12. SŁODKIE SŁÓWKA

Następnego dnia Zelda po długiej kłótni z Hildą i Sabriną, uległa ich prośbom (czy też bardziej rozkazom) i wzięła sobie dzień wolnego. Nie przyznała tego przed nimi, ale wiedziała, że może to jej trochę pomoże odpocząć. Jednak czy wpadnięcie w wir pracy też by jej nie pomogło? Przynajmniej mogłaby na jakiś czas zapomnieć o zmartwieniach. 

Teraz, gdy siedziała sama w domu wiedziała, że lepszym jednak byłoby rzucenie się w ten wir pracy. To było dziwne uczucie. Siedzenie w swoim domu samej było takie niepodobne. Szczególnie w domu Spellman'ów, gdzie zazwyczaj ktoś przebywał. 

Hilda była aktualnie u Cerberusa i prawdopodobnie migdaliła się ze swoim, litości, narzeczonym. Nie, żeby Zelda nie byłaby co do niego wrogo nastawiona. Może na początku, gdy obawiała się, że jej siostra zostanie przez niego skrzywdzona, jednak teraz, gdy trochę go poznała cieszyła się szczęściem siostry, oczywiście po cichu i nie okazując tego innym.

Amborse poszedł gdzieś z Prudence, a Sabrina uczy się aktualnie w akademii. Zelda podejrzewała też swoją bratanicę o próby odkrycia jakiegoś kłamstwa w Hekate, której wciąż nie ufała. Widocznie dla niej wczorajszy wieczór nie był wystarczającym przykładem prawdomówności Bogini. 

Jednak Sabrina nie była w tym sama. Zelda mimo wszystko częściowo też jej nie ufała. W jej głowie wciąż dudniły słowa Hekate, gdy ta nazwała ją imieniem "Eos". Zdążyła już sprawdzić co to znaczyło. Była to Bogini grecka, która była uosobieniem zorzy porannej, brzasku i świtu. Za dużo się o niej nie dowiedziała, jednak tyle chyba musiało jej wystarczyć. Być może Mroczna Matka nie nazwała jej tak, tylko wzywała tamtą Boginię? Jednak Zelda zaprzeczyła tym myślom przypominając sobie, jak wtedy na nią patrzyła i w jaki sposób wypowiedziała tamte słowa. Mówiła do niej i tego była pewna. 

Musiała się dowiedzieć więcej. Ciekawość ją zżerała, a spędzanie tego dnia samej nie pozwalało jej w ogóle odgonić tych natrętnych myśli. Cholera, powinna odpoczywać zamiast się zamartwiać. 

– Na Hekate, czemu musiałaś się tutaj zjawić? – Wymamrotała do siebie masując czoło. Miała dość tego wszystkiego. Tej powłoki tajemniczości otaczającej Boginię, która nie pozwalała jej choć na chwilę odpoczynku. I choć wydawało się, że dawała jej swobody, odpocząć, to zawsze prześladowała ją w myślach. 

– Czemu więc wskrzesiłaś swoją siostrę? – Odezwał się głos obok jej ucha.

– Cholera, nie rób tak – podskoczyła kładąc sobie rękę na sercu. Odwróciła się w stronę czarnowłosej, która była zdecydowanie za blisko. Ich twarze dzieliły centymetry, jednak żadna z nich nie odważyła się odsunąć.

– Wiesz, że słyszę jak mówisz moje imię – rzekła spokojnie, jakby ta bliskość jej nie przeszkadzała. – Jak wszyscy je wypowiadacie. W każdej chwili – wyszeptała, przejeżdżając językiem po dolnej wardze. Zelda poczuła jak jej twarz robi się czerwona.

– Nie zwariowałaś jeszcze od tych wszystkich głosów? – Zapytała starając się stłamsić chęć znalezienia się jeszcze bliżej Hekate i dotknięcia jej. 

– Większość z nich jest zagłuszona, jednak twój głos całkiem lubię – wzruszyła ramionami. – Chociaż chciałabym by twoje piękne usta wypowiadały moje imię w innej sytuacji – delikatnie przejechała opuszkami palców po jej policzku. 

Zelda rozchyliła usta, nie wiedząc co ma powiedzieć. Oddech ugrzęzł jej w gardle, a ciepło zalało jej całe ciało, sprawiając, że coraz trudniej było jej się opanować. Bogini odziałowywała na nią w jakiś niewyjaśniony sposób, którego nie potrafiła wytłumaczyć.

– Na przykład...? – Hekate nie odpowiedziała jej, zamiast tego uśmiechnęła się tajemniczo i odgarnęła kosmyk jej włosów wsuwając za ucho.

Przyjemny dreszcz przebiegł po ciele Zeldy na bardzo brudną myśl, która zagościła w jej umyśle. Szybko wyrzuciła ją ze swojego umysłu. Nie mogła tak przecież myśleć! Nie o niej. Nie wypadało jej. 

– Powinnaś odpocząć, Zeldo – powiedziała spokojnym głosem. – Jednak masz zapewne do mnie pytania, które ci na to nie pozwalają – odsunęła się od niej powoli, a Zelda zapragnęła chwycić ją za rękę i przyciągnąć. Powstrzymała się od tego. Nie należała do takich osób. 

