11. KOSZMAR NAD KOSZMARAMI cz.1

Minęło parę dni podczas, których Hekate pomagała im, jak wydobyć wewnętrzną magię. Niektórym szło lepiej innym gorzej. Raz nawet pojawiła się Sabrina, ale ku jej i wszystkich zdziwieniu Mroczna Matka odesłała ją, tłumacząc, że w jej żyłach płynie krew Gwiazdy Zarannej i przez to nie będzie w stanie wykrzesać swojej wewnętrznej magii, bo po prostu takowej nie miała. W odpowiedzi blondynka prychnęła urażona i zabierając ze sobą Nicolasa odeszła. Mimo to, pół godziny później Scratch wrócił na zajęcia sam, chcąc dalej je kontynuować. Wydawało się, że chyba on i Sabrina nie za dobrze się wtedy dogadali.

Od tamtego momentu dziewczyna omijała Hekate wielkim łukiem, a gdy spotykały się na posiłkach zazwyczaj siadała naprzeciw niej co chwilę obdarzając ją nieprzychylnym spojrzeniem. Bogini za każdym razem, gdy to robiła podnosiła obojętnie brew i spoglądała na nią znudzona. Zazwyczaj to skutkowało odwróceniem wzroku przez młodą czarownicę, która zdecydowanie nie lubiła być odsuwana na bok, jak to kilka dni temu zrobiła Hekate.

Wszyscy w domostwie zauważyli, że nie tylko pomiędzy Mroczną Matką, a Sabriną panuje taka nie miła atmosfera. Zelda również omijała ją od momentu wyrzucenia Marie z Akademii. Nie rozmawiała z nią, a nawet w przeciwieństwie co Sabriny nie obdarzała spojrzeniem. Po prostu traktowała ją, jak powietrze.

Hekate oczywiście uszanowała to i nie naciskała na nią. Wiedziała, że będzie musiało minąć trochę czasu by Zelda pogodziła się z tym, że Marie ją zdradziła i zaatakowała Boginię bez powodu.

– Może komuś jeszcze nałożyć ziemniaczka? – Zapytała uprzejmie Hilda. Wszyscy zaprzeczyli i powrócili do konsumowania kolacji w ciszy, którą pulchna czarownica tak starała się przerwać od kilku dni. Jej spojrzenie wylądowało na zamyślonej Hekate, która widelcem grzebała w jedzeniu. Hilda zauważyła, że od pewnego czasu Bogini mniej jadła, odzywała się i w ogóle była obecna. Prawie całe dnie spędzała w Akademii ucząc, jak wydobyć wewnętrzną moc, albo siedziała w swoim pokoju. Coś było nie tak. – Hekate, wszystko w porządku? Wydajesz się nie wyglądać za dobrze – stwierdziła cicho przyglądając się czarnowłosej. Zainteresowana Zelda również spojrzała w jej kierunku i rzeczywiście, jej siostra miała racje, Hekate nie wyglądała dobrze. Pomimo jej dziwnie mocnego makijażu jej twarz wskazywała na brak snu.

– Tak, tak – pokiwała zmęczona głową, a jej wzrok spoczął na lekko drżącej ręce. Szybko zakryła ją drugą by nie pokazać po sobie, że kłamie. Zrobiła to jednak za późno bo Zelda zdążyła to już zauważyć. – Przepraszam – wymamrotała po czym szybkim krokiem wyszła z jadalni, najpewniej kierując się do swojego pokoju.

– Zeldo, może poszłabyś sprawdzić... co z nią? – Zaproponowała łagodnie Hilda. Rudowłosa bez słowa, kierowana jakim dziwnym przeczuciem poszła za nią. Być może było to zwykłe zmartwienie, a może też i ciekawość.

Ostrożnie uchyliła drzwi od pokoju Hekate, ale nie dostrzegła jej tam. Gdy miała już wyjść jej uwagę przykuły lekko otwarte drzwi od łazienki. Podeszła do nich i zajrzała do środka. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej podeszła do pochylającej się nad toaletą Boginią i odgarnęła jej włosy, by ich nie zabrudzić.

