2. Czemu się nie uśmiechasz?

Po szkole, jak zwykle poszedłem z Betty i Archiem do Pop's.

Podczas drogi rudy cały czas opowiadał jakieś nieśmieszne suchary, z których Betts się śmiała żeby nie było mu przykro.

-Na pewno wszystko ok, Juggie?- zmartwiła się blondynka.

-Jest ok. Wiele razy doświadczałem czegoś gorszego- powiedziałem niewzruszony.

Tak, niewzruszenie i obojętność to te dwie cechy, którymi ostatnimi czasy można by mnie opisać. Cały czas staram się ukrywać swoje emocje, chociaż gdybym mógł to zacząłbym płakać i krzyczeć.

Miejmy nadzieję, że z tą krwią, to był jednorazowy wybryk, bo gdyby się to stało przy Betty, już bym był u lekarza, a po co mi to.

-Ej Jughead, czemu się nie uśmiechasz?- zaśmiał się głupkowato Andrews.

-Ja pierdole- westchnąłem.- Cóż ruda pało, nie wszystkim zawsze musi być do śmiechu- powiedziałem z wyraźną złością, a on jak zwykle nie zrozumiał.

-Haha, schlebiasz mi Jones- spojrzał na mnie znacząco, na co ja przewróciłem oczami.

Weszliśmy do baru, zajęliśmy nasz ulubiony stolik i złożyliśmy zamówienie.

-Wiecie co jest z Veronicą? Ostatnio nie ma jej w szkole i nie odpisuje na wiadomości ode mnie- zmartwiła się Betty.

Ach tak, Veronica Lodge, najlepsza przyjaciółka Betty. Nic do niej nie mam, ale nigdy nie byliśmy jakoś szczególnie blisko. Poznały się na treningu cheerleaderek i od tego czasu są nie rozłączne, dlatego Betty jest zaniepokojona.

-Nie wiem, ale ostatnio widziałem ją z innym- powiedział rudy.

A i zapomniałem. Rudy jest chłopakiem Ronnie, ale ona od dawna zdradza go z jednym z Buldogów, a on zamiast coś z tym zrobić, to patrzy na nich niewzruszony. Nie wiem nawet po, co V. zgodziła się na związek z nim.

-Wow, od kiedy wiesz że cię zdradza, Sherloku?- spytałem ironicznie.

-Od pół roku- wzruszył ramionami.

Walnąłem się dłonią w czoło i szepnąłem ciche "ja pierdole". Kiedy on dorośnie?

Nagle przyszło jedzenie.

Archie zamówił sobie krążki cebulowe, burgera oraz shake'a truskawkowego. Natomiast Betty hamburgera, frytki i shake' a truskawkowego. A ja, tak samo jak ostatnio burgera i shake'a śmietankowego.

-Jug, co ci jest? Kiedyś byś zamówił dwa burgery i dwa zestawy krążków cebulowych, a i tak dalej był byś głodny- zmartwiła się blondynka.

-Nic, nie jestem głodny- odparłem lekko poddenerwowany, tym że już każdy zwraca na, to uwagę.- To samo mógłbym ci powiedzieć, tylko że za dużo wzięłaś- po, co to powiedziałem?

-Wyczuwam złą energię- stwierdził Andrews, przeżuwając kęs burgera.

I w tym momencie wybuchłem.

-Zamknij się Andrews!- krzyknął, a następnie walnąłem go w twarz i wyszedłem.

-Juggie, czekaj!- Betty próbowała mnie zatrzymać, jednak miałem ją gdzieś.

Co się ze mną ostatnio dzieje? Jestem strasznie przewrażliwiony. Mogłem go nie bić, może wyszłoby mi to na dobre. Bo, co jak co ale Arch też jest człowiekiem i nie zasługuje na takie traktowanie.

Idąc do mojego nowego domu, ledwo powstrzymywałem się od płaczu. Nie mogłem teraz się rozpłakać, bo co jeżeli znowu poleci krew, a ktoś to zauważy?

No, byłby problem, dlatego postanowiłem iść szybciej.

Gdy doszedłem, ku mojemu zdziwieniu nie wybuchnąłem płaczem, tylko uroniłem kilka łez i oczywiście, była to krew.

Stwierdziłem, że muszę się dowiedzieć co, to jest, bo jeżeli to jest jakaś choroba, to będę musiał to leczyć. Dlatego postanowiłem wziąć laptopa i poszukać czegoś na ten temat.

