13. Ulga- Kageyama

Odbicie w lustrze o złotych ramach obejmowało niemal całą, stojącą przed nim sylwetkę. Obserwowałem uważnie rysy bladej twarzy oraz lekkie sińce pod oczami, które mimo swojego istnienia, znacznie zbledły i nie były już widoczne na pierwszy rzut oka. Każdego dnia zdawałem się czuć coraz to silniejszy zarówno fizycznie jak i mentalnie. Sen przychodził do mnie z łatwością i znacznie częściej, a koszmary przestały mnie podczas niego nawiedzać. Ten obrót sytuacji zawdzięczam oczywiście małej czuprynie rudych loków, która złożoną mi wcześniej obietnice potraktowała, aż nadto poważnie i nasz kontakt nie urywał się na dłużej niż parę godzin. Chłopak często nachodził mnie w moim własnym domu bez zapowiedzi przynosząc ogrom jedzenia, aby później móc spędzić tutaj noc. Niemal każdego dnia powtarzał mi, że mimo późnej godziny zawsze będzie po drugiej stronie telefonu i mam bez najmniejszego zawahania z tego korzystać. Na samym początku nie byłem zbyt zadowolony z tego pomysłu, lecz szybko zmieniłem zdanie po przekonaniu się jak bardzo, delikatny głos rudowłosego działa na mnie kojąco.

Ponownie przeczesałem palcami kosmyki czarnych włosów i poprawiłem rękawy białej koszuli. Chwyciłem leżącą na ziemi torbę, uznając, że mój wygląd jest zadowalający i udałem się w kierunku wyjścia.

Dzisiejszy dzień wyjątkowo zdawał się być upalny do tego stopnia, że przeklinałem w myślach fakt, że muszę nosić ciemne długie spodnie jako mundurek szkolny. Zdecydowanie wolałbym teraz zamienić je na krótkie spodenki oraz zwiewną koszulkę, która nie krępowałaby ruchów. Naprawdę nie cierpiałem elegancji. Z zamyślenia wyrwał mnie gwałtowny pisk kół czerwonego roweru zatrzymującego się tuż obok.

- Tobio! – wykrzyczał zadowolony rudzielec zeskakując z pojazdu- mam nadzieje, że dobrze spałeś, bo dziś jest szczególny dzień!- posłał mi szeroki uśmiech zaplatając ręce na mojej szyi.

- A wiesz, że dzisiaj zaskakująco dobrze- odwzajemniłem uśmiech i złożyłem subtelnego całusa na jego rumianym policzku– wszystkiego najlepszego Shōyō.

Chłopakowi wyraźnie dopisywał dziś humor i nie trzeba było nawet zbyt długo na niego patrzeć by to dostrzec. Kąciki jego warg wyginały się ciągle ku górze, a świecące iskierki tańczyły wokół ciemnych tęczówek. Minęło sporo czasu odkąd ostatnio widziałem go, aż tak szczęśliwego. Jego wcześniejszy zły nastrój, który trwał od ponad tygodnia był spowodowany naszą ostatnią kłótnią z mojej winy. Był to pierwszy raz od dawna kiedy rudzielec sam wpadł w moje objęcia, aby następnie dać się pocałować bez żadnego sprzeciwu. Przez całą zaistniałą sytuacje nasze zbliżenia ograniczały się jedynie do trzymania się za ręce lub do delikatnych objęć, które i tak inicjowane były głównie przeze mnie. Właśnie dlatego dzisiejsze zachowanie Hinaty tak bardzo mnie ucieszyło, dając również nadzieje na to, że od tej chwili wszystko będzie szło już w dobrym kierunku.

- Pójdziemy dzisiaj z chłopakami na sorbety ? – powiedział z zawziętością- albo nie, na ciasto, a najlepiej kupmy cały tort!

- Skąd ja ci teraz wezmę tort głupku ? – przerwałem mu z irytacją- trzeba mi było powiedzieć wcześniej.

- Bo co? Może chciałeś go sam upiec? – zaśmiał się – może to i lepiej, że tego nie zrobiłem bo wszyscy byśmy się zatruli.

