Rozdzisł V

Gdy tylko wyszli z komnaty, jasnowłosy trzepnął swojego towarzysza w tył głowy. Nie było to jednak wcale takie proste, gdyż Eliot był od niego o niemal dwie głowy wyższy.

- Rozum ci odjęło?! Tak zwracać się do Pana? - zapytał półszeptem.

- Przecież... - zaczął — Nie obraziłem go w żaden sposób... - powiedział powoli.

- Wystarczyło, że zakwestionowałeś logikę jego decyzji. Twoim zadaniem jest słuchać i wykonywać rozkazy. Tylko tyle — ruszył przed siebie, by jak najszybciej znaleźć wskazanego chłopaka.

- Zapytałem jedynie, skąd... Taka decyzja — powiedział jeszcze wolniej w niezrozumieniu.

- Następnym razem tego nie rób. Rozkaz wydany, rozkaz wykonany. To jedyne, co liczy się w twoim życiu. Zaspokajanie potrzeb i wykonywanie poleceń swojego Pana. - wyjaśnił mu powoli Kai, zatrzymując i odwracając w jego stronę. - Zrozumiałeś?

- Nigdy nie uczyłem się szybko. Dlaczego mam się zgodzić byś odpowiadał i cierpiał za moje błędy?

- Bo nie masz innego wyboru — spojrzał na niego nieco ponuro. - Postaraj się robić to, co Pan karze, dobrze? Nie mam ochoty na chłostę.

- Gdyby to było tak proste... - odetchnął — Co teraz?

- Teraz coś zjesz, a potem pokażę ci miejsce, w którym będziesz spał. Wszyscy niewolnicy śpią w barakach, na dole. Tam nie jest tak gorąco. - Powiedział, po czym zaprowadził go do pomieszczenia, w którego środku, rozmawiało ze sobą dwóch innych niewolników. Oboje nie koniecznie zwrócili uwagę na nowego chłopaka w ich pokoju. Pan bardzo często sprawiał sobie nowe zabawki.

- Tutaj będziesz spał — Kai wskazał na łóżko pod ścianą. Było ono miękkie i chodź nieporównywalne to były luksusy do tych, w komnatach panów, dla niego byłaby to pierwsza noc podczas której, nie zasnąłby na zimnej podłodze wraz ze szczurami wśród smrodu.

Jest bardzo przytulnie — powiedział oniemiały. Naprawdę trafił do dobrego miejsca i choć obawiał się tego co przyniesie jutro, zjadł kolację w spokoju, a potem opadł w błogie ramiona morfeusza.

***

Następnego dnia został obudzony wraz z promieniami słońca dostającymi się do pomieszczenia.

Podniósł się, przyglądając reszcie niewolników. Część jeszcze spała, jednak znakomita większość szykowała się już do dnia pracy. Jego plecy nadal potwornie bolały.

- Obudziłeś się? - usłyszał za sobą znajomy głos, na co odwrócił się w bok, widząc znajomego blondyna.

- Tak — wstał z posłania szybkim ruchem, czego oczywiście od razu pożałował, czując zawroty głowy i rwanie strupów na plecach. Skrzywił się.

- Nie rób tak — spojrzał na niego współczująco chłopak, podchodząc bliżej niego i obnażając jego plecy. - Muszę na nowo cię opatrzeć i natrzeć ci rany.

Część niewolników skrzywiła się na widok jego pleców. Zastanawiali się, co takiego uczynił. Uderzenia flagrum łatwo było rozpoznać. Gorzej ze zniesieniem ich.

- Mówiłeś też coś o szyciu. Nadal chcesz by...? - spytał, pozwalając się obejrzeć.

- Tak, myślę, że bez tego jednak się nie obejdzie — odetchnął — Sam — wskazał na niewolnika siedzącego na łóżku pod ścianą, który im się przyglądał — Zajmuje się ranami i jest w tym całkiem nieprzeciętny.

Wywołany podszedł do nich z uśmiechem.

- Mocno oberwałeś — wziął swoje narzędzia do szycia i trochę wina do odkażania ran, które o dziwo wyjął spod materaca pod łóżkiem. - Postaram się nie pogorszyć — dodał — Połóż się tutaj.

Gdy chłopak wykonał jego polecenie, niewolnik wziął się do pracy. Musiał na nowo otworzyć ranę, by móc zszyć ją szwami ze świńskich jelit.

Potem natarł mu je jeszcze miodem z ziołami i przetarł specjalnym materiałem — Gotowe, Jak się czujesz?

- Boli, ale nie jest tragicznie. Dziękuję za pomoc — wstał, starając się nie ruszać ramionami za bardzo.

- Nie możesz się przemęczać — powiedział jeszcze — Ani wykonywać zbyt porywczych ruchów. Seks odpada — wyszczerzył się.

Eliot odwzajemnił go.

- Byłoby ciężko. Chociaż, nadal nie wiem, do czego będzie chciał mnie używać Pan. Podobno nie potrzebuje już niewolników do pracy, więc... - wzruszył ramionami, patrząc na nich — Może macie jakiś pomysł?

Sam z Kai'em wymienili spojrzenia — Pan ma... Różne pomysły... - powiedział powoli Sam.

- To znaczy? - mężczyzna spojrzał na nich podejrzliwie.

- Nie nam o tym rozmawiać — uciął Kai i wstał — Chodź, za chwilę jest śniadanie. Przychodzenie jako ostatni, nigdy nie kończy się dobrze — zaśmiał się cicho blondyn.

