6. Czuję się... szczęśliwy?

-Jughead!- czyjeś głośnie walenie w drzwi wyrwało mnie z zamyślenia.- Błagam cię otwórz, to ja Betty. Siedzisz tam od godziny- po głosie, doszedłem do wniosku, że znowu płacze.

Czy ja zasnąłem?

Chyba tak, bo czuję się strasznie osłabiony.

W sumie mogę ją wpuścić.

Gdy już miałem krzyczeć, że może wejść, nagle rozejrzałem się po kabinie. Wokół była krew, a już zwłaszcza na moich ubraniach.

Szlag, co robić?

-Za chwilę!- to jedyne co przyszło mi do głowy.

-Dobra, czekam na ciebie na korytarzu!- rzuciła, a po chwili usłyszałem dźwięk, zamykanych drzwi.

Okej, to teraz jak mam to posprzątać?

Nie, no papier toaletowy załatwi sprawę, ale jak mam wytłumaczyć krew na ubraniach? Może powiem, że się przeciąłem? Tia, bo każdy w to uwierzy. Po takiej wymówce, na pewno będą coś podejrzewać.

Mam lepszy pomysł.

Wymknę się stąd.

Co prawda nie wiem jak tego dokonam, ale zrobię, to.

Dobra, więc pora wcielić swój plan w życie.

Wyszedłem z kabiny, a następnie delikatnie uchyliłem drzwi od łazienki. Od razu w oczy rzuciła mi się Betty. Spała, była wykończona tym wszystkim.

Wyszedłem z toalety, zamykając za sobą drzwi, a następnie szybkim krokiem opuściłem szpital.

Kurde, to było łatwiejsze niż myślałem.

No dobra, ale gdzie ja mam się teraz podziać? Może pójdę do mojego ukochanego składziku? Tak, pójdę tam.

Nigdy w życiu droga tam mi się aż tak bardzo nie dłużyła. Nogi bolały mnie niemiłosiernie i opadałem z sił. Czuję jakby wyssano ze mnie całą energię. W ogóle, to kiedy ostatnio jadłem? Nie wiem nawet. Wiem tylko tyle, że chcę się położyć spać i zapomnieć o całym świecie.

Po około pół godzinie, dotarłem na miejsce. Wszedłem do środka i nawet nie przebierając się w czyste ubrania, rzuciłem się na materac i natychmiast zasnąłem.

***

*Betty Cooper*

No, gdzie ten Jughead?

Czekam na niego chyba z godzinę.

Nie, no idę tam.

Po otwarciu kabiny, w której przebywał zauważyłam, że go tam nie ma.

Aha, czyli się wymknął.

Gdzie on jest? Martwię się o niego.

Znowu poczułam łzy na moich policzkach. Ostatnio cały czas płaczę, nie potrafię sobie przypomnieć kiedy ostatnio byłam szczęśliwa i nie miałam żadnych problemów. Teraz już wiem, co Jughead przeżywa i rozumiem, dlaczego cały czas chodzi przygnębiony. W ogóle cały czas mam wrażenie, że o czymś nie wiem, że on cały czas coś przede mną ukrywa, chcę aby mi o tym powiedział, w końcu jesteśmy razem, a związek opiera się na zaufaniu. Nie chcę z nim zrywać, bo nie mogę go opuścić wtedy kiedy mnie najbardziej potrzebuje.

Ostatnio jego stan się pogorszył. Jest chudy, blady, a do tego chyba cały czas chce mu się strasznie spać.

Szkoda, że nie ma ze mną V., ciekawe co z nią jest? Ona wiedziałaby jak mnie wesprzeć. Może i nawet pomogłaby Jugowi, ale jak przede mną się nie umie otworzyć, to przed nią tym bardziej.

Nie wiem, może to tylko takie przejściowe i za kilka dni, będziemy się z tego śmiać. Cóż miejmy taką nadzieję.

No, dobra czas go po raz kolejny szukać.

Postanowiłam do niego zadzwonić.

Brak odpowiedzi.

Drugi raz.

Nic.

Trzeci raz.

Poczta głosowa.

Ostatecznie dałam sobie spokój z dzwonieniem i uznałam, że lepiej będzie poszukać go na własną rękę.

Pierwszą rzeczą jaką przyszła mi do głowy, to szkolny składzik. On musi tam być, ponieważ nie ma gdzie indziej się podziać.

Wyszłam ze szpitala i udałam się pod szkołę.

Po około dziesięciu minutach byłam już na miejscu i otworzyłam drzwi do składziku, a tam na materacu, słodko spał Jughead.

