13. Czemu to robisz?
Obudziłem się na podłodze w łazience. Nie wiedziałem, co się stało, dopiero widok żyletki na podłodze oraz zaschniętej już krwi na nadgarstkach, dał mi do zrozumienia co się stało.
Oczywiście, że się ciąłem.
Wstałem z podłogi, podniosłem kule i udałem się po telefon, który najprawdopodobniej zostawiłem w salonie. Udałem się tam i na kanapie leżało urządzenie. Spojrzałem na wyświetlacz i okazało się, że jest 5:00 rano. Chciałem iść spać, ale co mi to da skoro za dwie godziny będę musiał wstać.
Poszedłem się umyć, a gdy wyszedłem z pod prysznica, rzuciłem się na łóżko i ku mojemu zdziwieniu zasnąłem.
***
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.
Na początku pomyślałem sobie, że to jakiś uciążliwy sąsiad i jak nikt mu nie otworzy, to zaraz sobie pójdzie, jednak ta osoba była nieustępliwa. Cały czas waliła w drzwi, a ja nie mogąc tego znieść, to wstałem i niestety byłem zmuszony otworzyć.
W progu stała Betty.
-Jughead, jest za dziesięć ósma, spóźnisz się do szkoły!- krzyknęła, a ja spojrzałem na nią z politowaniem.
-A czy ja wyglądam na kogoś kto by się tym przejmował?- spytałem podirytowany.
-Po prostu się ubierz!- zarządziła na, co ja przewróciłem oczami i wróciłem do swojego pokoju, żeby się ubrać. Zrobiłem, to po to żeby dała mi spokój.
-Już- burknąłem i wyszliśmy z mieszkania.
-Dlaczego jesteś taki nerwowy?- spytała mnie Betty.
-Nie chcę iść do szkoły. Mam już dosyć tego Reggiego. Chyba ma do mnie pretensje o, to że istnieję- westchnąłem.
-Ciąłeś się?- zaczęła z grubej rury.
-Nie- odparłem spanikowany.
-Pokaż nadgarstki- zarządziła, a ja wywróciłem oczami.- I nawet nie próbuj się wykręcić Jug, to dla twojego dobra- zapewniła mnie.
Zrezygnowany, podciągnąłem rękawy bluzy, a w oczach Betty pojawiły się łzy.
-Jughead, czemu to robisz?- spytała.- Robiąc, to nie tylko krzywdzisz mnie, ale przede wszystkim siebie- wyszlochała i chwyciła mnie za dłoń.- Jug, obiecaj mi że już nigdy tego nie zrobisz. Kocham cię i nie chcę cię stracić- wyszeptała.
-Betty ja...- nie wiedziałem, co powiedzieć.- Nie mogę obiecać czegoś, czego nie jestem w stanie dotrzymać- powiedziałem w nadziei, że blondynka zrozumie, jednak strasznie się pomyliłem.
-Naprawdę?- wyszeptała.- Juggie, możemy spróbować. Zrobię wszystko, aby ci pomóc. Abyś był szczęśliwy. Od kilku tygodni, nie pragnę niczego aż tak bardzo- próbowała mnie przekonać do zmiany zdania.
-Nie, Betty. Zrozum ja... dalej chcę to robić. I nie robię tego, dlatego żeby cię martwić, po prostu, to jest moja ucieczka od problemów- oznajmiłem, a ona rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Pamiętaj, że mimo wszystko, zawsze będę cię kochać- odparła i odeszła.
Aha, fajnie.
Rozumiem, że Betty się mną przejmuje, ale nie mogę przestać. Polubiłem, to robić a dla kogoś zmieniać się nie będę. Taki już jestem i, co na to poradzę.
***
Przyszedłem na lekcje oczywiście spóźniony o pół godziny. Zająłem miejsce w ostatniej ławce pod ścianą, bo tylko ona była wolna.
Po lekcji usiadłem sobie samotnie na ławce, aż tu nagle podszedł do mnie Reggie.
Boże czego ten debil, zaś ode mnie chce?
-I jak tam Jones? Słyszałem, że miałeś ciężką operację. Ojoj biedactwo- powiedział z udawanym przejęciem.
-Dzięki Reggie. W końcu do mnie miło zagadujesz. Brakowało mi tego- odpowiedziałem sarkastycznie.
-A brakowało ci tego?- przygwoździł mnie do ściany.
-Niespecjalnie.
-A tego?- przywalił mi z całej siły w twarz i mnie puścił. Nie mogłem złapać równowagi i nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje.
-Nie- udawałem, że mnie to w ogóle nie rusza. Chwyciłem kule i udałem się do toalety przemyć rany. Dobrze, że Betty tego nie widziała, bo inaczej włączyłby się jej tryb przerażonej matki i wtedy to bym nie miał już spokoju.
Stanąłem przed umywalką i spojrzałem na swoją twarz.
