14. Porwaliśmy go

Obudziłem się związany na krześle. Bolała mnie cała twarz.

Ach, no tak.

Zostałem porwany, jak mogło mi to umknąć.

Nagle do pokoju weszli moi oprawcy. Jeden do mnie podszedł i mnie rozwiązał. Następnie jak nigdy nic, zaczęli mnie bić.

Bolało, to niemiłosiernie. Miałem ochotę płakać, krzyczeć, ale nie byłem w stanie. Byłem wykończony, a to dopiero drugi dzień.

-Wszystko o tobie wiemy- powiedział jeden z nich.- Pracujesz dla Lodge'a, twoją dziewczyną jest Betty Cooper, a twój "ojciec"- zrobił cudzysłów w powietrzu- jest alkoholikiem.

-Możesz się nam sprzeciwiać, ale my w każdej chwili możemy cię zabić- jeden z nich wyjął pistolet.- Śmiało, sprzeciw się- skierował broń na mnie.

Byłem sparaliżowany ze strachu. Nie wiedziałem, co zrobić.

-Dobra, daj mu spokój- oznajmił jeden z nich.- Później go pomęczymy- zaśmiał się szyderczo i opuścili pomieszczenie.

Co? Skąd oni wiedzą o moim życiu tak dużo?

Ale z tego wszystkiego najbardziej zaintrygowało mnie, to że FP Jones nie jest moim tatą. Tylko czy to prawda? Może jakimś cudem jak mnie stąd wypuszczą, to sprawdzę czy, to prawda.

Oparłem się o ścianę, oddychając ciężko. Nie mogłem uwierzyć w, to że mam takiego pecha w życiu. Ciekawe, co mi zrobią? Na pewno mnie zabiją, ale kiedy?

Nagle zacząłem płakać. Miałem w dupie, to że zaś się wykrwawiam, po prostu byłem bezsilny, nie miałem pojęcia, jak się stąd wydostać. Wyjąłby żyletkę i zacząłby robić sobie kolejne cięcia, ale jej nie mam.

Szlag.

Ile bym dał, żeby teraz to zrobić. Akurat w takich momentach mi, to pomaga.

***

*pięć godzin później*

Leżałem na podłodze, patrząc się w sufit. Było mi zimno, a moje ciało drżało.

Nawet nie wiem ile czasu minęło, ale zakładam, że kilka godzin. Nic nie robiłem, przez ten czas tylko leżałem i myślałem o mnie i o Betty. O tym jak ona się czuje z tym, że zniknąłem. Pewnie odchodzi od zmysłów, znam ją.

***

*Betty Cooper*

Dzwonię chyba z setny raz do Jugheada.

Dlaczego nie odbiera?

Czy on się na mnie obraził? Ale o, co?

Może jest na mnie zły za, to że tak się o niego troszczę?

Ale ja nie robię tego dlatego, żeby go wkurzać ale on to chyba tak odbiera. Po prostu cholernie się o niego martwię, a już zwłaszcza odkąd zaczął się ciąć.

Przeszukałam całe Riverdale i dalej go nie znalazłam. Równie dobrze, mogę iść do szeryfa Kellera i może zaczęliby go szukać? A może popadam w paranoję? Może po prostu wyjechał, ale nie chciał mi o niczym mówić, ponieważ bał się, że mu zabronię? Ale z drugiej strony, gdzie on miałby wyjechać?

Postanowione, idę do szeryfa.

***

Jakieś pół godziny później, znalazłam się pod komisariatem i udałam się do biura pana Kellera.

Zapukałam do drzwi, a gdy usłyszałam ciche „proszę", weszłam do środka. Szeryf był pochylony nad stertą papierów.

-Dzień dobry- przywitałam się.- Mogę zająć kilka minut?

-Oczywiście Betty- podniósł wzrok znad kartek.- O co chodzi?

-Wie pan, co się stało z Jugheadem?- spytałam z nadzieją, że coś wie.- Od kilku godzin nie daje znaku życia.

-Nie, nie wiem- odpowiedział przejęty.

-Jughead, zaginął- w moich oczach pojawiły się łzy.- I to jest pewne. Przeszukałam całe miasto i nigdzie go nie ma.

-Spokojnie Betty, znajdziemy go- wstał z krzesła i wyszedł z pomieszczenia.

Ciekawe czy się odnajdzie?

Najbardziej boję się, że on może już nie żyć, przecież to jest bardzo prawdopodobne.

-Zaczynamy poszukiwania, o rezultatach będziemy cię informować- wszedł do pokoju szeryf i zdjął kurtkę z wieszaka.

-Dziękuję, ale mogę pomóc- zapewniłam.

-Nie Betty, to jest zbyt niebezpieczne- oznajmił i wyszedł.

Wróciłam do domu, cała zapłakana i bez jakichkolwiek nadziei na odnalezienie mojego chłopaka. Przyrzekam, jeśli dowiem się kto go porwał, to osobiście zabiję tą osobę!

Gdy dotarłam do domu, od razu udałam się do swojego pokoju.

Rzuciłam się na łóżko i dałam upust emocjom. Płakałam i krzyczałam. Nie mogłam się pohamować. Juggie, musi się odnaleźć! Musi!

