Rozdział 6.
Oczami Maćka
Kocham Adama jak brata, ale kapitanem jest chujowym. No naprawdę, on ciągle spóźnia się na treningi. Dziś mamy przeprowadzić rekrutację, a jego ani widu ani słychu. Gdyby nie był zajebistym graczem, to jego miejsce w drużynie byłoby zagrożone.
– Gdzie on jest? – zapytał Paweł, siedząc obok swojego klona, ubrani już w swoje sportowe stroje.
– Nie mam pojęcia, ale chyba mu jakiegoś chipa wczepię, bo mnie cholera bierze – chodziłem niespokojnie po zielonej trawie.
Może nie powinienem tak się przejmować, ale po prostu nie lubiłem jak ktoś się spóźnia. Jedyne spóźnienia jakie toleruję to na lekcję, bo rano nikt nie ma wystarczająco czasu, więc jeśli będę w przyszłości nauczycielem, a nie będę, to nie wkurzałbym się, że ktoś spóźnił się pięć minut, a nie jak robi to moja ulubiona, wyczujcie sarkazm, pani od niemieckiego. Uczniowie by mnie uwielbiali.
Jednak wróćmy do rzeczywistości... Gdzie, do cholery, jest Adam?! Na jego miejscu miałbym dobre wytłumaczenie, bo trener nie jest dzisiaj w dobrym humorze.
– Dużo chętnych przyszło – oznajmił Piotrek patrząc na murawę, gdzie zbierali się rekruci do drużyny.
– No, myślisz, że mamy jakieś szanse? – zapytał go jego bliźniak.
– Może zastępca kapitana wie coś na ten temat.
Piotr i Paweł spojrzeli na mnie w tym samym momencie, a każdy z nich miał na twarzy ten swój chytry uśmieszek.
Zaśmiałem się pod nosem i pokręciłem głową.
– Jesteście świetnymi zawodnikami. Serio, ja i Adam mieliśmy szczęście, że graliśmy razem w gimnazjum. Na pewno dostaniecie się do drużyny.
Chłopaki wydobyli z siebie okrzyki radości, taki samo gdy wygraliśmy jakiś mecz.
– Ale musicie przejść test tak jak wszyscy inni. Musimy wiedzieć, czy nie wyszliście z wprawy.
Przerwa skończyła się, a Adama nadal nie było. No cóż będę musiał zrobić to sam.
– Pawłowski, gdzie jest twój kolega? – usłyszałem za sobą głos trenera. No pięknie. Adam, stawiasz mi kebaba, za to że nastawiam za ciebie karku.
– On...
– Już jestem, trenerze! – znikąd pojawił się czarnowłosy.
No nareszcie, ale i tak stawiasz mi kebaba.
– Czemu się spóźniłeś? – zwrócił się do niego trener.
Adam chyba wyczuł zły nastrój mężczyzny, więc w pośpiechu myślał nad wymówką.
– Byłem u pielęgniarki. Jakoś gorzej się poczułem.
Mina trenera znacznie się zmieniła. Z niezadowolonej na zmartwioną. Ale nic dziwnego, w końcu Adam to jego najlepszy zawodnik i byłby problem, gdyby Adamowi coś było.
– Ale wszystko już dobrze? – zapytał już przyjemniejszym głosem.
– Tak, tak, pielęgniarka powiedziała, że to przez ciśnienie. Nie ma się co przejmować – Adam pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. Dobry aktor z niego.
– Dobrze, w takim razie, bierzcie się do roboty.
Trener zniknął, a ja posłałem mojemu przyjacielowi spojrzenie.
– No co?
– Nic, co cię tak na prawdę zatrzymało?
– Naprawdę byłem u pielęgniarki.
Skrzywiłem się. On na prawdę gorzej się czuł, a ja myślałem, że swawoli sobie gdzieś z Nadią.
– Następnym razem pisz czy coś, bo zastanawialiśmy się gdzie jesteś – powiedziałem, a czarnowłosy pokiwał głową.
