15. Nie kłam!
Obudziłem się w piwnicy. W sumie czego mogłem się spodziewać.
Wczoraj pobili mnie tak, że boli mnie całe ciało i nie mam nawet siły się ruszyć. Już nawet porzuciłem jakiekolwiek nadzieje, że ktokolwiek mnie uratuje. Jestem po prostu skazany na takie życie. Życie w kłamstwach i pełnym upadków.
Ciekawe, czy w Riverdale ktoś mnie szuka?
***
*Betty Cooper*
Nie mogę jeść, ani spać, bo cały czas myślę o Jugheadzie. Najbardziej martwię się, że gdy go znajdą, to już martwego... Staram się myśleć pozytywnie, że niedługo się odnajdzie, ale to na nic. Powoli, zaczynam tracić nadzieję na jakikolwiek przełom w jego zaginięciu.
Dzisiaj mam stawić się na komendzie. Szeryf chce ze mną pomówić. Mam nadzieję, że będą to jakieś pozytywne wieści.
Ubrałam się w jakieś dresy, związałam włosy w niedbały kok i jak ostatnia fleja poszłam na spotkanie z panem Kellerem.
-Dzień dobry- przywitałam się, gdy przeszłam przez drzwi.
-Witaj Betty. Muszę z tobą porozmawiać- oznajmił i wskazał na krzesło.
-Co się stało?- spytałam, siadając.
-Bo... widzę jak to przeżywasz i nie chcę cię martwić, ale... chcę abyś szykowała się na najgorsze- powiedział mężczyzna.
Wtedy w moich oczach pojawiły się łzy.
-Ja już od kilku dni, nastawiam się na to że nigdy się nie odnajdzie, albo odnajdziemy go martwego! Kocham go i nie chcę, aby umarł, chociaż... on od kilku tygodni sprawia wrażenie, jakby właśnie tego chciał- wyszlochałam.- Nawet zerwał ze mną, bo wolał bawić się w samobójcę i myślał, że będę miała to gdzieś. Ale ja jeszcze bardziej się nim przejęłam i wie pan, co? On musi się odnaleźć i osobiście zadbam o, to aby jego oprawca dostał dożywocie!- krzyknęłam, cała zapłakana i opuściłam pomieszczenie.
Udałam się do domu, gdzie rzuciłam się na łóżko i płakałam nie wiadomo do której, naprawdę byłam załamana. Postanowiłam zadzwonić do V., ona zawsze wie co powiedzieć.
Wzięłam telefon, który leżał na szafce nocnej i wykręciłam numer do przyjaciółki.
-Halo?- rozległ się głos po drugiej stronie słuchawki.
-Hej, V. Musisz mnie jakoś pocieszyć- płakałam.
-B. dalej płaczesz? Uwierz mi, na pewno się odnajdzie. Poza tym, Jughead jest silny, założę się że daje sobie radę. Nie załamuj się Betty- pocieszała mnie.
-A masz czas się teraz spotkać?- spytałam z nadzieją.
-Teraz nie mogę, ale może jutro- powiedziała.- Wiesz B., muszę kończyć. Niedługo się widzimy, pa!- pożegnała się i rozłączyła.
Rzuciłam się na łóżko i ponownie zalałam się łzami.
***
*Veronica Lodge*
Cały czas siedzę w pracy. Non stop stoję za ladą, czy to myję blat, czy podaję drinki. Moje życie kręci się tylko wokół obowiązków, ale w międzyczasie staram się rozgryźć sprawę Jugheada.
Głównym podejrzanym na mojej liście jest oczywiście mój tata. Ma tendencje do wykorzystywania ludzi oraz od dawna chce zasłynąć w Riverdale z czegoś więcej niż szemrane interesy i nie chce mieć opinii kryminalisty.
Od kilku dni, staram się przełamać i odbyć szczerą rozmowę z tatą, ale jakoś się boję. Nie wiem, czemu, ale dzisiaj chyba już najwyższa pora.
Gdy ludzi nie było przy ladzie, postanowiłam udać się do biura taty. Zapukałam do drzwi, a gdy usłyszałam ciche "proszę", to weszłam do środka.
-Tato, musimy porozmawiać- powiedziałam pewnie.
-Dobrze córciu, ale o czym?- zaciekawił się.
-O Jugheadzie. Wiem, że masz coś z tym wspólnego, a ja to udowodnię- pokazałam na niego palcem.
