Rozdział 20 Telefon

Dzisiejszego dnia czułam się okropnie już od rana.
Najchętniej nie wychodziła bym w ogóle z łóżka, ale nie chciałam żeby Yuri dowiedział się, że coś się dzieje.
O wiele łatwiej było mi stwarzać pozory, by nie pokazać słabej strony.
To nie jest nijak powiązane z brakiem zaufania do mojego chłopaka.
Po prostu czułam, że muszę być silniejsza psychicznie czy fizycznie, mając obok takiego faceta.
Taak, kłania się mój wrodzony perfekcjonizm i ambicja...
Dlatego teraz gdy jest pora śniadania, wyszłam z celi na korytarz.
Ignorując towarzyszący mi ból i zawroty głowy.
Zrobiło się jeszcze gorzej dopiero, gdy miałam mroczki przed oczami i chciało mi się rzygać.
Oparłam się o ścianę za mną, łapiąc oddech i chwytając się za skronie.
- Lils, co się dzieje?- spytał Boyka z troską.
- Ja...nic, to tylko... Chwila.- rzuciłam tylko, zanim pobiegłam korytarzem, na jego koniec.

Nie obchodziło mnie teraz czy pobiegnie za mną.
Dopadłam do drzwi od łazienki i wbiegłam do pomieszczenia, kierując się w stronę kibli.
Szok, że były odgrodzone i zamykane.

Klęczałam na podłodze i opróżniałam zawartość swojego żołądka z całego tygodnia.
Usłyszałam kroki, wszedł przez drzwi, domyślacie się kto zresztą.
Kucnął na podłodze, obok mnie i trzymał mi włosy.
Brzmi jak każdy melanż gimbusów.
Yuri głaskał mnie uspokajająco po plecach, czekając aż skończę.
Myślałam, że trwa to w nieskończoność.
W pewnym momencie zaczęłam się chyba krztusić, nie wiem kurwa chyba powietrzem.
Byłam zirytowana, że on musi to oglądać.
A gdy już skończyła się ta zabawa, wstałam chwiejąc się lekko i podeszłam do umywalki by wypłukać usta i polać twarz wodą.
Chłodna woda przez chwilę ukoiła ból, ale dalej czułam jak kręci mi się w głowie.

Spoglądałam w lustro, na moją bladą twarz, worki pod oczami, trochę jakby sine usta.
Widząc podchodzącego Boykę, pozwoliłam mu przytulić się od tyłu.
Ten oparł głowę na moim barku i delikatnie masował mi brzuch przez koszulkę.
- Już dobrze?
- Myhm

~Cela, kilka minut później~

Atmosfera między nami była ciężka.
Yuri martwił się o mnie i próbował się dowiedzieć co mi jest.
A ja miałam sobie za złe, że...

W końcu usiadł obok mnie na łóżku, a moją jedyną reakcją było gapienie się w ścianę naprzeciwko.
- Powiedz mi co się dzieje.- jak ja nienawidzę tej tonacji głosu. Gdy mówi do mnie stanowczo i łagodnie, czuję się winna, choć nic nie zrobiłam.
- To nic. Rzygałam po prostu.
- Chyba nie jesteś w...- musiałeś, Boyka?
- Nie, Yuri. Nie jestem w ciąży i w niej nie będę nigdy.- powiedziałam tak apatycznym głosem, że sama siebie zdziwiłam. Z jednej strony czułam ból wspomnień, o których chciałam zapomnieć. Z drugiej chciałam być z nim szczera i nie wiem czemu ale czułam, że muszę mu to powiedzieć.
Nieważne jak bardzo czułabym się z tym źle.
- Czemu... coś...- dobra, już daj spokój.
- Nie. Nieważne ile razy mnie zalejesz. Nie zostanę matką, nie dam ci dzieci...
- Czarny Delfin?- zaczynasz myśleć skarbie.
- Tak.- czułam w oczach gromadzące się łzy.
- Co oni ci zrobili?- spytał cicho, biorąc mnie za rękę.
- Wycięto mi jajniki, rozumiesz?Bezpośrednio po przyjechaniu tam.

I znów. Nie mogłam pohamować łez.
Ogólnie w tym więzieniu i właściwie przez pewną osobę, ciągle ryczę.
Co jest strasznie niepodobne do starej mnie
Yuri mnie przytulił i siedzieliśmy tak w ciszy, półleżąc na łóżku.
- Yuri...
- Hm?
- Przepraszam.
- Za?
- Że nie mogę urodzić ci dziecka...

Przyznaję, bezpośrednio po zdarzeniu, czułam się tak bezwartościowo przez to. Jakbym nie była naprawdę kobietą, bo nie mogę spełnić czegoś co teoretycznie wymaga ode mnie natura.

