Rozdział XVII
Zapukał do drzwi drżącymi rękoma i gdy tylko usłyszał zgodę na wejście wszedł do środka.
Nicholas siedział w fotelu przenosząc na niego wzrok. - Gdzie moje śniadanie? Kazałem je przynieść - powiedział marszcząc brwi.
- Panie, ja... - Kai podszedł do swojego Pana i mocno złączył z nim wargi dłonią łapiąc i masując jego krocze.
Mężczyzna momentalnie odsunął go od siebie, patrząc ze zdziwieniem w jego wielkie oczy - Co ty robisz? - zapytał zdezorientowany, patrząc na niego surowo.
- Chcę Ci udowodnić swoją wartość, Panie. Proszę nie sprzedawaj mnie, mogę być tak samo dobry jak Eliot. Daj mi tylko jeszcze jedną szansę - opadł na kolana i zaczął płakać.
- O czym ty... - zaczął Nicholas, przyglądając mu się w niezrozumieniu.
- Bo... już nie bierzesz mnie do siebie, Panie. A ja tak bardzo chciałbym Ci służyć. Być Ci potrzebny. To jedyne co mam w życiu. Nie sprzedawaj mnie proszę! N-nie oddawaj na arenę! - zalał się łzami, ośmielając unieść swoje błękitne jak niebo oczy na oblicze swojego właściciela.
- Kai... - westchnął mężczyzna, jednak chłopak przytulił się do jego nóg roztrzęsiony.
- Proszę, Panie! Tak bardzo kocham być ci przydatny. Nie chcę służyć innemu Panu. N-nie chcę... - zapłakał żałośnie. - Możesz chłostać mnie codziennie, nie dawać ani odrobiny jedzenia ani wody, tylko mnie n-nie oddawaj. - ujął jego szatę drżącymi dłońmi, przystawiając do ust i całując jej kraniec.
- Spójrz na mnie - powiedział twardym głosem Nicholas.
Chłopak uniósł zapłakane oczy na swojego Pana. Był teraz żałosną kupką smutku.
Ten spojrzał mu głęboko w oczy. - Nikomu Cię nie sprzedam - powiedział pewnie.
- Dziękuję, Panie. Tak bardzo, bardzo dziękuję! - wybuchnął jeszcze większym płaczem. Ulżyło mu. Tak bardzo ulżyło.
- Przysuń się tutaj - powiedział, wskazując miejsce tuż przy swoich stopach.
Kai na klęczkach przysunął się do niego z prędkością światła. Patrzył na niego z nadzieją na kolejne polecenia. Chciał być przydatny.
- Połóż głowę na moim udzie - powiedział spokojnie.
Po krótkiej chwili głowa blondynka spoczęła w określonym miejscu. Był lekko spięty, ale zapach skóry jego Pana szybko go rozluźnił. Wtulił się w nogę.
- Zamknij oczy - powiedział kojącym głosem zaczynając gładzić go dłonią po włosach.
Na tą drobną pieszczotę serce niewolnika zaczęło się roztapiać. Jego Pan był tak dobry. Najlepszy na świecie. Nie mógł prosić o więcej w życiu. - Dziękuję, Panie - wyszeptał.
Ten uśmiechnął się lekko. Nie sądził, że jego niewolnik może być tak szczęśliwy. Większość z nich cieszyła się, że żyje lub nie trafiła gorzej, tymczasem on? On był szczerze szczęśliwy.
- Jesteś dobrym chłopakiem Kai - powiedział.
Tak, chłopakiem. Pierwszy raz użył tego słowa zamiast "niewolnik" lub "pies". Zastanawiał się, co się z nim dzieje. Od kiedy Eliot przybył do jego domu, zaczął postrzegać swoich niewolników bardziej ludzko. Ze zdziwieniem stwierdził jednak, że mu to nie przeszkadza.
- Dziękuję, Panie. Nie mogłem prosić o więcej w życiu - powiedział niebieskooki szczerze, z wdzięcznością w oczach.
- Przestań już płakać - powiedział ocierając dłonią jego łzy.
