz, że mała się domyśliła? – uniosłem głowę wbijając wzrok w jego oczy i podniosłem pytająco brew ku górze.

- A-a-a to nic takiego! Nieważne!

- No powiedz, teraz aż zżera mnie ciekawość Shōyō – droczyłem się z rudowłosym, mając ubaw z jego przepełnionych emocjami gestykulacji, gdy wymachiwał bezwiednie rękami przez twarzą.

- Nie powiem!

Złapałem jego oba nadgarstki i mocno przytrzymałem. Chłopak w krótkiej chwili uspokoił swoje nerwy i spojrzał na mnie pytająco. Nie chciałem się już dłużej powstrzymywać. Ująłem dłonią policzek pokryty miedzianymi piegami i przejechałem subtelnie kciukiem po malinowych ustach. Powolnym ruchem zbliżałem swoją twarz w jego kierunku, aby później równie spokojnie połączyć ze sobą nasze wargi.

Jego usta miały delikatny i słodki posmak, wprawiający mnie w uczucie błogości oraz rozkoszy. Pieczołowicie smakowałem każdego, najdrobniejszego kęsa badając tym samym ich strukturę. Takie miękkie, takie łagodne, a zarazem bardzo czułe. Były takie jak je zapamiętałem. Mimo, że nie był to nasz pierwszy pocałunek, miałem wrażenie, że robię to z nim na nowo. Nasze wargi zgrały się w jedność, tworząc idealną całość. Było to jednak nadal za mało.

Położyłem drugą dłoń, na jego rozgrzanym policzku pogłębiając pieszczotę. Hinata nie wahał się długo, gdy po chwili splótł swoje ręce na mojej szyi przyciągając mocniej moją sylwetkę ku sobie. Skorzystałem z okazji, gdy chłopak delikatnie rozszerzył swoje wargi, aby dostać się do ich środka. Nasze języki wirowały teraz we wspólnym tańcu wymieniając się nawzajem swoim smakiem. Hinata jęknął cicho, gdy przejechałem palcami po jego kręgosłupie. Pomieszczenie zaczął opanowywać unoszący się w powietrzu zaduch, a atmosfera stawała coraz bardziej namiętna. Poddany emocjom zauważyłem, że moje dłonie mimowolnie powędrowały pod koszulkę rudowłosego na co on zareagował natychmiastowym spięciem. Odsunąłem się na krótką chwilę i spojrzałem na niego przepraszającym wzrokiem. Jego twarz była cała czerwona a oddech stał się ciężki.

- K-kontyuuj – jęknął cicho, zamykając całkowicie i tak lekko już przymknięte oczy.

Łapiąc chłopaka w talii uniosłem go ku górze i usadziłem na stojącym za nim stoliku. Teraz, gdy nasze spojrzenia były w identycznej linii, mogłem znów zachłannie wtopić się w jego usta, nie pozwalając na złapanie choćby najmniejszego oddechu. Ponownie włożyłem rękę pod jego koszulkę, rysując niewidoczne kontury na jego dobrze wyrzeźbionym brzuchu. Druga dłoń zagłębiła się w jego gęstych lokach, które swoją miękkością prawie dorównywały zaróżowionym ustom. Shōyō również nie był mi dłużny. Niepewnie, dotknął tyłu moich pleców, aby później powolnie wsunąć końce swoich palców pod materiał eleganckich spodni. Po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, a serce biło jak oszalałe, wytrącając się z codziennego rytmu. W tamtej chwili zapomniałem o otaczającym nas świecie, o problemach, o rozterkach, liczył się tylko on i jego magiczne spojrzenie okalające mnie w momencie, gdy na chwilę przerwałem nasze doznanie. Przywarłem do ciepłej szyi rudowłosego, która nosiła na sobie słodki zapach perfum, po czym rozpiąłem guzik jego koszuli, aby ułatwić sobie dostęp do dalszych partii jego ciała. Chłopak zamruczał ochoczo i odchylił mocno głowę do tyłu, gdy składałem tysiące małych pocałunków na wystających obojczykach.

Wszystko wydawało się być jak w najpiękniejszym śnie, z którego żaden z nas nie chciał się obudzić. Nie sądziliśmy nawet, że ta bajeczna chwila może tak szybko zamienić się w przerażający koszmar i runąć jak kruchy domek z kart.

Oderwał nas od siebie ogromny ryk alarmu, który teraz rozbrzmiewał na cały budynek. Odruchowo nawet zatkaliśmy uszy i skierowaliśmy ku sobie nasze zmieszane spojrzenia.

- Co to do cholery ? – zapytałem głośno kierując się w stronę okna, aby zbadać źródło dźwięku.

- Nie wiem, brzmi jak jakiś alarm – odpowiedział rudzielec nieco przestraszonym głosem odprowadzając mnie wzrokiem – ale to pewnie znowu ćwiczenia.

- O tej porze ? – coś ukuło mnie w środku klatki piersiowej, coś co wzbudziło we mnie złe przeczucie – przecież jest już późno, a większość osób już skończyła zajęcia.

Rudzielec tylko wymownie wzruszył ramionami. Gdy próbowałem otworzyć okno, aby się przez nie wychylić, hałas momentalnie ucichł. Na chwilę, która trwała dosłownie paręnaście sekund ogarnął mnie lekki spokój i zarazem ulga, że jednak przeraźliwe wycie było efektem pomyłki któregoś z pracowników.

- Może lepiej stąd chodźmy – dodałem chwytając klamkę od wejścia do sali. Uchwyt drgnął pod wpływem nacisku, lecz duże drewniane drzwi nie poruszyły się nawet na milimetr. Chwilę siłowałem się z uporczywym zamkiem, lecz ten wydawał się być zakluczony.

- Co ty robisz ? – zapytał zamarły w miejscu rudzielec – nie strasz mnie i otwórz te drzwi.

- Shōyō – jego imię ledwo przeszło mi przez gardło – one są całkowicie zamknięte.

___________________________________

Chciałam tylko napisać, że obrazek, który widzicie w tle służył mi jako inspiracja do prezentu dla Hinaty ;)

Więcej tu chyba nie trzeba nic dodawać.

Do zobaczenia w następnym rozdziale ♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top