- Oszalałaś. To nigdy nie będzie twoją winą, rozumiesz? Jesteś wspaniała, cudowna i wystarczająca. Kocham cię, bez względu na wszystko.- mówiąc, złożył mi na ustach pocałunek, zapewniający o wszystkim co powiedział.
A ja znów się przekonałam, że nie mogłam czuć się lepiej, niż w ramionach tego mężczyzny. Nie wyobrażam sobie teraz mojej przyszłości bez niego.

Boyka pov.

Po kilkunastu kolejnych minutach moczenia mi koszulki, Lily wreszcie zasnęła.
Przykryłem ją kocem i siedząc obok, obserwowałem jak śpi.
Wyglądała tak spokojnie, że nie domyśliłbym się, że chwilę temu mogła wylewać łzy. Gdyby nie jej błyszczące policzki.
Nie mogłem uwierzyć w to, przez co jeszcze musiała przejść, w tamtym popierdolonym zakładzie karnym.
Gdybym miał możliwość roztrzaskać im wszystkim mordy...
Byłem jej wdzięczny za to, że przy mnie jest, a zwłaszcza, że teraz pokazała mi swoje zaufanie.
Zrobiłbym wszystko dla niej. Po to, by była w końcu szczęśliwa i bezpieczna.
Ale było to niemożliwe przez to, że wybrała akurat mnie i żyjemy w chrzanionym mamrze.
A kolejną rzeczą, która spędza mi sen, jest Gaga.
Tak, boję się tego co teraz wymyśli. Boję się o nią.
A bez wątpienia ten sukinsyn wykorzysta w jakiś sposób naszą relację.
I wiem, że nie będę mógł nic na to poradzić.

Lily's pov.

Obudziłam się sama w celi. Miło.
Byłam zawinięta w koc, który zsunęłam do kolan, by się rozciągnąć.
I w tym właśnie momencie wrócił bokser.
- Już wstałaś. Masz ochotę na poprawienie humoru?- spytał, uśmiechając się tajemniczo.
- No jasne.- wyszczerzyłam się.
Mężczyzna usiadł po turecku za mną, a ja oparłam się o jego klatkę piersiową. W następnej chwili poczułam jak zasłania mi oczy.
- Co ty robisz?
Zaśmiał się jedynie w odpowiedzi i podał coś do rąk. Po kształcie mogłam stwierdzić, że to prostokątna tabliczka.
Zabrał dłoń z moich oczu, a ja zobaczyłam czekoladę. Z bakaliami!
- Kogo zabiłeś?- zaśmiałam się.
- Żartujesz sobie, jak ja mógłbym?- spytał robiąc minę niewiniątka.
- Więc?- nie dam się tak łatwo przekonać.
- Musiałem jedynie umiejętnie przekonać Alexi'ego by dał mi klucz od ich magazynu.- wyznał.
- Kocham cię, wiesz?- spytałam słodko, uśmiechając się.
- Wiem.- powiedział dumnie.
Zaśmiałam się i odwracając się w jego stronę, wsunęłam mu kawałek czekolady do ust.

Tak, reszta tego dnia zapowiadała się raczej przyjemnie.

Narrator's pov.

~ Gabinet dyrektora~

Zadzwonił telefon, a Makov powoli, niby od niechcenia wyciągnął rękę w jego kierunku i uniósł słuchawkę, przyłożył ją do ucha pytając:
- Tak, słucham?
- Dzień dobry. Dzwonię, by zapytać o więźniarkę z IK-6. Słyszałam, że jest tutaj.- dało się usłyszeć głos starszej kobiety.
- Oczywiście.
- Ale z tego co mi wiadomo, skazali ją na pobyt w kolonii Sol-Ileck.
- Przeniesiono ją już jakiś czas temu.
- Czyli jest w Pana więzieniu?
- Myhm znajduje się u nas od kilku miesięcy.
- Myślę, że odwiedziny były by możliwe?
- Odwiedziny? Ale ja nie wiem czy...
- Mój prawnik będzie chciał również przedstawić panu ofertę z interesującą kwotą.
- No dobrze. Tak, zobaczę co da się zrobić.
- Świetnie, zatem zadzwonię za kilka dni. Ale proszę mi jeszcze powiedzieć, czy jej wyrok się zmienił?
- Takiej informacji niestety nie mogę Pani udzielić.- odparł, kończąc rozmowę.

Mężczyzna odłożył słuchawkę z trzaskiem i złapał się dłońmi za głowę.
Westchnął ze zmęczenia.
Czuł coraz mniejszą władze nad tą placówką i brak poszanowania dla jego osoby, a to go zaczynało frustrować.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top