11. Kocham cię
*Betty Cooper*
Siedziałam z Ronnie w poczekalni. Dochodziła już 3:00, a ja miałam wrażenie jakbym tu siedziała tydzień. Jughead dalej był operowany, a ja powoli traciłam nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę jego uśmiech oraz, że z nim porozmawiam.
Gdy go poznałam był... szczęśliwy. Co prawda był biedny, ale on jest idealnym przykładem tego, że do szczęścia nie są potrzebne pieniądze. Przynajmniej był, bo teraz to wygląda jak siedem nieszczęść i nikt nie wie co się z nim dzieje.
-Może zadzwonisz do FP?- zaproponowała Ronnie.
-No, nie wiem...- wyszeptałam.- A myślisz, że przyjedzie?
-Nie wiem, ale musi wiedzieć co się stało. Co jak, co ale to jego ojciec. Najwyżej nie przyjedzie- powiedziała czarnowłosa i uroniła kilka łez.
-No w chyba masz rację. Zadzwonię do niego- powiedziałam i sięgnęłam do kieszeni po telefon.- Zaraz wrócę- oznajmiłam i zniknęłam za drzwiami toalety.
Wahałam się czy do niego zadzwonić, ale po chwili jednak doszłam do wniosku, że powinnam, to zrobić. Najwyżej, to zleje.
Zadzwoniłam po raz pierwszy i nie odebrał, dopiero po drugim razie się dodzwoniłam.
-Halo?- usłyszałam zachrypnięty głos w słuchawce.
-FP, bo... Jughead jest w szpitalu, operują go- powiedziałam na jednym wdechu.
Wtedy się rozłączył i nie wiem, czy zrobił, to ponieważ nie chce przyjechać, czy może był zbyt zszokowany tym co mu właśnie przekazałam.
Wyszłam z łazienki i ponownie usiadłam obok Ronnie.
-I jak?- od razu spytała brunetka.
-Nie wiem. Gdy mu, o tym powiedziałam rozłączył się- zaczęłam płakać.
-Oh, Betty- westchnęła i mnie przytuliła.- Jughead przeżyje, kocha cię więc ma dla kogo walczyć- również się rozpłakała.
Była 3:20. Operują już go drugą godzinę, więc może za jakąś godzinę zjawi się lekarz i przekaże nam wieści? Błagam oby te dobre!
-V...?- spytałam.
-Tak?
-Co będzie, jeżeli Jughead nie przeżyje?- wychrypiałam.
-Nawet, o tym nie myśl Betty! Przeżyje, zobaczysz- pocieszała mnie.
-Mógł się tyle nie ciąć!- szlochałam.- Jestem beznadziejna! Powinnam była, to zauważyć, a ja potraktowałam to jako błahostkę! Powinnam była, z nim porozmawiać, a nie go olać!- obwiniałam się.
-Betty, to nie jest twoja wina- zapewniała.
-Zaraz przyjdę- oznajmiłam i udałam się do toalety.
***
*Veronica Logde*
Cały czas starałam się pocieszyć Betty, jednak powoli już sama zaczynałam wątpić w, to że operacja się powiedzie.
Oczywiście, nie życzę Jugowi śmierci, ale niestety trzeba nastawiać się na najgorsze...
Boję się, że Betty się załamie i totalnie straci chęci do życia oraz, że do końca życia będzie obwiniała się o jego stan.
Gdy poznałam Jugheada nie był wcale taki zły. Nie mieliśmy ze sobą jakiegoś strasznie bliskiego kontaktu, ale dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. Uwielbiał pisać, ale nie wiem czy dalej to robi. Pewnie nie, bo choroba zżera go od środka, a on uważa że wszystko z nim w porządku i że zachowuje się normalnie.
Betty cały czas próbowała się do mnie dodzwonić, ale nie miałam telefonu, bo tata mi zabrał. Uznał, że dzięki temu skupię się na swojej robocie i nie będę ciągle rozproszona, a ja zamiast negocjować, to zostawiłam moją najlepszą przyjaciółkę wtedy kiedy najbardziej mnie potrzebowała.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie krzyk:
-Veronica!- odgłos, dobiegał za mną. Odwróciłam się, a tam stał FP.
-FP. Jednak przyszedłeś- rzuciłam sucho.
-Słuchaj, gdzie Betty?- zainteresował się.
-W damskiej toalecie. Opłakuje syna, którego ty masz gdzieś- patrzyłam się w ścianę przed siebie.
-Słuchaj, mogę to wszystko odkręcić- powiedział, ale w tym momencie, wstałam gwałtownie z krzesła.
