Rozdział XXXI

- Eliot. Każ się ustawić tu wszystkim niewolnikom. Mam im coś do przekazania - powiedział Nicholas w pełni już ubrany i gotowy.

Cała grupka szybko klęknęła przed nim z opuszanymi głowami.

- Ponieważ czeka nas długa droga zdecydowałem iż by spędzić bezpiecznie noc bez takich wydarzeń jak wczoraj dosiądziecie koni - powiedział

Wszyscy unieśli na niego oczy pełne zdziwienia. Jednak nie skomentowali tego niczym więcej niż

"Oczywiście, Panie"

- Kto z was potrafi samodzielnie utrzymać się w siodle i posiada jakąkolwiek wiedzę na ten tematy?

Oprócz Eliota, Sildara i Cervina zgłosił się jeszcze jeden niewolnik.

- Dobrze, Kai pojedziesz z Eliotem, Sildar ty z Kayonem... - powiedział, po czym po czym po chwili każdy z nich został przydzielony do innego niewolnika.

Potem Pan zadowolony z siebie patrzył jak niewolnicy dość niepewnie dosiadają rumaków. Kai podchodząc do konia wyglądał jednak jakby miał zaraz zemdleć co nie uszło jego uwadze.

- Nie zje Cię - zapewnił, zachodząc go od tyłu - Musisz mu jednak zaufać - dotknął sierści ogiera.

- J-ja... On jest po prostu bardzo duży - zwiesił głowę drżąc ze strachu. Nie chciał zawieść Pana, a do tego Eliot poszedł gdzieś by przygotować inne konie do drogi zostawiajac go samego.

- Owszem. Jego siła drzemie w wielkości, jednak nie tylko - powiedział ze spokojem - Nie bój się.

- Próbuję Panie, przepraszam - powiedział z prawdziwą skruchą.

Nicholas uśmiechnął się delikatnie.

- Zapoznaj się z nim. Pokaż mu swój zapach, to, że masz dobre zamiary - mówił kojąco mężczyzna

Kai podsunął dłoń ogierowi pod nos pozwalając się obwąchać. Zachichotał cicho czując jak przyjemne w dotyku były jego chrapy

- Jest piękny, Panie.

- Wiesz jak się nazywa? - zapytał

- Nie, Panie - zaczął gładzić bok zwierzęcia

- Zetrom, to naprawdę dobry koń. Nie musisz się go obawiać

- Jeśli Pan tak mówi - posłał właścicielowi słabe spojrzenie niebieskich oczu.

- Czyżbyś nie wierzył swojemu Panu? - specjalnie użył swojego bardziej stanowczego głosu.

- Oczywiście, że nie Panie! Napewno jest tak, jak Pan mówi - odpowiedział z wyraźnym przestrachem i opadł na kolana.

Nicholas uśmiechnął się lekko schylając się i unosząc podbródek chłopaka tak, by ten znów stanął na równych nogach.

- A więc szykuj się. Zaraz wyruszamy

Ten pokiwał szybko głową i cały się trzęsąc wdrapał na grzbiet konia. Złapał się w lęku siodła jakby zależało od tego jego życie.

W tym czasie podszedł do nich Eliot i pokłonił przed swoim panem informując że wszystko jest już gotowe i mogą ruszać.

- Dobrze - odpowiedział skinąwszy głową mężczyzna - Zajmij się teraz tym przestraszonym kociakiem - wskazał na Kai'a po czym sam dosiadł swojego konia

- Tak, Panie - brunet ze śmiechem podszedł do swojego przybranego brata - Chyba nie podoba Ci się za bardzo siedzenie w siodle?

- O-on jest ogromny - pisnął - Zrzuci mnie, spadnę a on mnie stratuje - powiedział spanikowany

- Tak będzie jeśli się nie uspokoisz. Już do Ciebie idę - wskoczył na siodło za nim i przytulił mocno do siebie - Oddychaj, trzymam Cię.

- Proszę nie pozwól mi umrzeć! - Kai wtulił się w niego najmocniej jak potrafił.

