Rozdział 30 Nasza przyszłość


Tak jak mówił Gaga, nic nie musiałam robić, oprócz wyglądania i stania u jego boku.
Czułam się jak...lalka.
To chyba dobre słowo.
Ludzie podchodzący by porozmawiać z promotorem walk, zwracali na mnie uwagę. Najczęściej komplementowali, nieliczni pytali kim jestem.
Oceniające spojrzenie kobiet i głód w oczach mężczyzn, taaa o tym marzyłam.
Ja w odpowiedzi się uśmiechałam. Strasznie sztucznie.
Tak przez większą część nocy. Mogłam się też przysłuchiwać kilku rozmowom z tego kręgu ludzi.
Myślałam, że będzie to ciekawe i trochę przydatne, ale się przeliczyłam.
Te rozmowy były aż nazbyt normalne, przyziemne i pospolite. Jak na ludzi zorientowanych w przestępczym półświatku. Czasem nawet zaczęłam się zastanawiać jakim cudem ja w ogóle do niego należę.
Ale wracając do czasu rzeczywistego.
Dopiero któraś z kolei rozmowa była bardziej mi przydatna.
Gaga i jakaś kobieta mówili o stawianiu zakładów i poszczególnych uczestnikach. Dzięki temu minimalnie mogłam się domyślać, czego się spodziewać.
I miałam kurewsko dużo nadziei, że on sobie poradzi.
Przecież musi.

•••

Obudziłem się w pierdolonej dziurze. Jakiś plus? Leżałem na kamieniu, a nie w tej cuchnącej wodzie ze ścieków. Musiałem stracić przytomność, po tym jak okrążyli i przywitali mnie strażnicy.
Ten zakład schodzi kurwa na psy.
Jest tu tak kurewsko zimno i chyba mam gorączkę.
Chcę stąd kurwa wyjść, bo za dwa dni zjeżdżają się więźniowie.
Chcę stąd wyjść, żeby ją zobaczyć.
Odgłos kapiącej wody coraz bardziej wkurwia, a przez zapach naprawdę wolałbym już stracić węch.
To śmieszne, ale już wiem jak się czuł Chambers i może minimalnie mógłbym mu współczuć.
Wciąż martwię się o Lily. Nie wiem gdzie jest i o czym chrzanił Fiodor.

Zobaczyłem przebiegającego po kracie szczura, złapałem go w dłoń.
Chwilę patrzyłem jak się wyrywa, a później z łatwością skręciłem mu kręgosłup, patrząc z minom pełną nienawiści.

•••
Dzień później
Południe

Obudziłam się w łóżku, w jednym z pokoi. Byłam z powrotem w domu, do którego na samym początku przywiózł mnie Gaga.
Na sobie wciąż miałam sukienkę tyle, że bez gorsetu i na bank rozmazany makijaż.
Rozejrzałam się trochę po pomieszczeniu. Było średniej wielkości, białe ściany z wzorkami i jedna ze ścian ceglana. Czarne meble w znacznej ilości. Dwie pary drzwi, jedne musiały prowadzić do łazienki, drugie do wyjścia.
Miałam rację, a gdy znalazłam się w łazience by wziąć prysznic, automatycznie spojrzałam w lustro, krzywiąc się.
Wyglądałam jak trup i nie pamiętałam za wiele z nocy.
A bardzo przydatne byłoby pamiętanie, jak znalazłam się w łóżku.
Ha trup mający gniew w oczach.
Rozebrałam się, wchodząc do kabiny, którą wybrałam zamiast wanny.

Gdy ciepła woda spływała po moim ciele, automatycznie mogłam się odprężyć.
Teraz zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz od 4 lat spałam w normalnym łóżku. Coś innego, znacznie niesamowitego.
To było dziwne. Nie to, że nie tęskniłam za tym, ale i tak. Ta nagła zmiana była jak grom z jasnego nieba.

Wyszłam z łazienki opatulona w ręcznik i urządziłam sobie wycieczkę po tym domu.
Musiałam znaleźć swoją torbę, a w niej wygodniejsze ciuchy, niż czarna mini.
Po kilkunastu minutach, wykorzystanych na ubranie się w wygodne luźne ciuchy z torby, przeszłam się po willi i chcąc nie chcąc, znalazłam Gage. Rozmawiał przez telefon w kuchni, a ja usiadłam przy stole jak gdyby nigdy nic.

