Nazywam się Azusa Kirisawa Kaguya
Jestem tutaj odkąd sięgam pamięcią. Tohdoh zawsze się mną opiekował.
Był tu też mój kuzyn - Suzaku. Byliśmy że sobą bardzo zżyci. On, nie puszczał mnie samej na krok, wszystko robiliśmy razem, pomagalismy sobie.
Kolejną osobą, którą znałam i bardzo ceniłam była Kaguya. To właśnie do niej mogłam przyjść z każdym moim problemem.
Malutka Azusa biegała radośnie wokół świątyni bawiąc się z Suzaku w berka.
- Mam Cię! - zawołał wesoło chłopiec. - Wygrałem!
- Eh... znowu! - jęknęła Azusa.
- Ej, nie smuć się. Następnym razem to ty mnie pokonasz. A teraz chodź, widać, że jesteś bardzo zmęczona. Odpoczniemy przy kubku ciepłej herbaty i wesołych pogaduchach u Kaguyi.
Azusa odrazu się rozweseliła i zniknęła z Suzaku we wnętrzu świątyni.
To były wspaniałe czasy. Szkoda że tak szybko przeminęły. Potem pojawił się Lelouch i Nunnally. Pamiętam każdy dzień z nimi spędzony.
Z Nunnally robiłyśmy przeróżne zwierzaki z origami. Do dzisiejszego dnia stoją na półce w moim pokoju.
Lelouch... nigdy go dobrze nie poznałam. Nie rozmawialiśmy długo, a jak już, to coś robiłam z Nunnally i jak się bawiłyśmy. Widziałam, że bardzo się o nią troszczy.
- Witaj, Azusa! - przywitała się ze mną Nunnally. - Wyspana?
- Cześć Nunnally! Ani trochę - odpowiedziała dziewczynka.
- Jesteś wiecznie nie wyspana! Dla ciebie dwadzieścia godzin snu to za mało!
Obie dziewczynki się zaśmiały i zaczęły pałaszować przygotowane dla nich śniadanie.
Potem było już tylko gorzej. Brytania położyła na mnie swoje łapska. Zabrali mnie ze świątyni. Oddzielili od pani Kaguyi, od Tohdoh, od Suzaku. Wtedy nic już nie było takie samo. Zmieniło się dosłownie wszystko. Nie było mowy o żadnych odwiedzinach. Zostałam zamknięta w małym, ciasnym pokoiku, gdzie było tylko i wyłącznie łóżko i mały stolik. I tak nie spędzałam tam wiele czasu. Kilka razy dziennie przeprowadzali na mnie eksperymenty. Bolało. Boli, aż do teraz.
Rodzaje tych badań były różne. Czasami wstrzykiwali mi, niewiadomego pochodzenia, płyny do oczu. Niekiedy zamykali w ciasnych kapsułach i podłączali do komputerów. Chyba robili mi coś z mózgiem. Wtedy nie wiedziałam jaki ma to cel. Lepiej było nie wiedzieć.
Wysoki mężczyzna w białym kitlu wszedł do pokoju Azusy.
- Wstawaj - powiedział ostro. - Badania.
Dziewczynka nie miała wyjścia. Inaczej by ją zabił. To było dla niej okropne. Nie chciała tam iść, ale musiała.
W wielkiej białej sali powitała ją ta sama kobieta co zawsze. Siwe włosy, biały kitel, szare oczy.
- Dzieńdoberek! Widzę, że nasza pacjentka przybyła. Możemy zaczynać. Połóż się tam - mówiąc to wskazała na stół operacyjny.
- A... a... ale ja n... n... nie chcę! - sprzeciwiła się Azusa.
- Ale jak to nie chcesz?! Kładź się i bez dyskusji!
- N... n... nie.
- Coś ty powiedziała?! Zabrać tego bachora i usadowić tam gdzie ma się znaleźć! Ja się z nim użerać nie będę!
Po tych słowach, postawę budowy, brytyjczyk wziął pod pachę wijacą się Azusę i siłą przypiął ją pasami do stołu. Kolejną godzina męki zbliża się do dziewczynki nieubłaganie.