-Niby jak?! Jughead ma teraz operację, a wcześniej się ciął! Wygląda jak trup, bo nic nie je i jest cholernie blady! W barze powiedziałeś mu, że nic dla ciebie nie znaczy, a ty uważasz, że możesz to wszystko naprawić? Błagam cię jesteś żenujący!- wygarnęłam mu.- A teraz walczy o życie na bloku operacyjnym. Przez ciebie stracił ponad 50% krwi z organizmu- na te słowa otworzył szeroko oczy.- Czuje się porzucony i zaniedbany. Wiem, ma szesnaście lat, ale i tak cię kochał. Teraz cię nienawidzi, w zasadzie nie dziwię mu się, a ty... traktujesz go jak śmiecia. Betty jest załamana psychicznie, wszyscy się o niego strasznie martwią, a ty zastawiłeś alkoholizm i gang ponad własnego syna!- dodałam ze łzami w oczach.- Idź do Betty, tylko co jej powiesz?- zadrwiłam.
Westchnął i udał się do łazienki, gdzie przesiadywała Betty.
***
*Betty Cooper*
Siedziałam cała zapłakana w łazience, gdy nagle usłyszałam, że ktoś krzyczy moje imię.
-Tak?- odpowiedziałam.
-To ja FP, musimy porozmawiać- powiedział ze skruchą.
Wstałam z podłogi i otworzyłam drzwi kabiny.
-Jednak przyszedłeś. Opamiętałeś się?- powiedziałam wrednie.
-Nie musisz mi nic wygarniać. Veronica, mi wszystko opowiedziała- wyjaśnił.
-Dobra- westchnęłam.- Coś jeszcze?
-Chciałbym cię bardzo przeprosić. Nie wiedziałem, że tak strasznie będziesz przejmować się moim synem. Jest mi cholernie wstyd, że tak go potraktowałem. Wiem, że się ciął oraz że ma teraz operację. Bardzo cię przepraszam, chociaż moje słowa nie naprawią moich błędów. Postaram się, to naprawić. Zacznę się leczyć i zadbam o Juga- obiecał.
-Okej. Mnie nic nie jest, jakoś się trzymam. Powiedz, to Jugheadowi po transfuzji, jeśli w ogóle... przeżyje- to ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
Automatycznie zalałam się łzami i wybiegłam z pomieszczenia.
***
*3 godziny później*
Była już szósta rano, a ja zasypiałam na krześle. Wtedy przyszedł lekarz. Jego mina, nie wyrażała absolutnie nic, więc mogłam jedynie zgadywać.
-Operacja się udała. Pacjent śpi. Dopiero pod wieczór się obudzi- poinformował nas, a ja od razu przytuliłam V. Po moich policzkach, zaczęły spływać łzy szczęścia.
Jestem z niego strasznie dumna, że walczył się nie poddał. Teraz wrócę do domu i pójdę spać, bo jestem strasznie zmęczona, w końcu przesiedziałam całą noc na oddziale.
Pożegnałam się z Ronnie i opuściłam szpital.
Przyszłam do domu, umyłam się i położyłam, ale nie mogłam iść spać bo muszę iść do szkoły, niestety.
Poleżałam sobie trochę i o 7:40 wyszłam z domu.
Gdy weszłam do szkoły, nie widziałam nigdzie V. Pewnie,, odpoczywa po wczorajszej nocy. Ja pomimo tego, że byłam strasznie wykończona i wyglądałam jakbym tydzień nie spała, to i tak byłam strasznie szczęśliwa, że Jughead przeżył. Po lekcjach pójdę sprawdzić czy się obudził, bo lekarz mówił że gdzieś pod wieczór będzie można go odwiedzać.
***
Lekcje przebiegły spokojnie. Czuję różnicę w lekcjach, wtedy kiedy jest Jughead, a kiedy go nie ma. Nie stresuję się i nie martwię, bo nie ukrywam ale już zaczęłam się nim strasznie przejmować.
Kocham go, pomimo tego, że ze mną zerwał. Nie opuściłam go i nie opuszczę w najtrudniejszym okresie w jego życiu.
Pójdę do domu chwilę odpocząć i pójdę go odwiedzić.
***
*5 godzin później*
Budzę się i patrzę na zegarek.
Zamarłam...
Jest 20:00, więc powinnam się już zbierać. Miejmy nadzieję, że się obudził.
Zadzwoniłam po taksówkę, a gdy przyjechał, to weszłam do środka i pojechaliśmy do szpitala.
Zapłaciłam i udałam się na salę gdzie leżał Jughead.
-Juggie- wyszeptałam gdy go zobaczyłam.
-Betts...- powiedział cicho.
-Jak się czujesz?- spytałam, a w moich oczach od razu pojawiły się łzy szczęścia.
-Dobrze- powiedział słabo.- Tylko jestem zmęczony.
-Rozumiem Juggie- chwyciłam go za dłoń.- Kocham cię.
-Ja ciebie też Betts- powiedział.
***
Hejka!
Przepraszam, że wczoraj nie było rozdziału, ale nie miałam weny :(
A wracając do książki Jughead przeżył, ale jeszcze wszystko się może stać...
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top