15- Coś się stało?
Paręnaście minut później, salon Avengers.
Siedzę na kanapie, a przede mną siedzą z poważną miną Nat i Clint próbując mnie zabić wzrokiem. Thor, Bucky, Steve, Hulk(dalej nie Banner) Tony i Loki chodzą przede mną w tą i spowrotem od parunastu minut, dając mi wykład o tym, że jestem nieodpowiedzialna i nie powinnam robić takich rzeczy, dodatkowo dowiedzieli się, że nie wiedziałam, że to Nick stoi na dachu przez co mam ochszan za to, że naprawdę mogli mnie porwać.
- To było bardzo nieodpowiednie zachowanie! - Loki..
- Ktoś mógł naprawdę cię porwać! - Steve..
- Jak mogłaś być tak lekko myślna! - Thor...
- Przecież dobrze wiesz, że Hydra nie odpuszcza! -Bucky..
- Hulk zły!! Mała źle zrobić!!
- ale nic mi się nie stało.... - Byłam bliska płaczu... Tylko nie to.. Nie mogę nikomu pokazać słabości.. próbowałam to jakoś powstrzymać..
- Ale Mogło!!! - krzyknęli wszyscy na raz. Tony chyba zauważył, że zaraz się popłaczę, bo ukucnął naprzeciwko mnie i położył ręce na moich kolanach patrząc mi w oczy.
- Zrozum, wszyscy się o ciebie martwiliśmy, prawie oszaleliśmy ze strachu. Nie wybaczylibyśmy sobie gdybyś przez naszą nieuwagę znów przeżywała piekło. Jesteś dla nas wszystkich jak mała córeczka. - przeraziłam się. Oni wiedzą?!?
- w-wy wiecie?!? - wszyscy spojrzeli na mnie w zdziwieniu, a Loki pokręcił głową i bezgłośnie powiedział "mogłaś przeczytać im w myślach" szlag by to...
- o czym niby mamy wiedzieć? - zaczął dopytywać Tony.
-ymmm.... No.... - nie wywinę się już od tego...wzięłam głęboki wdech i wydech. I tak bym musiała kiedyś to powiedzieć. W myślach Hulka wyczytałam, że Bruce też słucha i będzie pamiętać co mówię...
- Lepiej usiądźcie.. - część osób chyba wzięła to zbyt dosłownie i tak jak stali tak usiedli na ziemi. Loki usiadł obok mnie tylko dla tego by wziąć mnie na kolana.
- Tylko proszę nie przerywajcie mi... Nie jestem nawet człowiekiem... Nie tylko przez to, że Hydra na mnie eksperymentowała... Nigdy nie byłam człowiekiem... Zostałam stworzona w jakimś laboratorium.. Byłam jedyną jaka przeżyła...Z 200 osób...Codziennie byłam poddawana nowym testom, torturą i treningom. Gdy uciekłam po raz 2 w swoim życiu widziałam niebo... Ale jest jeszcze coś...Hydra musiała mieć jakieś geny żeby mnie stworzyć... Użyli waszych.. Steve, Bruce, Thor, Tony, Nat, Clint i nawet Bucky.... Mam w sobie wasze geny... Wiem, że teraz pewnie będziecie chcieli mnie gdzieś zamknąć, bo nie mam na tym świecie żadnych praw, możecie mnie nawet zab-- - oniemiałam. Tony przerwał mi, przytulając mnie i podnosząc do góry. Oparł swoją głowę o moją i po chwili poczułam jak płacze.
- c-co?....
- Nawet nie wasz się mówić, że nie masz żadnych praw... Jesteś naszą malutką córeczką i nigdy cię nie skrzywdzimy! - przestał na chwilę mówić i spojrzał mi w oczy - Zawsze chciałem mieć córkę! - zaśmiał się i pozwolił mi stanąć na ziemi. Po chwili zostałam jednak porwana przez śmiejących się Hawkeye z Czarną wdową, którzy zaczęli mnie podrzucać.
- Jest i oto nasza gwiazdeczka!! - nigdy nie widziałam żeby byli tak bardzo szczęśliwi... Tym razem porwał mnie Hulk..
- Hulk kocha!!!!! Bardzo kocha!! - przytulił mnie o dziwo nie łamiąc mi kości.. poczułam jak się kurczy i po chwili usłyszałam już głos Bruca.
- Bruce też mocno kocha.. - oczywiście przyszła pora na kolejną osobę. Bucky posadził mnie na tarczy kapitana i po chwili łaskotania mnie podnieśli tarczę do góry jedną ręką i podeszli do okna krzycząc-
- Patrzcie jaką mamy wspaniałą dzidzię!!!!! - zarumieniłam się bo kilka osób się zatrzymało i zaczęło nam robić zdjęcia. Chcąc zejść prawie spadłam jednak w ostatniej chwili "uratował" mnie Thor łapiąc mnie pod pachy, śmiejąc się i obracając się ze mną dookoła własnej osi.
- założę się, że me dziecię będzie godne! - wszyscy zaczęli się śmiać. Thor pokazał mi na młot kilka metrów od nas. - wystaw rękę i pomyśl by do ciebie przyszedł. Wystawiłam rękę, ale nie zdążyłam nic pomyśleć, a młot już do mnie leciał bym po chwili go trzymała. Podekscytowałam się.
- Łał! Myślałam, że z tym młotem to jakaś twoja supermoc!! To teraz z tymi piorunami też będę mogła?!?!! - nie oglądając się pobiegłam na balkon i wystawiłam rękę z młotem w stronę nieba. Szybko zebrały się tam burzowe chmury i po chwili poczułam na sobie pioruny. Upadłam na ziemię śmiejąc się.
- jak ty to wytrzymujesz?!? Przecież to straszne gilgocze!!! Tak nie mo- przerwałam gdy zobaczyłam, że ich szczęki leżą prawie na ziemi.
- Coś się stało?
-------------------
718 słów
Przepraszam, ale to ostatni rozdział maratonu.. do następnego!!! 🖤💛💚😂😘😜🤩😍😈😏🤣(Obiecuję, że akcja się dopiero rozkręci)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top