– Mam wiele pytań – wydusiła z siebie w końcu. Zerknęła na Hekate, która podeszła do blatu kuchennego i  pstryknęła palcami. Pojawiły się tam dwa kieliszki i wino.

Rudowłosa zmarszczyła brwi, zaciągając się papierosem. Dawno nie piła wina, zdecydowanie lepiej uspokajała ją szklanka whisky. Chociaż mała odmiana jej nie zaszkodzi. Winem było jej się trudniej upić więc tyle lepiej, że zachowa w miarę trzeźwy umysł podczas rozmowy z Boginią.

– Odpowiem na nie. Może usiądziemy w salonie? – Zapytała, a może też i bardziej nakazała, biorąc do ręki dwa kieliszki oraz wino. Spellman posłusznie poszła za nią, jakby zahipnotyzowana jej ponętnymi ruchami ciała.

Po chwili obie siedziały na tej samej kanapie co za pierwszym razem, gdy Hekate pojawiła się w tym domu. Zelda nerwowo skubała wystającą nitkę z jej spódnicy, walcząc z chęcią podniesienia się z kanapy i podejścia do stojącej do niej tyłem Bogini, która nalewała im wino. Co chwilę spoglądała na jej pełne gracji ruchy, gdy z dwoma kieliszkami podeszła do kanapy i usiadła na niej, obok Zeldy. 

Podała jej szkło, a ich dłonie musnęły się, sprawiając, że w Spellman zawrzało. Delikatnie spojrzała na Hekate, która znowu przejechała językiem po swojej różanej wardze. Jej źrenice były rozszerzone co z trudem zauważyła przez ciemny kolor tęczówek, które z każdą chwilą coraz bardziej ją hipnotyzowały.

Zamrugała szybko oczami, wracając na ziemię i odwracając wzrok. By odciągnąć swoją uwagę od tego wszystkiego, upiła trochę wina. Przymknęła oczy rozkoszując się jego smakiem. Ach, cóż to było za dobre wino! W życiu nie miała okazji jeszcze takiego skosztować.

– To wino Dionizosa – powiedziała Bogini rozbawiona zachowaniem rudowłosej. – Przepyszne, czyż nie? 

– Trudno się nie zgodzić – odpowiedziała mrukliwie Zelda, biorąc kolejny łyk alkoholu. 

– Och, Zeldo – westchnęła rozczulona widokiem rozkoszującej się winem kobiety. – Wino Dionizosa jest niczym w porównaniu z Ambrozją.

– Zapewne.

– Być może kiedyś zaznasz jej smaku – rzekła, delikatnie przysuwając się do niej. – Jeśli zechcesz – zniżyła swój głos do pomruku, który sprawił, że po ciele Zeldy przebiegły przyjemne dreszcze.

– P...Powiedziałaś, że odpowiesz na moje pytania – przypomniała jej, z trudem opierając się urokom pięknej Bogini. 

– Owszem – skinęła głową, jakby nieco niezadowolona z tego, że tamta zmieniła temat. – Pytaj więc.

– Kim jest Eos? – Zapytała stanowczym głosem, nie mogąc się już powstrzymać od owijania w bawełnę. To pytanie nęciło ją od dłuższego czasu, a teraz zamierzała się dowiedzieć. – Czemu wtedy w koszmarze nazwałaś mnie jej imieniem – dodała szybko.

Łagodna i rozczulona twarz Hekate zniknęła. Wpełzł na nią mrok, którego Zelda nie była w stanie wyjaśnić. Tak jakby wspomnienie o Eos przypominało jej o czymś przykrym. Czy rzeczywiście tak było?

– Eos... – westchnęła przymykając oczy, jakby zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów. – Była moją przyjaciółką. Gdy byłam sama, ona zawsze przy mnie była. Była Moim Świtem  – mówiła cicho, powoli. Zelda zauważyła, że mówienie o niej było dla niej trudne. – W tamtym momencie, gdy wróciłaś po mnie, przypominałaś mi o niej. 

– Była twoją przyjaciółką? – Powtórzyła coraz bardziej zainteresowana Zelda. Jednak oprócz coraz większego zainteresowania pojawiło się też coś jeszcze. Senność coraz bardziej opanowywała jej ciało z każdą sekundą, a one zdziwiona nie wiedziała co się działo. – Czy... czy ty mi coś dolałaś do wina? – Spytała sennie spoglądając na pusty już kieliszek. 

– Odpoczniesz – powiedziała spokojnie Hekate. 

– Nie... – wymamrotała kręcąc przecząco głową. – Nie chcę – przechyliła się w bok, lecąc prosto w ramiona czarnowłosej, która przytuliła ją do siebie. Słodki zapach dotarł do nozdrzy Zeldy sprawiając, że jeszcze bardziej było jej się przeciwstawić snowi. – Miałaś odpowiedzieć na moje pytania.

– Musisz odpocząć po takim koszmarze. Poczujesz się lepiej, zobaczysz. Odpowiem na twoje pytania później – wyszeptała jej do ucha, delikatnie przejeżdżając dłonią po jej włosach. – Przestań z tym walczyć, nic ci się nie stanie.

Zelda czy chciała czy nie, musiała się jej poddać. To co jej dodała do wina (jeśli w ogóle było to wino) coraz bardziej pogrążało ją we śnie, a ostatnią rzeczą jaką zapamiętała przed zaśnięciem były ciepłe usta na jej czole.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top