Rozdział LXIII
- To dla mnie nie do pomyślenia — Nicholas upił łyk wina, patrząc na siedzącego naprzeciw siebie mężczyznę, od którego otrzymał w podarku pierścień.
- Że niewolnik zrobił coś takiego? - zapytał ten, gładząc swojego chłopca, teraz siedzącego przy jego kolanie.
- Niewolnik czy nie niewolnik — pokręcił głową — Kradzież jest obrzydliwa.
- Oni potrafią zrobić wiele by zwrócić na siebie uwagę. Tak jak pies oddający mocz na środku posadzki by tylko Pan na niego spojrzał.
- Kai mi jednak zaimponował — wymamrotał do siebie w zamyśleniu.
- A to dlaczego? - starszy mężczyzna rozłożył się wygodniej.
- Nie sądziłem, że jest zdolny mu przebaczyć tak szybko. Ja jego miejscu domagałbym się konsekwencji dla kogoś, kto zrzucił na mnie winę.
- To dobry dzieciak i jak widać o wielkim sercu. To się ceni — zaznaczył — Tak właściwie jaka jest relacja pomiędzy nim a tym — wskazał na Eliota.
- W zasadzie bardzo dobre pytanie — Nicholas sam zerknął na Eliota, oczekując jego odpowiedzi.
- Jest dla mnie jak brat Panie — powiedział dość sztywno. Nadal nie przywykł do rozmów z patrycjuszami.
- Tylko brat? - Teodoro uniósł brew.
Eliot uniósł wzrok, nie za bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
- A... kim innym miałby dla mnie być?
- Wygląda jakbyś... Był dla niego czymś dużo więcej — odparł — Współżyjecie ze sobą?
- Oczywiście, że nie Panie — skrzywił się wyraźnie. - To byłoby dość obrzydliwe. Jak współczucie z rodzeństwem.
Ten pokiwał głową — Uwielbiam gdy pomiędzy moimi niewolnikami dochodzi do tak silnej więzi emocjonalnej. Miłości, ale nie cielesnej — uśmiechnął się — To piękne...
- Od razu milej przebywa się w ich obecności prawda? - Nicholas się zgodził i zerknął na jego niewolnika — A on? Ma jakiegoś przyjaciela w twoim stadzie?
- Mam go od niedawna. Jest nieśmiały i nie zostawiam go na razie w posiadłości pod moją nieobecność — wyjaśnił.
- Poza tym to pomaga z nowymi niewolnikami gdy przebywa ze mną w każdej chwili swojego życia. Do tego może jeść tylko z mojej ręki i tylko ja mogę podwinąć mu szatę, by mógł się załatwić. To sprawia, że stają się tak słodko przywiązani. Prawda, lwiątko? - pogładził go za uchem.
Chłopiec pokiwał głową — Tak, mój Panie — odpowiedział słodkim, melodyjnym głosem.
- Czyj jesteś? - zapytał, patrząc na niego czule.
- Tylko twój, mój Panie — jego usta rozświetlił uśmiech.
- Chcesz zobaczyć sztuczkę przyjacielu? -zapytał Nicholas'a, z rozbawionym błyskiem w oku.
- Z chęcią — skinął głową.
Teodoro uniósł szatę niewolnika odsłaniając jego genitalia. Wyjął z kieszeni mały patyczek i bardzo delikatnie włożył w odbyt chłopaka. Wolną dłonią objął jego prącie i zamruczał -Gotowy lwie? - poruszył lekko patyczkiem.
- Tak, mój panie — powiedział szczęśliwy, oddychając spokojnie.
Dotyk Pana sprawiał mu prawdziwą radość.
- Dojdź do mnie — powiedział, a chłopak bez żadnej stymulacji wytrysnął na posadzkę. Jego Pan zaśmiał się serdecznie — Przyjemne, prawda? - spojrzał na drugiego mężczyznę.
- Intrygujące — przyznał Nicholas, unosząc brwi — Jak do tego doszliście?
- Wiele godzin treningu. Kiedyś był w stanie dochodzić jedynie na komendę bez wkładania niczego w swoje wnętrze, ale teraz już tego nie potrafi. Musi być wypełniony. Prawda lwie? - pogładził go po kości ogonowej i opuścił jego szatę.
- Będę ćwiczył tak długo, aż wrócę do tej umiejętności, Mój Panie — powiedział, tuląc się do jego dłoni.
- Oj mały, przecież rozmawialiśmy o tym. Nie chcę, byś ją posiadał. Po to ćwiczyliśmy -pocałował czubek jego głowy i zerknął na Eliota — Mogę ci zdradzić jak to osiągnąć jeśli chcesz wyćwiczyć swoje słodziaki.
Eliot uniósł brwi, spoglądając na Nicholas'a, na co ten zaśmiał się jedynie — Myślę, że to nie jest konieczne.
- Każdy ma inne preferencje. Kocie zliż swoje mleczko. Nabrudziłeś — wskazał na posadzkę.
- Już mój Panie! - powiedział i zaczął ze smakiem zlizywać wydzielinę.
Eliot wydął usta, patrząc na to z obrzydzeniem. W tym człowieku było coś dziwnego...
- A to kolejny trening. Przez parę dni się ich głodzi, a potem daje do jedzenia tylko spermę. Potem dokłada się resztki dla zwierząt i w końcu ich małe główki zanotowują smak spermy jakoś coś przecudownego — pogładził chłopca po głowie.