- To znaczy? - Ciemnowłosy ruszył za nimi do kuchni.

- To znaczy, że wszyscy po pracy są głodni. Zwłaszcza niewolnicy, którzy pracują nocą i w końcu brakłoby jedzenia bądź zostały same resztki — wyjaśnił niewolnik.

- W moim starym domu to było raczej normalne — powiedział bez emocji. Tu naprawdę było jak w raju. Doszli do parnego pomieszczenia, gdzie już siedzieli niewolnicy spożywających jedzenie.

- Twój poprzedni Pan nie był dobrym Panem — stwierdził Sam — Uciekłeś od niego?

- Nie. W domu wybuchł pożar, więc postanowił zabić wszystkich niewolników z mojego skrzydła. Wczoraj miałem umrzeć przez chłostę, ale wasz Pan mnie wykupił.

- Och — zrobił słodkie oczy — Współczuję ci. Nasz Pan jest dużo lepszym człowiekiem. - zapewnił, siadając do stołu.

- Już zdążyłem zauważyć. Choć i tak boję się, czego będzie ode mnie chciał. Wolałbym chyba pracować na budowie tak jak wcześniej — zaczął jeść kaszę z owocami. Była naprawdę smaczna.

- Jest bardzo nieprzewidywalny — dodał Kai, opierając się o stół, jedząc swoją porcję. - Wręcz za bardzo.

- Mam się obawiać? - uniósł brew, przyglądając się pozostałym niewolnikom.

- Nie... Masz być po prostu posłuszny. - wzruszył ramionami Kai, po czym przeniósł wzrok na mężczyznę, który wszedł do środka.

- Znowu się lenicie? - zapytaj ostro, przesuwając wzrokiem po wszystkich w pomieszczeniu.

- Właśnie kończyliśmy jedzenie — odpowiedział blondyn, piorunując wzrokiem nowego, gdy ten tylko otworzył usta, by się odezwać.

- Jak zwykle za wolno. Myślicie, że praca zrobi się sama? - prychnął, ewidentnie pokazując, że nie podoba mu się ton niewolnika skierowany w jego stronę — I nie zapominaj, z kim rozmawiasz.

Eliot przyjrzał się nowo przybyłemu. Zarządca niewolników. Teraz to było dla niego jasne.

- Wie Pan może, gdzie ja mam się udać do pracy? - spytał go potulnie.

Ten przeniósł na niego wzrok spod ściągniętych brwi — A ty, to kto?

- Nowy niewolnik. Eliot — przedstawił się i podszedł do zarządcy. Górował nad nim o ponad głowę.

Ten momentalnie cofnął się o krok, jednak jego wzrok pozostawał zimny — Nie wiem, po co Panu kolejny pies — wzruszył ramionami — Zwłaszcza... Taki.

- Taki? - Eliot uniósł brew, lustrując nowoprzybyłego wzrokiem. Nie przepadał za tym gdy ktoś go obrażał.

- Zazwyczaj preferował małe pieski, a nie duże kundle — wywrócił oczami, przeczesując swoje brązowe włosy.

Eliot chciał to skomentować, ale ugryzł się w język. Właściwe, głównie dla Kai'a, nie dla siebie. Nie chciał, żeby ten został ukarany przez niego — Oczywiście, Panie — powiedział bezbarwnym głosem.

Ten zmierzył go jedynie wzrokiem, uśmiechając się lekko. Podobało mu się gdy niewolnicy byli posłuszni względem niego — A teraz ruszać się — prychnął jeszcze, po czym wyszedł z pomieszczenia.

- Niezbyt przyjazny człek — skomentował ciemnowłosy, patrząc na swoich kolegów — Zawsze jest taki cięty?

- Właśnie poznałeś naszego zarządcę — westchnął Kai — Lepiej nie wchodzić mu w drogę.

- Zauważyłem. Chyba po prostu lepiej go nie zaczepiać i będzie w porządku. - uśmiechnął się lekko, po czym przeciągnął, na tyle delikatnie by nie otworzyć ran.

- Zdecydowanie — zgodził się z nim blondyn. Na razie, póki nie masz wyznaczonej żadnej pracy, muszę cię pouczyć etykiety. Wyglądasz na inteligentnego, więc szybko powinieneś rozumieć.

- Niestety, dość wolno idzie mi nauka zachowania. Uleganie nie leży w mojej naturze — podrapał się po karku.

- To już dostrzegłem. Ale dla twojego dobra... I przy okazji też dla mojego, lepiej będzie, jeśli jednak uleganie zacznie leżeć w twojej naturze.

Eliot odetchnął głęboko. To będzie zdecydowanie trudniejsze...

- Gdzie zamierzasz mnie nauczać? - przekrzywił lekko głowę.

- Chodź za mną, teren posiadłości jest tak ogromny, że na pewno znajdziemy jakieś miejsce — uśmiechnął się.

Eliot oddał lekki uśmiech i ruszył za swoim kompanem. Był czysty, najedzony i opatrzony. Właściwie, od dawna nie było mu tak dobrze. Może trochę się pomęczyć nad etykietą, żeby nadal tak zostało.

____________________________

Jak mija piąteczek moim Słodziakom?

Mam nadzieję, że dobrze i mija wam miło czas. Robi się coraz cieplej, cieszycie się?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top