Pamiętam to wszystko jak dzisiaj. Odczuwałam tak ogromny strach. Nikt mnie nie uratował. Nawet mój kochany Suzaku, który bronił mnie zawsze. Lecz teraz, kiedy potrzebowałam go najbardziej jego nie było. Zniknął. Przepadł jak kamień w wodę.
Moje badania, jak to określali tamci naukowcy, nie polegały tylko i wyłącznie na fizycznych czynnościach. Sprawdzali także moją psychikę. Jeden dzień zapamiętałam aż nazbyt dobrze.
Ten sam wysoki mężczyzna w kitlu co zawsze przyszedł po Azusę. Ona, już niemal automatycznie, wstała i poszła za nim.
Znowu ta sama, biała sala. Znów to mrowie ludzi. Znów ta szarowłosa kobieta.
- Witaj, kochanie - powiedziała przesłodzonym głosem. - Dzisiaj mam dla ciebie coś specjalnego!
To mówiąc wskazała na biały ekran w rogu sali i rzutnik z przygotowanym już odpowiednim folderem.
Kazała Azusie usiąść na krześle i oglądać spokojnie.
Pierwszy obraz. Krzyk dziewczynki. Zmasakrowane ciało. Wszędzie krew i kawałki wnętrzności.
Drugi obraz. Kolejny krzyk. Jeszcze żywy człowiek z otwartymi oczami w plamie krwi. Bez jednej ręki. Zmasakrowany tak, jakby biczowali go godzinami.
I tak cały dzień. Czasami krótka przerwa. Coraz wymyślniej mordowani ludzie, coraz więcej brutalności w obrazach. Najgorszy eksperyment, jaki dziewczynka kiedykolwiek przeżyła.
Czułam tak ogromny żal. Tak ogromne przygnębienie. Nie mogłam spać.
Potem pojawiła sie ona. C.C. Okazało się, ze to od niej mam geass. Czasami rozmawiała za mną w czasie, gdy nie miałam żadnych badań. Zaufałam jej. Zaprzyjaźniłyśmy się i to był błąd. Ogromny błąd. Wykorzystała mnie. Jaka ja byłam wtedy naiwna! Jak mogłam się nie domyśleć, że ona tylko odstawia ten swój teatrzyk, po to, aby moja nieśmiertelność rozwinie się w naturalnym środowisku?
Zdyszana C.C. wbiegła do pokoju Azusy.
- Szybko! Musimy uciekać! - powiedziała między oddechami.
- O... o co chodzi? - zapytała zdezorientowana Azusa.
- Oni cię zabiją! Ja ci pomogę. Chodź, znam inne wyjście. Zaprowadzę cie do bezpiecznego miejsca. Zaufaj mi.
Wyciągnęła rękę do dziewczynki. Ona przerażona, przyjęła ją. Wstała pospiesznie i pobiegła za C.C.
Uciekłyśmy do getta. Przez jakiś czas nic się nie działo. Wiedźma powiedziała mi wiele na temat geass i tego miejsca, które nazywano zakonem. Pewnego dnia nas znaleźli. Wtedy zyskałam swoją nieśmiertelność. Postrzelili mnie jednak mimo to ciągle żyłam.
C.C. została złapana. Zamknęli ją w kapsule. Zostałam sama. Jak zwykle. Zaczęłam płakać. Dlaczego to ja muszę tyle przeżywać? Dlaczego to ja muszę być wiecznie samotna?
Po jakimś czasie w gettcie znalazła mnie Anthea. Ona dala mi nadzieję na lepsze życie. Dała mi przyjaźń.
Tak właśnie przedstawiają się moje losy. Pokręcone, zawiłe i nieprzewidywalne. Plusem jest to, że przynajmniej się nie nudzę.
~ Orochi
~ ~ ~
Na koniec jeszcze kilka słów ode mnie. Jak wam się podobało? Wyraźcie swoją opinię w komentarzach. Następny rozdział powinien pojawić się w piątek, też będzie niestandardowy. Nie wiem czy uda mi się napisać te książkę do końca, bo powinnam ją skończyć za tydzień, a to jest niewykonalne. Ale się postaram.
~ Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top