Rozdział XLIII
Przez pierwszy kawałek drogi niewolnicy szli pieszo obok koni. Jednak gdy oddalili się wystarczająco. Nicholas zażądał postój i podszedł do Denzela.
- Chodź tutaj - powiedział, przywołując go bliżej siebie.
Mężczyzna opadł przed nim na kolana, raniąc je sobie o ostre kamienie - Tak, Panie?
- Chciałbym aby coś było jasne - powiedział surowym tonem.
- Tak, P-panie? - spytał przerażony
Jego sarnie oczy zalśniły, jednak nie dał po sobie poznać żadnych emocji.
- Wszystkie rozmowy i wydarzenia do jakich tutaj dojdzie mają pozostać między nami. Czy rozumiesz? - spojrzał mu w oczy.
- Oczywiście, Panie - pokiwał głową. - Czy... Pan Cyryl... - urwał.
- Dokończ - uniósł dłońmi jego podbródek.
- Czy on również ma nie wiedzieć? - zapytał nie patrząc Panu w oczy. Był tak nauczony.
- Zadam Ci jedno pytanie. Jeśli skłamiesz, ukarzę cię - powiedział stanowczo.
- Oczywiście, Panie - unikał cały czas jego wzroku. Bał się że i za to mu się dostanie.
- Czy Cyryl kazał Ci opowiedzieć o tym, co się tutaj dzieje i o moich poczynaniach?
Niewolnik na chwile zamilkł.
Czy to był jakiś test, komu będzie wierny? Pan Cyryl przecież powiedział mu, że nie może wyjawić prawdy Panu Nicholas'owi.
- Nie zrozumiałeś pytania? - uniósł brew.
- J-ja - poczuł jak łzy napływają mu do oczu
- Ty? - powiedział twardo.
- Pan Cyryl zabronił Panu mówić. Tak bardzo przepraszam - skulił ramiona, przygotowując się na nadchodzący ból.
- Czego mówić? Nie igraj ze mną - wycedził.
Chciał go nastraszyć.
Niewolnik szybko się zastanowił.
Pan Nicholas był milszy. Może go ochroni..? Z drugiej jednak strony od niego dostałby mniejszą karę... - Pan kazał mi potem zdać relację - wręcz wyszeptał.
- Z tego co będzie się tutaj działo? - zapytał już spokojniej.
- Tak, Panie - wyjąkał, czując jak łzy spływają po jego twarzy.
Czy teraz umrze? Czy jego Pan go zabije?
- Nie płacz - uniósł jego twarz i otarł łzy - Spójrz na mnie.
Podniósł śliczne niebieskie oczy na swojego Pana.
Tak bardzo się bał...
- Przepraszam, Panie. Już nie będę płakać - starał się zebrać do kupy.
Ten ze spokojem znów otarł łzy z jego twarzy - Cyryl Cię nie skrzywdzi. Wciąż wszyscy należycie do mnie i bez mojej zgody nie pozwolę by podniósł na Ciebie rękę. - powiedział stanowczo.
- Kiedy Pan wyjedzie, Pan Cyryl mnie zabije. Dopełni tego co chciał zrobić ostatnio - chłopak skulił się w kulkę na ziemii. Dotarło do niego, że wydał na siebie wyrok.
- Więc wyjedziesz ze mną. - stwierdził ze spokojem
- Panie..? -spytał zdziwiony.
Dostąpi takiej łaski?
- Okazałeś mi lojalność. Wybrałeś wierność mi więc zostaniesz ze mną. Cyryl Cię nie skrzywdzi - zapewnił.
- Tak bardzo dziękuję, Panie - padł mu do stóp, znów raniąc się o kamyki.
Ten pogładził go po włosach.
- Już dobrze - powiedział prostując się - Nie przeciagajmy. Czas ruszać. Jesteś gotowy?
- Tak, Panie - wstał szybko otrzepując się.
- Potrafisz jeździć konno? - zapytał, podchodząc do swojego ogiera.
- Nie, Panie - spojrzał na niego z przestrachem.
- Eliocie? - będziesz z nim jechał - Kai - tym razem zwrócił się do blondyna - Ty pojedziesz ze mną.
- Oczywiście, Panie - odpowiedzieli razem a Kai uśmiechnął się.
- Jak się czujesz? - spytał El, podchodząc do ich nowego członka rodziny.