- Tak, Panie. Przepraszam - Kai od razu sam otarł łzy orientując się, że zmoczył nimi skórę Pana. Scałował więc słone kropelki z jego uda.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko - Aż tak bardzo chcesz mi służyć?
- Tak, Panie. Wtedy czuję się najlepiej na świecie - przytaknął ochoczo.
- Dobrze - powiedział, po czym przyjrzał mu się uważniej - Masz podkrążone oczy - zauważył przesuwając po jego policzku dłonią.
- Przepraszam, Panie. Nie mogłem spać. Bałem się, że mnie Pan odda... - wtulił twarz w dłoń właściciela.
- Naprawdę aż tak się tego obawiałeś? - zapytał, nie ukrywając zaskoczenia.
- Tak... Przepraszam, że przez to wyglądam gorzej - spuścił wzrok.
- Twoja skóra jest taka blada, jakbyś nie wychodził na słońce - powiedział powoli Nicholas.
- Nigdy nie wychodziłem za dużo na dwór... ale mogę to zmienić jeśli Pan chce. Mogę cały czas się opalać, szybko zbrązowieje.
- Nie - zaśmiał się rozbawiony - W zasadzie... Nigdy nic mi o sobie nie mówiłeś - powiedział po namyśle - Nie wiem o tobie nic, prócz imienia i poprzedniego pana
- Nigdy nie liczyła się dla mnie przeszłość, Panie. Ona nie jest ważna. Liczy się tylko to by zadowolić Pana i być blisko niego. Właściwie... to całe moje życie od niemowlaka - wyznał, zamykając oczy i wtulając się z powrotem w udo. Było mu dobrze.
- Opowiedz mi o sobie. - powiedział, wciąż jednak starając się mieć łagodny ton. Czuł, że właśnie tego potrzebuje klęczący przed nim chłopak.
- Urodziłem się na czymś w rodzaju farmy niewolników. Moi rodzice zostali tak skrzyżowani by uzyskać jak najładniejsze dziecko - powiedział powoli. Te wspomnienia nie były najlepsze.
Mężczyzna skrzywił się. To było okropne jednak cóż, taka była rzeczywistość - Co dalej?
- Szkolono mnie na jak najlepszego niewolnika. W wieku 13 lat oznakowano na niewolnika seksualnego - mocno wtulił się w swojego Pana na samo wspomnienie. - Potem miałem jeszcze jednego właściciela i trafiłem do Pana.
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem przeczesując jego jasne włosy - Jaki był twój poprzedni Pan?
- Nie był złym Panem. Karmił mnie i pozwalał spać w piwnicy. Ale niestety uwielbiał się znęcać fizycznie i upokarzać mnie - przysunął się jak najbliżej mężczyzny. Czując jego ciepło, czuł się bezpiecznie. Jakby ten był w stanie ochronić go przed całym światem.
- W jaki sposób? - zapytał, gładząc go dalej.
- Ciężko tam pracowałem - powiedział cicho. - Czasami... Przez cały dzień nie mogłem nic zjeść, bardzo też chciało mi się pić. Pan zawsze przynosił wodę, ale nie pozwalał jej pić. Kiedyś przez kilka godzin pracy, na słońcu nie miałem już siły, a on pozwalał mi tylko patrzeć na wodę. Nie mogłem się napić... gdybym to zrobił... - jego oczy na nowo się zaszkily - Nie przestałby mnie bić.
Pan delikatnie gładził jego puchate włoski.
- Już dobrze. Nie powinien tak traktować swojego pieska - powiedział czułym głosem.
- Ja się nie żale, Panie - powiedział cicho - Teraz jestem bardzo szczęśliwy.
- Dobrze chłopcze - pogładził go po policzku.
Serce chłopaka przepełniało ogromne szczęście. Pan go chciał, głaskał go i chyba był z niego zadowolony. Czy mogło być lepiej?
- Co z tym małym? - zapytał po chwili cieszy, podczas której głaskał niewolnika po głowie.
- Śpi, Panie. Jest przerażony, ale już z nim lepiej - przyznał chłopak - Jest bardzo skrzywdzony, prawie na skraju wygłodzenia.
- Nigdy nie zrozumiem panów, którzy trzymają niewolników tylko po to, by się nad nimi znęcać. I to dla własnej korzyści. Goi się jego szyja po zdjęciu obroży?
