Rozdział 3.

Do rozpoczęcia pierwszej lekcji pozostało piętnaście minut, więc postanowiłam pooglądać nagrody, które uczniowie zdobyli dla szkoły. Było ich trzy razy więcej niż w gimnazjum. Puchary i statuetki za różne dyscypliny sportowe, piłka nożna, piłka ręczna, koszykówka, siatkówka, sztafeta i rzut oszczepem. Było dużo drużyn, ale nie zauważyłam żadnych nagród żeńskiej drużyny koszykarskiej. Może takiej nie było? Jednak inne dyscypliny sportowe miały swoje damskie odpowiedniki.

Doszłam do końca długiej gabloty, gdzie zobaczyłam złoty puchar, a za nim zdjęcie drużyny piłkarskiej nożnej. Zaczęłam patrzeć na twarze wszystkich aż rozpoznałam w śród nich Adama i Maćka. Mieli za szyli medale i wyglądali na bardzo zadowolonych z siebie.

Spojrzałam na telefon i z przerażeniem zauważyłam, że do dzwonka zostało pięć minut. Już miałam skręcić w następny korytarz, gdy ktoś wyszedł zza zakrętu i na mnie wpadł.

Z niepokojem stwierdziłam, że to znany w tej szkole Dominik. Uśmiechnął się cwaniacko i patrzył na mnie z góry, bo przewyższał mnie o głowę.

– O, cześć, Nadia, tak? – zapytał, a jego wzrok przezywał mnie na wskroś.

– To ja – powiedziałam niepewnie, poprawiając rączkę torby na ramieniu.

Czemu w ogóle z nim rozmawiam? Adam i Maciek wyraźnie powiedzieli jaki on jest.

– Patrzysz na statuetki?

Ale nie powinnam skreślać osoby, dopóki się jej nie pozna. A chłopaki nie powiedzieli, co takiego zrobił im Dominik, że tak go nienawidzą.

– Tak, ich ilość mnie przerasta, tylko zastanawia mnie to, że nie ma żadnych nagród z koszykówki dziewcząt.

– Może dlatego że nigdy nie było takiej drużyny.

– Nigdy?! – zdziwiłam się. Szkoda, mogłabym do takiej dołączyć.

– Ale można taką stworzyć – powiedział, zruszając lekko ramionami.

– To nie głupi pomysł, dzięki – uśmiechnęłam się i wyminęłam go, bo zaraz naprawdę spóźnię się na lekcję.

– Chciałabyś wyjść ze mną gdzieś po szkole? – usłyszałam za sobą. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam się.

– Jestem umówiona.

– Z chłopakiem?

Ciekawski.

– Z dziewczyną.

Dominik zrobił wielkie oczy i podrapał się po karku. Widząc jego minę, zaśmiałam się głośno.

– Z chłopakiem, z chłopakiem.

Zobaczyłam na jego twarzy jakiegoś rodzaju ulgę, a ja zaczęłam wspinać się po schodach na górę. Może jego pierwsze wrażenie wczoraj nie było najlepsze, ale dzisiaj... dało się trochę pożartować. Może nie jest jak mówił Adam.

Oczami Martyny

– Wkurzasz mnie! – warknęłam, wysiadając z autobusu.

– Pierwszy mam niemiecki, to oczywiste, że nie idę, przecież mnie znasz – z telefonu wydobywał się głos Maćka.

– Tak, ale jest początek roku, chcesz już na starcie mieć kłopoty?

– Będę miał kłopoty, bo nie pójdę na jedną lekcję? Przesadzasz.

– Może i tak, ale miałeś mnie odprowadzić pod salę, bo szkoła jest ogromna, ale ty oczywiście zapomniałeś – powiedziałam z pretensją w głosie, wchodząc do szkoły.

– Och... faktycznie... wynagrodzę ci to jakoś.

– Obejdzie się – rzuciłam zła i rozłączyłam się.

Olewa szkołę i mnie, świetnie zaczyna nowy rok szkolny.

Westchnęłam głośno i wyciągnęłam z plecaka plan lekcji. Historia, sala dwieście pięć. I gdzie to niby jest, do cholery?!

Ruszyłam korytarzem, oglądać się na boki, szukając odpowiedniej klasy. Może powinnam kogoś zapytać? Jakąś przypadkową osobę?

Nagle zobaczyłam znajomą twarz. Kilka metrów dalej stał oparty o ścianę Eryk. W sumie on już zna tą szkołę, a wychowawczyni powiedziała, że możemy poprosić go o pomoc w razie potrzeby. Niepewnie do niego podeszłam.