Weszliśmy na boisko, gdzie w szeregu stali bliźniacy i inni chłopacy.
– Witam, wszystkich – zaczął Adam, kładąc swoja torbę na ziemię. – Od razu mówię, że test, do którego przystąpicie nie będzie łatwy i przyjemny. Chcemy sprawdzić, waszą kondycję, wytrzymałość waszych mięśni, szybkość i znajomość trików z piłką. Przygotowaliśmy serie ćwiczeń, które zademonstruje mój przyjaciel. – Adam zwrócił się do mnie. – Czyń honory, bracie.
Uśmiechnąłem się chytrze do zgromadzonych chłopców. Już im współczuje. Oni chyba nie wiedzą na co się piszą. Już miałem przejść do robienia okrążeń, kiedy ktoś nam przerwał.
– Proszę o uwagę!
Wszyscy odwrócili się w stronę głosu, a naszym oczom ukazał się Dominik, a za nim ten dureń, Eryk. Szedł kilka kroków za blondynem, ze swoim głupkowatym uśmieszkiem.
– Co ty, do kurwy, tu robisz?! – Adam już podszedł do Dominika z mordem w oczach. Fakt uprzykrzamy sobie życie nawzajem, ale nigdy jeszcze tak nie było. Ani on ani Adam nigdy nie zakłócaliśmy spokoju naszych treningów.
– Spoko stary, tym razem nie przyszedłem do ciebie.
Dominik wyminął Adama i stanął przed szeregiem pierwszoklasistów i niektórych drugoklasistów. Nie wiedzieliśmy co chce zrobić, więc też nie wiedzieliśmy jak zareagować.
Co ten typ może na nas mieć? W tedy spojrzałem na Eryka. Na pewno on coś mu powiedział. Tylko pytanie co.
– Zanim zdecydujecie przystąpić do tego testu sprawnościowego, żeby być w drużynie Adama, musicie wiedzieć, że wasz kapitan dobiera sobie zawodników po znajomości – wskazał na bliźniaków. – Zadam wam pytanie i nie próbujcie kłamać, bo ja i tak znam prawdę. Czy to prawda, że graliście z Adamem i Maćkiem w jednej drużynie w gimnazjum?
– Nie wciągaj ich w to, Dominik! – warknął Adam, zaciskając pięści.
– Ale wszyscy chcą wiedzieć – zaśmiał się, pokazując na uczniów, którzy bacznie przyglądali się bliźniakom. – No, jak to było chłopaki? Graliście razem?
Bliźniacy spojrzeli na mnie i na Adama, szukając u nas wsparcia, ale my posłaliśmy im spojrzenie mówiące ,,Nie da się już tego naprawić". Bracia spojrzeli na siebie, porozumiewając się w sposób charakterystyczny dla bliźniaków i ponownie spojrzeli na Dominika.
– Tak.
– A to ciekawe – podszedł do nich bliżej. – Na dodatek, usłyszałem, że nie ważne jak pójdzie wam na teście, to i tak dostaniecie się do drużyny – odwrócił się w moją stronę. – Chyba ty coś o tym wiesz?
O cholera. Faktycznie coś takiego powiedziałem, ale to dlatego, że wiem, że bliźniacy będą jedni z najlepszych. Spojrzałem na Adama, żeby zobaczyć jak bardzo jest wkurzony, ale on tylko wściekle patrzył na swojego wroga. A kontem oka zobaczyłem, że Piotrek, powstrzymuje Pawła przed rzuceniem się na Dominika.
– Nic nie powiesz? Czyli mam rację – ponownie zwrócił się do uczniów. – Jak widzicie, Adam bierze znajomych do swojej drużyny. To nie brzmi jak na kogoś, kto uważa się za uczciwego i prawdomównego kapitana. To wasza sprawa, jaką decyzję podejmiecie, ale zastanówcie się lepiej.
Chłopcy w białych koszulkach zaczęli się ze sobą porozumiewać, nie minęło trzydzieści sekund, a dwadzieścia pięć osób zaczęło opuszczać orlik.