- Nie pozwolę. Przecież obiecałem, że będę cię bronić, prawda? Uwaga ruszamy. - szturchnął konia łydkami. Tak dawno nie jeździł... jednak miał to w genach? więc szło mu całkiem nieźle.

- Już.. Spadamy? Czy on się tak ciągle będzie kołysać? - zapytał Kai cicho zaciskając oczy.

-Będzie. Ale w końcu się przyzwyczaisz. A co do spadania to nie, nie spadamy - zaśmiał się, przyśpieszając konia. Cały czas upewniał się, że jego braciszek jest bezpieczny.

Kai po kilku minutach otworzył oczy. To wcale... Nie było takie złe. Po chwili bujanie również jakby się zmniejszyło. - To... Nie takie straszne.

- Prawda? Zobacz jak przyjemnie jest nie musieć chodzić - uśmiechnął się do niego

- Chodzenie i tak jest przyjemniejsze, ale... Nie jest tak źle - przyznał

- Cieszę się, że już się tak nie boisz. Wiem, że miałeś ciężką noc więc możesz się przespać jeśli chcesz.

- Spać? Ale... Jak to, tutaj? - zdziwił się

- Tak. Trzymam Cię, więc nie spadniesz - wzruszył ramionami

Chłopak skinął głową i oparł się o niego delikatnie.

- To była... Najwspanialsza noc odkąd pamiętam.

- Dlatego, że Pan Cię przytulał?

- Tak, ale też i dlatego, że Ty byłeś przy mnie. Dwie najważniejsze dla mnie osoby.

- Być może będzie więcej takich nocy. Wczoraj panu zaimponowałeś. No i pozwoli ci dojść jak już dojedziemy.

- Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego Pana - przyznał ziewając - Tak bardzo go kocham...

- Podoba Ci się wizja tego, że ktoś będzie się skupiał na twojej przyjemności?

- Tak, to będzie coś nowego. I... Pierwszy raz to nie Pan będzie mnie dotykał

- Porozmawiam sobie jeszcze z Carvin'em. Ale powinno Ci się spodobać. A teraz zdrzemnij się.

- Dziękuję, Eliocie - powiedział chłopak zmęczony, po czym faktycznie usnął. A ciemnowłosy mężcyzna pocałował go jedynie w głowę skupiając się na leśnej drodze, którą przemierzali.

*

W trakcie drogi zrobili sobie jeden krótki postój by napoić zwierzęta, po czym znów ruszyli w drogę dojeżdżając do pobliskiego miasta. Od razu udało im się znaleźć mieszczącą się tam gospodę. Konie zaprowadzili do strzeżonej stajni, wcześniej sowicie za nią płacąc, po czym udali się do środka na ciepły posiłek.

Razem z Nicholas'em do środka weszło jedynie dwóch strażników, Kai oraz Eliot. Nie chcieli siać zainteresowania wśród innych ludzi. Zwłaszcza po ostatniej sytuacji.

- Usiądziecie ze mną - powiedział mężczyzna ze spokojem, zajmując jeden ze stołów

Niewolnicy usiedli na krzesłach gdy podszedł do nich jakiś człowiek.

- Mamy specjalne miejsce wydzielone dla niewolników, Panie - uśmiechnął się do ich właściciela.

- Sprawują nade mną ochronę. Zostają tutaj - powiedział stanowczo brunet, głosem nie znoszącym sprzeciwu

-‚Przepraszam Panie, ale obawiam się, że to może gorszyć innych Panów, to się nie godzi - podrapał się po karku - Może mogliby usiąść na ziemii? - zapytał,
chcąc znaleźć rozwiązanie problemu.

- Nie zrozumiałeś co powiedziałem? Mam... Powtórzyć? - zapytał z nutką irytacji. - Mają zostać tutaj, przy tym stole. A zdanie innych Panów mnie mnie nie obchodzi.

- W porządku, Sir - ukłonił się i uciekł na zaplecze. Nicholas faktycznie mógł poczuć, że wszyscy ludzie w pomieszczeniu się w niego wpatrują.

Uśmiechnął się więc prostując. Wyglądał teraz bardzo godnie.

- Czyżby moje pieski były dla was tak interesujące?