-Kochanie, o czym ty mówisz? Przecież nigdy nie skrzywdziłbym twojego przyjaciela- zapewniał, ale ja mu nie wierzyłam.
-Nie kłam! Doskonale wiem, że jesteś zawistnym i pełnym zemsty człowiekiem. Nie interesuje cię, to że ktoś może mieć gorzej i w każdej znajomości widzisz jakiś interes. Jughead jest zagubiony, a ty perfidnie, to wykorzystałeś! Jeżeli Jughead odnajdzie się martwy, to będzie wszystko twoja wina!- wytknęłam mu i wyszłam.
Gdy skończy pracę, koniecznie muszę przeszukać dokumenty, czy czegoś w nich nie ma.
***
*Jughead Jones*
Leżałem na podłodze i patrzyłem się w sufit. W między czasie, oprawcy przynosili mi jedzenie, aczkolwiek ja nie jadłem niczego, co przede mną postawili. Bałem się, że czegoś mi tam dosypali i byłoby to ryzykowne.
Praktycznie w ogóle nie śpię, bo podłoga jest okropnie twarda, ale głównym powodem jest, to że boję się, że mnie zabiją. Betts, by się załamała, a nie chcę by cierpiała z mojego powodu.
Nagle po mojego pokoju wszedł jeden z moich oprawców.
-Nie chcesz jeść?! To teraz już będziesz!- krzyknął i podszedł do mnie ze strzykawką, która miała ogromną igłę.
Od dzieciństwa, okropnie boję się igieł. Dosłownie, gdy taką widzę jestem sparaliżowany ze strachu.
Zbliżał się do mnie, a gdy był wystarczająco blisko, to chwycił mnie za rękę i usiłował mi ją wbić, ale ja próbowałem się wyrwać. W końcu jednak się wkurzył i boleśnie wbił mi ją w przedramię, tak że syknąłem z bólu. Po cały zajściu, mężczyzna wyszedł a ja na podłodze zwijałem się z bólu.
Po kilku minutach zrobiłem się okropnie senny. Powieki same zaczęły mi się zamykać, a mięśnie rozluźniać. W tym momencie zapomniałem o wszystkich swoich problemach i pozwoliłem sobie odpłynąć do krainy Morfeusza.
***
*Veronica Lodge*
Okej, tata już skończył prace i będzie zbierał się do domu. Zabiorę się z nim, a następnie wkradnę się do jego biura i przeszukam dokumenty.
-Dobra córciu, już idziemy. Wszystko, co miałaś dzisiaj zrobić, wykonałaś?- spytał retorycznie, bo zawsze wywiązywałam się ze swoich obowiązków.
Skinęłam, tylko głową i wyszliśmy, zamykając za sobą lokal. Kierowca już na nas czekał i pojechaliśmy do Pembrooke.
W domu, jak zwykle czekała na nas moja mama z kolacją, zamówioną w naszej ulubionej restauracji.
-Cześć mamo- przywitałam się.
-Cześć córcia. Chodźcie, bo kolacja wystygnie- oznajmiła i udaliśmy się wszyscy do jadalni.
Podczas posiłku, rozmawialiśmy o tym co zwykle i tata dodał, że niedługo będę mogła przejąć jego biznes, a tak naprawdę mam już wszystko od dawna zaplanowane.
Szybko zjadłam, podziękowałam i udałam się do swojego pokoju, przepisywać notatki, bo ostatnio nie chodzę do szkoły i muszę wszystko nadrabiać. Całe szczęście mam Betty, która wszystko mi wysyła.
Gdy odrobiłam lekcje poszłam "się umyć" i "spać". W rzeczywistości czekałam, aż rodzice się położą, abym mogłam wcielić swój plan w życie.
Gdzieś koło pierwszej w nocy, zgasły światła, a wiedziałam, że mogę już wstać i się ubrać.
Ubrałam się w obcisły, czarny kombinezon oraz po raz pierwszy od niepamiętnych czasów założyłam trampki, a nie szpilki.
Odczekałam kilka minut, a kiedy miałam pewność, że już zasnęli, opuściłam mieszkanie i zeszłam do holu.
***
Hejka!
I właśnie tym rozdziałem rozpoczynamy nas maraton!
Kolejny rozdział będzie o 12:00, zatem wyczekujcie!
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top