Rozdział LXVII
Nicholas chodził po swojej komnacie jak tygrys w klatce. Trzy kroki w prawo, obrót i znów trzy kroki w lewo. Mnóstwo myśli krążyło po jego głowie zwłaszcza takie, które zdecydowanie nie powinny.
Czy on oszalał?!
- Panie...? - usłyszał cichy zaniepokojony głos chłopaka, który wszedł do pomieszczenia.
Kai nie wyrwał go jednak z rozmyśleń.
- Tak? - zapytał jednak poniekąd łagodnie.
- Wszystko dobrze, Panie? - uklęknął przy jego stopach, patrząc w górę swoimi wielkimi niebieskimi oczami.
- Wiele myśli krąży mi po głowie. Takich, które nie powinny — delikatnie pogładził go po włosach, zaczesując kilka kosmyków z ucho.
- Mam nie przeszkadzać Panie? - zapytał chłopak bardzo cicho, na co Nicholas pokręcił głową.
- Nie.... W zasadzie — jego oczy rozbłysły — Wręcz przeciwnie...
- Jak mogę ci służyć mój Panie? - zapytał z nadziają w głosie.
Tak bardzo lubił być potrzebny...
- Będę potrzebował, żebyś... - zamyślił się — Uciekł...
- P-panie? - wytrzeszczył oczy, nie rozumiejąc.
Czyżby się przesłyszał?
- Tak... Właśnie tak — spojrzał w dół na jego oblicze i kucnął, by mieć na równej wysokości jego twarz.
Mimo to wciąż był jednak wyższy.
- Ale... ja nie chcę uciekać Panie! Proszę, pozwól mi ze sobą zostać. J-jeśli zrobiłem coś nie tak, to się poprawię! - obiecał, mając już łzy w oczach.
- Ciii — położył mu palec wskazujący na wargach i pogładził lekko — Spokojnie, nie o to chodzi...
Kai pociągnął nosem przestraszony i przytulił się do ręki.
Nie wyobrażał sobie życia bez swojego Pana!
- Posłuchaj mnie teraz, dobrze? - usiadł na łożu i przywołał chłopaka do siebie.
- Oczywiście Panie. Zrobię dla ciebie wszystko -uklęknął pokornie, patrząc na niego oczami szczenięcia.
- Czy Eliot... Wspominał coś o odejściu stąd? - zapytał, odchylając się na posłaniu.
- Dawno temu Panie. Jeszcze przed wyjazdem do Pana Cyryla — przyznał cicho.
Czy zdradza teraz swojego brata?
- Co dokładnie mówił... To dla mnie bardzo ważne. - zastrzegł.
- Um... - zaciął się, spuszczając wzrok — Ale on już nie chce uciekać Panie. Jestem pewien!
- Kai... - spojrzał na niego wymownie — Chcę wiedzieć wszystko.
Niewolnik skinął głową.
- Chciał ukraść narzędzia ze stajni. Przeciąć obrożę a po tym wziąć jednego z koni i na nim uciec do lasu, gdzie miał zamiar się ukryć.
Nicholas uniósł brwi w zaskoczeniu, patrząc na chłopaka i powoli skinął głową.
- J-jest Pan na niego zły? - niemal wyszeptał.
- Czy dalej ma taki plan? - zapytał.
- Nie Panie. Nie mówił nic o ucieczce od dłuższego czasu. Przysięgam!
- To się okaże — pokiwał głową z zamyśleniem
Kai nie za bardzo wiedział, co ma zrobić, więc najzwyczajniej w świecie siedział obok niego.
- Dostaniesz zadanie, liczę, że wykonasz je właściwie...
- Zrobię dla Pana wszystko — zapewnił pokornie.
- Dobrze — uśmiechnął się — Dziś razem z Eliotem pójdziecie na targ, przynieść kilka potrzebnych mi rzeczy.
- Oczywiście Panie. Jakie rzeczy?
- Mam wrażenie, że zioła się skończyły. Dowiedz się z kuchni czego konkretnie potrzeba — powiedział, na co Kai zmarszczył lekko brwi.
Zazwyczaj to zarządcy raportowano o potrzebie zakupienia takich rzeczy i on się tym zajmował, zdecydowanie nie zajmując takimi bzdurami głowy ich Pana. Tymczasem teraz...
