Rozdział XV

- Panie... Może zabierzemy go do kowala? Mi szybko zdjął obrożę  - zapytał niepewnie Eliot. Jego Pan mu zaimponował, musiał to przyznać. Nie sądził, że ten ma serce.

- To dobry pomysł. - skinął głową - Pójdziesz ze mną - mruknął i spojrzał na Kai'a - Odziej go czymś. - wskazał na dzieciaka.

Blondyn zsunął z siebie wierzchnią tunikę i otulił nią chłopaka. Ciemnowłosy niewolnik już teraz zauważył, iż ten nie będzie w stanie pójść. Wziął go na ręce. Chłopiec był niedożywiony, więc było to szalenie łatwe.

Nicholas odwrócił się, idąc przed siebie. Zakupił kilka alkoholi i innych nieznanych im tkanin, po czym ruszyli w stronę posiadłości. Plotki łatwo się rozchodziły a miastowy kowal zdecydowanie nie był godny zaufania.

- To wasz Pan? - spytał cicho chłopiec, przytulając się do silnych ramion Eliota.

- Tak - odpowiedział mu również cichym głosem. Widział już wiele, ale nigdy nie pojmował jak można tak skrzywdzić dziecko.

- Uratował mi życie... Jak myślisz, co ze mną zrobi? - jego głos był bardzo słaby, jednak i tak czuć było w nim wdzięczność. Krew ze świeżo otwartych ran pobrudziła tunikę.

- Nie skrzywdzi cię - wtrącił Kai przyglądając mu się ze współczuciem - Jest dobry.

- Jest bardzo dobry... Może pozwoli mi u siebie zostać? Wszędzie będzie mi lepiej niż u mojego starego Pana. - zapytał błagalnie.

- Tego nie wiem - powiedział szczerze i przeczesał jego spocone kosmyki włosów poprzyklejane do czoła.

-Odpocznij i już nic nie mów - poradził mu Eliot, widząc jak dzieciak prawie mdleje. Czuł złość na człowieka, który doprowadził go do takiego stanu.

Po jakimś czasie dotarli do posiadłości.

Nicholas przyjżał się nowemu niewolnikowi - Musi odpocząć. Zabierzcie go do głównych kwater i nakarmcie. Jego obrożą zajmiemy się później.

- Oczywiście, Panie - ukłonili się lekko i pośpieszyli do Sam'a, by ten go opatrzył.

- Biedny - westchnął Kai, gdy zostawili go już śpiącego w jednym z pomieszczeń. - Jest w strasznym stanie.

- Prawda. Nasz Pan naprawdę okazał serce - Eliot spojrzał za okno zastanawiając się nad tym wszystkim. Naprawdę był w dobrym domu.

- Spotkałoby go straszne cierpienie... Gdyby nie nasz Pan. Jestem dumny, że to właśnie on jest moim właścicielem - przyznał.

- Tak, rzadko zdarza się, żeby Pan traktował niewolników z sercem.
- uśmiechnął się niepewnie - Miejmy nadzieję, że mały wyzdrowieje i Pan go zatrzyma. Nie wydaje mi się, żeby on chciał żyć losem uciekiniera.

- To dziecko... Nie przeżyłby na wolności - powiedział pewnie Kai.

- Owszem. Mógłbym wziąć go ze sobą, ale to niebezpieczne. I on będzie potrzebował paru miesięcy by wyzdrowieć.

- Gdzie zamierzasz go brać? - zapytał blondyn, przekrzywiając głowę z westchnieniem. Chciałby usłyszeć inną odpowiedź niż ta, która mu się nasuwała.

- Ze mną w góry. No wiesz... Na wolność - mężczyzna powiedział już mniej pewnie - Chociaż zastanawiam się czy nie przesunąć ucieczki...

- Przesunąć? Czyzbyś się wahał? - przekrzywił głowę w bok.

- Ja... tak. Nie jest mi tu aż tak źle. Być może zostanę na dłużej by nabrać więcej sił. Do domu już i tak nie wrócę, a nasz Pan jest łaskawy i dobry.

- Cieszę się, że to dostrzegłeś - uśmiechnął się lekko - Lepiej późno niż wcale.

- Ale to nie znaczy, że zostaje na zawsze, żeby to było jasne - zmierzwił mu włosy dłonią i uśmiechnął się.

