Rozdział 10.
Leżałam w ramionach Adama. Na laptopie był włączony jakiś film i powstrzymywałam się ze wszystkich, żeby nie zasnąć. A jak zasnę, to stracę czas, który mogłabym poświecić mojemu chłopakowi. Mojemu chłopakowi... jak to cudownie brzmi.
Zatrzymałam film i odłożyłam sprzęt na bok.
– Co robisz? – zapytał chłopak.
– A jak myślisz? – usiadłam na nim okrakiem. – Patrzę na obiekt moich westchnięć.
Adma uśmiechnął się zadziornie.
– I co? Zamierzasz tylko patrzeć? Można się znudzić?
– Ty nigdy mi się nie znudzisz.
Na te słowa Adam zareagował długim pocałunkiem. Od razu go pogłębiłam. Brunet zszedł pocałunkami na moją szyję, a jego ręce powędrowały do moich bioder. Palcami kreślił wzorki przez materiał spodni. Było mi tak przyjemnie, ale trzeba było to skończyć.
Odepchnęłam od siebie chłopka, a on spojrzał na mnie zdezorientowany.
– Co jest, zrobiłem coś nie tak?
– Nie.
– To czemu przerwałaś?
– Bo musimy porozmawiać – użyłam poważnego tonu.
– O czym? – zmarszczył brwi, a ja zagryzłam wargę.
– O Dominiku – wydusiłam w końcu.
– Serio, chcesz gadać o tym dupku, chwilę po tym jak się całowaliśmy?
– Ale ja muszę wiedzieć, dlaczego się tak nienawidzicie.
– To nie mogłaś po prostu się zapytać?
– Musiałam wprawić cię w dobry nastrój.
Adam zaśmiał się.
– Jesteś niemożliwa.
– Raczej sprytna – poprawiłam go. Adam ciężko westchnął. – No słucham.
Usiadłam po turecku, a on zrobił to samo.
– W sumie już dawno powinienem to powiedzieć. Zaczęło się to rok temu...
– Domyśliłam się.
Chłopak posłał mi spojrzenie.
– Okey – podniosłam dłonie w geście obrony – już ci nie przerywam.
– Jak wiesz, on jest kapitanem drużyny siatkarskiej. On ma swoja drużynę, a ja swoją. Pewnego dnia Maciek wpadł na jednego z kolegów Dominika. Ten typ powiedział mu coś w stylu ,,Uważaj jak łazisz, pajacu". Maciek miałby go gdzieś, ale miał zły humor, więc rzucił jakąś cięta ripostą. Tamten się wkurzył i zaczęli się przepychać. Ja i jeszcze kilku chłopaków zobaczyliśmy z daleka że coś się dzieje, więc postanowiliśmy interweniować. Później pojawił się Dominik z drużyną.
Wyobraziłam sobie jak dwie drużyny pod przewodnictwem swoich kapitanów patrzyli na siebie złowrogo.
– Dominik od razu stwierdził, że to my przyczepiliśmy się do jego kumpla. Zaczął nas wyzywać. Nie mogłem pozwolić na to, żeby on obrażał mnie i moich przyjaciół, więc wymierzyłem cios...
Na chwilę przerwał jakby próbował zebrać myśli.
– Oczywiście Dominik mi oddał i nie minęła sekunda, a wszyscy rzucili się na siebie. Inni uczniowie wszystko obserwowali i krzyczeli. Zrobiło się wielkie zamieszanie. Biliśmy się do momentu, aż dyrektor się nie pojawił. W tedy myślałem, że stanie się najgorsze. Ja i Dominik trafiliśmy do gabinetu dyrektora. Tam kłóciliśmy się, kto zaczął i tak dalej. Wiedziałem, że to ja będę ukarany, bo ja pierwszy go uderzyłem, ale o dziwo decyzja dyrektora była inna. Zabronił jego drużynie grać w zawodach. Dominik był okropnie wściekły, bo mieli duże szanse na wygraną. I od tej pory jesteśmy wrogami.
– I dobrze, że zostali ukarani. W końcu to oni zaczęli.
