8. Co jest ze mną nie tak?
Na lekcji, ledwo kontaktowałem. Wszystko słyszałem jakby z bardzo daleka, a głowa bolała mnie niemiłosiernie. Jedyne na, co czekałem, to tylko na dzwonek oznaczający przerwę, a zarazem zakończenie dnia.
Poszedłem więc do przyczepy i rzuciłem się na łóżko.
Gdy już zasypiałem nagle na mój telefon przyszło powiadomienie. Spojrzałem na wyświetlacz i nie mogłem uwierzyć własnym oczom
Zaprosili mnie na rozmowę o pracę.
Normalni ludzie, zaczęliby skakać, krzyczeć, piszczeć, a ja tylko lekko się uśmiechnąłem.
Jutro mam się pojawić o 22:00 i wtedy zacznę praktyki.
No, to zobaczymy, czy dam radę.
Już chciałem iść spać, ale nagle przypomniałem sobie, że jeżeli mam znowu przespać całą dobę, to nie będzie mnie w nowej pracy.
Kurde no nic, czas nafaszerować się kawą.
Zrobiłem sobie kawę w starym ekspresie, usiadłem na kanapie i przeglądałem sobie internet w laptopie.
***
*Betty Cooper*
Siedzę w domu przy laptopie oraz z zeszytem obok i zastanawiam się, co się dzieje z Jugheadem.
Wpisałam w wyszukiwarkę wszystkie jego objawy i gdyby nie częste mdlenie, to wszystko wskazywałoby na depresję, a to widać już od pół roku, jednak Jug uważa, że wszystko jest z nim okej i nie ma żadnej depresji.
Jasne, oby tak dalej.
Wyczytałam również, że ludzie z tą chorobą cały czas mają myśli samobójcze oraz cały czas planują zabicie się. Niektórzy nawet chcą upozorować własną śmierć, na przykład poprzez wypadek samochodowy, czy coś takiego.
Zastanawiam się czy Juggie też tak ma. Boję się, że już zaczął się ciąć, czy robić inne głupoty.
Nie Betty, wybij to sobie z głowy! Jughead, to mądry chłopak, nie zrobiłby tego!
Nie wiem, muszę z nim o tym szczerze porozmawiać, ale nie przez telefon, tylko twarzą w twarz, a najlepiej teraz. Pójdę do jego domu, wtedy nie będzie mógł mi odmówić.
Zeszłam na dół, ubrałam się i udałam się do jego przyczepy, bo teraz tam mieszka.
***
Weszłam do środka i zobaczyłam Jugheada siedzącego na kanapie, pijącego kawę, co bardzo mnie zdziwiło, bo jest 21:00, a takiego typu napoje, pije się raczej rano.
-Cześć Jug- przywitałam się z nim z wymuszonym uśmiechem.
Odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał na mnie pełnym obojętności spojrzeniem.
-Cześć Betty, co cię do mnie z prowadza?- od razu przeszedł do konkretów.
-Bo... naczytałam się w internecie o twoich... problemach zdrowotnych i.. z tego wszystkiego najbardziej pasuje... depresja- wyjąkałam.
***
*Jughead Jones*
Przepraszam, co?
Że niby mam depresję? Boże, przecież zachowuję się normalnie, o co jej zaś chodzi?
-Betts, o co ci zaś chodzi?- spytałem podirytowany.
-Tniesz się?- spytała poważnie.
-Że, co?- rozłożyłem ręce.
-Pytam czy się tniesz- powiedziała stanowczo.
-Nie- skłamałem.
-Pokaż nadgarstki- zażądała.
Już nie żyję.
Kurwa, co robić?
-Wiesz Betty, twoja wizyta dobiegła końca- chwyciłem ją za rękę i odprowadziłem ją do drzwi, które następnie otworzyłem.- Pa!- wypchnąłem ją na dwór.
-Jug, stój! Chcę ci pomóc!- krzyczała, ale ja zamknąłem jej drzwi przed nosem.
Uff, było blisko.
Po tym wszystkim położyłem się na kanapie i zacząłem patrzeć się w sufit.