- J-ja... - Danzel spojrzał na niego - Wciąż w to... Chyba nie wierzę. To sen?
- Być może. A teraz... Siedziałeś chociaż kiedykolwiek w siodle?
- Nie - pokręcił głową - Przecież niewolnicy nie mogą. To... Niedopuszczalne
- Nasz Pan ma inne postrzeganie tego co wolno a czego nie - wyjaśnił. - A teraz wsiadaj
- To nie jest takie straszne - Zapewnił Kai uśmiechając się lekko - Ja też się bałem.
Eliot podsadził niewolnika na siodło i obserwował go z uśmiechem
- Pan nigdy nie pozwalał dotykać swoich koni. Mówił, że nie jesteśmy tego godni... - powiedział delikatnie dotykając miękkiej sierści.
- Ten wasz Pan nie jest dobrym Panem. - wyjaśnił Eliot. - Podoba Ci się? - wsiadł za nim na siodło.
- Jest trochę wysoko - przyznał wystraszony.
- Spokojnie. Nie pozwolę Ci spaść. Ale nawet jeśli tak by się stało to boli definitywnie mniej niż dostanie batem.
- Bat boli, ale są gorsze rzeczy - przyznał bardzo cicho spuszczając głowę.
- Gorsze? - objął go pocieszająco. Chciał poznać też tego niewolnika.
Chłopak delikatnie podwinął swoją tunikę wskazując na kilka płaskich znaków wypalonych na swojej skórze jedna koło drugiej.
- Oh... Nosisz jego znaki? - spytał łagodnie?
- To... Było za krzyki - powiedział - I za strach...
- Biedny... Nasz Pan jest dobry. Zazwyczaj nawet nie karze nas batem. A i zamiast wypalania znaków stosuje obroże. Będzie Ci u nas dobrze.
- Nasz karał nas też za płacz... Wasz Pan tak nie robi? - zapytał z nadzieją.
- Nie, zresztą widziałeś. To dobry człowiek. Zamiast nas karać, ociera nam łzy.
Denzel uśmiechnął się lekko.
- Będę czuł się źle jak zabierze tylko mnie... A, reszta zostanie - powiedział smutno.
- Niestety na to chyba nic nie poradzimy - westchnął ciężko - Ale Pan obiecał, że spróbuje pomóc też reszcie. Przecież dostajecie już trochę więcej jedzenia prawda?
- Odrobinę. Ale pewnie się to zmieni gdy wasz... Nasz Pan wyjedzie. Wtedy...
- Wtedy..? - spytał przytulając go do siebie - Co tu się działo kiedy Pana tu nie było?
- Wtedy znów będzie dawał nam mniej jedzenia i robił różne złe rzeczy. Nie chcę żeby oni cierpieli.
Nicholas podjechał do nich słysząc to.
- Czyli mam rozumieć, że kiedy mnie tu nie ma Cyryl traktuje was jeszcze gorzej?
- Panie... - chłopak zwiesił głowę miętoląc w palcach grzywę rumaka.
- Mów -powiedział kojącym tonem - Ja jestem twoim prawowitym Panem. Nie masz mieć przedemną tajemnic.
- Pan Cyryl... Jest czasami bardzo okrutny. Bardziej niż robi to na pokaz Panie - powiedział czując łzy w oczach - Najgorsze są tresury...
- Tresury? Na czym one polegają? Czy używa czegoś innego niż bata? - dopytał widząc jego zachowanie.
- Oczywiści, Panie - powiedział zaczynając się trząść na samo spojrzenie.
- Powiedz mi. Co było najbardziej okrutne? - wiedział że zmuszanie chłopaka do mówienia nie było najlepsze ale musiał wydobyć z niego te informacje.
- Ogień? - zaczął cicho - Różne próby albo... Psy.
- Psy? - warknął.
Nie podobało mu się to.
Nie powinno się tak traktować istot ludzkich.
- Tak, Panie. Bardzo się ich boję. Po tym jak... Rozszarpały jednego z niewolników za to, że stłukł kielich Sir Cyryla.
- Tego już za dużo! - warknął wzburzony - Tak.... Będę musiał to okrycić jak tylko wrócimy. Eliocie pogłaszcz go proszę po głowie za mnie - rozkazał.
- Oczywiście, Panie - ciemnowłosy zaczął gładzić jego włosy uspokajająco - Pan nie pozwoli na waszą krzywdę, nie martw się
Danzel wtulił się w bruneta.
