Rozdział XLIV

- Danzel! - Nicholas podniósł się - Zatrzymaj się!

Chłopak na moment odruchowo zastygł w miejcu, jednak po chwili zaczął biec.

Nie zginie na arenie. Nie zniesie tego!

- Eliot.. - westchnął mężczyzna.

Nie czuł złości. Chłopak budową przypominał Kai'a i wiedział, że nie ucieknie daleko. Wiedział też, że kieruje nim strach a nie brak wierności. - Złap go - polecił jedynie.

Ten jedynie również westchnął i ruszył za nim w pogoń. Po jakimś czasie poszukiwań znalazł chłopaka skulonego obok strumienia. Nie był w dobrym stanie. Wypłakiwał sobie oczy, trzęsąc się cały.

- Oszalałeś? - zapytał wzdychając, po czym podszedł do niego - Wstawaj.

- Nie! Nie wrócę tam. Ja nie mogę umrzeć na arenie. Proszę, ja nie chcę - zaczął się przesuwać w stronę strumienia.

Eliot odetchnął.

- Nie będziesz umierał na żadnej arenie - złapał go szybkim ruchem i przerzucił przez ramię - Idziemy.

- Puszczaj mnie! - krzyknął, wyrywając się z całej siły. Dygotał, szarpiąc się. - Błagam, miej litość! Zabij mnie już teraz, proszę!

- Nikt nikogo nie będzie zabijał, uspokój się zanim rozgniewasz Pana - powiedział mocniej go przyciskając.

Chłopak skulił się w miarę możliwości milknąc.

Poddał się.

Całe jego siły umarły razem z ostatnią nadzeją na spokojną śmierć.

Po chwili Eliot puścił go tuż przed wciąż siedzącym Nicholas'em, który spojrzał z góry na chłopaka. Westchnął głęboko widząc jego przerażenie.

Niewolnik natomiast po prostu położył się na ziemi drżącą dłonią zrywając rosnącego obok kwiatka i przykładając go sobie do piersi. Nie płakał już. Po prostu się poddał.

- Danzelu - Nicholas spojrzał na niego smutno. Nie sądził, że chłopak ma aż taką traumę.

Ten nie odpowiedział popadając w calkowity marazm.

- Danzelu - powtórzył twardo - Spójrz na mnie. - rozkazał.

Odruchowo niewolnik podniósł puste oczy spoglądając na swojego Pana.

- Uspokój się - powiedział spokojnie - Jest dobrze.

- Tak, Panie - jego głos był martwy. Tak jakby chłopak całkiem się wycofał.

- Czego się boisz? - uniósł jego podbródek - Powiedz mi.

- Bólu, Panie - odpowiedział wpatrując się w niego

- Nie musisz się go bać. Jeśli będziesz mi wierny nie doświadczysz bólu - zapewnił - Nikt cię nie skrzywdzi.

- Pan nie wie na co stać Pana Cyryla - zaprzeczył, uciekając wzrokiem.

- Nie wiem, chcę się dowiedzieć żeby pomóc innym niewolnikom, którzy tutaj zostaną. Nie chcesz żeby cierpieli, zgadza się?

- Nie chcę, Panie. Ale my zasłużyliśmy na takie cierpienie. Tylko do tego się nadajemy - wyszeptał zbielałymi ustami.

- Nie mały, nie zasługujecie. Jesteście również ludźmi bez względu na to co mówią inni.

Chłopak znów skierował na niego zdziwiony wzrok. Nic z tego nie rozumiał.

Przecież przez tyle lat... Mówiono mu że mogą tylko zaspokajać Panów.

- Więcej ode mnie nie uciekniesz -  powiedział powoli.

- Nie ucieknę, Panie - powiedział bezpłuciwym tonem. Czekał jedynie na wymiar śmierci z jaką przyjdzie mu się zmierzyć.

- Myślę, że dziś nie pojedziemy już dalej. Zostaniemy tu na noc. Rozwijamy namioty. Kai - spojrzał na blondyna, który przyglądał się całej scenie.

- Oczywiście, Panie - Eliot razem z innymi zaczął rozkładać namioty.

- Tak, Panie? - blondynek podszedł do niego i opadł na kolana.

