Rozdział LVIII

- Coś się stało? - Zapytał Eliot, jedząc kawałek chleba, spoglądając na przygnębionego Kai'a

- Ten chłopak... Chyba za mną nie przepada - stwierdził smutno — Zrobiłem coś nie tak?

- O kim mówisz? - zmarszczył brwi ciemnowłosy.

- Lorasie — odetchnął, bawiąc się potrawką w swoim talerzy.

- On? Przecież to spokojne jagnię. Może trochę strachliwy, ale to zapewne przez przejścia.

- Tak, ale jest dla mnie nieuprzejmy — westchnął, kuląc ramiona.

- Nieuprzejmy? - zmarszczył brwi Eliot — Zranił Cię w jakiś sposób? - dotknął jego policzka czule.

- Powiedział, że mam go nie dotykać a dotknąłem jego ramienia, bo wyglądał na smutnego...

- Może był zmęczony lub gorzej się czuł? - zapytał łagodnie Eliot, głaszcząc go w uspokajającym geście.

- Być może — przysunął się do mężczyzny i oparł o jego ramię.

- Och widzę, że ktoś jest spragniony uwagi — przytulił go do siebie.

- Potrzebuję, żebyś mnie objął — otarł się o jego rękę.

- Chodź — pocałował go w czoło — Jeśli to z powodu tego chłopaka czujesz się źle, to osobiście mogę to z nim wyjaśnić. - rzekł poważnie.

- Nie, dam sobie radę. Napewno nie chciał być specjalnie niemiły — rozpłynął się w jego ramionach.

- A cóż wy tu wyprawiacie? - zapytał Nicholas, wchodząc do pomieszczenia.

Kai od razu odsunął się od umięśnionego mężczyzny, spadając z jego kolan do tyłu. Szybko jednak podniósł się do klęku i zwiesił głowę.

- W-wybacz Panie...

- Spokojnie — pogładził go po włosach — Coś się wydarzyło? Czy to po prostu dzienna porcja miłości?

- Kai ma dziś gorszy dzień — wyjaśnił Eliot — Potrzebuje opieki.

- Coś się stało? - usiadł w fotelu i poklepał swoje udo — Chodź, możesz się oprzeć.

Niewolnik od razu podpełznął do niego z radością i ułożył głowę na jego nodze owiniętej jedynie materiałem białej tuniki.

- Już dobrze, mój aniele -zamruczał mężczyzna, bawiąc cię jego włosami.

Kai niemal zamruczał na to określenie i przymknął oczy — Dziękuję Panie.

- Może pójdziemy do ogrodu? Muszę się rozluźnić — odetchnął, patrząc na Eliota i wyciągnął do niego ręce — Zaniesiesz mnie.

Ten uśmiechnął się — Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, mój Panie. Kazać przygotować jedzenie w altanie?

- Tak, niech Kai to zrobi — pozwolił się podnieść przez umięśnionego niewolnika.

Ten uśmiechnął się jedynie. Nicholas ważył może trochę więcej niż Kai, jednak i tak po tylu latach fizycznej pracy, mężczyzna uniósł go bez większej zgryzoty.

***

Już po chwili siedzieli na werandzie. Nicholas ułożył się na szerokiej klatce piersiowej Eliota, a Kai siedział między ich nogami.

- Brakowało mi tego — powiedział, oddychając — Może powietrze nie jest tak czyste, jak w letniej rezydencji, jednak...

- Dom to dom — zakończył za niego Kai, a za co został nakarmiony truskawką.

- Jak Loras i Danzel? Zaaklimatyzowali się już? - zapytał, przymykając oczy.

- Danzel przystosował się bardzo dobrze. Loras ma problemy, ale to będzie przejściowe -powiedział Eliot, całując swojego Pana po szyi.

Ten machnął dłonią do stojącego nieopodal niewolnika — Przyprowadź mi ich — powiedział jedynie.

Dość szybko pojawili się chłopcy, opadając na kolana i czekając na dalsze polecenia.

- Jak się czujecie? Czegoś wam trzeba? - zapytał mężczyzna, patrząc po nich, dalej nawijając kosmyki Kai'a na palce.

- Nie Panie. Wszystko jest idealnie — odezwał się Danzel szczęśliwy, a Loras zerknął na nich z zazdrością i wyszeptał.