– Ale ja pierwszy podniosłem rękę.
– To nieważne. To zaczęło się przez nich i nie powinieneś się obwiniać – wzięłam w ręce jego twarz. Pocałowałam go delikatnie. – Dziękuję, że mi powiedziałeś.
– Dla ciebie wszystko.
***
Byłam bardzo podekscytowana, bo za kilka minut miałam poprowadzić pierwszy poważny trening mojej drużyny. Szłam z Martyną w stronę szatni i gadałyśmy, jak to przyjaciółki, o wszystkim i o niczym.
Nagle zatrzymałyśmy się, słysząc hałasy dochodzące z sali gimnastycznej. Zajrzeliśmy i zobaczyłyśmy grupę chłopaków grających w siatkówkę na całej powierzchni sali. Trochę nie wiedziałam o co chodzi. Pan od wf-u powiedział, że będziemy mieli połowę sali do dyspozycji. Obie dostrzegłyśmy Eryka i kapitana drużyny Dominika.
– I co teraz zrobimy? – zapytała szeptem Martyna.
– Po prostu grzecznie poprosimy, żeby zrobili nam miejsce.
– Myślisz, że to wystarczy?
Oczywiście, że nie wystraszy. Oni nie będą traktować poważnie, drużyny, która nawet nie ma pełnego składu. Ruszyłam w stronę graczy, zostawiając czarnowłosą bez odpowiedzi. Dziewczyna szła za mną, co dodawało mi trochę pewności siebie.
Chłopak, który miał zagrywać, nas zauważył i dał Dominikowi znak głową. Blondyn i reszta odwrócili się w naszą stronę.
– Kogo moje oczy widzą – powiedział Dominik i uśmiechnął się szelmowsko. – Co was tu sprowadza? Chcecie popatrzeć jak gramy?
– Niekoniecznie – zaczęłam posyłając mu kpiący uśmieszek – jesteśmy tu, bo mamy tu trening, więc czy moglibyście przejść na jedną połowę, żebyśmy mogły mieć gdzie ćwiczyć.
– Nie, nie moglibyśmy – odpowiedział, a jego kumple zarechotali. Wywróciłam oczami. No naprawdę popisał się inteligencją.
– Czemu? – zapytałam trochę wkurzonym tonem.
– Może dlatego że musielibyśmy przenieść słupy, które podtrzymują siatkę. A nam nie chcę się tego dźwigać.
– Ja radziłabym wam jednak je przenieść – powiedziałam pewna siebie, krzyżując ramiona.
– Bo co? Co ty możesz nam zrobić? – zaśmiał się.
– Ja nic, ale Adam i jego drużyna już tak.
Gdy to powiedziałam uśmiech Dominika od razu zszedł z jego twarzy. I czułam z tego nie małą satysfakcję.
– Wystarczy tylko jedno moje słowo, a Adam i drużyna piłkarska sprzeda wam taki sam łomot jak rok temu. A ja i moje dziewczyny powiemy, że to wy zaczęliście i dyrektor znowu wam nie pozwoli grać w zawodach.
Z przyjemnością patrzyłam jak Dominik zaciska pięści ze wściekłości, a reszta chłopaków wymienia niepewne spojrzenia. Spojrzałam na czarnowłosą, która była pod wrażeniem.
– To jak będzie?
– Ściągać siatkę – rzucił przez ramie blondyn, a dwójka chłopaków wzięła się do roboty.
– Miło się z wami rozmawiało.
Skierowałam się do szatni i wypuściłam głośno powietrze. Nie sądziłam, że się uda.
– Stara, nie wiem co to było, ale to było epickie – zapiszczała Martyna, chwytając moje ramię i lekko potrząsając.
Po kilku minutach stałam przed moją drużyną.
– Witam was dziewczęta – przywitałam się z grupą. – Cieszę się, że was widzę. Jesteśmy tu, żeby razem trenować koszykówkę i startować w zawodach, ale przede wszystkim stworzyć zgraną paczkę.
