Rozdział XIV
Zarzucił na siebie niedbale ubranie. Była już ciemna noc a on znajdował się w absolutnej ciemności oświetlanej jedynie pochodniami przy posiadłości, która znajdowała się dalej.
Usiadł na ciepłej trawie, ogrzanej przez letnie słońce. Spojrzał na księżyc nad sobą. Czy tym teraz jest? Zhańbioną kurwą?
Łzy na nowo zaczęły spływać po jego policzkach. Na całe szczęście w pobliżu nie było nikogo, kto mógł by zobaczyć jego chwilę słabości i jego... Łzy.
Po chwili usłyszał jednak ruch w zaroślach. Wynurzył się z nich Kai z kocami i koszykiem z jakimiś przedmiotami.
- Słyszałem co się stało. Przybiegłem jak najszybciej podejrzewając, że możesz tu być. - powiedział miękko, współczującym głosem.
Eliot od razu przysunął dłonie do twarzy chcąc jak najszybciej otrzeć łzy.
- Zostaw - poczuł jego małą dłoń na swoim nadgarstku - Czasami to... Pomaga - powiedział wolno.
- Odejdź, Kai. Nie chcę by ktokolwiek widział mnie w takim stanie. - wyszeptał, kuląc się w kłębek i wracając do szlochania. Nie z bólu, ten już właściwie przeszedł, a z upokorzenia.
Chłopak na to objął go ramionami chcąc dać mu wsparcie - Nie, zostanę. - powiedział, zaczynając głaskać go po plecach. Wziął kocyk otulając dookoła - Już dobrze. Wszystko będzie dobrze. Pierwszy raz zawsze jest najgorszy.
- Nigdy nie wrócę do domu... - powiedział powoli - Nigdy...
- Ale... sam mówiłeś, że to jest nasz dom - wskazał na ruiny za nimi. - Razem go tam zbudujemy.
Ten przeniósł na niego wzrok i uśmiechnął się lekko dotykając jego policzka - Tak... Zbudujemy go.
- Właśnie. Więc nie smuć się już - uśmiechnął się do niego ciepło i pocałował w czoło.
Eliot objął go i przytulił do siebie. Chłopak naprawdę mu pomagał.
- Już późno, powinniśmy już wracać. Zarządca zawsze w nocy sprawdza czy wszyscy są w barakach - powiedział cicho Kai po jakimś czasie.
- Nie dam rady patrzeć tym ludziom w oczy - powiedział szeptem i skulił się w kłębek.
- Tam, każdy z nas już to przechodził - powiedział, głaszcząc go po włosach - Ja też, byłem dzieckiem i pamiętam, że... - spojrzał w niebo - Po tym nie mogłem sobie poradzić.
- Ci Panowie to potwory. Dlaczego oni nas tak krzywdzą? - wtulił się w swojego współbrata. Czuł się tak bardzo bezbronny.
- Pan nigdy mnie nie skrzywdził, zawsze jest delikatny - przyznał - Mój pierwszy raz... W ciągu jednej nocy zrobili to siedem razy. Chodź, może więcej, ale wtedy straciłem już przytomność.
- Oh... bydlaki. - otarł swoje łzy by przytulić do siebie chłopaka. - Jak można tak skrzywdzić dziecko?
Ten wzruszył ramionami.
- Wtedy byłem już niewolnikiem. Mogli... Mogli to zrobić.
- Ludzie nie powinni się tak zachowywać - westchnął, po czym podniósł się. Sięgnął po bukłak z wodą do koszyka chłopaka. - Mogę? Muszę się obmyć.
- Oczywiście - podał mu go - I spokojnie, nikt nie zauważy, że coś zaszło. Było by dziwnie gdyby było na odwrót. - pocieszył go.
- Ta... - westchnął oczyszczając swój odbyt z resztek spermy - Sen dobrze mi zrobi. Jutro zaczynam pracę w stajni - uśmiechnął się do niego słabo i zaczął kierować w stronę domu.
- Naprawdę? To chyba... Dobrze? - zapytał niepewnie.
- Tak. Nawet bardzo. Nie dość, że będę miał dostęp do koni to i też do narzędzi.
- Po co ci... Narzędzia? - przekrzywił głowę Kai.
- Cóż. Po pierwsze, żeby przeciąć obrożę, a po drugie przydadzą mi się do przeżycia w lesie.
- Nadal o tym myślisz? - westchnął cicho - Mówiłem ci to się, nie uda... - pokręcił głową.
- Dlatego muszę to dobrze zaplanować by się udało - dotarli do swoich kwater. Eliot udawał, że wszystko jest w porządku i tylko lekko zaczerwienione oczy go zdradzały.
Dwójka innych niewolników niekoniecznie się nimi zainteresowała. Sam opiekował się pobitym chłopakiem gładząc go po plecach.
