7. Nie chcę żebyś... umarł
Znalazłem stronę pewnego baru, nie wiem jakiego, ale podali adres i napisali, że poszukują barmana.
Idealnie, mogę do nich napisać i zobaczymy czy da radę.
Od razu wziąłem się za pisanie mojego CV, a gdy skończyłem przeczytałem je kilka razy i wysłałem.
Jeżeli mnie przyjmą, to problem znalezienia pracy będę miał z głowy. Z kolei muszę się przygotować na, to że mogą mnie odrzucić. Obstawiam, tę drugą opcję, ale może się uda.
Po napisaniu CV, zamknąłem laptopa i zacząłem patrzeć się w ścianę przed siebie.
Kiedy moje życie tak szybko się zmieniło?
Jeszcze kilka lat wcześniej nie przypuszczałbym, że będę bezdomny, a ojciec będzie leczył się z nałogu. A najbardziej zastanawia mnie fakt, dlaczego płaczę krwią?
W ogóle, mogę się mylić, ale mam pewną teorię. Że za każdym razem kiedy płaczę, to się wykrwawiam. To by wyjaśniało, to dlaczego jestem chorobliwie blady oraz cholernie zmęczony i słaby. Gdy położę się spać, to przesypiam całą dobę, co nie jest normalne.
Ta, ale przede wszystkim muszę coś zjeść. Nie wiem nawet kiedy ostatni raz jadłem.
Wstałem z kanapy i poszedłem do Pop's.
-Cześć Pop- przywitałem się z właścicielem, jak zwykle ze smutną miną.
-Cześć Jughead. Dawno cię tutaj nie było- zainteresował się.
-Właśnie kiedy byłem tu ostatnio? Straciłem poczucie czasu- zaciekawiłem się.
-Mmmm... z pięć dni- rozłożył ręce.
Ile?!
Kurde, jakim cudem ja jeszcze żyję? To by wyjaśniało, dlaczego wyglądam jak szkielet.
-Nieźle- westchnąłem.- Po proszę jednego burgera oraz shake'a śmietankowego.
-Dobrze- uśmiechnął się lekko i zaczął przygotowywać zamówienie.
Nagle zadzwonił dzwonek, zwiastujący wejście nowego klienta. Nie zainteresowałem się tym zbytnio, dopóki ta osoba nie usiadła obok mnie.
Była, to Betty.
-Cześć Juggie- przytuliła mnie na powitanie.- Dawno cię tu nie było.
-Wiem- wzruszyłem ramionami, patrząc smutno przed siebie.
-Czy jadłeś coś w tym czasie?- spytała z nadzieją, że nie zaprzeczę.
-Nie- walnąłem prosto z mostu, co najwyraźniej było błędem, bo w jej oczach pojawiły się łzy.
-Dlaczego ty mi, to robisz?- wyszeptała.- Albo raczej dlaczego, to sobie robisz? Juggie, zobacz jak wyglądasz i jak się zachowujesz. Nie uśmiechasz się, chodzisz ze spuszczoną głową, nawet ze mną nie rozmawiasz, a w twoich oczach nie widać nic oprócz bólu. Powiedz mi, co cię trapi. Jestem twoją dziewczyną, chcę ci pomóc- szlochała.
-Betty, ja...- zastanawiałem się jak, to powiedzieć.- Nie możemy być razem. Zrywam z tobą nie dlatego, że cię nie kocham, po prostu widzę jak się ze mną męczysz, a nie chcę abyś żyła moimi problemami. Znajdź sobie kogoś lepszego, kogoś z kim będziesz żyć pełnią życia. Ja ci, to wszystko odbieram, a jesteś młoda, jeszcze kupę życia przed tobą i...- chciałem powiedzieć dalej, ale Betty mi przerwała.
-Właśnie Jug. Ty też jesteś młody, dużo życia przed tobą. Naprawdę chcesz, aby twoje problemy zeżarły cię od środka? Jughead, powoli stajesz się wrakiem człowieka. Nie chcę, żebyś... umarł- to słowo ledwo przeszło jej przez gardło.
Ale najdziwniejsze jest, to że ja chcę umrzeć.
Nie chcę męczyć się z tym wszystkim do końca życia. Gdy się tnę, mam jakąś tam nadzieję, że padnę na podłogę i już się nie obudzę, ale nie chciałem na przykład skoczyć z dachu budynku, bo wiedziałem, że Betty by tego nie przeżyła, a ja nie chcę aby przeze mnie się załamała.