- Oczywiście Panie. Już się tym zajmuję — Wstał powoli.
- Zaczekaj — zatrzymał go i odetchnął — Jest... Jeszcze coś.
- Co takiego Panie? - skłonił głowę.
- Chcę byś nakłonił Eliota do ucieczki gdy tam będziecie — powiedział, patrząc uważnie na niewolnika.
- Do ucieczki? Ale Panie...! - uniósł wzrok, nic nie rozumiejąc.
- Ale? - przekrzywił głowę.
- Jak mam to zrobić? - zapytał, wiedząc, że nie wypada mu pytać o cel.
- Jesteście blisko... Myślę, że znajdziesz sposób. Nie chcę, by wiedział, że ci o tym powiedziałem. - mruknął — Ufam ci Kai, wierzę, że wypełnisz moje polecenie.
- Ale... Mam uciec? T-tak na zawsze? - skulił się.
- Nie... - pokręcił głową — Ostatnimi czasy czuję do Eliota dużo większe zaufanie. Nie chciałbym się zawieść względem niego. Dlatego poddam go sprawdzeniu.
- Czyli mam tylko sprawdzić, czy chciałby ze mną uciec, tak mój Panie? - odetchnął z ulgą.
Naprawdę nie chciał odchodzić od Pana.
- Tak, pójdzie z wami jeszcze Carvin. Tak naprawdę jesteś do tego potrzebny, gdyż z tego co dostrzegłem, Eliot nie odszedłby bez Ciebie.
- Najpewniej tak by było Panie — pokiwał głową, drżąc na całym ciele.
Ten od razu to zauważył — Co się dzieje?
- To nic Panie. Tylko się zdenerwowałem -wyjaśnił, siląc się na lekki uśmiech. - Wolałbym umrzeć niż być daleko od Pana.
- Nie chciałbyś być wolny? - zapytał z lekkim zdziwieniem. - Większość niewolników tylko o tym marzy przez całe życie.
- Nie Panie. To jest moje miejsce. Tu jest mi dobrze, przy moim Panu. Życie bez Pana na wolności wydaje się straszne — skrzywił się.
- Dlaczego? Nie chciałbyś samemu za siebie odpowiadać? Iść gdzie tylko chcesz i kiedy chcesz?
- Nie Panie. Tak jest idealnie. Nie chciałbym być wolnym. Teraz czuję się bezpiecznie. Przy Pana nogach.
- Dobrze, jesteś moim chłopcem Kai — pocałował go w głowę.
- Dziękuję Panie — uśmiechnął się szeroko -Naprawdę Pana miłuje całym mym sercem.
Nicholas na to uśmiechnął się lekko — Liczę, że mnie nie zawiedziesz — wyszeptał mu do ucha.
***
Eliot otarł czoło, czując mocne słońce na swoim ciele. Zerknął na Kai'a.
Pan wysłał ich dziś po jakieś zioła i przyprawy. Nieco dziwiło go to, że nie wysłał z nimi żadnej eskorty tak, jak robił to zazwyczaj.
Kai wyglądał na nieco zdenerwowanego, gdy dobierał dokładnie wszystkie przedmioty. Rozglądał się na boki sztywno.
Carvin stał za nimi, przyglądając im się, natomiast Eliot, patrzył podejrzliwie na zachowanie młodszego niewolnika.
- To chyba wszystko — wymamrotał blondyn, zaczynając bawić się swoimi dłońmi — Eliot... ja... rozmawiałem z Carvin'em i mamy propozycję.
- Jaki pomysł? - zapytał, na co mężczyzna złapał go za ramię.
- Nie tutaj — rozejrzał się wokoło.
Kai spuścił wzrok i całą trójką udali się do jednej z ciemnych uliczek. Eliot spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami. Nie rozumiał, co się dzieje.
- Co tu robimy? - zapytał, na co Carvin uśmiechnął się, spoglądając na Kai'a.
- Mamy... Pewien plan. - rzekł.
- Nie chcę tu już być Eliocie. - wyszeptał tymczasem drżącym głosem Kai — Chcę być wolnym. Pan od sytuacji z Loras'em inaczej mnie traktuje, ja... chcę razem z tobą uciec...
- Kai...? O czym ty mówisz na boga? - zapytał z niedowierzaniem.