- Zajmij się nim. Jest w złym stanie.

- Jak sobie życzysz, Panie - chłopiec spojrzał na na drugiego niewolnika i pomógł mu wstać - Jak się czujesz?

Chłopak nie odpowiedział. Wciąż był roztrzęsiony, ale już powoli wracał do siebie.

- Chcesz się przytulić?

- P-przytulić? - powtórzył za nim chłopak.

- Tak - blondyn objął go ciasno i pogłaskał

Ten dość sztywno go objął - C-czy ja teraz umrę?

- Nie. Nasz Pan nie jest zły. Wie, że się bałeś.

- Strach jest zły... - powiedział cicho.

- Tak. Dałeś się trochę... ponieść. Ale to nic. Jestem Pewien, że Pan ci wybaczy

- Nie zasługuję by mi wybaczył ja... Uciekłem - nagle z mocą to do niego dotarło.

- Przede wszystkim spanikowałeś. Nie zrobiłeś tego w końcu specjalnie.

- Uciekłem od Pana... On chciał mnie ochronić. Teraz już nie będzie chciał, odda mnie... Panu Cyrylowi - chłopak zaczął płakać roztrzęsiony.

- Shhhh... - Kai zaczął go gładzić po głowie. - Mam pomysł. To wszystko stało się ponieważ zacząłeś myślałeś. Może przestaniesz i będziesz po prostu posłuszny naszemu Panu. Zapomnij o Panu Cyrylu. On nie jest ważny.

- On... A jak zmusi waszego Pana był jednak został z nim? Ja tego nie zniosę - pokręcił głową z płaczem.

-Posłuchaj mnie - wziął jego twarz w dłonie - Nasz Pan dotrzymuje obietnic. Bądź mu wierny i posluszy a napewno Cię nie zostawi.

Chłopak pokiwał powoli głową ocierając łzy - Możesz... Możesz zrobić to znowu?

- To? - przekręcił głowę ocierając mu łzy.

- To jak mnie objąłeś i... Przytuliłeś - spojrzał na niego błagalnie.

- Oczywiście - przytulił do siebie cieknowłosego i zaczął bujać jak dziecko. Widział już niewolników tak skrzywdzonych przez los, ale nigdy nie było mu dane z nimi porozmawiać.

Chłopak przymknął oczy.

- D-dziękuję - powiedział, po czym Kai nawet nie zauważył gdy Danzel zasnął w jego objęciach zmęczony stresem, płaczem i całym dniem.

Dopiero po chwili zawołał Eliota by ten przeniósł niewolnika do namiotu na spoczynek. Ten spał bardzo mocno i jedynie lekko się spiął gdy był podnoszony.

- Trzeba się nim zająć - przyznał Kai gdy ten już spał wraz z innymi.

- Co masz na myśli? - mruknął Eliot masując ich Pana.

- Jest bardzo skrzywdzony. Boi się własnego cienia. To... Przykre.

- Wątpię by dało mu się szybko pomóc. Panie czy nadal chcesz go wziąć do swojej rezydencji?

- Oczywiście - skinął głową Nicholas z przymkniętymi oczami oddając się przyjemnemu masażu - Uważasz, że to zły pomysł?

- Nie. Myślę, że zmiana środowiska będzie miała na niego dobry wpływ. Tylko problematyczna będzie kwestia jego wierności.

- To znaczy? - otworzył oczy spoglądając na niego.

- Nie ufa Ci i jest zastraszony Przez pana Cyryla. Dlatego podejrzewam, iż dziś tak się zachowywał. To dla niego sytuacja bez wyjścia. Musi złamać czyjś rozkaz.

- Dlatego nie widzę powodu by karać go za ucieczkę - stwierdził - Musi zdobyć moje zaufanie. Uwierzyć, że zamierzam go chronić...

- Jesteś dobry Panem, wiesz? - Eliot pocałował go w kark. - Może jakieś podstawowe zadanie z zaufania by mu pomogły?

- Masz jakiś pomysł? - zapytał.

