Rozdział XLIX

- W takim razie moja propozycja cię zadowoli. Ta ziemia co prawda należy do ciebie, sam wiesz jednak, jak wielkie są długi twojej rodziny, dlatego jest u mnie w zastawie — powiedział bardziej do Aldariona.

- Oddasz mi ją całkiem. Zrzekniesz się praw do nazywania szlachetnie urodzonym i posiadania niewolników — tym razem spojrzał na Cyryla.

- Słucham? - powtórzył za nim mężczyzna, wyraźnie wstrząśnięty jego słowami.

- Słyszałeś, co powiedziałem. Nie zamierzam pozwolić, byś miał innych niewolników niż Aldarion.

- Aldarion... Nie jest niewolnikiem — wycedził, patrząc na niego intensywnie.

- Oh, no tak. Wybacz — uśmiechnął się przepraszająco do chłopaka z burzą loków.

- Dlaczego miałbym się zrzec tytułu? - zapytał w niezrozumieniu — Jaki to ma związek?

- Zrzekając się go, nie masz prawa do szkolenia niewolników — wyjaśnił — Poza tym ufam, że zastosujesz się do zasad umowy i nie będziesz miał ich w ogóle nawet dla siebie.

- Szkolenie tych psów to coś, za co otrzymuje ogromne wynagrodzenia. Wychodzi to na dobre zarówno mi jak i ich właścicielom w tym też im samym.

- Nie obchodzi mnie to. Oni cierpią — spiorunował go wzrokiem.

- Cierpią? - zaśmiał się — Powinni być wdzięczni za czas, jaki im poświęcam.

- I pewnie są, ale... Eliocie. Przyprowadź, proszę tego biedaka, sprzed drzwi — zdecydował się coś zaprezentować.

Mężczyzna od razu odwrócił się w stronę wyjścia i wyszedł, widząc tam zapłakanego chłopca — Chodź — powiedział kojąco.

- Chłopcze. Dlaczego płaczesz? Przecież nie miałeś nawet cienia szansy, by zatrzymać mnie przed wejściem tutaj...

Ten wpatrzony w ziemię załkał zagubiony, czując na sobie wzrok. Spojrzał na Cyryla i Aldariona.

On wiedział! Pan Nicholas wiedział! Przez niego...

- Przepraszam panie, Przep-Przep-przepraszam - szlochał roztrzęsiony.

- Powiedź mi kuzynie. Czy nie uważasz, iż to okrutne doprowadzać ich do takiego stanu? To tylko zwierzaczki. Potrzebują twardej ręki, ale nie aż tak bardzo. Jednak to nadal w pewnym stopniu ludzie...

- Popełnił błąd — powiedział mimo wszystko zły na niewolnika — Zabroniłem kogokolwiek wpuszczać. Zignorował to, więc zostanie ukarany. To działanie przyczynowo skutkowe — wyjaśnił.

- Nie był w stanie mnie powstrzymać. Nadal za to dostanie?

- Mógł się postarać bardziej — wycedził, będąc już wściekłym całą tą sytuacją.

- Cóż. Nie ważne zresztą — machnął dłonią — Eliot ukoi go trochę. Zaraz się zapłacze na śmierć — samemu spojrzał na swojego kuzyna — A więc zrobisz to?

- Cóż takiego? - westchnął.

- Zrzekniesz się praw — sprecyzował.

- A jeśli tego nie zrobię? - zapytał, starając się utrzymać swój głos spokojnie.

- Dobrze wiesz, co będę zmuszony zrobić — powiedział ciężko i spojrzał na Aldariona, który skulił się i zaczął połykać słone łzy.

- Ciii — Cyryl kucnął przy nim, zaczynając gładzić po włosach. Mógł znieść wszystko, ale nie łzy swojego ukochanego — Dobrze. - przygryzł wargę — Zrobię to...

- Nie martw się jednak. Jesteś moim kuzynem i choć nie dogadujemy się w niektórych kwestiach, wiem, że jesteś dobrym człowiekiem — położył mu dłoń na ramieniu — Dlatego też dam ci mój dom na wsi nad morzem. Mam tam spory teren z dwoma wioskami rybackimi, które przynoszą wystarczający przychód, byście żyli sobie w spokoju i dostatku do końca swoich dni.

Ten zamyślił się — Dlaczego to robisz?

Skąd ta decyzja? Czyżby te kundle aż tak namieszały ci w głowie? - zapytał.

- Poniekąd. Mam do nich serce i nie mogę patrzeć, jak cierpią. A właściwie też robię to dla ciebie. Możecie uciec. Żyć razem w szczęściu.

- Ale? - zapytał. Musiał być jakiś haczyk — Będziesz mnie kontrolował? Chcesz pieniędzy? Mów wprost!

- Właściwie jedynie zabronię ci posiadania niewolników i wyprowadzania się stamtąd bez mojej wiedzy. To tyle. Reszta zależy już od ciebie i twojego pieska.