Po pół godzinie, doszedłem do wniosku, że to nie ma sensu, bo znalazłem informacje o chorobach, występujących po sześćdziesiątym roku życia, a no umówmy się, ja mam szesnaście lat, no więc trochę mi daleko do takiego wieku.

Byłem tak zmęczony dzisiejszym dniem, że poszedłem spać.

***

*Betty Cooper*

Nie rozumiem co się dzieje z Jugheadem. Nigdy w życiu by nikogo nie uderzył. Okej, rudy nieźle potrafi wkurzyć, ale źle postąpił uderzając go.

Nie pokoi mnie również fakt, że mało je i wygląda jakby zaraz miał zejść. Już się nie uśmiecha i nie tryska energią jak za dawnych lat. Ewidentnie widzę, że coś go trapi, ale nie chce się przyznać.

Jesteśmy razem i powinniśmy sobie ufać, a ja czuję jakby mi kompletnie nie ufał.

Po leżeniu na łóżku i bezsensownym rozmyślaniu, stwierdziłam że do niego napiszę. Jak wyświetli i nie odpisze, to znaczy że nie da sobie pomóc, ale ja się aż tak łatwo nie poddam.

Do: Jughead

Wszystko ok, kochanie? Strasznie się o ciebie martwię. Chodzisz strasznie przygnębiony i robisz się agresywny.

Postanowiłam zająć czymś mózg. Sięgnęłam po książkę, znajdującą się na szafce nocnej, otworzyłam na ostatnio przeczytanej stronie i usiłowałam się zrelaksować, jednak gdy czytałam, to moje myśli krążyły wokół mojego chłopaka.

Dobra, Betty. Zobaczymy czy odpisał.

Nawet nie wyświetlił.

Jest dopiero 21:00, a ja go znam i aż tak wcześnie nie chodzi spać.

Nie wiem, ale nie chcę na niego naciskać, to jego wybór.

***

*Jughead Jones*

Obudziłem się o 5:00 rano, od niepamiętnych czasów, wyspany.

Na wyświetlaczu mojego telefonu widniał SMS od Betty. Ona jak zwykle przesadza, przecież nie zachowuję się dziwnie, ale ona to taka matka Teresa.

Stwierdziłem, że skoro jest przed lekcjami, to udam się do przyczepy i poszukam jakichś informacji na temat mojej przypadłości. Nie wiem czy coś znajdę, ale może?

***

Gdy dotarłem na miejsce, otworzyłem drzwi i po ich otwarciu ukazał się totalny syf. Nigdy w życiu takiego nie widziałem. Po podłodze walały się butelki po alkoholu i jakieś kartony. Na kanapie, w towarzystwie, dwóch zgrzewek piwa, spał mój ojciec.

-Elo, sanepid przyszedł!- ryknąłem, aby go obudzić.

Otworzył oczy i spojrzał na mnie nie przytomnym wzrokiem.

-Jug...?- wydukał.

-Świetnie, że jeszcze pamiętasz jak mam na imię- zironizowałem i poszedłem do niewielkiej sypialni i zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu dokumentów.

Jedyne, co znalazłem to mój dowód osobisty i dokumenty urodzenia. Zlustrowałem, to wzrokiem i nic podejrzanego nie zauważyłem.

-Wychodzę, tylko nie schlej się do nieprzytomności, bo cię nie uratuję!- krzyknąłem na pożegnanie i z całej siły trzasnąłem drzwiami.

Jak on mnie denerwuje.

Pomyśleć, że taki nieudacznik jest moim ojcem. Który ma w dupie swojego syna i pewnie nawet nie zauważył, że z nim nie mieszka.

Cóż, życie. Muszę nauczyć się jakoś z tym żyć.

***

Dzień w szkole przebiegł normalnie.

Kolejna kłótnia z Reggiem, zmartwienia Betty i nieśmieszne żarty rudego.

Każdy dzień w tym miejscu, wyglądał dosłownie identycznie. Już przywykłem do tego, że wszyscy w szkole mają do mnie jakiś problem. Może, to nie tylko przez mój charakter, ale chyba głównie przez to że jestem synem króla gangu oraz pochodzę z South Side, więc liściki w mojej szafce, życzące mi śmierci, jakieś groźby, które i tak mam w dupie.

Oczywiście Betty i Archie o tym nie wiedzą i marzę, aby tak pozostało.

***

Hejka!

Kolejny rozdzialik ;)

Jak mijają wam wakacje?

Ja dostałam nagłej weny i już trzecią książkę piszę hehe.

Do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top