- Och, oczywiście - Kai wywrócił oczami i cicho się zaśmiał - Idź się lepiej przygotuj. Pan wspomniał, że chce cię u siebie dziś w nocy.

- Znowu? Nienawidzę jak mnie dotyka i... - skrzywił się, masując swój pośladek.

- Ciszej - przyłożył palec do ust - Nie tak głośno - wymamrotał.

- Wybacz - ściszył głos i dał mu całusa w czoło - Już nie mówię takich niecnych rzeczy.

- Ktoś usłyszy i będziemy mieli kłopoty - powiedział nadal cicho - A ja lubię gdy... To robi - wymamrotał chłopak - Czuję się wtedy ważny.

- Tak, wiem. Lubisz zadowalać Pana. - westchnął, opierając się o ścianę - Idę do łaźni. Może ty zajrzyj do dzieciaka?

- Tak zrobię - skinął głową, po czym uśmiechnął się jeszcze lekko do niego i ruszył w stronę krętych korytarzy.

***

Eliot stanął przed drzwiami, biorąc kilka głębokich oddechów, po czym pchnął ciężkie drzwi wchodząc do alkowy swojego Pana. Naprawdę coraz bardziej zaczynał nienawidzić tego miejsca.

Klęknął przed swoim właścicielem.

- Wzywałeś mnie, Panie - przywitał się spokojnym głosem.

- Owszem - odparł ten, stojąc tyłem do niego, z jak to czynił zazwyczaj, kielichem czerwonego wina w dłoni.

- Jak mogę ci służyć? - spytał Eliot, patrząc na niego.

- Podejdź - przywołał go do siebie.

Mężczyzna podszedł do swojego Pana. Górował nad nim, ale nie chcąc się narażać znów opadł na kolna. W końcu, jak to mawiał Kai: "Lepiej klęknąć raz za dużo, niż raz za mało".

- Pijesz wino? - usłyszał nagle, na co zmarszczył brwi nie do końca wiedząc czy słowa te są kierowane do niego.

- Ja... - spojrzał na mężczyznę. - Niewolnikom nie wolno pić wina, Panie.

- To dlatego, tak często go od was czuję? - uniósł brwi.

- To, że nie wolno, nie znaczy, że tego nie robimy - powiedział bardzo wolno.

Ten patrzył na niego przez chwilę po czym zaśmiał się rozbawiony. Tak, ten niewolnik naprawdę go intrygował swoim podejściem i odwagą oraz szczerością. Był inny niż... Cała reszta jaką posiadał.

- Więc przyznajesz się, że bez mojego pozwolenia korzystacie z moich trunków?

- Cóż, to skomplikowane - podrapał się po karku, myśląc co ma robić. - Teoretycznie tak, zdarza nam się. Ale używamy tylko resztek, które Pan odrzucił - usprawiedliwił się. Nie była to do końca prawda, jednak...

- Resztki to wciąż alkohol - powiedział z wciąż lekkim uśmiechem - Z resztą dobrze wiem, iż nie są to resztki. - dodał - Nie cierpię jednak na ich braki i póki nie zdarzy się coś karygodnego, wciąż nie będę zwracał na to szczególnej uwagi.

- Dziękujemy, Panie - odetchnął zadowolony. Szczerość czasami popłacała.

- Kto cię tego nauczył? - zapytał po chwili Nicholas.

- Tego... Panie? - spytał rozluźniając się. Lubił rozmawiać.

- Mówienia szczerej prawdy oraz idealnego kłamstwa - powiedział patrząc mu prosto w oczy - I to w taki sposób, że nawet mi samemu ciężko to rozpoznać.

Niewolnik uśmiechnął się lekko patrząc w oczy swojego Pana. Nie ukrywał, że mężczyzna był całkiem przystojny.

- Od dziecka tak mnie wychowywano. Ale staram się nie okłamywać Cię, Panie - powiedział, nie dając po sobie poznać, że to również jest nieprawda.

- Podoba mi się to... Wolisz powiedzieć prawdę niż mydlić mi oczy pięknymi słowami jak reszta moich niewolników.

- Być może tak jest, ponieważ zostałem zniewolony w późnym wieku - stwierdził

- Jak stałeś się niewolnikiem? - zapytał, siadając na tarasie, patrząc na zachodzące słońce.