Ten widok wywołał u mnie uśmiech i łzy. Nie wiem czy szczęścia, czy smutku. Uznałam, że położę się obok niego, bo potrzebuje teraz troski i wsparcia.

Przytuliłam się do niego i zasnęłam.

***

Obudziłam się w szkolnym składziku. Nie wiedziałam, co tu robię dopiero śpiący obok Jughead uświadomił mi, co tu robię.

Spojrzałam na telefon. Jest 8:00 rano, więc wypadałoby się już zbierać do domu, bo dziś jest sobota.

Cmoknęłam Juga w czoło na pożegnanie i opuściłam pomieszczenie.

Następnie udałam się do domu, gdzie postanowiłam się odstresować, dlatego wzięłam laptopa i zaczęłam oglądać film.

***

*Jughead Jones*

Obudziłem się zmęczony i słaby.

Ledwo podniosłem leżący obok mnie telefon, aby zobaczyć, która jest godzina. Była 12:00 w południe, ale nie w sobotnie, lecz w niedzielne.

Znowu przespałem całą dobę. Nie rozumiem, co się dzieje.

Czy ja zapadam w śpiączkę?

Czy któregoś dnia, jak zasnę, to już się nie obudzę?

Oprócz sprawdzenia godziny, zajrzałem jeszcze w powiadomienia i zobaczyłem wiadomość od szeryfa Kellera, z zapytaniem czy mogę się spotkać w Pop's za pół godziny. Wysłane dziesięć minut temu.

Odpisałem mu, że trochę się spóźnię, ale przyjdę.

Szybko się umyłem i przebrałem w czyste ubrania.

Cały czas kręciło mi się w głowie i miałem wrażenie, że zaraz upadnę na podłogę, ale na szczęście tak się nie stało.

Poszedłem do Pop's, a gdy popchnąłem drzwi, to zadzwonił dzwonek, sygnalizujący wejście nowego klienta. Rozejrzałem się po lokalu i przy stoliku pod ścianą, siedział szeryf.

-Dzień dobry- przywitałem się i usiadłem na przeciwko niego.

-Cześć Jug, musimy coś obgadać- oznajmił.

-Dobrze, o co chodzi?- spytałem, modląc się w duchu, aby nie chodziło o mojego ojca.

-Chodzi o ciebie i o twojego ojca- świetnie. Czy chociaż raz moje modlitwy nie mogą zostać wysłuchane?- Twój tata, zostanie przeniesiony do ośrodka leczącego uzależnienia, a ty trafisz do rodziny zastępczej.

Przepraszam, co?

Trafię do rodziny zastępczej!

Nie chcę tego! Chcę żyć na własną rękę, być niezależny, co z tego że się tnę i płaczę krwią, jakoś się trzymam.

-Nie chcę trafić do rodziny zastępczej. Wolę żyć tak jak teraz, nie przeszkadza mi, to- zapewniłem.

-Jug. Zobacz jak wyglądasz. Ewidentnie potrzebujesz kogoś, kto się tobą zaopiekuje- próbował mnie przekonać.

W życiu, chociaż.... wpadłem na pewien pomysł.

-Proponuję układ- oznajmiłem.- Mam tydzień czasu, aby znaleźć sobie pracę oraz mieszkanie. Jeżeli mi się nie uda, to trafię do nowej rodziny. Natomiast jeśli dam radę, to da mi pan spokój, Zgoda?- spytałem z nadzieją.

-Ale gdzie będziesz mieszkać w tym czasie?- spytał szeryf.

-Mogę w przyczepie- rozłożyłem ręce.- Ojca nie ma. Będzie dobrze.

-Okej, przyjmuję ofertę- uścisnęliśmy sobie dłonie, pożegnaliśmy i wyszliśmy z lokalu.

Udałem się do składziku, aby zabrać swoje rzeczy i przenieść je do przyczepy. Nie było tego dużo, więc po dziesięciu minutach, byłem już spakowany.

Z dumą i satysfakcją poszedłem do przyczepy.

Po raz pierwszy od pół roku, czuję się... szczęśliwy? Nie wiem, już zapomniałem jakie to uczucie.

Wszedłem do środka i pierwsze, co zrobiłem to zacząłem wszystko sprzątać.

Po godzinie wszystko było gotowe i wnętrze wyglądało jak nowe.

Następnie usiadłem na kanapie i zacząłem szukać pracy.

To, co znalazłem na jednej stronie było wręcz idealną przepustką do lepszego życia...

***

Hejka!

Jak myślicie, co znalazł Jughead? Czy będzie, to coś co faktycznie przyniesie mu zyski?

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top