Rozdział XXXVIII

- Panie... - Eliot spojrzał na swojego właściciela z niepokojem. Nie chciał by skrzywdzono jego braciszka.

- Eliot, dobrze wiesz, że Kai zasłużył. Możesz się nim zająć, Cyryl'u. Na scenie -  wskazał w tamtym kierunku. - Tylko odeślij najpierw innych niewolników.

- Nie chcesz by patrzyli? - zapytał z ciekawości, podnosząc blondyna za włosy.

- Owszem. Z resztą jego karą mają być baty, nie publiczne upokorzenie.

- Zazwyczaj jedno wiąże się z drugim, ale niech będzie - powiedział, po czym posłał niewolnikom jedno spojrzenie na które Ci od razu, niemal biegiem wyszli z pomieszczenia.

Nicholas był w pewnym sensie pod wrażeniem. Jednak jego kuzynowi dobrze wychodziły szkolenia...

Kai w tym czasie płakał, jednak nie przeciwstawiał się. Taka była wola jego Pana a on musiał ją wykonać mimo strachu i bólu jaki odczuwał. Nie wiedział? że robi błąd... Jego Pan zabronił mu słuchać jego poleceń, więc nie miał pojęcia że rozmowa z nim nie jest zakazana. Mógł jednak pomyśleć nad tym wcześniej.

Eliot na ten widok zacisnął pięści, czując jak bardzo nienawidzi kuzyna swojego Pana.

- Panie, proszę... Przemyśl to - powiedział niemal błagalnie w stronę Nicholas'a.

- Nie zachował się dobrze. Zignorował innego Pana. Musi ponieść konsekwencje - powiedział twardo ciemnowłosy choć serce mu się krajało. - Zadbam by nie dostał zbyt mocno.

- Kiedy ostatnio Kai dostał batem? - zapytał cicho.

- Podejrzewam, że zbyt dawno temu. Mój kuzyn ma rację, ostatnio zaniedbałem jego trening.

- Jego skóra jest wciąż podrażniona po ostatniej karze. A Pan Cyryl ma dużo siły. Co jeśli... Zrobi mu poważniejszą krzywdę?

- Przerwę nim to się stanie. A teraz milcz, Eliot bo i Tobie się dostanie - warknął zdenerwowany.

Czuł się, słaby...

- Więc ukarz mnie zamiast niego - powiedział klękając na przeciw niego - Proszę Panie...

- Oh, na Boga - uderzył go dłonią w policzek - Milcz. I wynoś się. Nie chcę Cię już dziś oglądać na oczy.

Eliot odetchnął głęboko.

- Wybacz mi, Panie - powiedział, po czym wstał i odszedł nieco dalej.

Nie zamierzał jednak wyjść i spuścić ze wzroku tego co się dzieje. Nie będzie wahał się przerwać jeśli ten człowiek skrzywdzi jego przyjaciela zbyt mocno.

- A więc.... Czy masz jakieś konkretne życzenia co do niego? - zapytał, puszczając Kai'a dopiero na środku sceny, uśmiechając się.

- Ma nie być trwałych śladów. Nie lubię gdy moje psy mają blizny - powiedział zdenerwowany Nicholas.

- Cóż, ja wolę gdy pozostaje na nich znak przypominający o tym, jakich błędów mają nie popełniać ale niech będzie jak mówisz - szarpnął nim mocniej rozdzierając tunikę - Doprawdy... Dawno nie widziałem tak gładkiej skóry u niewolnika - przyznał dotykając jego szczupłych pleców palcami. Żadnych ran, bliznowców ani nawet pręg. - Jego oczy rozszerzyły się z zachwytu.

Blondyn  czując palce mężczyzny na sobie zadrżał i zaczął łkać bezgłośnie.

- Jak widzisz dbam o to. Ma skórę gładszą niż niejedna niewiasta. - uśmiechnął się.
- Wolę również by tak pozostało - dodał, wpatrując się w załzawioną twarz swojego niewolnika. Zganił się w myślach za to, że pomyślał o tym by zmienić jednak zdanie.

Eliot natomiast ledwo powstrzymywał się przed rzuceniem na tego potwora. Ale czy jego śmierć przyniosła by coś dobrego?

Bardzo wątpliwe...

Nicholas w tym czasie wstał ze swojego miejsca, na którym nagle zrobiło mu się niezwykle niewygodnie i podszedł bliżej chcąc przyjrzeć się dokładniej.

- Zaczynaj - powiedział patrząc uważnie na Kai'a.