- Tak. Chociaż wdała mu się wcześniej lekka infekcja. Sam się tym zajmuje i podobno powinien z tego wyjść - Niewolnik zatrzymał się na chwilę - Co zamierza Pan z nim zrobić?
- Chcę się z nim zobaczyć. Nakarm go i przyprowadź do mnie. - polecił.
- Oczywiście, Panie - chłopak podniósł się zadowolony, że ma kolejny rozkaz. Pobiegł do sali, w której znajdował się niewolnik.
***
- Choć mały. Pan chce porozmawiać - uśmiechnął się łagodnie.
- P-pan? - zapytał cicho, od razu rozszerzając oczy w przerażeniu - J-ja... Chce mnie oddać mojemu P-panu? - łzy stanęły w jego oczach - P-przyjechał tu po mnie? Z-zabierze mnie? - zaczął drżeć.
- Nie płacz. Nasz Pan jest dobry i napewno cię nie odda temu okrutnikowi - zapewnił go - Pewnie chce Cię lepiej poznać.
- A-a jeśli... - podniósł się powoli z łóżka.
- Nie bój się - posłał mu pokrzepiający uśmiech i pomógł iść. - Chodź. Najpierw pójdziemy coś zjeść - pomógł mu iść
- Przecież, jadłem wczoraj wieczorem - zauważył chłopiec.
- W tym domu jemy trzy posiłki - wyjaśnił mu patrząc na chłopaka ze smutkiem. Jak można tak skrzywdzić dziecko?
- U mojego Pana też jedliśmy... Trzy w tygodniu. To znaczy, inni jedli częściej, ale oni mieli więcej siły i zawsze zabierali mi jedzenie. - powiedział spuszczając głowę.
- Tu jemy trzy razy dziennie - pogładził jego włosy czule i posadził w jadalni. Podał mu ryż z jabłkami - Jedz mały.
Chłopak podziękował cicho i niemal rzucił się na jedzenie. Było naprawdę przepyszne. - A ty... Nie jesz? Przecież tego jest strasznie dużo.
- Ja już jadłem, Poza tym to, ty tu jesteś chudy jak szkapa - Kai usiadł obok niego i pogładził uspokajająco po głowie.
- Dziękuję Ci - powiedział z uśmiechem, po czym wsunął wszystko w ciągu kilku minut.
- Teraz pójdziemy do Pana, mieszka w drugim skrzydle. Posiadłość jest naprawdę duża i nie chcę żebyś się zgubił - powiedział przyjaźnie blondyn.
- Dobrze - chłopiec już silniejszy wstał. Dawno już nie czuł się najedzony. Ruszył za nim spokojnie przez korytarz.
Skierowali się w stronę komnat Nicholasa. Podczas drogi, chłopiec podziwiał wszystko z szeroko otwartymi oczami. Jego poprzedni Pan nie był tak bogaty.
Gdy tylko znaleźli się pod drzwiami Kai spojrzał na niego uważnie.
- Pamiętasz jak się zachować? Chociaż... Tobie akurat chyba nie muszę tego tłumaczyć - westchnął po czym przygryzł wargę i pogładził go po ramieniu - Będzie dobrze. - dodał po czym po zasygnalizowaniu ich przybycia i otrzymaniu zgody na wejście otworzył drzwi.
***
Chłopak był przerażony, nie wiedział gdzie patrzeć. Miał ochotę rozejrzeć się po pomieszczeniu, jednak wiedział iż było by to karygodne. Spuścił więc wzrok czując spojrzenie swojego właściciela na sobie.
Stanął przed nim i dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że powinien uklęknąć. Poczuł jeszcze większą panikę. Była nie do opanowania...
Spróbował opaść na kolana, ale niechcący stracił równowagę zahaczając o stojącą na kamiennej podłodze wazę. Porcelana poleciała na podłogę i rozbryznęła się na małe kawałki.
___________________________
Witajcie szczeniaczki!
Dzisiaj dość czuły rozdzialik ale też z nutką dramatu. Jak się podobał?
Jak wasze samopoczucie? 🔅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top