- Wy już zupełnie przestaliście myśleć, tak?- uhu ciekawe co go tak wkurwiło.
- Nic mnie to nie obchodzi. Ma zostać wypuszczony, w tej chwili. I spróbujcie mi go tylko nie przywrócić do stanu używalności.- zagroził komuś, a ja zastanawiałam się o co chodzi.

Gdy skończył, schował telefon do kieszeni i oparł się biodrami o blat szafki.
Uniosłam brwi w zapytaniu, na co on tylko westchnął i odpowiedział lakonicznie, że otaczają go kretyni.
- Nie uważasz, że ciągnie swój do swego?- odparowałam, oczekując jego reakcji.
- Nie za pewnie się tutaj poczułaś?
- Nic z tych rzeczy. Jakiś plan na dzisiaj?
- Jest mała zmiana. Darujemy sobie galę, bo muszę jechać do więzienia i sprawdzić czy twój chłoptaś jeszcze żyje.- zakończył ironicznie, patrząc na mnie z uśmieszkiem, zwiastującym coś mało przyjemnego.
- Co?- serio, co kurwa?
- Pakuj się i tak dalej. Może chcesz się pomalować, żeby coś z ciebie było?
- A spierdalaj.- po czym odeszłam by zebrać swoje rzeczy i już nigdy tu nie wrócić.

•••

Po, nie wiem ilu godzinach, usłyszałem hałas i nadchodzące z góry kroki, jakiś odgłos kluczy i otwierania kraty. Nie mogłem zogniskować spojrzenia i ogarnąć, z której strony co w ogóle się odpierdala.
Wszystko zlało mi się w jedno; dwójka, trójka strażników jakieś pieprzenie, ich zjebany głos. Kręciło mi się w głowie, gdy któryś złapał mnie za barki i wyprowadził z dziury, teraz się zorientowałem, że siedziałem, po pas, w tych ściekach, opierając się o wystający głaz.
A dalej wyszliśmy z kazamatów i w połowie zachowując przytomność, trafiłem do celi.

Oprócz chwilowych drgawek i chronicznego zmęczenia, czułem ból każdego, najmniejszego mięśnia i bicie serca szybsze, niż zmienianie biegów w mustangu.
Ostatnie co zarejestrowałem, to jak ktoś podchodził do mnie ze strzykawką. Nie miałem siły na nic zareagować i następne co zobaczyłem to ciemność.

Obudziłem się znów, pewnie kilka godzin później, w łóżku, w celi. By zobaczyć siedzącą koło mnie, zamyśloną Lily.
Gdy ta zobaczyła, że nie śpię, automatycznie spytała, chwytając mnie za rękę:
- Jak się czujesz?
- Jest okej.
Wiedziałem, że ta odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała, gdy przytuliła się do mnie ze zmartwioną minom.
- Gdzie byłaś?
Po jej twarzy widziałem, że była zdziwiona i coś jeszcze.
- Cały ten czas w pokoju odwiedzin.
Wiedziałem, że nie jest to do końca prawda, ale ostatecznie nie naciskałem, choć cień niezadowolenia pojawił się u mnie, na wieść, że postanowiła coś przede mną ukrywać.
Coś zabolało.
- Już nie masz gorączki. Za kilka dni będziesz mógł wyjść z łóżka.
- Żartujesz? Za dwa dni jest początek turnieju, a za parę godzin rozpanoszą się tutaj więźniowie, na co nie można pozwolić.- stwierdziłem pół- żartem, pół- serio.
Na moje słowa, przewróciła jedynie oczami i weszła na łóżku, kładąc się obok i przytulając do mojego boku. Objąłem ją lewą ręką. Ponownie złączyła nasze dłonie.
- Martwisz się czasem co przyniesie przyszłość?- spytała.
- Ostatnio coraz częściej.- przyznałem.- Ale póki potrzebują championa, wiem czego oczekiwać.
- A co później. Co po tym turnieju?


____________
Nie lubię was
Ten rozdział pojawia się tylko dlatego, że rankingi mi spadają.

No i nie mam już na zapas zapisanych rozdziałów, więc na kolejny poczekacie następne pół roku

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top