Rozdział 29 Kolia z diamentów

Minęły może dwa dni wypełnione, właściwie niczym szczególnym. Trenowaliśmy, dużo.
Dużo myślałam o całokształcie swojego życia i sytuacji jaka mnie czeka. Dalej nie powiedziałam Yuri'emu, że Gaga najprawdopodobniej ma mnie w garści.
Chodziliśmy na posiłki, które już nie były tak interesujące jak mojego pierwszego dnia tutaj. Zero kłótni z władczym uparciuchem i Steve'a sypiącego tekstami o podobieństwu moim i Boyki. Nawet żadnych bójek wywołanych przez głupoty, zazwyczaj moje.
Jeśli chodzi o jedzenie to, było jakieś takie lepsze?
Jest kilka powodów.
Pierwszy: to ze względu na przyjazd uczestników.
Drugi: zmieniono kucharza.
Trzeci: nasz dyrektor już za dużo pieniędzy ma i postanowił, również więźniom umilić życie.

Co by to nie było, jestem pewna, że jeszcze nie raz mnie zadziwi.
I pomyśleć, że kiedyś sądziłam, że to zwyczajne więzienie z nudnym, trochę przygłupim dyrektorem.
Jeszcze wtedy nie miałam pojęcia, że coś będzie na rzeczy.
Najgorsza jest taka bezsilność, kiedy widzisz, że coś się odpierdala, a nie możesz nic poradzić.
Kiedy możesz jedynie patrzeć na to, co dzieje się wokół ciebie i wybrać mniejsze zło.
Kiedy wiesz, że każdy twój wybór kogoś zniszczy.

•••

Leżałam w celi, na łóżku. Nikomu nic, wyjątkowo, nie robiłam. I jedyne co można było mi zarzucić, to lenistwo ponad miarę.

I wtedy usłyszałam znienawidzony już odgłos kroków, pęku kluczy, pałki, brzęku zamka i odsuwania drzwi celi.
A mogło być tak miło.

- Wyłaź.- rzucił szorstko blondyn, który wcześniej mnie przyłapał pod gabinetem. Fiodor. Zdecydowanie najgorszy typ w tym więzieniu. No dobra, jeden z nich.
Że też tego debila musieli tu przysłać. Gdzie jest Alexiej ja się pytam.

Wkrótce później znalazłam się w gabinecie, w którym siedział już Gaga, co za niespodzianka.
Co śmieszne, on żarł marchewkę. Musiałam to wykorzystać haha.
- Hej, Makov. Nie przysłali ci zbyt wielkiego tego królika?- spytałam ze śmiertelnie poważną minom.
- Za chwilę może nie być ci tak do śmiechu.- odezwał się zainteresowany.
- Grr i o to wasze podejście chodzi. Jestem pogodniejsza od was dwóch razem wziętych, a w końcu to ja siedzę w celi, mam ograniczony plan dnia i muszę dzielić łazienkę z istną marudą.
- Co do twojego planu dnia.- zaczął Gaga.- wkrótce się on zmieni.
- Co masz na myśli, dokładnie?
- Oh na początku pojedziesz ze mną i będziesz towarzyszyć mi na pewnej gali.
- Nie będę twoją dziwką.- powiedziałam jasno.
- Tak myślałem, że wybierzesz ring.- stwierdził i mam wrażenie, że zaaprobował.- Ale zdania nie zmienię. Jeden bankiet; dwa dni spędzone w moich skromnych progach i to wszystko.
- Co jeśli się nie zgodzę?
- Wtedy dosyć przykra rzecz może spotkać twojego chłopaka. Chyba masz świadomość, że moi ludzie będą się kręcić w trakcie turnieju. W każdej chwili, mogą wejść na ring, uzbrojeni po zęby.
- Wydaje ci się, że Yuri nie da rady powstrzymać twoich ludzi?
- Takiej ilości jaka tam się znajdzie? Nie sądzę.
- Jeśli się zgodzę, na jeden bankiet. To co później?- spytałam zagryzając zęby.
- To zależy. Jest tyle sposobów w jakich ten turniej może się odbyć...
- I ja mam ci niby ufać, że dotrzymasz naszej umowy, skoro co chwila jesteś gotów zmieniać specyfikę swojego pieprzonego turnieju?!
- Oczywiście, że tak.- zapewnił.- W końcu, to ty masz więcej do stracenia prawda?

