Rozdział 22 Mama?
Zaprowadzono mnie do pomieszczenia, które ma praktycznie każde więzienie.
Co i tak nie obniżyło mojego zdziwienia, bo niby kto nagle miał mi złożyć wizytę?
Podeszłam do jednego ze stanowisk i usiadłam przy czymś co przypominało zakratowane okno.
Mój strażnik mruknął coś do strażnika po drugiej stronie, a ten wprowadził drugą osobę.
Osobę, której nie widziałam od czterech lat i która sprawiła największy, od kilku dni, mętlik w mojej głowie.
Usiadłam na krześle naprzeciwko, dzieliła nas między innymi krata.
Miałam oczywiście skute ręce, ale nie nogi.
Obserwowałam kobietę ubraną we wzorzystą bluzkę, ciemną marynarkę i na to szary płaszcz.
Na głowie miała czarny kapelusz, a na twarzy niezbyt mocny makijaż.
Nie widziałam, ale mogłam zgadywać, że ma na sobie ciemno szarą i długą spódnicę oraz botki na obcasie, oczywiście ciemne.
Cała matka.
- Cześć.- zaczęłam, choć trudno było mi wykrztusić choćby słowo.
- Córeczko...
- Teraz to córeczko, a jakoś wcześniej miałaś to gdzieś.- przerwałam jej, suchym tonem. W tym już momencie nie mogłam jej słuchać. Fala goryczy się przelała, przypominając mi o tym wszystkim co robił mi ojciec, a ona nie zareagowała, patrzyła na to w milczeniu.
- Dobrze wiesz, że w poprzednim więzieniu nie mogłam cię odwiedzić.- mówiła, tłumacząc się.
- Może teraz też nie powinnaś.- syknęłam.
Na moje słowa milczała, jedynie irytując mnie bardziej. Zaczęłam się nakręcać.
- Co tu niby robisz, skoro przez blisko 5 lat odcinałaś się ode mnie.
- To nie prawda. Ja tylko...
- Ty tylko bałaś się co rodzina powie, zawsze tak było.
- Ale wszystko może się zmienić. Możesz wyjść za kaucję i...
- Nie ma szans.- stwierdziłam, z pewnością w głosie, zakładając nogę na nogę i opierając się o oparcie krzesła.- Zresztą nie masz takich pieniędzy.
To była prawda, ale nie zagłębiajmy się aż tak w ubóstwo, w jakim żyła moja zjebana rodzina, na własne życzenie.
- Po prostu zapomnij, że masz córkę. Tak jak robiłaś to przez kilka lat. Nie żałuję niczego co zrobiłam, a więc ty nie wpierdalaj się w moje życie, moją drogę...- zakończyłam i wstałam, poczekałam aż podejdzie do mnie strażnik i ruszyłam wolnym krokiem do drzwi
- ...Ha, bo cię zabiję.- powiedziałam cicho pod nosem.
Yuri Boyka pov.
Drzwi otworzyły się ponownie, a do celi wszedł mój maluch. Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu. Najchętniej bym wypytał, w bolesny sposób, strażnika o to, co się stało lub co jej zrobił.
Miała obojętny wyraz twarzy, ale oczy. Dzięki nim mogłem poznać, że nie gra. I to bardzo.
Wstałem z łóżka i podszedłem do dziewczyny, przytulając ją. Wiedziałem, że będzie potrzebowała chwili, więc czekałem aż zechce mi sama opowiedzieć.
Po chwili podniosła na mnie swój wzrok.
Wzrok, w którym skrywał się ból podszyty dawną urazą i nienawiścią.
Płakała. Nie wiem, który już raz, a moje serce drżało na myśl, że nie mogę jej pocieszyć. A najlepiej obronić przed całym złem tego świata.
- Nie opuścisz mnie, prawda? Zostaniesz na zawsze?
- Nigdy w to nie wątp kochanie.- powiedziałem całując jej usta.
•••
~ Gabinet Naczelnika~
Dwie osoby rozmawiały o pewnym więźniu.
Kobieta i mężczyzna.
Jedna chciała widzieć spowrotem u siebie swoje dziecko i to za wszelką cenę. Druga myślała jak okiełznać zachowanie bezkompromisowej kobiety.
Jedna chciała ustawiać życie swojej córki. Druga zachodziła w głowę jak może, najwięcej dla siebie ugrać, z całej tej sytuacji.
- Skoro tutaj nie ma oddziału dla kobiet. To co robi tutaj moja córka?
- Kolonia IK-6 wskazała właśnie to więzienie jako najodpowiedniejsze dla więźnia, który popełnił takie zbrodnie. Właściwie powinna być pani szczęśliwa, że nie przypadło dla niej krzesło elektryczne albo oddział zamknięty w szpitalu psychiatrycznym.