Cyrul uśmiechnął się, po czym rozwinął trzymany za pasem bat i machnął nim najpierw w powietrzu.

Strach... To naprawdę sprawiało mu radość.

Kai podskoczył na ten dźwięk i zaczął coraz bardziej wypłakiwać sobie oczy. Już od wielu miesięcy nie doświadczył bata.
Zaledwie po sekundzie znów poczuł świst i narzędzie spotkało się ze skórą na jego plecach. Było bardzo mocne a on delikatny.

Wystrzelił do przodku, jednak został na kolanach. Jego plecy ozdobiła ciemnoczerwona pręga, gdzieniegdzie sącząca kropelki krwi. Zawył nie mogąc powstrzymać pisku. Skulił się jeszcze bardziej czując po chwili kolejne uderzenie. Jego drobne dłonie zacisnęły się na materiale którym wyłożona była podłoga. Szumiało mu w uszach a uczucie przesiąkniętego krwią materiału zdawało się takie realne...

Nicholas patrzył na to z bólem serca. Wiedział jednak, że taka jest kolej rzeczy.

Gdy po piątym uderzeniu, któremu towarzyszył głośny krzyk połączony ze szlochem, Kai odwrócił głowę patrząc zaczerwienionymi oczami na swojego Pana i poruszył ustami wypowiadając bezgłośne:

- Panie...

Nicholas przymknął oczy, wręcz czując ile błagania i bólu wywarte jest w tych słowach.

Mężczyzna zacisnął pięści i odetchnął zmów spoglądając na zapłakanego blondyna.

- Wystarczy kuzynie... - odparł.

- Wystarczy? - zapytał ten nawet nie zziajany - Przecież... - zamyślił się - Sądziłem, że skończymy po conajmniej 30. Tymczasem wymierzyliśmy ledwie siedem batów.

- Jak mówiłem. Chcę być pewien, że nie będzie śladów - wyjaśnił, podchodząc bliżej.

Czuł się taki... słaby. Wiedział też, że Eliot stoi w kącie pokoju, ale nie miał siły dziś już się z nim użerać.

- Eliot, weź go. Dziś będziecie spać z innymi niewolnikami - zadecydował twardo, po czym opuścił pomieszczenie.

Złość wywarta świadomością jak bardzo słabym stał się człowiekiem, była nie do zniesienia.

- Panie... - zaczął ciemnowłosy, jednak skinął głową podchodząc do swojego przyjaciela - Przepraszam... - jak najdelikatniej przysunął go do siebie zaczynając kołysać - Przepraszam,
braciszku

- Przestańcie. Nic mu nie jest. Wstawaj owieczko - Cyryl pociągnął płaczącego blondyna do pionu. - Zbytnio wszyscy się nad tobą litują. A mógłbyś być tak dobrym niewolnikiem - otarł kciukiem jego łzę.

Chłopak opadł na ziemię nie miejąc siły stać, natomiast Eliot od razu go przytrzymał patrząc gniewnie na Cyryl'a.

- Jest na skraju przytomności, Panie - powiedział, starając się by jego głos nie brzmiał tak, jak miał ochotę to powiedzieć.

- To przez brak treningu. Posłuchaj mnie chłopcze. Masz wstać, albo zmuszę Cię do tego Batem. Natychmiast - warknął znów go wyciągając i unosząc dłoń.

- Nie ma siły wstać - powiedział znów nieco mniej spokojnie ciemnowłosy tuląc go do swojej klatki piersiowej.

- Odsuń się - mężczyzna spiorunował wzrokiem ciemnowłosego.

Ten jedynie spojrzał na niego swoim morderczym wzrokiem irytując mężczyznę jeszcze bardziej. Zamachnął się, chcąc trafiać skulonego blondyna jednak ręka Eliot'a, była dużo szybsza i bat zawinął się wokół niej wywołując ciche jękniecie bólu  niewolnika.

- Nie zrobię tego, Sir - wycedził, kręcąc głową - Mój właściciel kazał mi się nim zająć i to zamierzam czynić.

Cyryl zdenerwowany zacisnął szczęki i skinął głową.

Powinni w pierwszej kolejności słuchać rozkazów Nicholas'a...

- W porządku. Idziemy. Ktoś was zaraz zaprowadzi do baraków. - warknął.

Eliot jak najdelikatniej potrafił, wziął swojego przyjaciela na ręce, starając się jak najmniej dotykać jego pleców.
Pocałował go czule w czoło i ruszył za mężczyzną.