- Jest Dobrze Panie. - Zmrużył nieco oczy, patrząc na Kai'a, leżącego na udach Pana i na jego dłoń głaszczącą po głowie niewolnika.

Miał ochotę rzucić mu się do gardła. Kiedy go nie było, to jego Pan tak głaskał. Chciałby, by znów to zrobił...

Po chwili do ust chłopaka włożona została kulka winogrona. Kai zamlaskał, smakując, po czym pocałował swojego Pana w dłoń, który pogładził jego policzek.

Oczy Lorasa zawilgotniały... Skulił ramiona i spojrzał w ziemię, nie mogąc już znieść tego widoku.

Dlaczego to nie mógł być on? Co takiego robi źle?

Zawsze tak bardzo chciał być kochany, przy kimś, kto okaże choć trochę współczucia i miłości. Widząc to u innych, tak bardzo tego pragnął...

Po policzku spłynęła mu jedna samotna łza. Czuł, jak serce rozpada się na kawałki. Szybko jednak je otarł i znów spojrzał na Pana, który wskazał na poduszki nieco dalej.

- Możecie usiąść.

- Dziękujemy Panie — Danzel widząc stan przyjaciela, pociągnął go na poduszki i pomógł zakryć oczy.

Ten przysunął się do niego bliżej, opierając głową o ramię drugiego niewolnika tak, by było im wygodnie.

- Zdecydowałem zrobić przyjęcie z okazji mojego powrotu — powiedział w końcu Nicholas, przerywając ciszę, jaka zapadła.

- Przyjęcie? - Eliot zdziwił się wyraźnie.

- Spotkanie z innymi właścicielami ziemskimi — wyjaśnił.

- Brzmi całkiem ciekawie — uśmiechnął się -Aczkolwiek jeśli sądzisz Panie, że będę robić za garsona, to się mylisz — skrzywił się, podając mu truskawkę do ust — Tylko dla ciebie mogę nim być.

- Czyżbym dostąpił twojej łaski? - uniósł brew.

- W rzeczy samej — przekazał mu kolejny owoc, tym razem swoimi ustami.

Nicholas mimowolnie się uśmiechnął się — Kai... - powiedział, spoglądając na niewolnika, z na wpół przymkniętymi oczami.

- Tak Panie? - zamruczał, oblizując wargi.

- Wyślesz zaproszenia do Panów, których wybiorę. Dziś wyślesz gołębia.

- Oczywiście Panie. To będzie dla mnie zaszczyt, móc ci służyć. Czy mam też przygotować harem? - zapytał niepewnie.

- Nie — zdecydował po na myśli — Jedynie sala główna ma być przygotowana.

- Oczywiście Panie. Zaraz przekażę wszystko zarządcy — skinął głową.

- Idź — mruknął, dając mu na odchodne kolejny smaczny owoc — Chcę, by wszystko było idealnie dopracowane. Planuję wyprawić przyjęcie już jutrzejszego wieczora.

- Czy mogę wziąć ze sobą Danzela? - spytał jeszcze Kai — Wcześniej był Majordomusem, może mi pomóc, Panie — poprosił słodko.

- O — spojrzał na chłopaka — Dobry pomysł, nic mi o tym nie wspominałeś — spojrzał na wspomnianego niewolnika.

- Nie śmiałem Panie — pochylił głowę ulegle.

Loras jedynie odwrócił wzrok. On nie pełnił żadnej pożytecznej funkcji w poprzednim domu.

Był tak beznadziejny...

- Czym się zajmowałeś? Pełniłeś funkcje zarządcy? - zapytał ciekawy.

- Byłem jednym z koordynatorów, Panie -wyjaśnił.

- Zazwyczaj do tej funkcji mianuje się starszych niewolników. Przynajmniej tutaj, a ty wyglądasz, jakbyś nie miał jeszcze nawet dwudziestu wiosen.

- Pan Cyryl twierdził, że nadaje się do przyjmowania batów za innych i nie jestem aż tak głupi, jak reszta. Tak więc poradzę sobie z tym zadaniem.

- Na czym dokładnie polegało twoje zadanie...? - zapytał powoli, nie do końca rozumiejąc.

- Pilnowałem, by wszyscy byli na swoich miejscach i zachowywali się odpowiednio. Jeśli tak nie było, to ja dostawałem największą część kary, by nie zaniżać wartości reszty niewolników, Panie.