- Mój ojciec podpadł złym osobom. Do wyboru mieliśmy albo oddanie mnie w niewolne na dziesięć lat albo jego śmierć. Wyszło... tak - mruknął.

- Wybrałbym śmierć - stwierdził mężczyzna - Niż świadomość, że krew z mojej krwi spotka coś takiego - dodał - Nigdy nie zrozumiem dzikich.

- Tak też chciał postąpić mój ojciec. Jednak mu na to nie pozwoliłem, szczególnie, że nie miała moja niewola trwać do końca życia. Teoretycznie od dwóch wiosen jestem wolnym człowiekiem - westchnął.

Ten uniósł brew. - Naprawdę uwierzyłeś, że ktoś kto stał się niewolnikiem znów może być wolny za czyjąś zgodą?

- Stałem się niewolnikiem za grzechy swojego ojca, jednak nigdy nie straciłem ducha. Więc tak... wierzę w to. Kiedyś odzyskam wolność - zwierzył mu się.

- Mówią, że niewolnik tracąc wolność traci duszę... Jak widzę nie tylko ja się z tym nie zgadzam. Niewolnik bez duszy jest jak pusty wazon nie potrafiący podjąć samemu decyzji. Potrzebujący ciągłego wskazywania drogi. Nie szukam bezrozumnych kukieł. - powiedział powoli, po czym odetchnął - Niewolnik dzięki wierze w to, że odzyska wolność chce żyć. Ten, który się z tym pogodził nie ma po co żyć, więc nie będzie też dobrze służył.

- Panie, Kai nigdy nie chciałby odzyskać wolności, a jednak ma duszę. Po prostu dla niego służenie Panu jest najważniejsze, jest jego sensem istnienia.

- Tak... Jednak nie często zdarzają się tacy jak on - przyznał - Chyba sam to wiesz.

- Tak, Panie. Wiem - mężczyzna spuścił wzrok - Co by Pan zrobił gdybym uciekł?

Ten uniósł na niego wzrok. Jednocześnie to pytanie go zdziwiło. Z drugiej strony nie uznał go za nic dziwnego. Każdy niewolnik myślał kiedyś o ucieczce. Żaden jednak nie miał odwagi by zadać mu takie pytanie.

- Nie jesteś pierwszym, który ma takie myśli - odparł.

- Owszem. Wiem o tym Panie - pokiwał głową. Może jego Pan kiedyś sam odda mu wolność?

Mężczyzna zamyślił się na chwilę - Nie zwracam całkowitej wolności moim niewolnikom. Jednak z coraz większym moich zaufaniem do nich mają jej więcej - odparł.

- Rzadko kiedy właściciel zwraca swemu niewolnikowi wolność - przytaknął niezbyt zadowolony. To jednak było prawdą.

- Owszem. Jednakże po kilku latach ciężko pozbyć się psa, którego miało się przy boku tak długi czas, nawet jeśli on sam nie był z tego szczęśliwy.

- Przywiązuje się Pan do niewolników? - spytał właściwie ciekawy.

- Tak... - skinął głową z początku zastanawiając się czy nie zaprzeczyć. W końcu nie przepadał rozmawiać o takich rzeczach. Zwłaszcza z niewolnikami.

Eliot pokiwał jedynie głowią i zamilkł. Czuł spięcie swojego Pana, a nie chciał go zirytować.

Nicholas nic już nie odpowiedział - Idziemy do łaźni. Umyjesz mnie - rozkazał w końcu.

- Oczywiście, Panie, ale... nigdy nikogo nie myłem - ostrzegł, idąc za nim.

- Czas cię więc nauczyć - powiedział swobodnie.

- Postaram się, Panie - Poszedł za nim.

Czuł się dziwnie, jakby jakaś maleńka nutka sympatii do swojego Pana na niego spłynęła. Chyba faktycznie wypadało zaprzestać podpijania wina po kątach

__________________________

Dzień dobry moi drodzy!

Akcja toczy się dalej, jak wam się podoba?

Wybaczcie nieobecność, ale ładna pogoda nie pozwoliła mi siedzieć i przepisywać rozdziałów. Prawdopodobnie teraz znów wrócimy jednak do rzeczywistości i deszczu.

Miłego dnia! 🌞❣️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top