- N-naprawdę... O niczym Pan nie powie mojej rodzinie? - zapytał słabo Aldarion.

- Nie, jeśli zgodzicie się na me warunki. Nie mam powodu, by niszczyć ci życie.

Cyryl wymienił spojrzenia z chłopakiem.

- Dobrze, przyjmuję twoje warunki — westchnął głęboko.

Wciąż nie był pewien czy ten nie planuje niczego więcej.

- Cieszy mnie to... I Cyrylu? - zwrócił się do niego -Naprawdę nie życzę Ci źle, wiesz o tym?

- Cóż... Nie wielu ludzi w głębi serca chce dobrze. Wierzę jednak, że ty również nie masz żadnych ukrytych intencji.

Nicholas położył mu dłoń na ramieniu i posłał kolejny uśmiech — A chłopak jest bardzo słodki. Życzę wam dobrego życia.

- Dziękuję, Panie — Powiedział Aldarion ulegle, na co Nicholas ruszył w stronę drzwi i się zatrzymał.

- Jeszcze jedno. Twoje wyrzeczenie się rodu wiąże się z tym, że nie ukarzesz chłopaka — powiedział, mając na myśli tego, którego właśnie uspokajał Eliot za drzwiami.

- Jeśli muszę — wzruszył ramionami — Jednak pamiętaj, że zbytnie pobłażanie im nie kończy się dobrze. Radzę Ci go ukarać.

Niewolnicy są przydatni tylko wtedy, gdy od czasu do czasu ich ukarzesz. Lekka chłosta mu nie zaszkodzi, a wybije z głowy pewne rzeczy.

- Patrząc, po jego zachowaniu wyglądał, jakbyś zaraz miał pozbawić go życia, a nie wychłostać — mruknął.

- Nazywam to zdrową dozą strachu, ale prawda jest taka, że dość rzadko dostają jakoś mocno po zakończeniu treningu.

Ten przekrzywił głowę.

- Kolejna rzecz. Dziś ja zdecyduję o nakarmieniu niewolników. Oraz ilości jedzenia, jaką mają dostać.

- Jeśli masz ochotę ich rozpieszczać to twoja wola — westchnął ciężko.

- Rozpieszczanie a ludzkie traktowanie to dwie zupełnie różne rzeczy. - odetchnął — Ale już nie przeszkadzam. Chcę jutro mieć dokument z twoją pieczęcią informujący o wszystkim, co ci zaproponowałem oraz na co się zgodziłeś. Oczywiście moja pieczęć również się tam znajdzie potwierdzając oddanie posiadłości wiejskich pod twoją pieczę.

- Dobrze, kuzynie — pogłaskał po włosach blondyna. Po tym jak Nicholas opuścił pomieszczeni, spojrzał na niego — Co o tym wszystkim sądzisz?

- Czy... Można mu zaufać? - zapytał cicho chłopak — Moja rodzina się nie dowie?

- Nicholas raczej jest godny zaufania. Może i dobrze się stało? Będziemy mogli żyć razem

- Boje się, że moim odejściem złamię matce serce — powiedział szczerze — Dla ciebie jednak zrobię wszystko, Panie.

- Napiszesz do niej list, powiesz w nim, że nie miłujesz swojej narzeczonej i uciekasz, by zacząć życie ze swoją prawdziwą miłością. Odwiedzimy ją kiedyś, dobrze?

Nie musisz się tym martwić — pocałował go w głowę — Wszystkim się zajmę...

- Będą mnie szukać. Jestem pewny — westchnął cicho — Ale to dobry pomysł.

- Na pewno będą. Musimy więc być gotowi do ucieczki. Wezmę część koni, nasze rzeczy. A ty możesz wziąć część kosztowności z domu, biżuterii i ubrań.

- Tylko to, co należy do mnie. Nie okradnę własnej rodziny. - powiedział pewnie.

- Oczywiście, głuptasie — zaśmiał się Cyryl.

- Panie — spojrzał na niego błagalnie — Czy mogę wziąć ze sobą...

- Cóż takiego? - pogładził go po lokach uspokajająco.

- Mojego kota... Aurora to moja miłość — powiedział, patrząc na niego — Ona jedyna mnie wspierała w naszej miłości.

- Oczywiście. Droga będzie długa, ale myślę, że uda się nam ją ze sobą przetransportować.

- Jest bardzo dzielna. Da radę — skinął głową i przytulił się do niego — Dziękuję, Panie

- Moja miłości — usiadł na łóżku i odsłonił męskość — To kosztowało mnie wiele nerwów. Wracaj do pracy.

Chłopak od razu z radością zaczął go ssać szczęśliwy. Cały stres zaczął z niego schodzić...

***

Nicholas wyszedł z Komnaty i spojrzał na Eliota wciąż uspokajającego niewolnika.

