9. Stresujesz się?

Była, to Veronica.

Co ona do cholery jasnej tutaj robi?

-O Jughead? Nie spodziewałam się ciebie tutaj. Co tutaj robisz?- spytała wyraźnie zaskoczona brunetka.

-Przyszedłem tu do pracy, gdzie jest szef?- spytałem.

-Zaraz przyjdzie- powiedziała.- O, jednak już jest- wskazała na drzwi, a zza nich wyszedł mężczyzna w czarnym garniturze.

-Forsythe Pendlenton Jones?- spytał się mnie.

-Tak- przytaknąłem.

-Dzień dobry, jestem Hiram Logde i jestem szefem tego baru. To jest moja córka Veronica, zapozna cię ze wszystkimi panującymi tu zasadami. O 23:00 przychodzą goście i będziesz rozdawał drinki razem z Kevinem- wskazał na chłopaka stojącego w oddali.- A teraz muszę już iść, do zobaczenia.

-Do zobaczenia- powiedziałem niepewnie.

-No Jughead, chodź za mną- powiedziała i zaprowadziła mnie do jakiegoś pomieszczenia, w którym było dużo papierów. Zamknęła drzwi na klucz i usiadła przy biurku.- Usiądź- wskazała na krzesło stojące na przeciwko niej.

-Veronica, czy ty pracujesz dla swojego ojca?- spytałem marszcząc brwi.

-Tak.

-A dlaczego? To do ciebie nie podobne- drążyłem.

-Bo mam idealny plan, jak wyrolować go z interesu- uśmiechnęła się szyderczo.

-Okej... A czemu nie było cię chyba z trzy tygodnie w szkole?- spytałem niepewnie.

-Po pierwsze cztery- poprawiła mnie- a po drugie, musiałam pracować. Tata zwolnił mnie z lekcji, po to abym pracowała w tym barze. Mówi, że muszę się już uczyć jak, to jest być dorosłą.

-Aha- westchnąłem.- To jakie są zasady?

-Więc tak. Jest, to bar do którego mają wstęp, tylko ci zaufani, dlatego jeżeli któregoś dnia przyszłoby ci do głowy wydać nas na policji, to będziesz mieć marny koniec. Tak samo jak będziesz się nam sprzeciwiał, a już zwłaszcza szefowi, to nie zostaniesz miło pożegnany, jasne?- wyjaśniła.

-Tak, dzięki- skinąłem głową.

-Dobra, to teraz chodź za ladę wszystko ci wytłumaczę.

Wstałem, wziąłem kule i podążyłem za brunetką.

-Okej, to tak. Od czasu do czasu będziesz polerował kieliszki, tutaj masz wszystkie alkohole, jednak dzisiaj nie będziesz się tym zajmował. Będziesz roznosił drinki z Kevinem. Jak będziesz mieć jakiś problem, to pytaj mnie, bo jestem asystentką szefa. A teraz muszę lecieć, bo muszę pogadać z tatą, pa!- powiedziała i zniknęła za ścianą.

No wszystko fajnie i super, tylko jak będę roznosił te drinki? Nie mogę trzymać w jednej ręce tacy, bo mi spadnie.

-Hej. Jesteś tu nowy?- podszedł do mnie jakiś brunet. Pewnie, to ten Kevin, o którym wspominała Veronica i pan Logde.

-Tak, Jughead- przedstawiłem się.

-Kevin- odpowiedział chłopak.- Będziemy dzisiaj razem pracować. Kieliszki są już wypolerowane, to będziemy nalewać teraz do nich alkohol, dla gości- wytłumaczył.- A teraz trzymaj- wręczył mi kubek i podszedł do jakiejś maszyny.- Lej ten rum- wskazał na rurkę.

-Okej, dzięki- odstawiłem kule na bok i stojąc na jednej nodze nalewałem rumu.

Kurde, nawet fajne to jest.

-Ej, bo jak mam roznosić z tobą drinki?- spytałem nagle.- Bo widzisz, mam nogę w gipsie i chodzę o kulach, więc...- chciałem dokończyć, ale Kevin mi przerwał.

-Spoko, wezmę, to na siebie- uśmiechnął się.

-Dzięki.

-Ty po prostu zajmiesz się ladą oraz będziesz uzupełniał kubki, bo wiedzę, że to ogarniasz- wzruszył ramionami.

-Okej, dzięki- odpowiedziałem.

-Heeej Kevin. Co tam?- podeszła do nas jakaś ciemnoskóra dziewczyna.- Ooo cześć. Josie jestem- podała mi dłoń na powitanie.

-Jughead, miło cię poznać- odparłam zmieszany.