Wstał ze swojego miejsca na kanapie i stanął za mną, ręce kładąc na oparciu fotela, na jakim siedziałam.
- A zatem. Będę po ciebie jutro w południe. Zabierz coś ładnego.- powiedział i mrugnął do mnie.

A ja zaczęłam łączyć fakty.
Wszystko, wydawało się w tej chwili klarować w logiczną całość.

•••
~Dzień później~

Kierowca Gagi zaparkował pod bogato wyglądającym domem, przepraszam pieprzoną willą, w jeszcze bogatszej dzielnicy.
Otworzyłam drzwi samochodu, wychodząc i zabierając swoją torbę, przy okazji zarzucając ją na ramię. Ruszyłam przodem, nie oglądając się na Gage, który po chwili znalazł się koło mnie. Ścieżka pod schodki, które dalej prowadziły pod samo wejście, była wyłożona jasnymi kamyczkami.
Podchodząc pod drzwi, spodziewałam się jakiegoś lokaja, ale się zawiodłam.
- Pieniędzy na służbę już nie wystarczyło?- spytałam sarkastycznie.
- Na najbliższe dwa dni zostali odesłani do mojego innego domu. Tego, w którym odbywać ma się bankiet.- odpowiedział zbijając mnie z tropu.
Mężczyzna ruszył w głąb domu, a ja szłam za nim, mrucząc pod nosem coś o pieprzonych ruskich bossach.
Weszliśmy do jednego z pomieszczeń.
Wyglądał jak zwykły salon, tylko sto razy droższy.
Jasny i ładnie urządzony. W kolorach bieli i szarości.
Stała tam toaletka z przygotowanymi kosmetykami.
Odłożyłam torbę na kanapę, na której po chwili usiadłam.
- Przyniosę ci za chwilę ubrania.- rzucił, dodając jeszcze gdzie jest łazienka.

A ja udałam się tam i zniknęłam, w tak samo luksusowo urządzonej łazience, na kolejne dwie godziny.

•••

Gdy wyszłam ubrana w ręcznik, w pokoju czekały na mnie już ubrania, czyli sukienka, buty nawet majtki, z metką, więc chociaż tyle.
Założyłam komplet i podeszłam do lustra.
Mała czarna satynowa sukienka, bardzo dopasowana, która wspaniale podkreślała moją figurę. W dodatku była na jedno ramię. Muszę przyznać, podobała mi się.
Jeszcze te buty: czarne botki na wysokim, bo 12 centymetrowym obcasie.
Byłabym teraz praktycznie wzrostu mojego chłopaka, co zauważyłam mimowolnie.

Usiadłam przy toaletce i zrobiłam dosyć mocny makijaż, następnie związałam włosy w dwa średniej wielkości koczki po bokach głowy.
Wstałam i podeszłam do kanapy, na której wciąż leżał gorset i naszyjnik.
Skłamała bym gdybym powiedziała, że nie przypadł mi on do gustu.
To znaczy przyznaję, że średnio podoba mi się opcja braku tlenu w płucach, ale kolory są już ładne.
Gorset był czarno-szkarłatny. A krwawe kolory wspinały się po nim, oplatając go jak jęzory ognia.
Związałam go jak najciaśniej umiałam. Jeśli w ciągu pół godziny nie zemdleje, to raczej będę żyć.
Wzięłam w dłonie naszyjnik.
Był piękny. Lśnił, z każdej strony odbijając kolory tęczy jak pryzmat.
Szybko znalazł się na moim nagim dekolcie, przyciągał tym samym uwagę na moje piersi wyeksponowane przez gorset.
Przeglądałam się dalej w lustrze, dopóki nie  usłyszałam głosu:
- Gotowa?
To Gaga stał w przejściu do pokoju, opierając się o ścianę.
Miał na sobie ciemno grafitowy garnitur.
Wyjrzałam przez wielkie okno, na pięknie zachodzące słońce. Niestety musiałam odwrócić wzrok od pomarańczowego nieba.
Podeszłam do mężczyzny.
- Ślicznie wyglądasz.- stwierdził, lustrując mnie od góry do dołu.
A do mnie boleśnie, powoli docierała długość sukienki, która kończyła się ledwo pięć centymetrów za moimi pośladkami.