- Em... Eliot? - zapytał cicho blondyn, gdy zgasili już palące się w pomieszczeniu świece?
- Tak? - spytał chłopak.
- Chcesz żebym... Spał z tobą? - spytał powoli.
- Nie trzeba, Kai. Dziękuję - powiedział trochę zbyt chłodno. Nie chciał jednak by reszta miała go za słabego.
- Dobrze - powiedział niewolnik lekko zmieszany i położył się na posłaniu.
***
Minęło kilka dni od feralnej nocy, w której... Marzenia Eliota o powrocie do domu stały się nie do splenienia. Przy życiu utrzymywała go jednak ucieczka, jaką planował odkąd tylko tu przybył. Starał się być posłusznym i nie wzbudzać podejrzeń. Wciąż zadowalał Pana każdej nocy i mimo wyraźnej odrazy, jaką do niego czuł, musiał dobrze grać. I chyba mu się to udawało.
W stajni już pierwszego dnia znalazł konia, który przypadł mu do gustu. Tak, ten będzie idealny do szybkiej ucieczki tego pewnego, pięknego dnia, który miał nadejść już niedługo.
Westchnął przeczesując czarną grzywę rumaka i jego sierść. Gdy tylko mógł, spędzał w stajni każdą wolną chwilę. Tylko tutaj mógł zapomnieć kim był...
- Eliot? - do stajni wszedł Kai - Znów siedzisz tu cały dzień - wywrócił oczami i podszedł stając jednak w sporej odległości od konia. Bał się tak wielkich zwierząt.
- Wybacz - zaśmiał się, podchodząc do chłopaka i głaszcząc go po włosach - Jeśli masz czas, możemy iść do naszego domku. Już prawie go skończyłem.
- Nie wiem jak ty się go nie boisz - powiedział przyglądając się zwierzęciu - Jest ogromny.
- To dobre zwierzę. Szybkie i wytrzymałe - pochwalił ślicznego ogierka - Chcesz go pogłaskać?
- C-co? N-nie, on mnie ugryzie - otworzył szerzej oczy.
- Chodź dzieciaku - zaśmiał się mężczyzna, zachodząc go od tyłu i zmuszając do podejścia do konia - On jest uroczy, tak jak ty.
- A-a-a, a jak mnie kopnie? - powiedział, lekko się opierając gdy stał już blisko niego.
- Spokojnie. Obiecuję, że nic ci nie zrobi - wziął jego dłoń i poprowadził na bok konia. Który z resztą postawił uszy i spojrzał na chłopaka radośnie.
- N-napewno? - zapytał cicho, gdy jego dłoń od wierzchowca dzieliły milimetry.
- Tak - uśmiechnął się do niego, samemu głaszcząc konia i odcinając chłopakowi drogę ucieczki.
Kai zagryzł wargi, po czym bardzo ostrożnie położył dłoń na miękkiej sierści i otworzył zaciśnięte oczy. Nic się nie stało... Przesunął delikatnie głową przeczesując jego gładkie włosy - Nie, nie ugryzł mnie - powiedział radośnie.
- Widzisz. Musisz mi czasem ufać - puścił go, podchodząc do rumaka by pogładzić jego łeb - Jak ci się podoba?
- Ma taką miękką sierść... - przyznał, głaszcząc go delikatnie. Taką przyjemną i ciepłą.
- Pan wymaga żebym codziennie je wyczesywał, dlatego są takie miękkie. - wyjaśnił Eliot.
- Czy to trudne? - zaciekawił się.
- Nie za bardzo. To jak czesanie włosów - poszedł po szczotki i podał jedną chłopakowi - Spróbuj. - zaczął prowadzić jego rękę.
Ten delikatnie czesał konia z ognikami radości w oczach. To było naprawdę emocjonujące uczucie.
- Jeśli nie masz lepszego zajęcia, możesz mi tu pomagać - zaproponował, przytulając się do ciepłego konia.
- A właśnie, zupełnie zapomniałem - chłopak otworzył szerzej oczy - Przyszedłem tu, bo Pan kazał ci powiedzieć, że wieczorem wybierzemy się na targ.
- Idziemy obydwaj? Nigdy mnie jeszcze nie zabierał - zdziwił się
- Tak, bo ostatni raz byliśmy tam gdy zabraliśmy cię z pod pręgierza - przypomniał mu - Zazwyczaj wszystkie rzeczy kupują ludzie Pana. Czasami niewolnicy. Rzadko kiedy Pan wychodzi samemu, jednak widocznie teraz nie może powierzyć tego zadania nikomu innemu.
- W porządku. Może być nawet zabawnie. - przyznał, uśmiechając się serdecznie do swojego przyjaciela.
***
Nastał wieczór. Słońce nie prażyło już tak mocno i powoli chyliło się ku horyzotnowi. Był to idealny czas na przechadzki i załatwienie spraw na mniej zatłoczonych ulicach i rynkach.