Ciemnowłosy niewolnik patrzył na to z mieszanką podziwu i współczucia. Podejście tego człowieka do chłopca również było... Dziwne.
Mężczyzna, widząc jego wzrok, zaśmiał się serdecznie — Ależ spokojnie. Mój lew to lubi, prawda? Napewno bardziej niż śmierć na arenie — gdy już skończył, posadził go sobie na kolanach i przytulił do klatki piersiowej.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Kai z Lorasem od razu klękając przed Nicholas'em.
- Panie — Kai odezwał się posłusznie -Skończyliśmy już rozmowę...
- Nie zmieniłeś decyzji? - mężczyzna przeniósł niechętny wzrok na drugiego niewolnika.
- Nie Panie. Wybaczam mu. - powiedział pewny swego. Nie chciał, aby jego nowy przyjaciel cierpiał.
Ten skinął głową i znów spojrzał na Lorasa.
- Dostąpiłeś wielkiej łaski — rzekł sucho.
- Wiem Panie. Bardzo dziękuję za litość — opadł na twarz.
- Nie mi dziękuj — wymruczał — Ja z pewnością wyciągnąłbym konsekwencje twojego czynu. Właściwie rzecz ujmując i tak wyciągnę. Nie zostaniesz tutaj. Nie wiem jeszcze gdzie. Nie będzie to złe miejsce, znajdę takie, gdzie nic nie będzie ci zagrażać. Ja jednak nie zgodzę się, na twoje pozostanie w tym domu.
W oczach chłopca zaiskrzyły łzy. Czuł, że musiałoby być zbyt pięknie, by była to prawda. Kai od razu go do siebie przysunął i spojrzał na właściciela prosząco. Było mu żal Lorasa.
- Ja go wezmę — odparł po chwili Teodoro, przyglądając się przerażonemu chłopakowi.
Nicholas nie krył zaskoczenia.
- Naprawdę? Chcesz go? - Zmarszczył brwi a oczy Lorasa zalśniły z nadzieją.
Ten Pan był miły...
- Tak, ten chłopak potrzebuje dotyku i miłości. Nie wiadomo czy tam, gdzie go sprzedasz, mu to zapewnią.
- Cóż. Nie będę się spierać, ale czy jesteś pewny, że chcesz przyjąć do siebie złodzieja? On nie zbił niechcący kielicha, tylko próbował zrzucić winę na innego niewolnika.
- Działał tak pod wpływem zazdrości. Jestem gotów dać mu drugą szansę jeśli tylko zechcesz oddać go pod moje skrzydła.
- Oczywiście. Nie widzę żadnych przeciwwskazań. Możesz nawet wziąć go za darmo.
- Nie... Już zbyt wiele pieniędzy od Ciebie wyciągnąłem. Dostaniesz za niego... - zamyślił się - 100 złotych monet.
Nicholas jeszcze bardziej się zdziwił -Jeśli sądzisz, że jest tyle wart. Proszę bardzo, należy do ciebie — zdjął z jego obroży plakietkę ze swoim nazwiskiem i popchnął chłopca lekko pod nogi drugiego mężczyzny.
- Podziękuj Panu za łaskę — powiedział, patrząc na chłopaka.
- Dziękuję Panie — padł na twarz, zalewając się łzami. Jednak nie były to łzy smutku a szczęścia.
- No już mały — ten pogładził go po głowie — Nie płacz, nie musisz się obawiać.
- To nie z obawy Panie — zapewnił, tuląc się do dłoni.
- Nie? - uśmiechnął się lekko, gładząc jego policzek.
- Nie. Cieszę się, że nie trafię na targ -przymknął oczy i zadrżał na tę pieszczotę.
- Nie trafisz, nie bój się — zapewnił, po czym klęknął w swoje kolana — Czas na mnie, a teraz i na nas — odparł.
- Do zobaczenia Przyjacielu — Nicholas objął go na pożegnanie i trójka ruszyła do rezydencji Teodoro.
Nicholas odetchnął głęboko i oparł się o ciało Eliota — Sądzisz, że... Dobrze postąpiłem?
- Oddając go? Myślę, że to najlepsze co mogłeś zrobić dla tego chłopaka. Choć metody tamtego Pana są dla mnie trochę dziwne, to Loras powinien być szczęśliwy.
- Z pewnością bardziej niż tutaj. Może nieco zbyt surowo zdecydowałem, że go sprzedam, jednak emocje znów wzięły nade mną górę. Dobrze się jednak stało, uważam, że u Teodoro będzie mu lepiej. Da mu to, czego ja prócz wam, nie potrafię dać nikomu innemu.
- Napewno wszystko dobrze się skończy. A my... może popracujemy nad twoim dochodzeniem na komendę? To musi być przyjemnie — Eliot wyszeptał mu do ucha.
- Nie zapominaj się mój drogi — powiedział głębokim głosem — Nie mam takiego talentu.
Ciemnowłosy zaśmiał się ciepło i mocno przylgnął umięśnionym ciałem do swojego Pana.
Tak. Wszystko układało się bardzo dobrze...
__________________________
Jakby ktoś nie widział jeszcze rozpiski w profilu rozdziały na tę książkę będą pojawiać się w każdy czwartek ❤️🌼
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top