Teraz z nią zerwałem i powinna mieć mnie już w dupie.
-Słuchaj Betts. Mnie nie przekonasz- powiedziałem obojętnie, a ona jeszcze bardziej się rozpłakała.
-Pamiętaj, że pomimo tego, że ze mną zerwałeś, to i tak cię kocham i nigdy nie przestanę, a jeżeli zaczniesz się bawić w samobójcę, to wiedz, że jak będziesz krzywdzić siebie, to będziesz krzywdzić również mnie- wyszlochała i wyszła z baru.
Tylko, że ja już zacząłem bawić się w samobójcę.
Trudno.
-Wow, co się stało Betty?- z kuchni wyszedł Pop, razem z moim jedzeniem.
-Nie wiem, coś znowu ją ugryzło. Kobiece humorki- zażartowałem.
Tylko, że to nie było jej widzimisię, tylko to była prawda. Wiem, że strasznie przeżywa, moje zachowania, ale nie powinna zatruwać sobie życia, moimi problemami. Nie chcę jej wykończyć, ale chcę wykończyć siebie, ale dalej mam w głowie jej słowa.
Jeżeli zaczniesz się bawić w samobójcę, to wiedz, że jak będziesz krzywdzić siebie, to będziesz krzywdzić również mnie.
Aha, czyli jak się zabiję, to zabiję również ją?
Przeżyje, to silna dziewczyna.
Ledwo zjadłem burgera i do połowy wypiłem shake i wyszedłem z baru.
Poszedłem do przyczepy się położyć. Ostatnie wydarzenia, tak na mnie wpływają.
Kiedy wszedłem do środka, od razu poszedłem do łazienki się umyć, a następnie przed pójściem spać ustawiłem budzik na 7:00 rano, aby nie spóźnić się do szkoły.
Bo może wtedy przesypiałem dwie doby, ponieważ nie miałem budzika?
***
Obudziłem się o 7:00 rano, tylko nie w poniedziałek lecz we wtorek.
Aha, znowu.
Tak samo zmęczony i tak samo wycieńczony.
Poszedłem do łazienki się ogarnąć.
Spojrzałem w lustro i o kurde. Wyglądam okropnie. Rozczochrane włosy, trupio blada cera, cienie pod oczami. Nigdy tak nie wyglądałem. Kilka lat temu, pomimo tego że byliśmy strasznie biedni, to wyglądałem na szczęśliwego i pełnego życia chłopaka, a teraz? Wyglądam jak nastolatek, chory na depresję.
Spojrzałem na swoje ręce i ujrzałem tam liczne blizny po żyletce. Wtedy właśnie pękłem. Ten widok wywołał u mnie niepohamowany płacz.
Oparłem się o ścianę, zjechałem po niej i schowałem twarz w dłoniach.
Nie wiem dlaczego płaczę.
Mam już tego wszystkiego dosyć. Mam dosyć życia i swoich problemów.
To dlaczego się nie zabiję?
Nie mam pojęcia. Może nie mam odwagi?
Gdy wstałem ponownie spojrzałem w lustro i mało, co nie krzyknąłem na własny widok.
Wyglądałem jak postać z horroru. Moje białka, nie były lekko przekrwione, wyglądały jakby ktoś zabarwił je na czerwono. Moje niebieskie oczy, wydawały się być ciemnobrązowe, a źrenice powiększyły się do granic możliwości.
Postanowiłem jednak się ubrać i ogarnąć przed pójściem do szkoły.
Kiedy już wykonałem wszystkie poranne czynności, jeszcze raz spojrzałem w lustro, gotowy na zobaczenie tego co widziałem wcześniej, jednak ku mojemu zdziwieniu wyglądałem normalnie.
Zdjąłem telefon z półki, aby zobaczyć godzinę. Była 7:40, więc powinien się już zbierać.
Wyszedłem z domu i udałem się na zajęcia.
Pierwsze dwie lekcje przebiegły w miarę normalnie, jednak potem podszedł do mnie Reggie.
Oho, zaczyna się.
-Siema Jones- powiedział zadziornie i od razu przygwoździł mnie do ściany.
-O, co chodzi?- odparłem zrezygnowany.
-Że przez ciebie Archie nie żyje!- wydarł się.
-Zaś ta sama śpiewka- przewróciłem oczami.
-Zamknij się!- ryknął, a następnie uderzył mnie w twarz, co nawet mnie nie zabolało.
Przyzwyczajenie.
