Rozdział XLVIII
Mężczyzna od razu zatrzymał się, widząc kulącego się przerażonego i zapłakanego Danzela. Zaraz potem dostrzegł również Cyryla, od razu zastępując mu drogę, odgradzając od niewolnika. Bez trudu zrozumiał, co się dzieje.
- Odsuń się Nicholasie. To mój niewolnik -warknął na niego widocznie wściekły.
Cały czas trzymając w dłoni nóż.
Ciemnowłosy ani myślał, by to zrobić.
- Nie należy do Ciebie. Sprawujesz nad nim opiekę, jednak pod względem prawa jest mój — powiedział stanowczo.
- Właśnie. Sprawuję nad nim opiekę. Zachował się źle i zamiast wytrzymać swoją karę, uciekł. To niegodne... Odkąd przybyłeś, niewolnicy są...
- To nazywasz karą? - wskazał na nóż — W czym zawinił? Jeśli uznam, że to stosowne sam mu ją wymierzę — powiedział nieustępliwie.
Cyryl oczywiście spojrzał na nóż — Och nie martw się tym. Nie zamierzałem go zabić. Jedynie pozbawić języka.
Nicholas odczuł jeszcze większą irytację — Nie zgadzam się na to. Zresztą nie udzieliłeś odpowiedzi na moje pytanie.
- Okazał mi brak szacunku i wierności. Dobrze wiesz, o czym mówię. A teraz się odsuń.
- Danzel wraca ze mną do posiadłości. Nie pozwolę ci wyrządzić mu takiej krzywdy — pokręcił głową.
- Popełniasz błąd, kuzynie — Podkreślił ostatnie słowo i odwrócił się na pięcie, odchodząc.
Mężczyzna zignorował jego słowa i kucnął do drżącego, łkającego u jego stóp niewolnika — Danzelu...
- Dziękuję, Panie — powiedział, starając się nie zemdleć ze strachu tak jak wcześniej. Jego serce przepełniała ogromna wdzięczność.
- Spokojnie — zaczął uspokajająco gładzić go po głowie i oglądać jego ciało — Zrobił ci krzywdę? - zapytał.
- Nie Panie. Jedynie się przestraszyłem — odpowiedział, wtulając się w dłoń Pana. Spełnił swoją obietnicę.
Uratował go... Ocalił!
- Chodź, pójdziemy do komnaty — powiedział łagodnie — Dasz radę wstać?
- Tak, Panie. - podniósł się powoli.
Ten obserwując go uważnie? Ruszył z nim, w stronę pokojów — Kai — zawołał do siebie blondyna.
Chłopak od razu podbiegł, a widząc, w jakim stanie jest drugi niewolnik, od razu zakuło go serce.
- Zajmij się nim — powiedział spokojnie, po czym pogładził go po policzku — Jak się czujesz? - zapytał jeszcze na odchodnym.
- W porządku, Panie. Dziękuję za ratunek. Naprawdę dziękuję — uśmiechnął się do niego słabo.
- Mówiłem, że cię ochronię — mruknął.
- Tak, Panie. Ale i tak dziękuję — wtulił się w Kai'a, który zaczął go przytulać i bujać. Emocje z niego schodziły, więc zaczął jak mantrę powtarzać:
- "Dziękuję, dziękuje, dziękuję" - cichym głosem.
- Ciii — wyszeptał, głaszcząc go — Dobrze, że do mnie przybiegłeś. Dobrze, że mi zaufałeś.
Denzel zamknął oczy i przestał mówić. Jego usta nadal jednak poruszały się w rytm słów. Nagle poczuł się bardzo słabo.
Nicholas usiadł, zaczynając przeczesywać włosy chłopca. Eliot podszedł do nich.
- Co się właściwie stało? - zapytał.
- Pytasz mnie? - zapytał Nicholas, drapiąc swojego niewolnika za uchem.
- Tak, Panie — pokiwał głową — Co zaszło?
- Wiem tylko tyle, iż Cyryl z nim rozmawiał, a potem Danzel wpadł na mnie z płaczem. W ślad za nim podążał mój kuzyn, grożąc mu nożem.
- To było niebezpieczne — Eliot od razu się do niego zbliżył — Nic ci się nie stało, Panie?
- Na szczęście, nie — powiedział, przysuwając się do niego — Muszę coś zrobić z Cyrylem. Nie chcę go zostawić z tymi niewolnikami.
- Sądzisz, że może posunąć się za daleko? - spojrzał na niego.
- Być może. Boję się go zostawić tu samego.
Eliot przygryzł wargę spoglądając na roztrzęsionego niewolnika kołysanego przez Kai'a. Widać było, jak bardzo jest przerażony.
- Danzel wspominał kiedyś o tym człowieku... Kimś ważnym dla Pana Cyryla.
- Tak... Jednak nie wiem jak to wykorzystać. Podobno jest po stronie innych niewolników...
Nicholas zamyślił się.
- Jest z rodziny Damenów, to co robi to hańbienie własnego rodu. - odwrócił się w stronę Danzela — Jak często do was przychodzi?
- Codziennie — wyszeptał, kuląc się bardziej. Nadal czuł, że zdradza swojego Pana, mówiąc o tym.
- Wieczorem? - dopytał.
- Tak, Panie. Tak, żeby nikt nie zobaczył — potwierdził, rozglądając się z przestrachem.
Ten pokiwał głową, spoglądając za okno. Dopiero zapadł zmierzch — Musimy poczekać...
- Co chcesz zrobić? - spytał Eliot, patrząc na niego z ciekawością.
Nicholas uśmiechnął się — Złożę im niespodziewaną wizytę i dam propozycję.