Czuł ogromną nienawiść do tego człowieka i miał ochotę go zabić. Wiedział jednak, że te emocje miną. Tak... Jak wszystkie.

Zeszli na dół gdzie mężczyzna zaprowadził ich do osobnego, obskurnego pomieszczenia z gołymi ścianami i jedynie wyścielaną w miarę miękkim materiałem podłogą.

- Właźcie, szybko - mruknął otwierając drzwi - Nie chcę słyszeć chałasów - dodał jeszcze, po czym zamknął drzwi? nim ciemnowłosy zdąrzył poprosić chociażby o trochę wodę dla blondyna.

- Kai? - zapytał bardzo cichym głosem dotykając jego policzka.

Chłopak jedynie wtulił się bardziej w swojego przyjaciela - Dasz mi wody? - spytał słabo, zachrypniętym głosem.

- T-tak - powiedział, po czym delikatnie go od siebie odsunął i wstał podchodząc do drzwi.

Te na szczęście nie były zamknięte. Nie obchodziło go w tym momencie czy zakazane jest im wychodzić czy nie.

- Zaraz wrócę, dobrze? - pocałował go w czoło, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Zaczął się rozglądać aż w końcu znalazł na jednym z korytarzy dzbanek z wodą, który zabrał i zaniósł swojemu przyjacielowi przechylając do jego ust.

- Tylko powoli... - powiedział kojąco.

W pomieszczeniu było jeszcze paru niewolników, jednak większość spała zmęczona dniem. Jedynie cześć patrzyła na nich ciekawsko. Jeden nawet ośmielił się do nich podejść.

- Ile dostał? - zapytał.

- Około siedmiu? - mruknął nie zbyt przyjaźnie Eliot. Wiedział, że jeśli Ci zaczną szydzić lub wyśmiewać jego przyjaciela nie będzie miał oporów by ich zatrzymać, używając siły.

- Chyba nie jest przyzwyczajony do batów, co? - skrzywił się, dotykając głowy Kai'a i delikatnie go głaszcząc.

- Nie - powiedział stanowczo i bardziej przysunął do siebie chłopaka - Macie może więcej wody? Znalazłem to gdzieś w korytarzu - wskazał na dzbanek.

- Głupcze! To dzbanek Pana, nie wolno nam tego pić - poszedł na koniec korytarza i przyniósł miskę z lekko zieloną wodą.

- Nie obchodzi mnie czy należy do niego czy nie - spojrzał na wodę, którą podstawił przed nim niewolnik.

Skrzywił się.

- Po czymś takim poczuje się tylko gorzej.

- Radzę Ci uważać. Dla niego miał coś w rodzaju litości, ale Ciebie za kradzież zbiłby do nieprzytomności - ostrzegł.

- Niech bije dowoli - wzruszył ramionami - Nie pozwolę krzywdzić mu mojego brata - powiedział wstając i biorąc ze sobą dzbanek - Jest jakieś miejsce gdzie mogę nalać wody?

- Naprawdę nie radzę. Ta woda jest całkowicie zdatna do picia. My to robimy i żyjemy.

- Na razie - wymamrotał - Więc gdzie mogę ją znaleźć?

- W kuchni... - przełknął ślinę.

- Jak mogę tam dotrzeć? Zaprowadzisz mnie? - poprosił.

- Nie mam ochoty na baty. Zresztą i tak Ci jej nie dadzą.

- Potrzebuje tam iść teraz - powiedział, widząc ciężko oddychającego Kai'a - Wezmę na siebie karę jeśli do tego dojdzie, ale niech ktoś mi pomoże. - rozejrzał się wokoło.

- Niestety - uśmiechnął się słabo - Nie mogę, wybacz. Naprawdę nie musisz się jednak o niego martwić. Pan nawet nie rozdarł mu skóry. Nie widać mięśni ani kości i...

Eliot jedynie prychnął cicho, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Nie chcieli mu pomóc... Dobrze! Sam odnajdzie kuchnie i zdobędzie wodę. I naprawdę nie interesowało go jakie konsekwencje tego poniesie. I tak już zawalił sprawę nie potrafiąc pomóc Kai'owi wcześniej.

Teraz był mu to winny...

____________________________

Dzień dobry aniołki!

Jak tam minął wam weekend? Macie rozdział na jego zakończenie i życzę wam miłego dnia i tygodnia.

*Wysyłam pozytywną energię na cały tydzień, by wszystko wam dobrze poszło*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top