- Ty mały – chwyciłem chłopaka w talii i zacząłem wbijać delikatnie opuszki palców w boki jego brzucha, wiedząc, że w tych miejscach ma największe łaskotki – myślisz, że jak masz urodziny to możesz sobie pozwalać na więcej tak?

- To-obio – wyjęczał przez falę nieopanowanego śmiechu, próbując wyrwać się spod uścisku – prze-estań już, nie mogę od-dychać.

- Poczekaj, aż cię dorwę na dodatkowym treningu.

- Co? Mamy dzisiaj dodatkowy trening ? – zapytał ze zdziwieniem zaciskając przy tym dłonie w piąstki.

- Niespodzianka- uśmiechnąłem się lekko widząc ekscytacje w jego czekoladowych oczach.

Rudowłosy podskoczył parę razy krzycząc na cały głos z radości. Wszyscy w drużynie wiedzieliśmy, że taki pomysł szczególnie zadowoli chłopaka i kapitan szczególnie się postarał negocjując jeszcze ekstra godzinę w sali gimnastycznej po naszych zajęciach.

Pożegnałem się rudzielcem gdy dotarliśmy do murów szkoły, aby móc później udać się do naszych klas, gdzie z wielką niechęcią uczestniczyliśmy w zajęciach.

Na każdej z przerw przechadzałem się pod salę chłopaka i przez uchylone drzwi spoglądałem na grupę jego przyjaciół, którzy obdarowywali go ulubionymi słodyczami oraz drobnostkami z okazji urodzin. Chciałem choć na krótki moment porwać go w ustronne miejsce i również wręczyć mu prezent, lecz nie doczekałem się chwili, w której rudzielec pozostał by sam. Moja pewność siebie uciekła gdzieś dlatego i nie zamierzała szybko wracać, dlatego też nie dałbym rady wejść w tłum ludzi i poprosić chłopka o rozmowę. Oczami wyobraźni widziałem te wszystkie szepczące dziewczyny i drwiące uśmiechy chłopaków. Może byłem zbyt przewrażliwiony na tym punkcie, ale w tej kwestii nie chciałem ryzykować. Postanowiłem więc, że zaczekam do końca naszego treningu, którego czas, mimo uporczywych zajęć przyszedł zadziwiająco szybko.

Zgodnie z wcześniejszą umową wszyscy zebraliśmy się w sali szybciej, aby móc przygotować prowizoryczny tort dla Hinaty, którym był mały pączek z lukrem ze wsadzoną w środek świeczką. Główny prezent, czyli kolorowe buty sportowe czekały tuż obok Sugawary w ozdobnej torebce na przyjście solenizanta.

- Niespodzianka! – krzyknęliśmy głośno chórem, gdy duże drzwi otworzyły się z impetem pokazując przy tym burzę rudych loków.

Nie odbyło się oczywiście bez urodzinowego „Sto lat" i podrzucania wysoko chłopaka przez Tanakę oraz Noye, co nie do końca wyszło tak jak planowali, gdy rudzielec w końcu wypadł z ich rąk uderzając mocno o parkiet.

- Chłopaki serio ? To dla mnie ?- w oczach Hinaty zebrały się małe łzy wzruszenia, w momencie gdy odbierał wymarzony prezent– nie wiem jak mam wam dziękować.

- Dobra, dobra, a teraz idź je przymierz! – krzyknął Libero zakładając ręce na biodra - dobrze, że mamy ten sam rozmiar, będę mógł ci je czasem zabierać z szafki.

- Chyba sobie żartujesz?!- oburzył się rudzielec i pobiegł na drugi koniec sali ściskając pudełko mocno w swoich ramionach.

Obserwowałem tą komiczną scenkę i śmiałem się z wygłupów najniższej dwójki. Kto by pomyślał, że teraz oboje mają po tyle samo lat, a nadal zachowują się jak małe, rozszalałe dzieci.

- Hej, Kageyama – poczułem ciężką dłoń na swoim ramieniu – dobrze, że wróciłeś, brakowało nam ciebie – srebrnowłosy stał tuż obok wbijając swoje hipnotyzujące spojrzenie w moją stronę.