- Nawet gdy sam nie miałeś z tym nic do wspólnego? - zapytał z niedowierzaniem Nicholas.

- Tak Panie — skinął głową.

- Nie pochwalam takich metod — pokręcił głową — Są dla mnie nie do pomyślenia.

Chłopak odetchnął z ulgą — Zrobię, co Pan każe, Panie -obiecał jednak

- Tego jestem pewien — skinął głową z uśmiechem — Jak minęła wam noc?

- Bardzo dobrze Panie. Dziękujemy, że wziął nas Pan do siebie — odezwał się znów Danzel, a drugi niewolnik jedynie przytaknął.

- Dobrze, przygotujcie się, będziecie podawać trunki gościom. Kai pokaże wam, jak to robić. Ktoś was zaraz do niego zaprowadzi — odparł i wygodniej się oparł — Eliocie, ty zrób mi masaż.

***

Po chwili chłopcy stali już razem z Kai'em w pomieszczeniu przeznaczonym do ćwiczeń. Loras patrzył w podłogę wyraźnie naburmuszony.

- To bardzo łatwe, musicie tylko uważać, by nie wylać wina — uśmiechnął się przyjaźnie chłopak.

- Nie jesteśmy głupi — mruknął niechętnie jasnowłosy, biorąc od niego tackę.

- Wcale tak nie uważam — powiedział Kai, wycofując się lekko — Pod wpływem stresu czasami się mylimy albo trzęsą nam się dłonie. To zupełnie norm...

- Może tobie, pupilku. Tym którzy przeszli prawdziwy trening takie błędy się nie zdarzają — z gracją pomknął po pomieszczeniu, nie uroniwszy ani kropli wina.

- Wybacz, chcę po prostu być pewien, że wszystko pójdzie, jak trzeba — uśmiechnął się — Pan kazał mi tego dopilnować, a więc...

- Jak widzisz, ja potrafię robić to dobrze — podał mu z powrotem tacę i znów próbował zabić wzrokiem.

- Cieszę się, Pan będzie z Ciebie napewno zadowolony — wysłał mu życzliwy, aczkolwiek niepewny uśmiech.

- I tak nie bardziej, niż z ciebie — warknął, a Denzel uderzył go w tył głowy.

- Cóż — Kai zmieszał się lekko — Dobrzy i wydajni niewolnicy są chlubą dla Pana. Będzie zadowolony...

Loras zamilkł, patrząc w ziemię. Miał ochotę po prostu zabić Kai'a. Gdyby go tu nie było, Pan zajmowałby się nim.

Blondyn w tym czasie tłumaczył im dokładnie co i jak mają robić. A w zasadzie tylko Danzelowi, który słuchał z ciekawością, co jakiś czas o coś pytając.  W odróżnieniu od Lorasa, który jedynie się przyglądał.

W końcu udało im się zakończyć szkolenie. Danzel uśmiechnął się przyjaźnie do Kai'a -Mogę ci jakoś jeszcze pomóc w przygotowaniach?

- W zasadzie tak, jeśli chcesz — uniósł kąciki ust — Możesz pomóc mi z poduszkami. Trzeba je poukładać w głównej sali.

- A co ma robić Loras? - zapytał, wzdychając na wyraźnie niezadowolonego niewolnika.

- Może nam również pomóc, jeśli tylko chce. - odparł.

- Nie zamierzam się obijać i być nieprzydatny jak co po niektórzy — mruknął ten i poszedł za nimi.

- Nie mów tak, wszyscy tutaj pracują. Tylko każdy inaczej — uśmiechnął się.

- Mhm — zaczął sprzątać i wszystko układać nie chcąc myśleć o tym zadufanym w sobie chłopaku.

Ten co jakiś czas zerkał na niego, nie do końca rozumiejąc powód jego rozgniewania, jednak nie komentował już niczego, chcąc dać mu czas.

Każdy skupiał się na pracy przez resztę dnia. Łącznie z Eliotem, który w świetle księżyca na ułożonym na tarasie łożu, całował kark i plecy swojego Pana, z którego co jakiś czas wydobywały się jęki rozkoszy.

____________________________

Witajcie! 💓

Jak tam mija wam czas?
U mnie dość intensywnie i męcząco, ale jeszcze tylko kilka dni i ferie. 🌼

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top