-Jesteś...!- zaczął, ale nagle wszystkie jego słowa przestały do mnie docierać. Patrzyłem się na niego, ale on ruszał ustami. Nagle zdałem sobie sprawę, że nic nie słyszę, nawet żadnego szumu, ani nic. Po kilku sekundach moje powieki zaczęły się zamykać, a dalej już nic nie pamiętam.
***
*Betty Cooper*
Stałam za ścianą i nagrywałam całe zajście, aby móc co pokazać dyrektorowi, gdy nagle Jughead zsunął się na podłogę.
Natychmiast wyłączyłam urządzenie i podbiegłam do niego.
-Jughead...- zalałam się łzami, a potem zwróciłam się do niewzruszonego Mantle.- Widzisz, co narobiłeś idioto!- ryknęłam, a następnie uderzyłam go w twarz.
W tym momencie przybiegł nauczyciel i pomógł mi przenieść Jugheada do pielęgniarki.
***
*pięć godzin później*
Siedziałam na krześle, obok łóżka Jugheada. Trzymałam go za jego lodowatą rękę, zalana łzami. On, musi mi powiedzieć o, co chodzi! Wiem, że ze mną zerwał, ale i tak się o niego martwię.
***
Jestem w lesie na rozwidleniu dróg.
Jest kilka drogowskazów.
Na pierwszym jest napisane "winny", na kolejnym "zawinił, ale niespecjalnie", a na trzecim jest napisane "niewinny".
O, co chodzi? Dokąd mam pójść?
Już chcę iść na "zawinił, ale niespecjalnie", aż tu nagle na każdej ścieżce pojawiają się bramy.
-Zły wybór, jeszcze jeden fałszywy ruch, a zginiesz!- dobiegł mnie jakiś głos z góry.
-Co?- szepnąłem do siebie.
-O, to- nagle przede mną zmaterializował się rudy.
-Archie? Przecież ty nie żyjesz- powiedziałem lekko przerażony.
-Tak, nie żyję, a ty możesz podzielić moje losy- zaśmiał się szyderczo.
-Muszę dobrze wybrać?- spytałem.
-Tak, a co myślałeś?- dogryzł.
Stałem pomiędzy dwoma drogami i stwierdziłem, że pójdę w takim razie na "niewinny", bo o co chodzi?
Zrobiłem malutki kroczek w kierunku szyldu z napisem "niewinny", aż nagle coś odwróciło mnie w stronę Archiego.
-Niewinny powiadasz, tak?- zrobił krok w przód.- Ty mnie zabiłeś! Dlatego ja, zabiję ciebie- w jego dłoniach pojawiła się szabla, którą przeciął mnie w pół.
Poczułem przeszywający ból w brzuchu.
-Psy, pożryjcie go!- krzyknął, a nagle z ogromnych klat wybiegły psy, wyższe ode mnie.
-Archie, dlaczego...?- zacząłem rozpaczliwie, ale rudowłosy mi przerwał.
-Oj Jughead, po prostu chcę abyś poczuł, to co ja czułem, gdy umierałem- zaśmiał się szyderczo i zniknął.
Nagle jeden z psów odgryzł mi nogę, a ja krzyknąłem z bólu tyle ile miałem sił w płucach.
***
*Jughead Jones*
Po tym koszmarze, od razu się obudziłem.
Obok mnie, na krześle siedziała Betty, cała we łzach.
-Betts...?- powiedziałem cicho.
-Juggie. Tak dobrze, że jesteś- uśmiechnęła się przez łzy.
-Ile spałem?
-Pięć godzin- odparła.- Martwię się o ciebie. Dlaczego cały czas mdlejesz na zawołanie?- spytała z nadzieją, że jej odpowiem.
-Nie mogę ci powiedzieć- odpowiedziałem szczerze. Nie mogę już dłużej udawać, że nie wiem.
-Juggie, ale...- chciała mnie przekonać.
-Nie, Betty- powiedziałem stanowczo.
W jej oczach pojawiły się łzy i wyszła z gabinetu.
Ja zostałem jeszcze pięć minut, bo higienistka musiała jeszcze dać mi jakąś tabletkę na ból głowy, czy coś i poszedłem na lekcje.
***
Hejka!
Rozdział trochę dłuższy niż zwykle, po prostu nagła wena mnie naszła, ale za to mogę was pocieszyć, że od kolejnego rozdziału zacznie się akcja ;)
Właśnie nową pracę Jugheada, miałam w planach zrobić w tym rozdziale, ale jak zwykle się rozpisałam :/
No cóż, mam nadzieję, że dalsza akcja wam się spodoba!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top