- Jestem pewien, że fantastycznie mnie zastępowałeś – zarumieniłem się nieco i zdałem sprawę, że słowa trzecioklasisty zawsze potrafiły podnieść mnie na duchu.

- Słuchaj, mam sprawę– tym razem chłopak posłał mi lekki, uroczy uśmiech tym samym dając do zrozumienia, że prośba ta nie będzie mogła spotkać się ze sprzeciwem – zrób coś miłego dla Hinaty, no wiesz, ucieszy się z kilku dodatkowych podań albo – resztę zdania Kōshi powiedział mi szeptem, nachylając się do mojego ucha, tak, żeby nikt inny nie mógł nas usłyszeć. Niechętnie przystałem na polecenie kolegi i z głębokim westchnięciem wycelowałem piłką w kierunku rudzielca.

- Ej głupku! – krzyknąłem – biegnij za linie pokaże ci dzisiaj jak zmienić te twoje marne serwy, tak aby choć w połowie dorównywały moim.

- Nauczysz mnie w końcu serwować z wyskoku ? – Shōyō, biegiem zmniejszył dzielącą nas odległość, podchodząc niemal pod sam czubek mojej brody – mówiłeś, że nigdy w życiu tego nie zrobisz.

- Cicho siedź, bo zaraz zmienię zdanie.

Chłopak miał rację. Nie chciałem go uczyć tego serwisu i to nie tylko dlatego, że marny ze mnie nauczyciel i jestem kiepski w tłumaczeniu, ale też nie chciałem się dzielić moją techniką z żadną osobą. Prawda jest taka, że każdy musi odnaleźć patent na swój własny i indywidualny sposób. Hinata posiadał to co trzeba czyli silne ręce i mocne uderzenie, które można było dostrzec już za pierwszym razem, obserwując jego grę.

Tym razem i ja uważnie wbiłem w niego wzrok. Krople potu spływały powolnie z szyi na jego barki, które delikatnie odkrywały umięśnione górne partie ciała. W momencie skoku, przy mocnym skupieniu można było ujrzeć jak lekka, biała koszulka podwija się przy końcu ukazując jego idealnie zarysowaną, dolną część brzucha. Momentalnie odwróciłem wzrok od rudzielca czując narastające wypieki na moich policzkach, po których przyszedł nagły rumieniec. Przyłożyłem dłoń do ust myśląc, że ukryję chociaż trochę swoją twarz i spojrzałem w kierunku ściany, aby opanować emocje. Chłopak codziennie wyglądał bardzo niewinnie i uroczo, nigdy nie pomyślałbym, że takie czynności jak jego skoki będą ujawniać we mnie, aż takie narastające pragnienie. Z trudem powstrzymałem się przed ponownym skierowaniu oczu w jego stronę, powtarzając w myślach, że gdy w końcu będziemy całkiem sami nie zamierzam się w żadnym stopniu hamować.

- Cholera Hinata!- z zamyślenia wyrwał mnie krzyk jednego ze starszych kolegów, który biegł teraz w jego kierunku.

Rozmarzyłem się do takiego stopnia, że nawet nie zauważyłem jak sylwetka chłopaka silnie ląduje na twardej posadzce czemu towarzyszył olbrzymi huk. Hinata naprawdę mocno uderzył się w głowę i ten raz kompletnie nie przypominał pozostałych parunastu z poprzednich dni. Zerwałem się z miejsca i odepchnąłem Tanakę, który zdążył już nachylić się nad jego ciałem. Obróciłem chłopaka twarzą do mnie i mocno potrząsnąłem.

- Shōyō! Nic ci nie jest?

- Ale jesteś durny Tobio – wycedził przez zaciśnięte zęby rozmasowując obolałe czoło – miałeś mi pomóc, a tylko mnie rozpraszasz.

- Ja ciebie ?! – oburzyłem się – to ty specjalnie robisz te wszystkie pozy i mnie prowokujesz!