Co jest ze mną nie tak? Dlaczego gdy ktoś wyciąga do mnie pomocną dłoń, ja tą osobę zbywam?
Betty, dalej coś do mnie czuje i nie chce, żebym umarł, mogłem jej pokazać, ale chyba by tego nie przeżyła.
Rany są strasznie głębokie i intensywne, widać że naprawdę chcę zakończyć swój żywot i po prostu, chcę oszczędzić jej takiego widoku.
No nic i tak kiedyś się dowie.
***
*Następnego dnia*
Całą noc nie zmrużyłem oka, bo wiedziałem, że gdy zasnę to obudzę się za dwa dni, a nie mogę stracisz szansy otrzymania pracy.
O 7:00 rano zacząłem się zbierać do szkoły. Umyłem się, ubrałem i wyszedłem z domu.
Strasznie nie chciał mi się iść na lekcję dlatego stwierdziłem, że pochodzę sobie po Riverdale, bo i tak nie mam nic lepszego do roboty.
Po jakieś pół godzinie, zdałem sobie sprawę, że lekcje już się zaczęły i, że może jednak wypadałoby na nie pójść.
Będąc przed szkołą, jednak rozmyśliłem się i wpadłem na o wiele lepszy pomysł...
***
*Betty Cooper*
Siedziałam na angielski, w ostatniej ławce przy oknie.
Zastanawiam się, dlaczego nie ma Jugheada, to jego ulubiona lekcja, której nigdy by nie przegapił.
Babka jak zwykle przynudzała, a ja zmuszałam się do słuchania. W pewnym momencie jednak stwierdziłam, że wyjrzę przez okno, aby zatopić się w swoich myślach.
Nie trwało, to jednak długo, ponieważ na dachu budynku, zauważyłam... Jugheada?!
O kurde, co robić?!
-Proszę pani, czy mogę iść do toalety?- spytałam nauczycielkę z nadzieją, że mnie puści.
-Tak, oczywiście- pozwoliła.
-Dziękuję- rzuciłam i wyszłam z klasy.
Biegłam po korytarzu, tyle ile miałam sił w nogach, bo on w każdej chwili może...
Nie stop Betty, nie myśl o tym!
Jednak dalej z tyłu głowy bałam się, że znajdę go martwego na chodniku.
Wybiegłam ze szkoły i wzrokiem szukałam Jugheada. Po chwili go znalazłam.
-Jughead!- krzyknęłam.
-Betty?- odpowiedział.
-Tak, Juggie zejdź stąd, błagam cię- prosiłam.
-Nie chce mi się. Chodź tutaj, będzie fajnie- próbował mnie przekonać.
-Nie!- powiedziałam stanowczo.- Co chcesz zrobić?- w moich oczach pojawiły się łzy.
-Nic. Co myślałaś że chcę się zabić?- spytał.
-Tak, Juggie błagam cię zejdź, boję się o ciebie- rozpłakałam się.
-No dobra- powiedział niechętnie.
Wstał i w momencie, w którym zrobił krok w przód, ześliznął się z dachówek i w ostatniej chwili złapał się rynny.
-Kurwa, Jug!- wydarłam się.- Biegnę po pomoc!
-Dobra.
Wleciałam do szkoły jak oparzona i udałam się do klasy.
***
*Jughead Jones*
Nigdy nie sądziłem, że będę zwisał w dachu. Chciałbym się puścić, ale taka śmierć byłaby zbyt bolesna, poza tym mogę przeżyć i być kaleką do końca życia, a nie na tym mi zależy.
Ciekawe kiedy przyjdzie Betty, bo powoli zaczynają mi się ześlizgiwać ręce.
Nagle wpadłem na pewien pomysł.
Nigdy nie byłem dobry z gimnastyki, ale tu chodzi o moje życie. Mógłbym przejść po rynnie, na drabinę i wtedy bezpiecznie bym zszedł.
No dobra, czasu mam niewiele, dlatego muszę się pośpieszyć.
Ku mojemu zdziwieniu, nawet mi to wychodziło. Na pewno musiałem wyglądać jak akrobata w powietrzu, chociaż nigdy nie byłem jakiś umięśniony aby robić takie rzeczy.
