02. USPOKAJAJĄCY DOTYK

Zeldę obudził delikatny dotyk na policzku. Otworzyła zdezorientowana oczy i zamrugała przyzwyczajając się do panującego półmroku, który oświetlało tylko kilka świec. Była w swoim salonie, na kanapie. Zmarszczyła brwi nie przypominając sobie kiedy się kładła.

Zastygła czując, jak czyjaś ręka z niezwykłą delikatnością przeczesuje palcami jej rude loki. Przez sekundę miała wrażenie, że to mogła być Hilda, ale ona tak nie pachniała. Wspomnienia o dziwnej kobiecie nazywającej siebie Boginią Czarownic, Hekate, powróciły do Zeldy, a ta zerknęła na czarny materiał sukni na której leżała. Poczuła, jak robi się jej niedobrze.

Szybkim ruchem wstała i przestąpiła kilka kroków do tyłu, omal nie wpadając na stoliczek kawowy.

– Nie radziłabym ci wstawać – powiedziała spokojnie przyglądająca się jej czarnowłosa. Zelda poczuła, jak kręci się jej w głowie, a przed oczami pojawiają się mroczki. Gdy tylko zniknęły zorientowała się, że znowu siedzi na kanapie, trzymana za przed ramię przez Nieznajomą. – Spokojnie, nie jestem twoim wrogiem, Zeldo Spellman – zapewniła ją.

– Skąd mogę mieć taką pewność? – Wymamrotała spoglądając na nią z nieufnością. Mimowolnie odsunęła się od niej na drugi koniec kanapy, byle by tylko być jak najdalej od tamtej kobiety. Ona zauważając ten gest uśmiechnęła się rozbawiona i pokręciła głową.

– Czy gdybym była twoim wrogiem, to czy nie wskrzesiłabym twojej siostry, Hildegardy Spellman? – rzekła patrząc jej prosto w oczy.

– A...ale jak? – Zapytała, jak nigdy dotąd zdziwiona Zelda. Siedząca obok niej kobieta upiła trochę herbaty zanim jej odpowiedziała. Pani tego domu dopiero teraz zauważyła, że dla niej też przygotowała herbatę, jednak ani nie myślała o tym żeby ją tknąć.

– Wezwaliście Hekate. Wezwaliście mnie. Prosiliście o moc. Więc oto jestem – oznajmiła nad wyraz spokojnym głosem czarnowłosa. – Zeldo Spellman, miałaś już parę spotkań z wychwalanymi przez siebie bogami, więc moja wizyta nie powinna być dla ciebie jakimś większym zdziwieniem – wzruszyła ramionami, jakby mówiła o najzwyklejszej rzeczy na świecie.

– Czemu...

– Odpowiedziałam na wezwanie? – Dokończyła za nią, pochylając się w jej stronę. Zeldę od razu omiótł słodki zapach, ale nie odsunęła się od kobiety. Wręcz przeciwnie, miała ochotę znaleźć się jeszcze bliżej, może nawet sprawić by ich ciała się jakoś stykały. – Zaimponowałaś mi – odpowiedziała po dłuższej chwili milczenia. Spojrzała na czerwone usta Zeldy i oblizała swoje, jednak szybko się opanowała. – Tym jak chronisz swoją rodzinę, dbasz o kowen. Przeżyłaś spotkanie z trzema Królami Piekieł, każdemu się jakoś przeciwstawiając, gdy inni mogą tylko pomarzyć o samym spotkaniu, Zeldo Spellman.

– Trzema?

– Lucyfer Gwiazda Zaranna, Lilith i Sabrina Spellman – na wzmiankę o ostatniej osobie Zelda wzdrygnęła się i spuściła wzrok. Wciąż nie była przyzwyczajona do tego, że Sabrina miała zostać Królową Piekła. To było takie dziwne. Według niej nie nadawała się na Królową. Już chyba bardziej Lilith byłaby lepsza. Całe szczęście, że jej kowen odciął się od tych piekielnych spraw. Zdecydowanie lepiej się z tym czuła.

– Oprócz tego, że ci zaimponowałam zapewne chcesz coś jeszcze prawda?

– Jesteś bystra i masz rację – pokiwała głową. – Magia, którą zaczerpnęłaś by wskrzesić siostrę była nieco inna niż ta, którą do tej pory używałaś. Tamta nie wymagała od ciebie żadnej większej ceny i mogłaś sobie czarować do woli, ale ta ma swoją cenę. Od tej pory, każda magia którą ty, lub twój kowen, użyjecie będzie mieć swoją cenę. W ten sposób zachowujemy równowagę świata i zapobiegamy przed efektem domina. Od tej pory, nawet twoje najmniejsze zaklęcie będzie od ciebie wymagać jakiejś ceny. Być może czasem tego nie zauważysz, ale zawsze pozostanie jakiś skutek po twoim zaklęciu. Czasem porostu będzie to jeden twój opadnięty włos – delikatnie założyła za ucho rudy kosmyk włosów Zeldy, która wstrzymała oddech czując nagłą bliskość. – A czasem pochłonięcie energii witalnej – zamilkła na chwilę by spojrzeć na swoje zadbane ręce,które przyozdabiał tylko jeden srebrny pierścień. – A jeszcze innym razem dalekie wspomnienie o twoich najbliższych o którym nawet nie pamiętasz. Czy wiesz, jaka była cena za życie? – Podniosła swój wzrok na kobietę, która przełknęła nerwowo ślinę. Obawiała się, że może jednak jej myśli błędnie podpowiadały jej cenę, którą będzie musiała zapłacić Bogini, ale... to było takie proste.