- Przecież tylko skakałem! Jak zawsze wyobrażasz sobie w swojej głowie niestworzone rzeczy i w dodatku gapisz się tymi oczami jakbyś chciał- chłopak na chwile przerwał, aby zawiesić wzrok na moich tęczówkach.

- Jakbym co chciał ?

- Jakbyś chciał mnie pocałować głupi!                   

- Bo może właśnie tak jest!

W pomieszczeniu zapanowała długa i niezręczna cisza. Wpatrywałem się w zaciśnięte powieki rudzielca, którego twarz oblał ciemny rumieniec. Chyba oboje w tym samym czasie zdaliśmy sobie sprawę, że nie jesteśmy sami, a dodatkowymi gośćmi w przedstawieniu okazały się być wstyd i zażenowanie. Wiele par oczu zastygło na naszej dwójce, szukając w myślach jakiegoś sensownego wytłumaczenia, którego przecież, po prostu nie było.

- Ej– Nishinoya dał lekkiego kuksańca w bok stojącemu obok łysemu drugoklasiście - Czy tylko ja nie wiedziałem, że oni mówią do siebie po imieniu?

- Czy to, aby na pewno zdziwiło cię najbardziej ?- szepnął wyższy, chichocząc z głupiego pytania kolegi.

- Mówiłem wam, że są razem- uśmiechnął się szyderczo wysoki blondyn odczuwając satysfakcję ze swojej nieomylności.

- Tak jesteśmy razem i to już od dawna - stanąłem plecami do Hinaty, zasłaniając jego sylwetkę i momentalnie spiąłem wszystkie swoje mięśnie – proszę, nie myślcie sobie o nas źle – przechyliłem się delikatnie w przód i zmarszczyłem czoło, czekając na jakąkolwiek odpowiedź.

Ku mojemu zdziwieniu usłyszałem tylko wybuch niekontrolowanego śmiechu i odgłosy radości z ich strony. Wyglądali tak, jakby wiedzieli o wszystkim od dawna, a teraz ktoś zdjął z ich barków ciężar. Czy to możliwe, że dowiedzieli się o nas już wcześniej?

- Chłopcy jak dobrze, że w końcu to powiedzieliście- stwierdził Sugawara ocierając łezki spowodowane głośnym śmiechem- nie stresujcie się tak, my już dawno wiedzieliśmy.

- To prawda Shōyō, nie rób takiej miny – wykrzyczał Libero klepiąc zszokowanego rudzielca po ramionach – nawet się raz spotkaliśmy za waszymi plecami, żeby wszystko obgadać, jak dobrze, że nie musimy już przed sobą niczego ukrywać.

Przywołałem wspomnienia sprzed paru tygodni, gdzie zobaczyłem ich wszystkich w drużynowej kawiarence. Teraz już wszystko stało się jasne. Zrobiło mi się nawet odrobinę wstyd, że w myślach oskarżałem ich o tajemnicze spotkania, gdzie w rzeczywistości robili to dla naszego dobra. To prawdziwy dar mieć takich wspaniałych przyjaciół.

Hinata wycelował otwartą dłonią w moją głowę co spowodowało przeszywający ból wzdłuż pleców. Posłałem mu piorunujące spojrzenie, na które on również odpowiedział agresywnie.

- To ja chciałem im pierwszy powiedzieć – dodał nadymając policzki.

- Im jesteś starszy tym bardziej dziecinny, co to za różnica? – czułem, że czasami tracę siły na błahe wymiany zdań z rudzielcem, który za bardzo bierze sobie niektóre słowa do serca.

- Taka, że miałem już ułożoną specjalną mowę- warknął starszy i wystawił mi zabawnie język.

- Tym lepiej, że to ja powiedziałem im pierwszy – odwróciłem się plecami do chłopaka ignorując jego dalsze dogryzki. Wziąłem w dłonie kolorową piłkę i ścisnąłem na niej mocno palce. Wszystko się ułożyło.

Od teraz będzie tylko lepiej. Prawda?

__________________

To jeszcze nie koniec moi drodzy :D

choć nie powiem, zbliżamy się już do niego wielkimi krokami :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top