– Wiem, że Hilda nie zawsze robi dobre jedzenie, ale żeby aż tak? – Spróbowała zażartować, jednak nie potrafiła tego za bardzo zrobić przez co bardziej wyszło na to, że zarzuciła jej to. Mimo tego, Hekate uśmiechnęła się lekko po czym chwyciła ręcznik by wytrzeć twarz. W milczeniu Zelda pomogła jej wstać i podejść do umywalki. Podczas, gdy czarnowłosa przemyła zimną wodą twarz, Spellman bacznie ją obserwowała. Jej tusz do rzęs się zmył i zaczął spływać po jej policzkach, tak jakby przed chwilą płakała. Z czerwoną pomadką było podobnie. Dopiero wtedy rudowłosa dostrzegła jej spierzchnięte wargi, które wcześniej były idealne. – Co się dzieje? – Spytała cicho, kładąc jej rękę na ramieniu.

Hekate nie odpowiedziała jej. Milcząc wpatrywała się w swoje odbicie po czym położyła swoją rękę na dłoni Zeldy. Nie chcąc odstraszyć jej, rudowłosa przesunęła się do niej i nic nie mówiąc objęła. To było dla niej jednocześnie nowe, jak i dziwnie znajome. Zdziwiona Hekate spięła się, ale po chwili jej wszystkie mięśnie zaczęły się rozluźniać, tak jakby bliskość Zeldy w jakiś sposób ją uspokajała. Wtuliła swoją twarz w zagłębienie szyi czarownicy i odetchnęła głęboko czując się w jej objęciach tak dobrze, jak kiedyś.

*

Zelda spokojnym krokiem przemierzała korytarz jej domu w którym panowała dziwna cisza. Wszystko w okół niej wydawało się być lekko rozmazane, tak jakby jeszcze dobrze by się nie obudziła ze snu. Mimowolnie jej nogi powiodły ją w stronę wyjścia na taras, gdzie panował jeszcze półmrok. Objęła się mocniej ramionami czując, jak do jej ciała dociera chłód wywołujący dreszcze i gęsią skórkę.

– Zelda – usłyszała czyjeś wołanie. Nie mogła tylko przypomnieć sobie właściciela tego głosu, który był jej dziwnie znajomy a jednocześnie nowy. Bez wahania ruszyła w nieznaną sobie stronę. Szła instynktownie. Jej nogi chociaż wydawały się być z ołowiu, sztywne i niezborne, wiedziały dokąd mają iść. – Zelda – powtórzył melodyjnie głos, jakby nie mógł się już doczekać aż do niego przyjdzie. Rudowłosa przełknęła ślinę, gdy weszła do lasu, a zimne i wilgotne powietrze ją otoczyło tym samym sprawiając, że zadrżała.

– Pokaż się! – Warknęła zdenerwowana, podczas szybkiego rozglądania się dookoła. Głos tylko zachichotał złośliwie i nic jej nie odpowiedział. 

– Chodź – zawołał ponętnie. 

Czarownica odetchnęła głęboko zanim znowu wznowiła krok. W pewnym momencie, nie wiadomo, jak znalazła się w dobrze znanym jej miejscu. To tutaj odbywał się Mroczny Chrzest Sabriny. To tutaj działo się jeszcze wiele innych rzeczy. Teraz to miejsce było puste. Zarośnięte i zaniedbane, tak jakby ktoś o nim zapomniał, ale to właściwie nie mogło być możliwe skoro co jakiś czas ona i jej siostra przychodziły tutaj, zazwyczaj po jakieś zioła, których nie mogły uchodować u siebie, a ze względu na skumulowanie się tutaj dużej ilości magii były one tutaj dostępne. 

Zmarszczyła brwi, gdy paręnaście świec nagle rozbłysło w okół niej i utworzyło nieduży okrąg, w którym się znalazła. Czuła, że nie działo się nic dobrego, a wręcz przeciwnie. Wiedziała, że musiała w jakiś sposób wydostać się z tego kręgu zanim ten ktoś, lub coś co ją tutaj zwabiło zrzuci jakieś zaklęcie, bądź coś innego. 

Nim zdążyła wykonać jakikolwiek ruch czy wydać z siebie jakiś dźwięk, świece groźnie buchnęły ogniem, na moment ją oślepiając, a po sekundzie kompletnie gasnąc. Jednak, gdy delikatnie uchyliła powieki poczuła, jak w jej gardle pojawia się wielka gula, a nogi w brew woli uginają się. Do oczu napłynęły jej łzy, a całe ciało zaczęło się trząść. Nie potrafiąc patrzeć na widok przed nią odwróciła wzrok, ale mimo to i tak po chwili znowu spojrzała na ten okropny obraz...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top