- Nie, po prostu zastanawiamy się czy też nie jesteś jednym z nich, skoro nie przestrzegasz protokołu - zaśmiał się jeden z mężczyzn, a reszta mu zawtórowała

Nicholas zazgrzytał zębami, jednak zaraz potem zaśmiał się kpiąco.

Cóż... To było oczywiste, że nikt nie pozna go w takim miejscu. Zwłaszcza wśród... Takiego pijackiego ubóstwa.

- Skoro twoja wiedza ogranicza Cię by rozpoznać różnice, zalecam milczeć - powiedział ze spokojem

- Zobaczcie jakie Panisko - pijak podniósł się z krzesła i podszedł do Nicholas'a - Jesteś na mojej ziemi, więc żądam trochę więcej szacunku.

- Szacunek okazuje osobom, które na niego zasługują. Niestety nie jesteś wśród nich - wzruszył ramionami, upijając łyk wina, które właśnie postawiono na stole. Nie chciał dać wyprowadzić się z równowagi.

- Mały, nic nie warty kundel, który nie zna swojego miejsca. Może mam Ci je przypomnieć, co? - powiedział wkurzony tonem człowiek.

W tamtym momencie z za Nicholas'a wyszedł Kai.

- Jak śmiesz zwracać się tak do mojego Pana?! - wycedził patrząc na niego wściekle.

- Oh i nawet nie umiesz wychować swoich psów? Jak żałośnie - zaśmiał się a z nim cała sala.

- Mój Pan jest najwspanialszym człowiekiem na świecie - Zrobił krok w przód - A ty jesteś nikim - prychnął - Nawet niewolnik by cię nie dotknął - spojrzał na niego wyzywająco

- Uwiąż tego kundla zanim każę go wybatożyć. I najlepiej załóż kaganiec - uderzył blondyna w policzek powalając go na ziemię.

W tamtej chwili na przód wyszedł Eliot, który był natomiast już dużo wyższy od odłożonego alkoholem mężczyzny, zasłaniając swojego przyjaciela. Nie odezwał się jednak ani słowem.

- Zrobię to zaraz po tym jak każę obciąć ci dłoń za dotknięcie mojej własności - wycedził Nicholas.

Teraz przemawiała przez niego złość...

- Ta suka mi pyskowała, a jak wiadomo nie powinna! Nie masz więc prawa się tego domagać. Za to ja mam prawo domagać się surowej chłosty dla niego - uśmiechnął się.

- Bądź pewien, że go ukarzę - zapewnił, przenosząc zitytowany wzrok na swojego jasnowłosego niewolnika

- Więc proszę. Czekam - mężczyzna cofnął się i usiadł przy stole patrząc na niego wyczekująco.

- Jeśli chcesz oglądać widowiska, zapraszam na arenę. O ile Cię na to stać - dodał kpiąco - Nie zamierzam być dłużej w towarzystwie... Takich ludzi - odparł spokojnie - Mój pokój jest gotowy? - zapytał jednego z dalej stojących niewolników.

- Tak, Panie. Jest przygotowany. - odpowiedział chłopak pochylając głowę.

- Idziemy - powiedział - Zjem na górze - odparł, po czym ruszył po schodach

Eliot pomógł Kai'owi wstać i zaprowadził go do Komnaty ich Pana. W prawdzie był to dość ubogi pokój, nie zwracali teraz na to uwagi. Bowiem pomieszczenie w jakim się znaleźli, było nieporównywalne z jego sypialnią i luksusami. Pokój przed wejściem miał jeszcze jedną izbę, która chodź zazywczaj przeznaczona była dla służby on pozostawił tam swoich niewolników.

- Kai, Eliot - wskazał głową na drzwi by Ci weszli wraz z nim do środka

Niewolnicy weszli do środka lekko skuleni. Bali się gniewu swojego Pana. Zwłaszcza blondyn który drżał na całym ciele.

Mężczyzna stanął na środku pomieszczenia, po czym spojrzał na Kai'a chłodnym wzrokiem

__________________________

Hmmm, czyżbyśmy mieli małą dramę?
Wiemy jedno, wkurzony Kai to groźny Kai ^^

Miłego dnia szczeniaczki ^^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top