- Tak będzie lepiej — wtrącił drugi niewolnik — Taka jest nasza decyzja. Uważam, że ty również zasługujesz na wolność, więc wtajemniczamy Cię. W końcu... Tego chciałeś.
- Kai. Ja... - odetchnął, zastanawiając się nad tym. Teraz gdy miał przed sobą wizje wolności... Nie wydawała mu się ona aż tak kusząca. Nie chciał zostawiać Nicholasa. - Może wrócimy do domu i porozmawiasz z Panem? Przecież go miłujesz! On Ciebie również!
- Chcesz nas wydać? - Carvin zbliżył się o krok, marszcząc gniewnie brwi.
- Nie, nie bądź głupi. Nie jestem taki. Ale wiem, że ucieczka nie jest dobrym pomysłem -wymruczał zdenerwowany — Wróćmy do domu i... przemyślcie to sobie. Tam jest wam przecież dobrze. Nicholas'owi pękłoby serce gdyby się dowiedział!
- Serce? - zaśmiał się mężczyzna — Najpierw musiałby je mieć z resztą... Dwóch czy trzech niewolników nie sprawiłoby, że brakłoby mu ich do pracy. Ma ich ponad dwudziestu innych. Poradzi sobie.
- Carvin co w ciebie wstąpiło? Przecież znasz Nicholasa. Ostatnio wiele się zmienił! -przysunął do siebie Kai'a, jakby chcąc go obronić przed drugim, nachalnym niewolnikiem.
- We mnie nic, bardziej co w Ciebie. Wcześniej marzyłeś o możliwości ucieczki a teraz? Boisz się...?
- Nie, nie boję się, ale nie mam zamiaru zostawiać naszego Pana — warknął i szarpnął Kai'a za ramię — Idziemy do domu.
- Spodziewałem się po tobie czegoś innego, jednak Twoja wola — wzruszył ramionami, na co Eliot prychnął jedynie.
- Nie waż się nigdy więcej próbować wmanewrować w ucieczkę mojego brata -ostrzegł ciągnąć za sobą jasnowłosego — A ty? Czemu Kai? Przecież wiesz, że Pan cię uwielbia. Bywa czasem oschły, ale...!
Ten zwiesił głowę — Proszę, nie krzycz na mnie — powiedział drżącym głosem.
- Co ci odbiło Kai? - powiedział zdenerwowany, prowadząc go przed siebie — Chcesz o tym porozmawiać? Pan zrobił ci jakąś krzywdę? -zapytał, łagodniejąc gdy zobaczył łzy w oczach chłopaka.
- Nie, oczywiście, że nie — pokręcił głową.
- To dlaczego chciałeś uciec? Carvin próbował cię zastraszyć, tak?
- N-nie - pokręcił głową i podszedł do niego, wtulając się w jego muskularne ramiona.
- Kai...? - Eliot mocno go do siebie przytulił -Już, już dobrze. Nie powiem o tym Panu, nie martw się.
- Powinieneś — powiedział, patrząc na niego prosząco.
- To tylko... moment słabości. Pan nie musi o nim widzieć — spojrzał mu w oczy.
- Chcę, żebyś to zrobił Eliocie — powiedział niemal szeptem.
- Mały, Pan cię za to ukarze. Nie ma takiej potrzeby — westchnął, niezadowolony — Nie dam rady patrzeć, jak ci się dostaje.
Ten nic już nie odpowiedział, przymykając oczy — Cieszę się, że się na to nie zgodziłeś.
- Czyli jednak Carvin cię do tego zmusił? Skoro się cieszysz? - spojrzał na mury rezydencji.
Kai pokręcił głową — Chodźmy do Pana — poprosił jedynie.
- Dobrze... - powiedział z ciężkim sercem, już po kilku minutach wchodząc do komnaty mężczyzny.
Nicholas stał na tarasie, przyglądając się widokom przed sobą. Odwrócił się, słysząc kroki za sobą.
Eliot westchnął, unikając wzroku Nicholasa. Jeśli jego przyjaciel chciał się przyznać, będzie musiał zrobić to sam.
________________________
Wielkimi krokami zbliżamy się do epilogu, czuję nieco smutek z tego powodu, że kończymy te książeczkę : (
Ale za to szykujemy wam nową, tym razem przeniesiemy akcję do Starożytnej Grecji.
Macie ochotę dowiedzieć się czegoś więcej? ✨🌱
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top