4. Zabiłeś go!

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy.

Wokół mnie było mnóstwo krwi, co oznacza, że wczoraj nieźle się pociąłem.

Byłem zaskoczony, bo nie mogłem otworzyć jednego oka.

Strasznie słaby, wstałem i podszedłem do niewielkiego lusterka, stojącego na małej komodzie. Faktycznie jedno oko, miałem w pewnym sensie "zalepione" przez krew.

Oprócz tego szczegółu, zauważyłem że wyglądam okropnie. Mam cienie pod oczami oraz jestem chorobliwie blady. Z natury mam jasną karnację, ale teraz wyglądam jakbym wyszedł z grobu, dosłownie.

Spojrzałem na zegarek i zamarłem.

7:20, czyli już nie zdążę się umyć, mogę się jedynie przebrać.

O 7:40, wyszedłem z "domu" i wszedłem do szkoły.

Pierwsze, co zauważyłem, to obklejona szafka rudego oraz dużo osób stojące przy niej i dające jakieś liści albo kwiatki. Oczywiście każdy płakał i rozpaczał nad jego śmiercią.

Natomiast moja szafka była cała w papierze toaletowym na, którym było napisane:

Idź do diabła, synu menela!

Strasznie mnie, to zabolało, ale cóż... zasłużyłem sobie na to.

Archie zginął jak bohater, a ja jestem uważany za mordercę i tak się właśnie czuję.

Stałem przed szafką jak wryty, gdy nagle ktoś złapał mnie za kark i przygwoździł do ściany.

-Zabiłeś go!- wysyczał Reggie.- Dlatego zabiję ciebie- wyciągnął z kieszeni nóż i przyłożył go do mojej aorty.- Jakieś życzenia?

-Rób, to- wzruszyłem ramionami, będąc bliski płaczu, ale nie mogłem się poryczeć. Nie tu, nie teraz.

Z całej siły przygryzłem wargę i zacisnąłem ręce w pięści.

Wszyscy się na nas patrzyli, tylko nikt nie próbował nas rozdzielić. Wszyscy kibicowali Reggie'mu, bo w końcu to on jest najpopularniejszym chłopakiem w szkole, a każde sprzeciwienie się, czy obraza jego osoby, kończy się wyzwiskami i ostrą bójką.

-Ok- powiedział, a ostrze powoli, wbijało się w tętnicę.

To koniec. Żegnaj okrutny świecie.

-Zostaw go idioto!- ktoś krzyknął i czyjaś ręka nas rozdzieliła.

Nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Wszystko zaczęło rozmazywać mi się przed oczami.

Nagle ktoś bardzo mocno mnie przytulił i zaczął płakać w moje ramię. Zdezorientowany, odwzajemniłem uścisk.

-Bałam się, że cię stracę. Nie opuszczaj mnie Juggie już nigdy więcej- po głosie wywnioskowałem, że to Betty. Była cała zapłakana i ledwo umiała mówić.

-Betts ja...- zacząłem, ale szybko uciąłem. Bo, co właściwie, chciałem jej powiedzieć?

-Jesteś dla mnie najważniejszy, a żadnej Matle tego nie zmieni- szlochała dziewczyna.

-Betty...- wyszeptałem, a dalej to już nie pamiętam co się stało.

Obudziłem się w nieznanym mi dotąd miejscu.

Obok mnie na krześle, siedziała cała zapłakana Betty. Trzymała mnie za moją lodowatą rękę. Od jej dłoni, biło ciepłem więc momentalnie po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz.

-Obudził się- wyszeptała.

-O, to dobrze- odezwał się jakiś głos.

-Betts, gdzie...?- wychrypiałem.

-Jesteś u szkolnej pielęgniarki. Zemdlałeś- uśmiechnęła się przez łzy.

Kurde.

Miejmy nadzieję, że nie widziała ran po żyletce, bo byłbym skończony.

-Jak się czujesz?- podeszła do mnie higienistka.

-Dobrze, mogę już wracać na lekcję- powiedziałem i na drżących rękach podniosłem się do siadu. Lekko zakręciło mi się w głowie, ale to zignorowałem. Następnie, położyłem nogi na ziemi i niepewnie wstałem.

-Wszystko ok, Juggie?- spytała przerażona Betty.

-Jest dobrze- zapewniłem.

Podeszliśmy do drzwi, pożegnaliśmy się z pielęgniarką i wyszliśmy z pomieszczenia.

-Ile przespałem?- spytałem.

-Około siedem godzin- powiedziała bliska płaczu.- Teraz idziemy na ostatnią lekcję.

-Ok- powiedziałem ze smutkiem.