- Pan jest bezczelny!- krzyknęła, ale po chwili udało jej się uspokoić.
- Nie, ja tylko traktuję więźniów, tak jak przystało. Są zbrodniarzami i musi mieć pani to na uwadze.
- Moja córka nie jest... No dobrze, możemy zatem porozmawiać o kwocie za jej wyjście na wolność?
- Obawiam się, że w tej chwili będzie to niemożliwe. Córka może ewentualnie za 2 lata ubiegać się o zwolnienie warunkowe lub skrócenie wyroku i to tylko gdy jej zachowanie tutaj będzie nienaganne. I oczywiście pod warunkiem, że Czarny Delfin nie będzie miał obiekcji co do jej wcześniejszej odsiadki.- zakończył mężczyzna, a kobieta na jego słowa prychnęła w geście irytacji i wstała, mówiąc:
- Wrócę tutaj. Mój prawnik nie zostawi tak, tej sprawy!- po czym wyszła z gabinetu trzaskając drzwiami.
Mężczyzna westchnął zmęczony i podszedł do barku, w celu nalania sobie trunku do kryształowej szklanki.
~ Kilka dni później~
- Co znów chodzi ci po głowie?- spytał Makov, widząc minę swojego przyjaciela.
- Pomyślałem, że mógłbym rozszerzyć pole swoich nielegalnych walk. Co byś powiedział na mały turniej międzywięzienny?
- Masz pojęcie jak długo trzeba będzie się starać by inni dyrektorzy się zgodzili. To awykonalne, zresztą wiem, że najbardziej chodzi ci o walki Boyki z innymi więźniami. Tylko co jeśli w końcu, któryś go zajebie?
- To nie ma racji bytu, jestem pewien.
- Myhm, a co będziemy robić z przegranymi? Tak po prostu wrócą do siebie?
- Pod warunkiem, że nie wyzioną ducha na ringu.
- Cudownie, doprawdy. Jeszcze mi powiedz, że mam skombinować krematoria?- spytał pół-żartem, pół- serio, parskając przy tym.
- Czym się zamartwiasz? Wszystko będzie pod kontrolą. Ale najpierw ogłosimy w tym więzieniu, że ten kto zwycięży z Boyką- dostanie amnestię od wyroku.
- Ty naprawdę chcesz żeby ktoś go w końcu rozszarpał na strzępy.
- Skąd. Boyka potrenuje, a ja zarobię. Gdy przyjdzie czas turnieju zarobię jeszcze więcej, a potem zastanowimy się czy wypuszczać na wolność taką żyłę złota.- zakończył z sarkastycznym śmiechem.
- Tylko czemu mam wrażenie, że to odwróci się przeciwko tobie? A co jeśli więźniowie zwietrzą podstęp z amnezją?
- Dramatyzujesz. Zresztą trupy nic nam nie zrobią. - stwierdził mężczyzna, popijając whiskey.
- A co z dziewczyną?
- To co mówiłem. Będzie doskonałą szpilą, którą wbiję w Boykę, gdy ten będzie się wykręcał. Tak idealnego źródła szantażu, moja manipulacyjna strona jeszcze nie miała.
- A jeśli będzie chciała walczyć.
- Zaimponuje mi lekko, nie powiem. Ale niech jej, ziemia lekką będzie.
•••
~ W tym samym czasie,
Sala treningowa~
Narrator's pov.
Dziewczyna o ciele sportsmenki skakała na skakance, odbijając się z dwóch nóg, później naprzemian jednej i drugiej, a potem krzyżowała ręce, które trzymały kawałek grubego sznura.
Była zdeterminowana do zostania jednym z najlepszych sportowców i stawiania wyzwania wyższym, silniejszym i cięższym od siebie przeciwnikom.
Wielce umięśniony mężczyzna, w tym samym czasie wykonywał spięcia brzucha, z nogami zachaczonymi o drugi szczebel drabinki. I rękoma trzymanymi za głową.
Później podciągał tułów aż do kolan, w rękach mając 5-litrową butelkę wody jako obciążenie.
Czy ów dwójka wiedziała w jaką grę zostaną, już niedługo, wciągnięci?
Bynajmniej.
Tak samo jak nie wiedzieli jak to się dla nich skończy.
Ile krwi popłynie, ile osób straci życie. Ile wyborów będą musieli podjąć.
Uwielbiali za to, dzień za dniem wylewać galon potu na sali i nie czuć ani trochę łap.
" Dużo potu na treningu- mniej krwi w walce" jak powiadają.
Para zdawała sobie sprawę tylko z jednego- życie w tym piekle nigdy nie było normalne.
I takie nie będzie.
A życie to walka i trzeba pamiętać o tym każdego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top