***

*następnego dnia*

Nie spałam całą noc. Mam całą opuchniętą i czerwoną od płaczu twarz. Najchętniej zostałabym w domu, ale pójdę do szkoły. Kto wie, może moi znajomi coś wiedzą.

Wstałam, byle jak się ubrałam, zeszłam na dół, wzięłaby jabłko i wyszłam z domu.

Podczas drogi do szkoły myślałam, tyko o Jugheadzie. Ci jeżeli go znajdą, ale martwego? A, co jeżeli go w ogóle nie znajdą? Nawet nie wyobrażam sobie jak on cierpi. Nie wiadomo, co oni mu tam robią.

Weszłam do szkoły i udałam się pod klasę. Na ławce, zauważyłam V., siedzącą w telefonie. Bez chwili namysłu do niej podbiegłam.

-Hej, Veronica- usiadłam obok niej.- Bo muszę ci coś powiedzieć.- oznajmiłam bliska. płaczu.

-Co się stało B.- Veronica, widząc to objęła mnie ramieniem.

-Jughead zaginął-wyszeptała, a w moich oczach pojawiły się łzy.

-Betty... Na pewno się znajdzie. Pomogę co go szukać- zaproponowała.

-Dzięki.

-Szeryf wie?- spytała.

-Tak- skinęłam głową.

-Pomożemy mu.

-Nie, powiedział że to niebezpieczne. Musimy, zrobić to na własną rękę- powiedziałam.

-Nie ma problemu- uśmiechnęła się.

***

*Jughead Jones*

Cały czas leżałem i patrzyłem się w sufit. Byłem zmęczony od płaczu, a moje ubrania były całe we krwi.

Nagle do mojego pokoju, weszli moi oprawcy.

-Za kilka minut przychodzą goście- jeden z nich złapał mnie za kołnierz bluzki i przyciągnął do siebie- i masz się nie odzywać- wycedził przez zęby.

-A jak chociażby piśniesz, to marnie skończysz- powiedział drugi. Zapewne chodziło mu o broń.

-Dobrze- powiedziałem cicho, a oni wyszli.

Ciekawe kto do nich przyjdzie? Może to będzie moja jedyna szansa na ucieczkę? Może jakoś się stąd wydostanę?

Ta, chciałbym. Oczywiście, że mi się nie uda. Znając życie, zamkną piwnicę na klucz i tyle będzie z mojej ucieczki.

Położyłem się zrezygnowany na podłodze, a gdy zacząłem odpływać, usłyszałem pukanie do drzwi frontowych.

-Cześć chłopaki- odezwał się głos podobny do... Hirama Lodge'a?

Co on do cholery tutaj robi?!

Automatycznie wstałem i przybliżyłem ucho do drzwi, tak aby wszystko słyszeć.

-Hej stary, nie uwierzysz- zaczął jeden.

-No mów. Nie mogę się doczekać- usłyszałem dźwięk przesuwanego krzesła, więc najprawdopodobniej usiadł.

-Porwaliśmy go- powiedział jeden z mężczyzn z pełnym entuzjazmem.

-No i gratuluje!- wstał i poprzybijali sobie piątki.

Co?!

Lodge stoi za moim porwaniem?

Szeryf jednak miał rację. Mogłem go posłuchać, a nie go wyśmiewać.

-Jak długo mamy go przetrzymywać?- spytał jeden z moich oprawców.

-Dwa tygodnie, żeby nie było że się zorientuje. Po tym czasie go uratuje, żeby było że Hiram Logde bohater Riverdale. Karmcie go, ale nie za dużo, bo to porwanie. Muszę się już zbierać, ale stosujcie się do moich poleceń- oznajmił, a ja usłyszałem trzask drzwi, a następnie kroki na dół.

Kurwa, idą tu.

Szybko pobiegłem do ściany i usiadłem przy niej, opierając się o nią plecami.

-Czemu do kurwy nędzy się odzywałeś?!- podbiegł do mnie jeden z nich.

-Ale ja...- wyszeptałem przerażony.

-Jak już mówiłem, marnie skończysz- podszedł do mnie i zaczął mnie bić.

Z każdym ciosem odpływałem, ale wybudzał mnie kolejny.

Następnie wzięli nóż i zaczęli mnie ciąć gdzie popadnie, a gdy zauważyli moje zmasakrowane nadgarstki, to nabrali chęci aby zmasakrować mi je, jeszcze bardziej.

Zaczęli jechać ostrzem noża, po moich ranach, a ja syczałem z bólu, a w moich oczach pojawiła się krew. Miałem w dupie, czy to zauważą, ważne abym dał upust upust emocjom.

Gdy już skończyli, to wyszli z pomieszczenia, a ja leżałem cały obolały na podłodze. Z ciekawości postanowiłem zobaczyć jak wyglądają teraz moje rany. Lekko podniosłem rękę i od razu pożałowałem swojej decyzji.

Nigdy nie widziałem tak dużej ilości krwi. Płynęła ona szerokim strumieniem wprost na podłogę.

Wtedy zrobiło mi się słabo, a dalej to już nie pamiętam co się stało.

***

Hejka!

Wiem, że miałam sobie zrobić przerwę, jednak nagła wena mnie naszła haha.

Jak wam się podoba pomysł z porwaniem Jonesa?

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top