Rozdział 24
* Retrospekcja *
- Naprawdę myślisz, że możesz zostać przewodniczącą szkoły ? Ty ? - spytała lekceważącym tonem Blondynka - Lepiej sobie odpuść dziewczynko, bo to jasne, że ja wygram.
Ambar Smith stała na szkolnym korytarzu w towarzystwie dwóch przyjaciółek - Cheryl i Veronici. Wyglądały jak te wredne dziewczyny ze wszystkich filmów. Pięknie wyglądały nawet w szkolnym mundury, były pewna siebie, idealna i oziębłe dla każdego kto nie należał do ich paczki. Trzymały się razem i rządziły szkołą.
- Przecież każdy może startować - odrzekła Luna Valente - I sądzę, że mam szanse.
- Naprawdę ? - zakpiła Cheryl mierząc Brunetkę wzrokiem - Niby dlaczego tak myślisz ? Skarbie to szkoła dla bogaczy, a Twoje ubrania są z taniego lumpeksu, nie wiesz jak to jest być jednym z nas i nigdy nie będziesz. Jesteś tu nowa, nie znasz zasad tej szkoły, ale chętnie Ci je przedstawię - zrobiła krok do przodu - Ci co mają stypendia tak jak Ty, nie powinni się wychlać.
Dla przyjaciół Cheryl potrafiła być miła i słodka, a dla tych których nie lubiła, potrafiła być prawdziwą podłą suką. Jak ta wiśnia, raz owoc trafi się słodki jak miód, raz kwaśny jka cytryna. Właśnie taka była Cheryl.
- To groźba ? - uniosła brwi ku górze Luna - Może jestem tu na stypendium, ale wiem, że nikt nie lubi wrednych lasek. Nawet ich chłopacy, szukają przygód na boku.
- Posłuchaj dziewczynko - odezwała się Veronica - To było tylko ostrzeżenie, ale nie chcesz się przekonać co mogę zrobić jeśli wejdziesz w drogę mi albo której z moich przyjaciółek - posłała jej lodowate spojrzenie - Nigdy nie zadzieraj z Lodge'm.
Może wyglądały na wredne, ale stały za sobą murem. Nigdy nie zostawiłby przyjaciółki samej, ani nie zdradziły. Trzymały się razem z wielu powodów. Były dla siebie jak rodzina, ufały się, wspierały.
- A jeśli zadrę to co ? - spytała bezczelnie Valente - Niby jaki masz program ? - spojrzała na Ambar - Kosmetyki w każdej łazience albo nowe mundurki ? - wywróciła oczami - Ja chcę by było więcej stypendiów dla takich jak Ty.
- Jasne bo nasi rodzice na to pozwolę - roześmiała się Cheryl - Księżniczko to nie bajka, a prawdziwe życie, tu rządzą pieniądze i znajomości, a Ty nie masz ani tego ani tego. By przyznać stypendium trzeba zgody większości nauczycieli i rodziców, a nasi rodzice i tak są rozczarowani, że tacy jak Ty tu chodzą, nie zgodzą się na nikogo więcej. To elitarna szkoła, dla najlepszych, nie dla byle kogo.
- Lepiej być biednym niż tak pustym jak Wy - powiedziała Luna.
- Wystarczy - uniosła głos Ambar - Pamiętaj, że Cię ostrzegałam. Wszyscy wiedzą, że to ja będę przewodniczącą szkoły. Mam świetne pomysły jak bale tematyczne, nowe zajęcia dodatkowe czy jedzenia dla alergików na stołówce, a no tak, i pozbycie się stąd osób jak Ty - uśmiechnęła się w sztucznie słodki sposób - Nie wchodź mi w drogę, bo gorzko tego pożałujesz.
- Wiesz, że groźby są karalne ?
- Wiesz, że to my rządzimy tą szkołą, a Ty jesteś nikim ? - odrzekła Lodge - Zejdź nam z drogi.
- Idziemy kochane - powiedziała Smith do przyjaciółek - Naprawdę szkoda marnować czas na takie bezguście. Tylko psuje mi to nerwy.
Dziewczyny obrzuciły Lunę chłodnymi spojrzeniami i wyminęły ją idąc przed siebie z uniesionymi głowami, jakby były królowymi szkoły. Bo były. I każda miała dobry powód by nie lubić Luny. Raz wyróżniała się. Dwa konkurowała z Ambar, a one wspierały przyjaciółkę i nie chciały pomysłów Valente. Trzy, każda miała osobiste zatargi. Smith nienawidziła Valente za to, że wciąż kręci się przy jej chłopaku. Już pierwszego dnia szkoły Luna wylała sok na nową sukienkę Cheryl, robiąc sobie w niej wroga numer jeden. Veronice podpadła kradnąc jej nową szminkę.
Każda miała jakiś powód. W liceum nie trzeba wiele by rozpętała się wojna, ale zakończenie jej nie jest już takie proste.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top