Tak też uznał i Nicholas, który wraz ze swoimi dwoma niewolnikami nie spiesząc się, wyszedł po za bramy przyglądając się ludziom. Nie zakuł ich w łańcuchy. Wiedział, że ucieczka była by bardzo niemądrym pomysłem, tragicznym w skutkach. Oni również to wiedzieli. Przynajmniej taką miał właśnie nadzieję.
Niewolnicy trzymali się swojego Pana nie chcąc się zgubić. Cieszyli się pozorną wolnością, jaką dawał brak okowów. W pewnym momencie zobaczyli coś nieprzyjemnego. Młodziutki, nagi niewolnik z ciężką obrożą został złapany przez dwóch strażników. Wokoło zrobiło się zamieszanie.
- Ty mały kundlu. Należysz do Pana Hirona. Musiałeś mu zwiać, prawda? - uśmiechali się bezlitośnie ściskając jego włosy. - Oh, ależ to będzie zabawa jak już cię mu oddamy. Może pozwoli nam popatrzeć. - mówił, wymierzając my kilka uderzeń cienkim rzemieniem.
Od razu przykuło to ich uwagę. Z resztą nie tylko ich, ale także ich Pana, który od razu się zbliżył widząc jak ci zaczynają kopać i bić chłopaka. Miał około 14 lat i bardzo pokaleczone ciało. Łzy spływały po jego twarzy a on kulił się pod ścianą, starając się zasłonić głowę przed uderzeniami.
- Co tu się dzieje? - warknął Nicholas, podchodząc bliżej, na co dwoje niewolników podąrzylo za nim.
- Złapaliśmy tego psa jak próbował sam przejść przez bramę, Panie. Nie ma zgody od swojego Pana, a poza tym ostatnio, podobno jeden z niewolników Sir Hirona zniknął. A on ma obrożę, z jego inicjałami. Przepraszamy, że zakłóciliśmy Pana spokój.
Ten przeniósł wzrok na niewolnika, który cały zapłakany z rozkrwawioną wargą i sińcem na policzku płakał, wciąż mocno trzymany za włosy przez jednego ze strażników.
- Należy do mnie - powiedział przerywając ich połączenie wzrokowe Nicholas.
- Ale... - strażnicy od razu puścili niewolnika - Panie.. Co on robił w centrum miasta bez zgody, a do tego prawie nago - Jeden z nich zmarszczył brwi niedowierzając.
- Czyżbym miał się przed tobą tłumaczyć? - zapytał z powagą w głosie, po czym dodał - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to wykupiłem go od Sir Hirona dziś rano. Jest nagi, bo tak zdecydowałem. Kwestionujesz to?
- Nie, oczywiście, że nie Panie. Przepraszamy - odsunęli się o parę kroków puszczając chłopca, który momentalnie się skulił. - To... My już pójdziemy. Proszę wybaczyć pomyłkę - Jak naszybciej uciekli.
Niewolnik podniósł wzrok na Nicholas'a.
- Dziękuję, Panie - powiedział z wdzięcznością - Ale... Tak naprawdę mnie Pan nie wykupił, prawda? - wyszeptał drżącym głosikiem.
Ten spojrzał na niego z wyższością.
- Nie - zaprzeczył, przyglądając się jego skórze. Niemal w każdej jej części malowały się pręgi i sińce. Przeniósł wzrok na inicjały na jego obroży - Należałeś do niego?
- Tak, Panie. On mnie torturował, choć tak bardzo starałem się być dobrym niewolnikiem. Robiłem wszystko... Musiałem uciec, proszę niech mnie Pan mu nie oddaje - zapłakał przysuwając się do niego i obejmując jego nogi. - Błagam,
P-panie.
- Miałem okazję go poznać - skinął głową. - Cierpienie dzieci sprawiało mu prawdziwą uciechę...
- Tak, Panie. Nawet nie miałem szansy... Tak bardzo się starałem, a on i tak mnie dręczył. Jeszcze trochę i to by mnie zabiło - pociągnął nosem patrząc na Pana z błaganiem - Proszę... - wyłkał.
- Nie zasługuje na to posiadać chodź jednego psa - powiedział z zamyśleniem mężczyzna, po czym odetchnął przyglądając się jego obroży - I trzeba się tego pozbyć. Samemu tego nie zrobisz. - dodał po czym wyprostował się dostojnie - Pójdziesz ze mną. Nie oddam cię temu okrutnikowi. - zdecydował na co niewolnik u jego stóp zaczął płakać głośniej z wdzięczności.
Ten człowiek był taki dobry, czy zasłużył na jego dobroć?
———————————————————
Część szczeniaczki!
Dzisiaj mam świetny nastrój i świetny dzień, przez jedną małą istotkę, którą z resztą znacie.
Jak się podobał rozdziałek, co sądzicie? Niko podjął dobrą decyzję? ❤️❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top