Rozdział 17
- Cześć mamo - powiedział Ramiro wchodząc do kuchni - Fajnie widzieć Cię po powrocie do domu.
Była w tym nutka ironii. To, że rodziców nie ma w domu rzecz jasna miało swoje plusy. Nikt się nie czepiał gdy wracał rano z imprezy, pił alkohol, zamawiał piątą pizze w tygodniu, albo jadł ciasto na śniadanie. Przede wszystkim dzięki temu, że byli tu sami, dom stał się miejscem gdzie Ramiro i Ambar mogli być razem, śmiać się, wygłupiać, całować i robić inne, o wiele bardziej niegrzeczne rzeczy.
Jednak każdy czasem potrzebuje rodzica obok. Miło jest wrócić do domu gdzie czeka na Ciebie mama albo tata z obiadem, pyta co w szkole, rozmawia się, spędza razem czasem. Taki idealny obrazem zwyczajnej rodziny, ale u nich tego nie było...
- Wiesz jak to jest trzeba pracować - odrzekła Kobieta - Na razie zostajemy na parę dni... Robię obiad, a Ambar jest już na górze, Gary wróci wieczorem... Jak było w szkole ?
Widać chciała nadrobić czas gdy jej nie było, bawiąc się teraz w idealną mamę, która gotuje obiadki i pyta co u dziecka. Ale nie każdy daje się nabrać na pozory.
- Kiedyś też mówiłaś, że trzeba pracować, że to się niedługo zmieni... - odrzekł Brunet.
Pamiętał jak było ciężko gdy ojciec ich zostawił. Matka sama musiała go wychowywać i pracować, zarabiać na jedzenie, szkołę i wszystko inne. Nie miał jej nigdy tego za złe, ale nawet jeśli się do tego nie przyznawał, tęsknił za nią. Gdy zamieszkali z Garym i Ambar wiele się zmieniło. Już nigdy nie musieli się martwić o pieniądze i nigdy nie był całkiem sam, Ambar była obok. Ale mama nadal dużo pracowała, tak samo jak Gary. Trafił swój na swego.
- Kochanie... - spojrzała na niego kobieta - Myślałam, że podoba Ci się to swoboda, że nie kontroluję Cię na każdym kroku.
- Jasne, ale chciałbym czasem spędzić popołudnie jak zwykła rodzina - wzruszył ramionami - Będę na górze.
Zabrał swój plecak i poszedł do swojego pokoju. Zrzucił bluzkę i wyszedł na korytarz. Zapukał do pokoju Ambar. Od paru dni nie mieli okazji długo pobyć razem. W szkole zawsze musieli udawać, że są tylko rodziną, po szkole mieli swoje plany i zajęcia, jedynie w domu mieli czas dla siebie i mogli sobie okazywać uczucia. Jednak teraz gdy byli tu rodzice i to było trudne.
Mimo, że mieszkali pod jednym dachem tęsknił za nią. Za samotnymi wieczorami gdy oglądają film i rzucają się popcornem. Uwielbiał te chwile, tak samo jak wspólne gotowanie, imprezy, kąpiele czy namiętny seks. Uwielbiał być przy niej.
- Hej - powiedziała Ambar uśmiechając się lekko i wpuściła go do środka, zamykając za nim drzwi - Co tam ?
- W porządku - wzruszył ramionami, podchodząc bliżej niej - Tylko od dawna nie robiłem tego - musnął jej usta.
- Wiem - pogłaskała go po policzku Dziewczyna - Ale istnieje ryzyko, że Twoja mama tu wejdzie i jeśli nas zobaczy w dwuznacznej sytuacji będzie masakra.
- No wiem... - pokiwał głową.
Jasne, że wiedział, ale to nie znaczy, że pragnął jej mniej. Wiedział jak cholernie skomplikowane, a może nawet niewłaściwie było ich uczucie, ale to nie zmieniało tego, że ją kocha. To uczucie było z nim przez lata, wzmacniało się, rosło i nie sądził by kiedyś miało zniknąć.
- Też mam ochotę zatopić się w Twoich ustach i zrobić coś bardzo niegrzecznego, ale nie możemy tak ryzykować. Wolę poczekać parę dni niż Cię stracić - przejechała kciukiem po jego dolnej wardze i spojrzała w jego oczy.
Spotykał się z wieloma dziewczynami, ale tylko Ambar potrafiła sprawić by był taki szczęśliwy, spełniony i tylko ona tak bardzo na niego działała. Dziewczyny proponowały mu seks, były gotowe się przed nim rozebrać, a i tak nie wywoływały w nim żadnych emocji. A ona po prostu stała tu przed nim, w pełni ubrana, a jego ciało płonęło, tak bardzo chciał ją teraz dotknąć, pocałować, rozebrać.
- Okej, poczekamy - pokiwał głową Ramiro - Ale obiecuję, że jak tylko znowu zostaniemy sami w domy nie wypuszczę Cię z łóżka, będziemy się kochać długo i namiętnie - szepnął jej do ucha i przygryzł jego płatek.
Ambar oblizała wargi, rumieniąc się. On także na nią działał. Pobudzał jej zmysły i pragnienia. Sprawiał, że chciała go, tu i teraz, bez względu na wszystko. Pobudzał jej spontaniczną, prawdziwą, niegrzeczną i szaloną stronę.
Oboje budzili w sobie uczucia o których wcześniej nie wiedzieli, ale właściwie dzięki temu nareszcie byli pełni. Naprawdę sobą, a nie kimś wybrakowanym. Dopiero będąc razem czuli, że żyją, że są we właściwym miejscu i że nie muszą nic udawać.
Jeśli to nie jest miłość, to co do cholery nią jest ?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top