Nic nie odpowiedziałam. Przeszłam koło niego, idąc w kierunku wyjścia. A on dołączył do mnie. Wsiedliśmy do samochodu, a szofer zawiózł nas pod nieznany mi adres.

•••

Dzisiaj była ostatnia walka przed turniejem. I to była rzecz, którą akurat przejmowałem się najmniej.
Byłem pewny, że wygram niezależnie od tego, kto tym razem będzie na tyle głupi by stanąć naprzeciwko mnie, w  narożniku.
Martwiłem się o nią. Wczoraj wieczorem była milcząca, co nie było do niej podobne, ale chciałem zrzucić winę na jej zmęczenie po treningu.
Rano obudziłem się już w pustej celi, a żaden strażnik nie udzielił mi informacji gdzie ją zabrali.
Byłem wkurwiony.
Pewnie dlatego wyłamałem przeciwnikowi bark, już w drugiej minucie, a skończyłem nokautem.
Facet upadł nieprzytomny i zakrwawiony na deski.
- Gratuluję, oficjalnego zostania zawodnikiem Turnieju Międzywięziennego.- Makov coś jeszcze do mnie mówił, ale miałem to gdzieś.

Po czasie, szedłem korytarzem. Jednym z wielu. Natrafiłem na jednego ze strażników.
Miałem zadać pytanie, takie jak do każdego innego klawisza, ale ten idiota mnie wyprzedził.
- Chodzisz jak cień, Boyka.- zaśmiał się.- To niewiarygodne jaki wpływ na tak wspaniałego wojownika ma jakaś mała zdzira.- powiedział ironizując.
- Odszczekasz to zaraz.- mówiłem spokojnie, ale mój wzrok i fakt, że przyparłem go do ściany, przeczył mojemu stoicyzmowi.
Gad w odpowiedzi zaśmiał się, mówiąc:
- Ostro. A co ty na to, jakby się tobą znudziła?
- Co ty pieprzysz?
- Bez powodu, chyba nie pojechałaby z pewnym menagerem do klubu?- spytał z wkurwiajacym uśmieszkiem.

Którego się pozbyłem kilkoma ciosami z pięści. Dopóki nie przerwali mi zaalarmowani strażnicy.
Mimo toe, byłem zadowolony z efektu, bo jego twarz zyskała nowy odcień.

•••

- Nie stresuj się tak.- usłyszałam głos, znienawidzonej przeze mnie osoby, zanim podał mi rękę.- Uśmiechaj się i stój obok mnie. Więcej nie oczekuję.

Gdy skończył, weszliśmy razem pod rękę, do domu, z którego dobiegała lekka muzyka.

Niech ten wieczór szybko się skończy.

_________________

Dawno nie było notatki, co nie?

Jak się podoba rozdział, jeden z ostatnich tak przy okazji.

Wiecie co, komentarze pod tym fanfikiem, w stosunku do wyświetleń trochę mi się nie zgadzają.

Trochę słabo, z waszej strony.

Czyli co, kolejny rozdział za pół roku?

A tak będzie, dopóki komów nie zobaczę.

Buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top