- Tylko pamiętaj, nie bądź okrutny dla chłopaka — pocałował go w kark.
- Oczywiście, że nie będę. Nie mam powodów, by być. Nie odstępuj go na krok — spojrzał na Danzela — Nie pozwalaj nikomu tutaj wchodzić.
- Oczywiście. - pokiwał głową. - Czy nie lepiej bym poszedł z Panem?
- Kai? - spojrzał na chłopaka — Dasz radę zostać z nim sam?
- Tak, Panie. Zamknę się na klucz i nie pozwolę, by ktokolwiek go dotknął — przytulił do siebie mocnej niewolnika.
- Dobrze — skinął głową — Nie otwieraj nikomu prócz nas.
- Oczywiście, Panie — Kai pokiwał głową, a Eliot zamknął za nimi drzwi na klucz.
Nicholas w tym czasie ruszył przed siebie, spoglądając na ciemnowłosego. - Bez konieczności niczego nie rób — powiedział, patrząc na niego.
- Dobrze. Ale jeśli cię tknie, to straci rękę. Wiesz, że nie mam skrupułów...
- Wierzę — uśmiechnął się, po czym po złożeniu pocałunku na jego ustach stanął przed drzwiami komnaty Cyryla, przed którą stał niewolnik.
Wcześniej sądził, że jest on tam po to, by w razie wezwania, przynieść Cyrylowi cokolwiek zechce. Teraz jednak zrozumiał, że stoi tam by nikt niepożądany, w tym on, nie wszedł do środka.
Spojrzał na niego z uniesieniem brwi i uśmiechnął się delikatnie.
- Czy mój kuzyn jest u siebie? - zapytał kojącym głosem.
- P-pan Cyryl jest zajęty, Panie — odpowiedział drżącym głosem, klękając.
- Cóż. Nie aż tak by mnie nie przyjąć — pogładził go delikatnie po głowę — Nie bój się. Odpowiedz mi czy jest w komnacie?
- P-panie... - chłopiec spojrzał na niego ze łzami w oczach. Wyglądał na nie więcej niż 15 lat — Pan nie może teraz wejść...
- Dlaczego? - spytał Eliot, przyklękając obok niego. Było mu ich tak szkoda. Nikt nie powinien się tak bać.
- J-jeśli Pana wpuszczę on-on... - zaczął płakać — Proszę, niech Pan nie wchodzi...
- Shhhhh. Cyryl nic ci nie zrobi — zapewnił, ocierając mu łzę. - Obiecuję — powiedział, po czym otworzył drzwi.
- Panie... - chłopiec załkał jedynie, jednak ten wszedł już do środka.
Od razu ujrzał przed oczami swego kuzyna, siedzącego na łóżku i Aldariona dotykającego jego męskości ustami.
- Witaj, kuzynie... - powiedział nonszalancko.
Ten od razu otworzył przymknięte w przyjemności oczy, a mężczyzna przed nim oderwał się od niego.
- Nicholasie! - krzyknął i od razu się zasłonił materiałem na łóżku — Jak śmie... - zaczął, jednak szybko przypomniał sobie, że nie stoi przez nim niewolnik — Wyjdź — polecił.
- Ależ jak sobie życzysz. Nie musisz przerywać Aldarionie — powiedział, aby zdradzić Cyrylowi, że zna jego sekret — A może raczej... piesku? Jaką nazwę preferujesz?
Lokowaty chłopak wciąż klęczał na ziemi, zasłaniając dłońmi męskość z rumieńcem na twarzy. Cyryl otworzył jedynie usta, nie wiedząc co powiedzieć.
On... Wiedział. Ale skąd? Jak mógł się dowiedzieć?
- Uroczego masz uległego, zaiste... - podszedł do chłopaka i delikatnie uniósł jego twarz za podbródek. - Sama słodycz. Szkoda tylko, że to, co robicie, jest hańbiące.
Chłopak przez swoją naturę przygryzł jedynie wargę, bojąc się odezwać. Wiedział, że ich sekret został odkryty i to, co się teraz wydarzy, zależy tylko i wyłącznie od Sir Nicholasa.
- To... To nie tak! Aldarion jest... - zaczął Cyryl, odziewając się w szatę.
Nicholas pogładził go po loczkach. Nie chciał straszyć młodzieńca, ale wiedział, że to konieczne.
- Oh kuzynie. Może niech on mi powie. Kim jesteś Aldarionie? - spytał dominującym tonem, trzymając go za szczękę.
- Ja... Panie... - zaczął drżącym głosem. - Proszę, mój ojciec nie może się dowiedzieć — powiedział błagalnie — Moja rodzina straci wszystko — wyszeptał.
- Spokojnie — puścił go i pogłaskał kojąco. Nie dziwił się teraz wyborowi kuzyna. Sam z chęcią przygarnąłby tak słodkiego nałożnika — Wszystko zależy od decyzji twojego Pana.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Cyryl podszedł i stanowczo odgrodził go od uległego.
- Mam dla ciebie propozycję. Dość miłą, tak sądzę — powiedział z uśmiechem, odsuwając się trochę.
- Jaką? - zaczął odruchowo gładzić włosy klęczącego mężczyzny.
- Kochacie się z Aldarion'em? Miłością romantyczną? - spytał poważnie, widząc, jak ten go uspokaja.
- Oczywiście, że tak — powiedział szczerze i stanowczo.
Czy Nicholas byłby tak okrutny, by wykorzystać ich uczucie do własnych celów?
__________________________
Heeeeej!
Witam w kolejnym rozdziale. Siedzę w galerii i czekam na przyjaciółkę, której jak zwykle się nie śpieszy.
No nic, mam nadzieję, że wszystko u was okey!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top