- Jak się czujesz? - podniósł jego brodę.

- Do-dobrze, Panie, przepraszam — zwiesił głowę niewolnik.

- Spokojnie — Przeczesał jego włosy. -Dostaniesz parę razy trzcinką, ale nic więcej.

- O-od ciebie, Panie? - zapytał, wciąż nie unosząc wzroku.

- Tak. Ode mnie. Zaprowadź mnie do miejsca, gdzie trzymacie narzędzia.

- Dziękuję, Panie — powiedział z wdzięcznością chłopiec, po czym wstał. Bał się, jednak wiedział, że nie ma gorszej kary niż ta wymierzana przez Pana Cyryla.

Eliot podszedł do swojego Pana i nachylił się nad nim — Dlaczego chcesz go karać? - spytał szeptem, nie rozumiejąc. - Nic złego nie uczynił...

- Ponieważ jeśli puszczę mu to płazem będzie zagubiony. Musi dostać, by poczuł się lepiej i nie obwiniał się później. Tak samo jest z Danzelem.

Ten skinął głową, na znak, że pojmuje i zgadza się z jego zamiarami.

- Nie bądź zbyt surowy — powiedział jeszcze, muskając wargami jego policzek,

- Nie zamierzam — pokiwał głową i przyśpieszył kroku, by mieć to jak najszybciej z głowy.

Niewolnik tymczasem zaprowadził go do obskurnej, nieco strasznie wyglądającej sali i otworzył szafę ze sporą ilością narzędzi. Na sam jej widok chciało mu się płakać.

- Dobrze. Zdejmij szatę i oprzyj się... - rozejrzał się dookoła, dostrzegając niewielki stół — Tutaj.

Następnie wyjął z szafy jedną z miększych trzcinek i machnął nią w powietrzu, sprawdzając jej giętkość.

- Położyć się, Panie? - zapytał zdziwiony chłopak klęczący przed nim.

- Górą ciała oczywiście. Nie cały. - poprawił — Chciałbym, żebyś przyjął wygodną pozycję.

- Pan Cyryl zawsze bił tak, jak klęczałem — przyznał chłopiec i uniósł się lekko.

Nicholas westchnął głęboko.
Mógł się tego domyślić...

- Cóż, ja biję inaczej. A raczej nie biję, a dyscyplinuję. Nie zamierzam się nad tobą znęcać.

Przyjrzał mu się. Chłopiec był zagubiony.

- J-ja, nie wiem jak mam się ułożyć, by było panu dobrze — wyszeptał od razu, czując strach — Przepraszam, P-panie.

- Spokojnie — pogładził go po włosach — Eliocie, pokażesz mu? - skinął do drugiego niewolnika.

- Oczywiście, Panie — mężczyzna podszedł do chłopca — Spokojnie, chodź — pomógł mu wstać. - Opierasz pierś tutaj tak, by biodra dotykały końca stołu — pomógł mu się ułożyć — Dobrze, właśnie w ten sposób. Teraz jedynie się rozluźnij i przyjmij karę.

Jasnowłosy pokiwał głową, nie mogąc wydusić ani słowa. Łzy mimowolnie spływały po jego policzkach. Pokiwał głową, próbując łapać oddech.

- Oddychaj — wymruczał Nicholas, po czym zaczął uderzać trzcinką w równych odstępach czasowych. Po pięciu przerwał.

Niewolnik zaciskał powieki, starając się przygotować, aż kara na dobre się rozpocznie. Na razie nie bolało tak bardzo. A przynajmniej nie był to tak mocny ból, jakiego doświadczał zazwyczaj. To była zapewne rozgrzewka. Zacisnął pięści...

Nicholas wymierzył mu jeszcze pięć razy, jednak po tym odrzucił kijek i pogładził go po pośladku — Jak się czujesz?

Niewolnik uchylił powoli oczy, patrząc na niego z dezorientacją.

Przerwa? Tak szybko?

- J-ja... Dobrze, Panie — odpowiedział szczerze — Wytrzymam karę Panie, obiecuję nie zemdleć!

- Uważam, że już ci wystarczy. Nie uczyniłeś niczego bardzo złego — pogłaskał go.

- A-ale... - chłopiec spojrzał na niego zdziwiony — Już koniec kary? - zapytał cichutko.

- Tak. Wybaczam Ci i ja i Cyryl — uśmiechnął się delikatnie.

Jasnowłosy uniósł się powoli i opadł na kolana — Dziękuję, Panie — przytulił się do jego nóg.

To nie mogło dziać się naprawdę... To na pewno był jakiś najpiękniejszy sen, o którym nie śmiał nawet marzyć...

____________________________

Dopiero kilka godzin a ja już mam dość, jestem strasznie zmęczona^^

A jak u was? Dajecie radę? Co sądzicie o decyzji Nicholasa?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top