Rozdział 7
- Ambar, co możesz mi powiedzieć o Lunie Valente ? - spytała policjantka prowadząca śledztwo.
Nie żartowała mówiąc, że zamierza przesłuchać każdego z osobna. Wyglądało to na mozolną pracę, która nie przyniesie wiele efektów. W końcu kto lepiej umiał kłamać i udawać niż licealiści ? Pewnie łatwiej byłoby wydobyć prawdę od samego diabła, ale ona nie zamierzała się poddać.
- Pojawiła się w naszej szkole po jej rodzice tu pracowali - wzruszyła ramionami Smith - Widać było, że odstaje od reszty. Nie wiedziała czy jest frappuciono albo, że noszenie na raz dziesięciu bransoletek była modne kilka dekad temu - wywróciła oczami - Nie pasowała tu.
- Myślisz, że to był powód zabójstwa ? Komuś nie pasowała tak bardzo, że ją zabił ?
- Nie wiem, nie mnie to oceniać, a pani - odrzekła Dziewczyna - W tych czasach nie trzeba kogoś zabijać by go zniszczyć, są media społecznościowe. Niekorzystne zdjęcie albo nagranie może zepsuć szkolną reputację, a bycie wyśmiewanym nie jest przyjemne. Nie sądzę by komuś przeszkadzała aż tak bardzo... Może to ktoś z jej dawnej szkoły był o nią zazdrosny, że się tu oczy ?
- Ciekawe spostrzeżenie - odrzekła Kobieta notując jej słowa - A co powiesz o jej relacji z Matteo Balsano, nie przeszkadzała Ci ?
- Nie mam pojęcia o czym Pani mówi - odrzekła Ambar przybierając swój idealnie wyćwiczony uśmiech - Ja i Matteo jesteśmy parą od lat, nie zdradziłbym mnie zwłaszcza z kimś tak... zwyczajnym. Jeśli widywano ich razem to dlatego, że ona chciała czegoś od niego, nie na odwrót.
Jak mogła tak ryzykować i chronić kogoś, kto wciąż ją ranił... W tej chwili Ambar Smith nie była diablicą, za którą niektórzy jej mieli. Była aniołem. Aniołem dla Matteo Balsano, który na to nie zasługiwał.
- Więc nie byłaś zazdrosna ? Nie przeszkadzało Ci, że podoba jej się Twój chłopak ?
- Jasne, że tak, ale przecież jej nie zabiłam - stwierdziła Smith - W życiu nie chciałabym aby jej obraz mnie prześladował, wolałam trzymać się od tej dziewczyny tak daleko jak się da.
- Nigdy się nie kłóciłyście ?
- To liceum, każdy czasem kłóci się z każdym - odrzekła - Zapewniam, że relacje społeczne między licealistami są bardziej skomplikowane niż pani śledztwa i raczej nie chce się pani w nie zagłębiać.
- Obawiam się, że muszę, jeśli chce się dowiedzieć co stało się z Luną Valente.
- Nie mogę Pani pomóc - odrzekła spokojnie Ambar.
Wiedziała, że nie ma jej nic do zarzucenia. A może wiedziała, że nawet gdyby co, to jej ojciec nie pozwoli by coś jej się stało ? W tej chwili każdy był podejrzany. Ale jak to mówią, najciemniej jest pod latarnią, czyli nie tam, gdzie szukała pani policjant.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top