-Wow, a co ci się stało w nogę?- zaciekawiła się.

Kurde i, co jej powiem?

Yhm... no wiesz, chciałem skoczyć z dachu szkoły.

No, brzmi to co najmniej nie na miejscu.

-Yyy... przewróciłem się na WF i wiesz... tak wyszło- rozłożyłem ręce.

-Ach, no tak- westchnęła.- Pomóc wam?

-Nie, dzięki- powiedział Kevin.

-Okej, to pa!- pożegnała się z nami i zniknęła za ścianą.

Pogadałem chwilę z Kevinem i skończyliśmy napełniać kubki. Wtedy podeszła do nas Ronnie.

-Słuchajcie za pięć minut, przychodzą goście. Wszystko gotowe?- spytała.

-Tak, ale...- już chciałem mówić, ale Kev mi przerwał.

-Tak, ale Jughead nie będzie roznosił drinków, bo... widzisz- wskazał na moją złamaną nogę.

-Ach, no tak- walnęła się ręką w czoło.- Przepraszam Jug, nie zauważyłam- uśmiechnęła się głupio.

-Nie, no spoko. Zdarza się- odparłem zażenowany.

-Dobra, to ja idę wszystko posprawdzać, a wy załadujcie drinki na tace- zarządziła, a my wzięliśmy się do pracy.

-Stresujesz się?- spytał mnie chłopak.

-Trochę, ale dam sobie radę- zapewniłem.

-Świetnie, ale gdybyś czegoś potrzebował, to jestem do twojej dyspozycji- zaśmiał się.

-O kurde, za dwie minuty będą, gdzie Ronnie?- spytałem.

-Tu jestem!- krzyknęła i zjawiła się obok nas.

Kurde, jak ona się wystroiła.

Miała na sobie krótką, ołówkową czarną sukienkę, w cekiny, a na nogach miała czarne szpilki.

Nagle drzwi do baru się otworzyły, a do środka wparowała banda kolesi w... kurtkach Serpents?

Co Serpents tutaj robią, przecież mają Whyte Wyrm?

Do środka weszło z trzydziestu facetów, a na końcu wszedł... mój tata.

Przecież miał się leczyć. Jak on mógł mnie zawieść po raz kolejny?

Zajęli miejsca przy stolikach, znajdujących się przed niewielką sceną, na której stała Josie i jakieś dwie inne dziewczyny. Chyba będą grały koncert, bo jest porozstawiany sprzęt muzyczny.

-No dobra, ja idę pracować, ty na mnie zaczekaj- oznajmił brunet i zniknął gdzieś w tłumie z tacką z drinkami.

Ale nie...

Muszę się z nim policzyć, idę do ojca.

Wziąłem kule i podszedłem do stolika, przy którym siedział.

Stresowałem się, ale musiałem to zrobić.

-Tato!- krzyknąłem, a on gwałtownie się odwrócił w moją stronę.

-Jug? Synu, nie spodziewałem się ciebie tutaj!- odparł zaskoczony.

-Ale ty nie jesteś już moim tatą. Po tym, co mi zrobiłeś, jak wybrałem nałóg i gang, niż własnego syna- odparłem wkurzony.- Przecież miałeś się leczyć, po raz kolejny mnie zawiodłeś, a... mnie, to bardzo rusza, ale skoro masz mnie w dupie, to ja będę miał w dupie i ciebie- wzruszyłem ramionami poirytowany.

-No w końcu załapałeś! Mam cię dość od kiedy matka wyjechała! Cieszę się, że się wyprowadziłeś i wreszcie mam czas dla siebie- odgryzł się.

-Nienawidzę cię- wycedziłem przez zęby.

-Ja ciebie też synu- powiedział i wylał na mnie drinka.

Zrobiłem zdziwioną minę na, co inni siedzący przy stole zaczęli się śmiać.

-Mam fajnego starego- powiedziałem i z całej siły walnąłem go w twarz, a następnie odszedłem.

Stanąłem przy ladzie i z braku laku, zacząłem polerować szklanki. Wtedy podeszła do mnie Ronnie.

-Wszystko okej Jughead? Słabo wyglądasz- oznajmiła.

-Jest, okej- odparłem, a po moim policzku spłynęła krew.

Nie, błagam nie teraz!

-Na pewno, wszystko dobrze?- spytała, ale słyszałem ją niewyraźnie.

Nagle wszystko zaczęło mi się rozmazywać przed oczami i usłyszałem tylko dźwięk tłuczonego szkła oraz przerażony krzyk Veronici.

***

Hejka!

Jak wam się podoba rozdział?

Zaskoczyliście się, że wplotę Veronicę w taki sposób?

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top