– Hej, wiesz może, gdzie jest sala dwieście pięć?

– Wiem – nie oderwał wzroku od swojego telefonu. Aha, spoko.

– A mógłbyś mnie tam zaprowadzić?

– Mógłbym.

No teraz gościu to mnie zirytowałeś.

Wyrwałam mu telefon, zmuszając go, żeby na mnie spojrzał.

– Zaprowadzisz mnie tam czy nie?

Chłopak spojrzał na mnie wrogim spojrzeniem, a później obczaił od góry do dołu. Uśmiechnął się cwaniacko. Gdy tak na mnie patrzył, chciałam się schować. Ubieranie tej spódnicy w kratę i bluzki z dekoltem nie był najlepszym pomysłem.

– Właśnie miałem tam iść.

Odbił się od ściany i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Byłam zmuszona podążyć za nim.

– Zawsze jesteś taki miły? – zapytałam, wchodząc po schodach.

– Sorry, myślałem, że to znowu jakaś napalona laska, która chce zagadać. Zazwyczaj jestem milszy.

,,Napalona laska"? Gość ma niezłe ego, ale nie tak wielkie jak Maciek. Jego chyba nikt nie przebije.

– Właśnie widzę – prychnęłam.

– Możesz się przekonać na własnej skórze, gdy się gdzieś umówimy – mówił pewny siebie.

– Niby jak mamy się umówić? – uniosłam brew.

– Zacznijmy od tego, że wpiszesz swój numer, do mojego telefonu, który właśnie trzymasz w ręce.

Przez chwilę stałam zszokowana. Przez cały czas trzymałam jego komórkę. Spojrzałam to na chłopaka to na urządzenie. Po chwili zastanowienia wpisałam swój numer. No bo, czemu nie? Był przystojny.

Oddając mu telefon, szatyn musnął palcami moją dłoń, co spowodowało u mnie dreszcz.

Odeszłam, kierując się w stronę bliźniaków, którzy stali już pod klasą. Oczywiście nie obeszło się bez ich wścibskich komentarzy. Musiałam szybko ukryć mój rumieniec, żeby się ze mnie nie śmiali.

Rzadko ktoś pyta się o mój numer, a on zrobił to w sposób oryginalny i teraz nie mogłam przestać o tym myśleć.

Po lekcji, gdy wszyscy wychodzili z sali, czekał na mnie Maciek. Podszedł do mnie i wziął mnie za rękę.

– Przepraszam cię – powiedział ze smutną miną, a ja nie mogłam być dłużej na niego zła.

– Wybaczam, ale nie rób tak więcej.

Chłopak uśmiechnął się i pokiwał głową. Boże, jaki on miał piękny uśmiech. Martyna, stop.

– To jak znalazłaś odpowiednią salę?

– Miałam pewne trudności, ale...

Nie dane mi było dokończyć, bo ktoś do nas podszedł. Był to Eryk.

– Mamy teraz polski, a sala jest w dziwnym miejscu, mogę cię tam zaprowadzić.

Już chciałam mu odpowiedzieć, ale to też nie było mi dane.

– Spoko koleś, wyręczę cię – powiedział chłodno Maciek i chwycił mnie za rękę, zmuszając, żebym poszła za nim.

Gdy odchodziliśmy szatyn splótł swoje palce z moimi.

Co w go wstąpiło? Był zazdrosny o chłopaka, który chciał mi tylko pomóc? Maciek nigdy nie był zazdrosny. I nie powinien, bo nie jesteśmy parą.

– Maciek, co ty odwalasz? – zapytałam, wyrywając się z jego uścisku.

– Nic, nie chcę, żebyś spóźniła się na lekcję – wskazał na drzwi z numerem 301.

– O, serio, jakoś wcześniej cię tym nie przejmowałeś – powiedziałam, przywołując w głowie sytuację sprzed godziny.

– A tamten gość jest zły. Lepiej trzymaj się od niego z daleka.

Serio? Ja mam inne wrażenie.

– Tak samo mówiłeś o Dominiku – skrzyżowałam ręce na piersi.

– Bo to prawda!

– O, czyli wszyscy w tej szkole nagle są źli, tak?! – czułam jak moja wściekłość na niego rośnie.

– Tego nie powiedziałem...

– Słuchaj, dzięki, że mnie ostrzegasz przed ,,złymi osobami", ale pozwól, że sama będę wybierać sobie przyjaciół.

I zostawiłam go, ruszając w stronę bliźniaków i Nadii. Miałam dość jego zachowania i mam nadzieję, że to co mu powiedziałam, zmusi go do myślenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top