Gdy już dochodziłem do drabinki, nagle przyszła Betty z Cheryl. Targały za sobą cztery, miękkie materace.
Kurde, naprawdę się angażują.
-No Jug, skacz! Nic ci nie będzie!- krzyknęła blondynka z dołu.
-Nie Betty, dojdę do tej drabiny i zejdę spokojnie- zapewniłem.
-No dobra, tylko uważaj.
Nagle rynna zaczęła się urywać, a ja nie miałem wyboru, musiałem skoczyć.
Skoczyłem i poczułem przeszywający ból w prawej nodze.
-Wszystko okej?- przeraziła się Betty.
-Nie, strasznie boli mnie noga- powiedziałem.
-Usiądź- powiedziała blondynka.
Usiadłem, a ona zdjęła mi buta i myślałem, że umrę na sam widok. Moja kostka była cała opuchnięta. Ewidentnie była złamana, a z tego zauważyłem, to nie wiele brakowało, a kość wyszłaby mi na wierzch.
-O Boże, szybko do pielęgniarki z nim!- krzyknęła Cheryl, a następnie pomogły mi wstać.
Jakoś się tam doczołgałem. Zapukaliśmy, ona nam otworzyła, usiadłem na fotel i powiedzieliśmy jej, że się przewróciłem.
Poważnie, nie wiem czy nam uwierzyła, ale zadzwoniła po karetkę i przewieźli mnie do szpitala, gdzie mieli mi nastawić kość.
Oczywiście mi, to zrobili, ale bolało, to niemiłosiernie. Miałem wrażenie, że zaraz się rozryczę jak małe dziecko, ale nie mogłem, bo gdyby zobaczyli, że płaczę krwią, już bym został zbombardowany milionem pytań, a tego nie chcę.
Gdy już skończyli, wręczyli mi kule do chodzenia. Świetnie, będę chodził z dwoma kijami, żeby przypadkiem nie upaść.
-Chcesz iść na lekcje Jug, czy wolisz pójść do domu?- spytała mnie z troską Betty.
-Na lekcje- odparłem bez chwili namysłu.
Wyszliśmy ze szpitala i udaliśmy się na lekcje. Była 10:00 rano, więc zdążymy na koniec drugiej albo na początek trzeciej lekcji.
Cholernie, nie chce mi się dzisiaj uczyć, ale nie mogę olać szkoły.
Gdy wszedłem do klasy, Reggie zaczął śmiać się pod nosem.
Oho, zaczyna się.
***
W końcu dzwonek. Kolejny dzień w szkole, zakończony.
Była 16:00, dlatego udałem się do przyczepy odpocząć po ciężkim dniu. Gdzieś koło 21:30, wyjdę z domu i pójdę do baru, ciekawe czy mnie przyjmą?
***
Leżałem na kanapie patrząc się w sufit. Nie wiem nawet, która jest godzina, ale muszę pilnować czasu.
Spojrzałem na zegar i zamarłem.
Była 21:40, czyli już muszę się zbierać.
Wstałem z kanapy, wziąłem kule i podszedłem do lustra.
Wyglądam okropnie, ale no cóż, nie mam czasu.
Wyszedłem z domu, a następnie najszybciej jak tylko mogłem udałem się do baru.
***
Gdy już widziałem moje nowe miejsce pracy, spojrzałem na zegarek. Za dwie minuty zaczynam, ale wejdę do środka równo z dzwonkiem.
Wszedłem do środka i od razu w moje nozdrza uderzył zapach papierosów i alkoholu. W środku było pusto, tylko przy ladzie stała tyłem odwrócona dziewczyna.
Chciałem do niej podejść i zapytać, gdzie jest szef, bo jestem z nim umówiony. Jednak gdy się odwróciła już doskonale wiedziałem kim ona jest...
***
Hejka!
Dzisiejszy rozdział, to dla mnie ogromny cringe, naprawdę!
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby to zrobić, ale no cóż... Nawet chciałam usunąć ten moment, ale doszłam do wniosku, że nie wiem co tam dać, więc tak o, to jest hehe.
Jak myślicie, kim jest dziewczyna którą zauważył Jughead?
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top