Rozdział 5
- Może wyjdziemy wieczorem do kina, albo po prostu na spacer po plaży ? - zaproponowała Ambar.
Blondynka była perfekcjonistką, która wiele od siebie wymagała, przez to wychodziła na chłodną i nieczułą, ale wbrew pozorem potrzebowała uczuć i to bardziej niż inni. Brakowało jej troski, miłości, często czuła się samotna głównie przez to, że jej mama odeszła, a tata, tak jak macocha wciąż pracowali i byli poza domem. Miała więc Matteo, chłopaka który mógł okazać jej to czego jej brakowało.
- Bardzo bym chciał skarbie, ale mam już plany - powiedział Brunet.
Balsano zatrzymał swój biały samochód pod rezydencją Smith, gdzie mieszkała Ambar. Odwiózł ją do domu ze szkoły jak prawdziwy dżentelmen, jednak nie miał już czasu na randkę...
Pozory dla Matteo były bardzo ważne, niemal jak dla każdego w tym wieku. Jego rodzice także wciąż pracowali i wiele od niego wymagali. Był świetnym uczniem, popularnym i przystojnym. Głównie faceci w szkole zyskują dzięki sportowi, ale on wolał wrotki i śpiew, wszystko nadrabiał wyglądem, dlatego nie miał nic przeciwko flirtom, za to jego dziewczyna tak...
- Jakie ? - spytała odpinając pasy.
- Obiecałem Sarze, że udzielę jej korepetycji z matematyki - powiedział Matteo.
- Nie pamiętam byś miał tytuł profesora - odrzekła kąśliwie Smith.
Wciąż to samo. Matteo był przystojny więc dziewczyny się za nim uganiały, obserwowały go, szukały wymówki by się spotkać. Nie byłoby to złe, gdyby Matteo to ignorował, ale nie. Sam był głupi, albo uważał, że Ambar taka jest sprzedając jej takie same wymówki jakie laski dawały jemu. Na pewno nie chodziło o naukę, a Smith miała tego dość.
Czemu nadal z nim była ? Ich rodziny się przyjaźniły i bardzo wspierały ten związek. Znała go od dawna i kochała. Poza tym oboje wiedzieli za dużo by odejść od siebie.
- Nie bądź wredna kotku - musnął jej policzek Matteo - Nie wszyscy są takimi geniuszami jak Ty.
- Nie musisz pomagać każdemu kto chce - odrzekła Smith - Ciekawe jak Ci zapłaci za tą lekcję.
Wysiadła, trzaskając za sobą drzwiami samochodu. To było za dużo dla niej. Starała się zachować zimną twarz, udawać, że jest idealnie, ale dłużej nie dawała rady. Kochała Matteo, ale on zmienił się. Ona też się zmieniła, potrzebowała czegoś innego - prawdziwej miłości i troski, namiętności, a on już jej tego nie dawał. Miała dość zazdrości i udawania głupiej by zachować pozory dla rodzin i dla innych uczniów w szkole. Wiedziała, że ją zdradza i to łamało jej serce.
Matteo nie wybiegł za nią, nie tłumaczył, nie przepraszał. Odjechał, a ona westchnęła i weszła do domu. Pustego domu, gdzie czuła się samotnie. Torebka z hukiem opadła na podłogę, a dziewczyna osunęła się po podłodze. Oplotła zgięte w kolanach nogi rękami i przymknęła oczy z których zaczęły spływać łzy. Udawanie idealnej i najlepszej wykańczało ją. Każdego dnia udawała, że jest szczęśliwa i że jej związek z Matteo jest idealnym, a tymczasem zaczynała nienawidzić go i sama siebie, za to, że w tym trwa. Potrzebowała oderwania od rzeczywistości, ucieczki...
- Co się stało ? - spytał łagodny głos.
Po chwili Ramiro ukucnął obok niej i starł łzy z jej policzków. Tylko on był w domu. Rodziny nie było, a i tak by nie zauważyli, ale jemu na niej zależało. Może nawet bardziej niż Matteo.
- Nie daję rady... - powiedziała łamiącym się głosem.
- Już nie płacz maleńka - pocieszał ją.
Podał jej rękę i pomógł wstać. Zaprowadził do kuchni, gdzie usiadła przy stole, a on zrobił jej gorącą czekoladę i wyjął ciasto z lodówki. Słodycze, to przecież najlepsze lekarstwa na smutki i złamane serce, każdy to wie.
Nie mógł patrzeć na nią w takim stanie. Najchętniej zniszczyłby tego kto ją zranił. Bo ją kochał. Nie jako brat kocha siostrę. Nie chodziło tylko o seks. On ją kochał. Tak naprawdę. I dlatego był tu teraz patrząc jak je, słuchać jej słów, ocierając jej łzy. Był tu by nie była sama, mogła się wygadać. I nie zamierzał jej opuszczać na krok. Mógł tu być całe popołudnie, wieczór, noc, całe życie... Nie chciał być nigdzie indziej niż przy niej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top