Czuję się okropnie, że okłamuję Betts. Jesteśmy razem, kocham ją, a w związku chodzi przede wszystkim o szczerość. Nie mówię jej, o tym bo nie chcę żeby się mną martwiła. Już śmierć Archiego nią wstrząsnęła, chociaż teraz wydaje się bardziej przejmować mną.

Zza myślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Wtedy właśnie zorientowałem się, że jesteśmy pod klasą.

Weszliśmy do klasy, rzucając ciche "przepraszamy za spóźnienie" i zajęliśmy miejsca.

Reggie od razu posłał mi pełne nienawiści spojrzenie, podczas kiedy ja ledwie kontaktowałem. Byłem okropnie zmęczony i nie mogłem się na niczym skupić.

W końcu usłyszałem dzwonek, informujący zakończenie zajęć. Ledwo podniosłem się z ławki. Po prostu myślałem, że padnę na podłogę i umrę. Dosłownie jeszcze nigdy nie czułem się tak okropnie.

-Jughead, wszystko ok?- podeszła do mnie zatroskana Betty.

-Wszystko ok- wyszeptałem ledwo słyszalnie.

Nie miałem siły mówić, a co dopiero chodzić, czy chociażby stać.

-Bo nie wyglądasz za dobrze. Jeszcze nigdy nie byłeś tak blady- w jej oczach pojawiły się łzy.

-Jest dobrze, idę do domu się położyć, bo jestem zmęczony- jak zwykle skłamałem.

-Odprowadzić cię?- spytała.

-Nie, nie trzeba- próbowałem się wywinąć.- To wyjdźmy razem ze szkoły.

Lekko skinąłem głową i wyszliśmy z budynku trzymając się za ręce. Szedłem ze spuszczoną głową i powoli odpływałem, gdy nagle Betty się zatrzymała.

-To, pa Juggie- powiedziała cała we łzach i mocno mnie przytuliła.- O wszystkim możesz mi powiedzieć, tylko się przełam, błagam- wyszeptała mi na ucho i odeszła.

Jeszcze chwilę stałem przy bramie, a następnie poszedłem do składziku, gdzie od razu poszedłem spać.

***

*Betty Cooper*

Cały czas chodzę zapłakana i nieobecna. Wszyscy myślą, że śmierć Archiego tak mną wstrząsnęła, ale tak naprawdę jestem strasznie zaniepokojona Jugheadem.

Mało je, w dodatku jest blady jak ściana, a dzisiaj po dzisiejszej bójce z Reggie'm zemdlał, a po przebudzeniu wydawał się być jeszcze bardziej nieobecny i zmęczony. W dodatku okropnie schudł, chociaż z natury jest szczupły, to teraz wygląda jak patyk.

Zapewne zauważył, że strasznie, to przeżywam, ale on nie chce się przede mną otworzyć przez, co czuję się tak jakby mi nie ufał. Zaczynam się bać, że to co widzę, to tylko garstka tego co widzi i co czuje. Dlatego dzisiaj wyszeptałam do niego cała zapłakana, że go kocham i, że jest dla mnie najważniejszy, może to będzie dla niego jakieś przebudzenie, że faktycznie może mi zaufać.

Cóż, mam nadzieję, że z tym że jest zmęczony, to prawda, a nie chce na przykład...

Stop Betty, nie myśl o tym! Nic mu nie będzie! Poszedł się tylko położyć...

***

*Jughead Jones*

Obudziłem się w moim małym królestwie i w dziwny sposób trochę odzyskałem sił. Piersze, co zrobiłem to sprawdziłem godzinę.

9:00 rano.

Kurde, spóźniłem się na lekcję, ale zaraz...

Wczoraj była środa, a dzisiaj jest piątek, co oznacza że przespałem całą dobę?

Świetnie. Po prostu świetnie.

Na pewno Betty zastanawia się gdzie jestem, dlatego postanowiłem wstać, a następnie udać się na lekcje.

Jednak gdy podniosłem głowę, drzwi do mojego azylu się otworzyły, a nich stanął dyrektor, szeryf Keller oraz... Betty.

Betts na mój widok od razu zalała się łzami, z kolei szeryf i dyrektor patrzyli się na mnie ze współczuciem.

-Jughead...Czemu nic mi nie powiedziałeś?- wyszlochała.

-Ja...- zacząłem nie pewnie, a dopiero później zorientowałem się, że nie mam na sobie bluzy.

Szlag.

Od razu wstałem i założyłem sweter, naciągając rękawy na nadgarstki.

-Więc, co teraz ze mną będzie?- spytałem lekko przestraszony.

-Zapraszam na komisariat- powiedział szeryf i zaprowadził mnie do radiowozu.

***

Hejka!

To się porobiło...

Jak myślicie, co będzie dalej z Jugheadem?

Pisząc ten rozdział, mnie samej zbierało się na płacz.

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top