Miałem cały rozcięty policzek i siniaka.
Super.
Przemyłem ranę kilka razy, wytarłem krew chusteczką i wyszedłem z pomieszczenia.
-Jezu Maria, Jug!- znikąd pojawiła się Betty.- Co ten idiota Mantle ci zrobił?- spytała.
-Nic- wzruszyłem ramionami.
-Właśnie Jughead, czemu nie było cię wczoraj w pracy?- zaciekawiła się V.
-Byłem zmęczony, przepraszam, dzisiaj już będę- zapewniłem.
-A na pewno nic ci nie jest? Bo mogę powiedzieć tacie, że źle się czujesz- upewniała się.
-Nie, no spoko- oznajmiłem.- Będę dzisiaj.
-Jughead, to teraz nieważne- ucięła rozmowę Betts.- Trzeba w końcu załatwić sprawę z Reggie'm.
-Jak?- westchnąłem zrezygnowany.
-Trzeba porozmawiać, o tym z dyrektorem i z nauczycielami- powiedziała z determinacją.
-Jak chcesz, ale i tak nic nie zmienisz- powiedziałem i odszedłem.
***
Reszta dnia w szkole przebiegła normalnie.
Betty rozmawiała z dyrektorem, ale jak się spodziewałem, nic nie zdziałała i myślę, że Reggie jeszcze bardziej będzie mnie przez to nienawidził, chociaż nie wiem czy bardziej się już da.
Szedłem korytarzem do drzwi wyjściowych ze szkoły i jedyne o czym marzyłem, to pobyć sam, gdy nagle podbiegła do mnie Betty.
-Cześć Jug- spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się smutno.
-Hej Betts, jak się spodziewałem nic nie zdziałałaś- powiedziałem, a ona zrobiła zawstydzoną minę. Widząc jej reakcję, doszedłem do wniosku, że przydałoby się sprostować.- W sensie dobrze, że próbowałaś i jestem ci za to ogromne wdzięczny.
-Dzięki- uśmiechnęła się.
Chwilę pogadaliśmy, chociaż ja nie wykazywałem jakiś szczególnych chęci do rozmowy. Gdy nadszedł czas rozłąki, poczułem się... wolny? Sam nie wiem.
-To cześć Juggie- pożegnała się blondynka i zniknęła za ścianą budynku.
Postanowiłem pójść już do domu, jednak gdy przeszedłem przez bramę, nagle wyskoczyła dwójka jakiś facetów w kominiarkach i przyłożyli mi chusteczkę z gazem usypiającym. Próbowałem się wyrwać, ale to było na nic, ich uścisk był zdecydowani za silny. Nagle zacząłem robić się senny, a powieki same zaczęły mi się zamykać.
***
Obudziłem się związany w piwnicy. Nie pamiętałem, co się stało jednak wszystko wskazywało na, to że zostałem porwany.
Ale jak, to się stało? Czy jestem już tak beznadziejny, że nie umiem się obronić?
-No proszę, Jughead Jones we własnej osobie- wyszedł jeden z mężczyzn.
-Teraz nam nie uciekniesz- dodał drugi.
-Co ja tu...?- zacząłem zdezorientowany.
-Nic, a teraz chodź- podszedł do mnie jeden z nich i mnie rozwiązał.
-Za mną!- krzyknął z pełną złością.
Postanowiłem się nie sprzeciwiać, bo nie wiadomo, co mogą mi zrobić.
Weszliśmy do małego pokoiku, w którym stało małe krzesło, a na suficie wisiała żarówka, emitująca słabe światło.
-Siadaj!- krzyknął na mnie jeden z nich, tak że aż podskoczyłem.
Usiadłem na krześle i jeden z nich zaczął mnie wiązać. Gdy już skończył, to wyjął dość ostry nóż.
-Więc tak. Doszły nas słuchy, że jesteś synem FP Jonesa. Czy to prawda?- spytał.
Nie wiedziałem czy kłamać, czy mówić prawdę. Nie miałem nawet pojęcia w jakiej sprawie mnie porwali.
-Tak- postawiłem na prawdę. I wtedy zrobił mi kreskę nożem na twarzy.
O kurde...
-A dalej uważasz go za swojego ojca?- drążył dalej.
-Nie- zrobił kolejną kreskę.
Wtedy właśnie wybuchli niepohamowanym śmiechem.
-Tylko, że on nie jest twoim tatą- śmiał się dalej jeden z nich.
-Co?- spytałem zszokowany. Nie codziennie słyszy się takie rzeczy, chociaż z drugiej strony mogą kłamać.
-Tak, ale nie możemy udzielić ci więcej informacji- wzruszył ramionami drugi i obaj opuścili pomieszczenie.
***
Hejka!
Jak myślicie, czy to prawda z tym że FP nie jest jego tatą?
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top