- Myślę Panie, że ty nie musisz robić niczego prócz bycia sobą by pokazać Denzelowi, że jesteś dobrym człowiekiem i nie rzucasz słów na wiatr - przyznał Eliot

- Być może masz rację. Ale nie wiem co zrobić z resztą niewolników. Nie chcę ich tam zostawiać i jednocześnie nie chcę by Cyryl pałał do mnie żądzą zemsty.

- Ten mały zaczął mówić coś o... Jakimś człowieku. Może to on nam pomoże? - spojrzał na niego.

- Tak... Muszę się dowiedzieć kim on jest. Myślisz, że dziś jeszcze on da radę ze mną porozmawiać? Jest złamany, więc powinien mówić.

- Może jak chwilę odpocznie? Prosił mnie bym go dobił. - westchnął ciemnowłosy.

- Wykazuje takie myśli? W takim razie musi być pod strażą. Nie chcę by zrobił coś głupiego.

- Jest przerażony. Taka próba wierności dla niewolnika z urodzenia jest trudna. Był przyzwyczajony do służenia Panu Cyrylowi. A teraz nagle pojawiłeś się ty i twoje dobre serce. Chłopak jest skołowany i przerażony tym, że zdradza swojego pana. Trzeba mu dobitniej wyjaśnić, że ten nie zrobi mu krzywdy.

- Hm.. Zastanawiam się... Może pozwolę mu dziś spać w moim namiocie? Obok moich stóp powinien czuć spokój i będziemy mieli go pod kontrolą.

- To dobry pomysł. Twoja obecność powinna pomóc. Przywrócić mu wiarę w szczęście i brak krzywd.

- Pójdź po niego - westchnął, układając się na posłaniu i przymykając oczy.

Eliot skinął głową natomiast Nicholas wygodnie ułożył się na poduszkach przymykając oczy - A ty co o tym sądzisz? - spojrzał na Kai'a.

- To dobry chłopak, Panie. Był dla nas miły. A twoja obecność przynajmniej na mnie działa kojąco, na niego może zadziała podobnie.

- Ty jesteś mój - przysunął go do siebie i pocałował w głowę - Twoje miejsce jest przy mnie.

Kai wyglądał jakby zaraz miał zemdleć z rozkoszy. Nic nie dawało mu większej  przyjemności niż bycie przy Panu. Wtulił się w ciepłe ciało - Tak, Panie.

Przerwał im jednak wchodzący do namiotu Denzel.

- Panie - padł znów na twarz spodziewając się teraz kary. Był już na nią gotowy.

Mężczyzna podniósł się do pozycji siedzącej cały czas gładząc Kai'a po głowie jak kota, po czym spojrzał na chłopaka - Czy już się uspokoiłeś? - zapytał spokojnie.

- Tak, Panie - powiedział bardzo cicho, jednak na tyle głośno by Pan go usłyszał

- Dobrze - uniósł jego podbródek chcąc zajrzeć mu w oczy. Patrzył się tak przez chwilę bez słowa. Jego źrenice były rozszerzone w lęku - Spokojnie, nie musisz się bać.

- Przepraszam, Panie - starał się ukoić tak szybko bijące serce. Pan pewnie nie lubił okazywania słabości.

- Strach jest naturalny. - zapewnił gładząc go po policzku. - Niewolnicy tacy jak ty żyją w nim nieustannie. Ale to się zmieni. Powiedz mi czego teraz się boisz? Chcę wiedzieć szczerze.

- Tego co mnie spotka za moje zachowanie. Boję się tego bólu, Panie.
- powiedział całkiem szczerze.

- Czyli boisz się mojego okrucieństwa. Tego, że cię ukarzę - odetchnął, po czym znów nakierował na siebie jego wzrok - Ale ja tego nie zrobię.

- Dobrze, Panie - zadrżał lekko.

Czyli tak jak się spodziewał zostanie oddany Panu Cyrylowi. Jego oczy zaszły łzami.

- Nikt inny również - naprostował - Nie zmieniłem zdania. Zabiorę cię ze sobą.

Chłopak szczerze zdziwiony uniósł na niego wzrok w którym istkrzyly się iskierki nadzieji. - Dziękuję, Panie. I tak bardzo przepraszam, ja już więcej nie ucieknę nie wiem co we mnie wstąpiło - padł mu znów do nóg.