– Życie za życie – wyszeptała czując jakąś gulę w gardle. Mdłości powróciły, a do jej oczu napłynęły łzy, które jednak szybko zniknęły. Jej chwilowe poczucie bezradności zostało zastąpione zrozumieniem i zrezygnowaniem. Wiedziała dobrze, że mogły być takie skutki, ale je zignorowała i pozwoliła sobie na poddanie się słabości, którą była jej siostra.

– Zrelaksuj się, Zeldo Spellman – Hekate położyła swoją rękę na dłoni Zeldy i ścisnęła ją pocieszająco. Rudowłosa spojrzała na ich ręce z jakimś nieodgadnionym wyrazem, ale nic nie powiedziała. – Pomyślałam, że potraktuje cię ulgowo, ze względu na ostatnie wydarzenia i na to, że jesteś... nowa.

– Nowa? – Powtórzyła mrugając oczami.

– No tak – pokiwała powoli głową i upiła jedną ręką herbaty. Drugą wciąż miała położoną na ręce Zeldy, ale obu kobietom to nie przeszkadzało. – Wracając do ceny: „Życie za życie". Ty rzuciłaś zaklęcie, więc ty będziesz musiała ją spłacić. Myślałam nad tym, że...

– Mam kogoś zabić? – Przerwała jej nieco nie przekonana do tego pomysłu. Bowiem każdy, nawet najmniejszy czyn miał swoje skutki. Miała tylko nadzieję, że to nie będzie nikt z jej rodziny czy kowenu. Może jakieś zwierzę? Skoro miała ją potraktować ulgowo to może nie musiała być to nawet czyjaś śmierć?

– A zabiłabyś dla mnie, Zeldo Spellman? – Zapytała tak poważnie, a rudowłosej aż odebrało mowę.

Zbliżyła swoją twarz w taki sposób, że dzieliły je milimetry. Oddech Zeldy przyspieszył, a jej wzrok na sekundę spoczął na różanych ustach Bogini. Szybko jednak się opanowała i spojrzała jej prosto w oczy, ale to tylko pogorszyło sprawę. Dwie czarne kule, były jak tunele ciemne tunele przez, które mogłaby iść cały czas, tylko po to by na końcu spotkać . Piękną Boginię o trzech twarzach, towarzyszącą w różnych okresach wieku kobiety. Dziewczyny, kobiety i staruchy. Jaką twarz przybrała teraz? Czy była kobietą? A może dziewczyną? Zelda czuła się w tamtej chwili bardzo zagubiona, ale co najdziwniejsze... podobało jej się to.

– Tak – odpowiedziała jej cicho po czym spuściła wzrok nie mogąc znieść uczucia towarzyszącego przy wpatrywaniu się w piękne oczy Hekate.

– Nawet swoją rodzinę? – Po plecach Zeldy przebiegły dreszcze, ale tym razem nie była zagubiona. Nie, tym razem była pewna i zdecydowana. Wiedziała co ma jej odpowiedzieć, bo już wiele razy spotykała się z tą sytuacją. Wiele razy ktoś kazał jej postawić nazwisko ponad swoich bliski i ona... nie zrobiła tego. Nawet, gdy był to sam Szatan.

Podniosła wzrok by znowu spojrzeć jej w oczy, ale tym razem się nie zagubiła. Tym razem nie błądziła w tej czerni szukając wyjścia. Tym razem znała odpowiedź i Hekate o tym dobrze wiedziała.

– Nigdy, nawet jeśli miałabym ci się tym samym sprzeciwić – odpowiedziała jej chłodno nie bacząc na konsekwencje swoich słów. Taka była prawda i nie zamierzała kłamać, nawet jeśli miała to zrobić przed Boginią, która miała nad nią przewagę w mocy.

– Dobrze – uśmiechnęła się zadowolona, a druga kobieta otworzyła usta, jednak nic nie powiedziała. – Rodzina jest w końcu najważniejsza, prawda? – Jej głos nieco się zawahał przez co Zelda mogła zauważyć pojawienie się nowej emocji w jej głosie. Był to smutek, albo bardziej tęsknota za czymś, lub... za kimś. – Obserwowałam cię, jestem naprawdę pod wrażeniem, jak bardzo jesteś w stanie się poświęcić dla swojej rodziny. Nawet jeśli nie zawsze to doceniają – dodała ciszej co sprawiło, że w sercu Spellman pojawił się smutek. Miała rację. Nie zawsze doceniali jej starania, ale ona zawsze usprawiedliwiała to swoim zimnym sposobem bycia, ale czy na prawdę tak było? Może po prostu wolała sobie sama mydlić oczy niż zobaczyć prawdę? – Myślę, że to czas abyś ty również dostała coś od życia. Nie chcę byś dla mnie zabijała, bo wiem, że musiałaś to już za dużo razy zrobić dla swojej rodziny – powoli podniosła jej podbródek, tak by na nią patrzyła. Jej czarne oczy zmieniły swój kolor na fiołkowy, przepełniony potężną magią, która jeszcze bardziej hipnotyzowała rudowłosą. – Zeldo Fiono Spellman, chcę byś została moją żoną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top