Bał się. Na samo wspomnienie było mu niedobrze.
- Pana Cyryla nie da się powstrzymać...
- Czemu tak sądzisz? - dopytał Nicholas jadąc spokojnie obok nich gładząc po włosach Kai'a siedzącego przed sobą.
- On... Nie zmieni się. Jego uległy już próbował go przekonać - Złapał się nagle za usta gdy uświadomił sobie co powiedział.
- Uległy? - powtórzył powoli mężczyzna.
- J-ja. Nikt taki - wybełkotał kuląc się
- Nikt taki? - powtórzył Nicholas - Mów.
- Pan Cyryl zabronił mówić. Jestem taki niedobry - wbił sobie paznokcie w dłoń tworząc ranę.
- Eliot - Mężczyzna spojrzał znacząco na ciemnowłosego, który momentalnie złapał jego rękę - Przestań - rozkazał Danzelowi.
Chłopak wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Miał ochotę się rozpłakać i uciec, ale nie mógł. Za bardzo się bał.
Nicholas odetchnął głęboko. Wiedział jak zmusić by chłopak zaczął mówić - Zejdź z konia - powiedział samemu zeskakując ze swojego rumaka.
Danzel zsunął się z siodła przy pomocy Eliota. Padł na twarz przed ich Panem.
- Wstań - polecił twardym głosem.
Chłopak powoli podniósł się z ziemi, jednak nie wyprostował. Nie chciał bardziej rozgniewać ich Pana. Nicholas w tym czasie rozejrzał się spostrzegając duży kamień na którym usiadł
- Chodź tutaj i połóż głowę na moim udzie.
Chłopak spodziewał się kary, bata, czekokolwiek a nie... leżenia w nogach Pana. A może to jakaś nowa, bardzo bolesna metoda tortur? - pomyślał.
Ułożył się przy nim cały spięty. Jedynie dzięki treningowi powstrzymywał drżenie
ciała.
Ten poprawił jego głowę układając bokiem jego pliczek. - Zamknij oczy.
Chłopak delikatnie przymknął oczy tak jak rozkazał jego Pan. To było takie... przyjemne.
Wtedy mężczyzna zaczął gładzić jego włosy spokojnie - Pamiętasz co powiedziałem? - zapytał w spokoju.
- J-ja... O których swoich słowach mówisz, Panie? - spiął się jeszcze bardziej. Nawet w czymś tak prostym zawiódł.
- Mówiłem, że Cyryl Cię już nie skrzywdzi. Możesz powiedzieć mi wszystko, nie pozwolę Cię tknąć - zapewnił.
- Pan Cyryl i tak znajdzie sposób - powoli zaczął się rozluźniać, czując miarowe głaskanie.
- Nie wierzysz swojemu Panu? - uniósł brwi.
- Nie..! Przepraszam Panie. Przepraszam, przepraszam -zaczął mamrotać.
- Ciii - znów wrócił do gładzenie go - Ochronię cię, ale najpierw powiedz mi prawdę.
- Chce Pan wiedzieć o Aldarionie - spytał poddańczym tonem. Jednak to gładzenie go uspokajało.
- Tak... Kim on jest? - zapytał spokojnie.
Mężczyzna zaczął się hiperwentylować. On chciał być dobrym chłopcem. Chciał powiedzieć. Ale nie mógł. Wszystkie ślady po treningach jakby na nowo zapłonęły.
- Danzelu, mam powtórzyć pytanie? - zapytał miękko.
- Nie mogę, Panie. Przepraszam, ale ja nie mogę. - W końcu zaczął się trząść jak w febrze.
- Sprzeciwianie się roli Pana nie jest zbyt dobre - powiedział - Co zrobiłby Cyryl na moim miejscu
- On by...zabił mnie Panie. Ale jeśli Panu powiem to i tak mnie zabije. Ja... - podniósł głowę patrząc na las przed sobą.
Nie chciał umierać na Arenie...
- Mów, mały - pogładził jego policzek.
Danzel przełknął ślinę przerażony, po czym podniósł się i płacząc zaczął biec przed siebie. Włożył w to cały swój strach.
___________________________
Dzień dobry moi drodzy!
Wrzesień zaliczony, jak wam minął? Mi całkiem w porządku, ale czuję, że październik będzie jeszcze lepszy. : D
A tak ps. Co sądzicie o Danzelu? ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top