- Panika - stwierdził - I owszem. Nie chcę by twoja ucieczka jeszcze się powtórzyła. Tą ci wybaczę ale za kolejną spotkają cię konsekwencje.

- Oczywiście, Panie... - powiedział ze ściśniętym ze wzruszenia gardłem - Dziękuję, Panie.

- Chodź do mnie - przysunął go do siebie, przytulając lekko widząc, że chłopak na nowo zaczął płakać - Już dobrze.

- Przepraszam, Panie - wyjąkał wiedząc, że nie powinien płakać. Naprawdę dziś nie zachowywał się tak jak on. Szybko opanował łzy.

- Płacz. To nas oczyszcza. Nie zabraniam ci tego. - powiedział, gładząc go po plecach.

Słysząc rozkaz Pana rozkleił się już całkowicie. Tak dawno mógł ostatnio płakać bez strachu, że dostatnie za to chłostę. Łzy płynęły po jego policzkach.
Mężczyzna tymczasem gładził go cały czas dając mu tyle czasu ile potrzebuje. Czuł, że zmierza to w dobrą stronę i chłopak może być naprawdę wierny.

Po dłuższej chwili Denzel uspokoił się patrząc na Pana z nie wymuszoną tczcią. Był teraz dla niego jak bóg albo anioł.

- Dziękuję - wyszeptał słabym głosem

Ten uśmiechnął się lekko i przetarł jego łzy z policzków - Już jest dobrze, teraz już nikt nie zrobi ci krzywdy - zapewnił.

- Tak bardzo dziękuję, Panie - Powtórzył ponownie uśmiechając się szczerze.

- Będziesz spał dziś ze mną - zdecydował - Ale najpierw chcę abyś dokończył to o czym mówiłeś...

Chłopak zadrżał lekko wiedząc z czym wiąże się spanie z Panem, ale nie martwił się tym. Dla Pana może nawet cierpieć. Czuł że jest mu to winny.

- Chce Pan wiedzieć o uległym Pana, tak?

Nicholas skinął głową - Opowiedz mi o nim.

- Aldarion z rodu Damenów - powiedział cicho - Na początku sądziliśmy, że został sprzedany w niewolę, jednak potem okazało się, że przychodzi do Pana Cyryla sam z siebie. On chce by traktować go jak niewolnika. Mówił, że sprawia mu to przyjemność.

- Damenowie... - powtórzył - Bardzo szanowany bogaty ród. - Lucjusz trzyma te dynastię. Aldarion jest jego synem. Nie mialem z nim styczności, jednak słyszałem o nim. - pokiwał powoli głową - Ciekawe hańbienie rodziny. - powiedział zamyślony.

- Dlatego Pan Cyryl powiedział, że nie możemy nikomu o tym powiedzieć. A ja nie chcę żeby Alderion'owi coś się stało. To dobry człowiek, naprawdę Panie!

Mężczyzna pokiwał głową z lekkim uśmiechem - Chociaż w nim macie wsparcie. Nie martw się. Jemu nic się nie stanie.

- Dziękuję, Panie - ten też się uśmiechnął.

Zdrada Cyryla nadal go bolała, jednak skupiał się na byciu dobrym dla swojego prawowitego Pana - Pan Cyryl bardzo go kocha - dodał jeszcze - Traktuje go podobnie Jak Pan Kai'a - spojrzał na mężczyznę głaszczącego blondynka.

Ten uśmiechnął się delikatnie. Gdyby Aldarion urodził się niewolnikiem i tak nie dorównał by mojemu Kaiowi - uśmiechnął się, gładząc młodszego po włosach.

Kai przyłasił się do dłoni Pana - Dziękuję, Panie - powiedział zadowolony.

- Więc czas spać. - zadecydował Nicholas. - Będziesz spał obok moich nóg. Wiesz, że to zaszczyt prawda?

- Tak, Panie - powiedział szczęśliwy i pokiwał intensywnie głową.

__________________________

Macie dzisiaj trochę dłuższy ^^

Witam was w ten wtorkowy poranek, i dziękuję, za tak dużą aktywność na naszej grupie. Oczywiście tych, którzy chcieli by do niej dołączyć macie link na tablicy.

Miłego dnia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top