– Ty masz być naszym kapitanem? – zapytała, jeśli pamięć mnie nie myli, Natalia. Kiwnęłam głową. – Nie chcę być nie miła czy coś, ale czemu ty masz nami dowodzić. Masz jakieś nagrody albo jakieś doświadczenie?
– Nadia wpadła na pomysł, żeby stworzyć drużynę i to zrobiła, więc to oczywiste że będzie kapitanem – wtrąciła Martyna, ale dałam jej znak, że sobie poradzę.
Dzięki Dominikowi wiedziałam, co jej odpowiedzieć.
– Nie, nie mam doświadczenia, ale w gimnazjum byłam szkolona przez mojego przyjaciela, który grał w drużynie. I powiedział, że jestem gotowa na grę ze swoim zespołem. Jeśli wątpicie w moje zdolności to, mogę wam pokazać co nie co.
Dziewczyny zgodziły się na moją propozycję.
Wzięłam piłkę i chciałam pokazać jakiś dwutakt albo rzut wolny, ale uznałam, że to mogło być mało imponujące. Podeszłam do linii trzech punktów, odbiłam piłką kilka razy i rzuciłam. Piłka czysto wpadła do kosza. Później podeszłam pod sam kosz i hakiem również trafiłam do obręczy. Ostatnią rzeczą jaką chciałam im pokazać to rzut tyłem. Ale to mogło mi się nie udać. Czasami trafiałam, ale głównie chybiałam. Tu bardziej chodziło o szczęście a nie o technikę.
Gdy byłam kilka metrów od kosza, odwróciłam się tyłem. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Rzuciłam. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam jak piłka obija się o czerwoną obręcz i w końcu wpada do środka. Chciałam skakać z radość albo wydać z siebie zwycięski okrzyk, ale w ostatniej chwili się opamiętałam. Podeszłam do dziewczyn. Widziałam, że Martyna, Basia i Ola były pod wrażeniem. Tylko Natalia nie była przekonana.
– I jak?
– Dla mnie to było za mało. Ty tylko rzucałaś do kosza – powiedziała od razu Natalia.
– To co ja mam jeszcze zrobić?
– Nie wiem, może mały meczyk.
– Niby z kim? – zapytałam, trochę zaniepokojona tym co ona wymyśla.
– Z kimś stamtąd – wskazała na przeciwną stronę sali, gdzie grali chłopcy.
Przełknęłam ślinę. Wszyscy byli wysocy. To będzie wyzwanie. Oni mnie zniszczą. A po tym co im zrobiłam, to mogą się nie zgodzić.
Gdy się do nich zbliżyłam, Dominik od razu do mnie podszedł.
– Czego znowu chcesz? – jego ton nie był już taki miły, gdy przyjemnie rozmawialiśmy u niego w domu.
– Chcesz zagrać? – wskazałam na piłkę koszykową, a blondyn zmarszczył brwi. – Muszę pokazać dziewczynom, że umiem grać, żeby zaakceptowały mnie jako kapitana.
Na twarzy chłopaka wkradł się cwaniacki uśmieszek.
– To brzmi jak niezła zabawa. Do dzieła... kapitanie.
Wyminął mnie, zabierając mi piłkę. On z pewnością nie będzie mnie oszczędzał. Czemu po prostu nie odmówię? Eh no tak, bo było już za późno.
Zauważyłam, że Ola, Basia i Natalia pożerają Dominika wzrokiem. Co one w nim widzą? W końcu to palant.
– To jak gramy? – zapytał.
– Pięć rozegrań, kto będzie miał więcej wygrywa – powiedziałam. Chciałam zabrać mu piłkę, ale on trzymał mocno.
– Chyba ja powinienem zacząć, w końcu jestem gościem.
– Tak, ale kobiety mają pierwszeństwo – i wyrwałam mu piłkę.
Ustawiliśmy się tak, że Dominik był pomiędzy mną a koszem. Chłopak wpatrywał się we mnie intensywnie, przez co nie mogłam się w pełni skupić.
W głowie rozplanowywałam plan działania. Chłopak był wysoki, więc jeśli spróbuję po prostu rzucić, to z pewnością przechwyci piłkę. Jak ja mam go obejść?