Byłem tak wściekły, że wziąłem Eryka za fraki i przyszpiliłem do siatki.
– Podsłuchiwałeś nas, przyznaj się, do kurwy!
– Może i co z tego. Dominik przynajmniej miał pretekst, żeby uprzykrzyć wam życie – z jego twarzy nie schodził ten wredny uśmieszek.
– Wynoś się.
Puściłem go, ale tak mnie korciło dać mu w mordę.
– Adam, pozdrów ode mnie Nadię, fajnie mi się z nią rozmawiało – rzucił Dominik i razem z Erykiem opuścili murawę.
Czarnowłosy usiał na ławkę i schował twarz w dłoniach, podpierając łokciami o kolana, a ja przeczesałem włosy, ciężko wzdychając.
– Czemu ich nie zatrzymaliście. Mogliście im wszystko wytłumaczyć? – zapytał zdenerwowany Paweł.
– Nie miało by to sensu, oni już uwierzyli Dominikowi – odpowiedziałem.
– I co teraz zrobimy, Adam? – zapytał Piotrek, ale on nie reagował. – Adam! Adam!
Nagle on wstaje i zabiera swoją torbę.
– Adam, zaczekaj! – krzyczę za nim.
– Nie, zostawcie mnie, chcę być teraz sam.
Widziałem, że był podłamany. Zawiódł trenera i podważono jego kompetencje jako kapitan. Jest dobrym uczniem, ciężko pracował, żeby w liceum był kapitanem, a ten dupek Dominik oczernił go w oczach pierwszaków. Ale Adam to twarda stuka i dalej będzie parł do przodu.
Oczami Nadii
Właśnie skończyłam lekcję. Musiałam znaleźć Adama. Miałam do niego ważną sprawę. Jako że niedługo będę kapitanem drużyny koszykarskiej, chciałabym wiedzieć jak najlepiej wypełniać swoją nową rolę.
Wiem, że Adam przeprowadza nabór do swojej drużyny, ale myślę, że da radę poświecić mi kilka minut.
Pełna energii, mimo że miałam osiem lekcji, wyszłam z budynku i zaczęłam iść w stronę boiska. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że są tylko bliźniacy, Maciek i Adam. Czarnowłosy właśnie wziął swoją sportową torbę i kierował się do bramy. Jako że miałam strasznie ciężki plecak, zajęło mi trochę, zanim go dogoniłam.
– Hej, kochanie!
– Cześć – nawet na mnie nie spojrzał, ale jakoś nie zwróciłam na to uwagi. Byłam zbyt podekscytowana tym, żeby podzielić się z nim nowiną.
– Nasza szkoła po raz pierwszy w historii będzie miała damską drużynę koszykówki!
– To super.
– No i chciałabym, żebyś powiedział mi jak być dobrym kapitanem.
– Może zapytasz się Dominika! Pewnie ciekawe są wasze rozmowy! – Adam w końcu na mnie spojrzał. Był zły. Bardzo. Domyślałam się, że jak się dowie, to będzie niezadowolony, ale że aż tak?
– Adam...
– Mówiłem, żebyś się z nim nie zadawała! – warknął, kiedy wyszliśmy poza teren szkoły.
– Ale to samo tak wyszło. Nie planowałam tego!
– No tak, tylko ucinasz pogawędki z moim największym wrogiem!
– Adam czy ty przypadkiem nie przesadzasz? Wiem, nie lubicie się, ale nie musisz ciągle krzyczeć – skrzyżowałam ręce.
– Chciałem cię przed nim chronić, a ty co?!
– Udając, że nie jesteśmy razem! Też mi ochrona!
– Dobra, wiesz co, nie chce mi się z tobą gadać, cześć.
Odszedł, a ja chciałam się rozpłakać, ale wszystkimi siłami się powstrzymywałam. Ja nic nie zrobiłam. Rozmowa nie jest przestępstwem czy zdradą, a on zachowuje się jakbym się z nim całowała. Co go, do diaska, ugryzło?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top