Zaczęłam kozłować. Skierowałam się w lewo, Dominik zrobiła to samo. Następnie szybko zaczęłam biec w drugą stronę, dzięki czemu wyminęłam przeciwnika i w dwutakcie rzuciłam celnie do kosza. Usłyszałam wiwaty Martyny i Basi.
Teraz to Dominik miał piłkę, a ja broniłam kosza. Trochę to było bezsensowne, bo on bez problemu mógł trafić, bo ja byłam za niska. I tak się stało. Trafił, a jego kumple zaczęli głośno krzyczeć. Z pewnością trening nie był tak interesujący jak gra ich kapitana z pierwszoklasistką.
Ponownie była moja kolej na atak. Chodziłam po sali kozłując, a Dominik śledził każdy mój ruch. Musiałam to dobrze rozegrać. Wpadłam na pewien pomysł. Kozłowałam dalej i czekałam na jego ruch. Chłopak chyba znudził się czekaniem i spróbował zabrać mi piłkę. Ale ja w tedy przerzuciłam sobie za plecami piłkę i to dało mi prostą drogę do kosza. Po raz drugi trafiłam.
Gdy Dominik był w posiadaniu piłki, próbowałam zabrać mu ją albo zablokować mu rzut. Niestety się nie udało.
Teraz byłam bardzo zestresowana. Był remis. Jeśli teraz nie trafię to przegram.
Dominik ponownie bronił kosza, a ja kozłowałam rozmyślając jaką przyjąć taktykę, żeby go wyminąć. Był przygotowany na to, co zrobiłam za pierwszym i drugim razem, więc musiałam zastosować coś innego.
Nagle przypomniałam sobie jeden z treningów z Arturem i mnie oświeciło.
Zbliżyłam się do Dominika i spojrzałam mu prosto w oczy. Widząc, że jego piwne tęczówki wpatrują się w moje, zdecydowałam się działać.
Rzuciłam piłkę tak, że przeleciała między nogami blondyna. Szybko znalazłam się za nim. Złapałam piłkę i wykonałam rzut.
Martyna wydała z siebie okrzyk radości i rzuciła się na mnie.
Spojrzałam na Dominika, do którego jeszcze nie dotarło, co się stało.
– Dzięki za grę – powiedziałam.
– Gratuluję – posłał mi krzywy uśmiech. Pewnie nie był zadowolony, że przegrał z dziewczyną.
Dominik wrócił na swoją połowę sali, a ja podeszłam do swojej drużyny.
– Chyba wystarczająco udowodniłam swoje umiejętności – powiedziałam do Natalii, a ona kiwnęła głową. – Ale ja nie jestem najlepsza w koszykówce. Będziemy razem się uczyć, doskonalić i nawzajem poprawiać swoje błędy. Będzie przychodził też jeden z naszych wuefistów i nas trenował. A teraz... trochę poćwiczymy.
Dziewczyny wzięły piłki i zaczęły się rozgrzewać. Byłam zadowolona, że wykonywały wszystkie moje polecenia.
Po treningu dziewczyny poszły się przebrać, a ja chowałam piłki do składzika. Gdy to zrobiłam, zgasiłam światło w sali gimnastycznej i zamknęłam drzwi. Odniosłam kluczyk do odpowiedniego pokoju i skierowałam się do szatni. Niestety wpadłam na Dominika.
– Widzę, że zastosowałaś się do moich rad – rzekł, oczywiście uśmiechając się w swój charakterystyczny sposób.
– Tak, choć raz zrobiłeś coś dla innych.
– Sądzisz, że myślę tylko o sobie?
– Tak, tak sądzę – zadarłam głowę, zakładając rękę na rękę.
Dominik zniżył się lekko.
– A nie pomyślałaś, że dałem ci fory? – później dodał szeptem. – Ale spokojnie, nikomu nie powiem.
Puścił mi oczko i zniknął mi z oczu.
Nie...
Nie dał mi wygrać...
A jeśli tak?
Ale po co?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top